Bałkany 2015 Bułgaria Rumunia

Balkan Orient Trip – Rumunia i Bułgaria

31 lipca 2015

Nasz Balkan Orient Trip trwa w najlepsze od 25 lipca. Po 5 dniach w podróży przez kawałek Polski, Słowację, Węgry, Rumunię i Bułgarię dotarliśmy do Stambułu. Jednak to nie jemu będzie poświęcony poniższy wpis. Dziś zapraszam Was na nasze rumuńsko-bułgarskie fotostory, w którym przybliżymy Wam, co działo się u nas w ostatnich dniach. A muszę przyznać, że działo się całkiem sporo.

Zacznijmy od tego, że w sobotę 25 lipca wyruszyliśmy o 4 rano z Kielc. Dzięki temu już po 20 byliśmy w rejonie Transalpiny w Rumunii. Po lekkich perturbacjach ze znalezieniem miejsca noclegowego na dziko, udało nam się rozbić namiot i wypić piwo pod rozgwieżdżonym, rumuńskim niebem.

Zachód słońca nad Transalpiną

Transalpina

Niedziela stała pod znakiem Transalpiny i przejazdu nią. Początkowo nie byliśmy zachwyceni tą trasą, w porównaniu do Transfogaraskiej, jednak szybko zmieniliśmy zdanie i według nas, obie drogi są godne uwagi.

Kianka autem pasterskim

Transalpina

Pokrętna Transalpina

Transalpina

Na końcówce Transalpiny

Transalpina

Wieczorem dotarliśmy do Bukaresztu, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg w hostelu The Cozyness Downtown Hostel, do którego dotarliśmy kilka razy objeżdżając centrum miasta, a przy tym grające, podświetlone fontanny. Było całkiem przyjemnie, ale i nerwowo zarazem, bo ciągle nie mogliśmy dotrzeć do celu. Ostatecznie jednak sztuka ta nam się udała.

Z samego rana wyruszyliśmy na zwiedzanie miasta – zajrzeliśmy do kilku parków (bo był tam cień), odwiedziliśmy Pałac Parlamentu (bo od wszechobecnych tam marmurów było chłodniej), następnie udaliśmy się do Parku Herăstrău, by odwiedzić skansen (tu powód było kilka, ale zasadniczo oboje lubimy skanseny).

Wieczorem świętowaliśmy urodziny Marka w Hanul Manuc, czyli dawnym karawanseraju, a następnie odwiedziliśmy nasze ulubione grające i podświetlone fontanny.

Nasze na swoj sposób ulubione fontanny w Bukareszcie

Bukareszt

We wtorek udaliśmy się z Bukaresztu do Konstanty, by zobaczyć ruiny dawnego kasyna, a przy okazji przyjrzeć się wielu innym ruinom w tym mieście. Zahaczyliśmy też o widokowe wybrzeże w okolicach Tuzli i pierwszy raz w życiu wykąpaliśmy się w Morzu Czarnym. Początkowy plan nocowania na dziko w Rumunii upadł po tym, jak najpierw nielegalnie, a później legalnie przekroczyliśmy granicę z Bułgarią. Ostatecznie tam udało nam się znaleźć nocleg oraz doświadczyć ataku komarów ludojadów.

Ruiny kasyna

kasyno konstanta

Środa w Bułgarii oczywiście nie mogła być leniwa. Przejechaliśmy przez praktycznie całe jej wybrzeże, zatrzymując się na dłużej w Yalacie, Kaliakrze oraz Nesebarze. Zamiast na dziko nocowaliśmy na jakimś gigantycznym i nie najtańszym campingu w Chernomorets.

Nad klifami Yalata

Yalata

Jedyne zdjęcie Nesebaru, na którym nie ma hordy ludzi, za to są mewy (które później usiłowały upolować drona, to już nie było takie fajne).

Nesebar

Czwartek to przejazd na sam koniec bułgarskiego wybrzeża, by pobawić się z falami na plaży Silistar. Dalsza część dnia to podróż z Bułgarii do Turcji, radosne przekraczanie bułgarsko-tureckiej granicy z czterema różnymi punktami kontrolnymi i tłumaczeniem, że to ja jestem enigmatycznym trzecim właścicielem Kianki (niech ktoś wytłumaczy durnym, polskim urzędom, że jak auto ma trzech właścicieli, to ten ostatni też powinien widnieć z imienia i nazwiska w dowodzie rejestracyjnym, a nie tylko jako numerek). Póki co Kiankę mam wpisaną razem z wizą w paszport i teoretycznie nikt nie powinien się czepiać (zobaczymy, jak będziemy wyjeżdżać z Turcji). Do Stambułu dotarliśmy całkiem sprawnie, pomijając wycofywanie się spod bramek na autostradzie, bo nie wiedzieliśmy, jak działa ich system opłat (teraz już wiemy – winietki kupuje się na poczcie lub wjeżdża na autostradę bez płacenia i płaci się w ciągu 3 dni, po tym terminie kwota do zapłaty zaczyna sobie rosnąć). Jazdę po samym mieście przemilczę na razie, bo był to koszmar, choć nie ja prowadziłam, a „jedynie” nawigowałam. Trauma na najbliższy czas mi pozostanie i na myśl o wyjeżdżaniu stąd robi mi się słabo.

Na plaży Silistar

LRG_DSC01809

Ale, żeby nie było, że kończę tak mało optymistycznym akcentem. Teraz czeka nas zwiedzanie Stambułu, na szczęście na piechotę 😀

TAG
POWIĄZANE WPISY