Warning: Creating default object from empty value in /wp-content/themes/journey/framework/options/core/inc/class.redux_filesystem.php on line 29
Bałkany 2013. Część 11 - dawno nas tu nie było, czyli znów w Czarnogórze - Bałkany według Rudej
Albania Bałkany 2013 Czarnogóra

Bałkany 2013. Część 11 – dawno nas tu nie było, czyli znów w Czarnogórze

18 lipca 2014

21 sierpień 2013

Po mocno nieprzespanej i burzowej nocy już o 6 jesteśmy na nogach. Jest pochmurno, a nad górami szaro i jakoś tak mało zachęcająco. Ogarniamy Kiankę i decydujemy się jechać do Czarnogóry. Najzabawniejsze jest to, że absolutnie nie planowaliśmy odwiedzania tego kraju. Nie mieliśmy ze sobą ani mapy, ani przewodnika, wielkie nic. Uznaliśmy, że Albania nie chce nas już na swoim terytorium, więc należy zmienić destynację.

Dalsze suszenie po wczorajszej burzy

Kianka

W miejscowości przed Koplikiem Marek kupuje najtańsze jak dotąd burki – 75gr za sztukę. Za pozostałe leki tankujemy Kiankę na stacji benzynowej przed przejściem granicznym w Hani Hotit. Granicę przekraczamy sprawnie, nikt niczego od nas nie chce. Warto podkreślić, że drogi ze Shkodry do Hani Hotit i droga z Hani Hotit do Podgoricy są dokończone i jedzie się nową trasą. Po albańskiej stronie jest to obwodnica omijająca mniejsze miejscowości, a w Czarnogórze znajdziemy nowiutki asfalt. W zeszłym roku trwał tam remont i z tego powodu było tam niezłe zamieszanie.

Na spokojnie zjeżdżamy do Podgoricy, gdzie chcemy złapać trochę darmowego wifi oraz przespacerować się po centrum stolicy. Parkujemy Kiankę blisko nowego mostu na Moracy i idziemy do centrum. Przechodzimy przez most i znajdujemy się na uliczce z licznymi knajpami i sklepami. Udaje nam się złapać darmowe i otwarte wifi. Marek sprawdza prognozy, według których na wybrzeżu ma być w miarę ładnie, ale w głębi kraju już niekoniecznie. Postanawiamy zaopatrzyć się w jakąś mapę kraju, żeby nie jeździć po omacku. W księgarni, na jaką udaje nam się trafić, nie mają zbyt dużego wyboru, więc bierzemy najdokładniejszą z map w cenie 5EUR. Robimy jeszcze zakupy w sklepie Rhoda i jedziemy na południe.

Most nad rzeką Moracą w Podgoricy

Most Podgorica

Naszym pierwszy celem jest Jezersky Vyrh w paśmie Lovocen, na który nie dotarliśmy w zeszłym roku z powodu zalegającego jeszcze śniegu. Za Cetinje wjeżdżamy na górską drogę wiodącą na Lovocen. Oczywiście jest wąska, kręta i prowadzi przez mocno urozmaicony teren. W pewnym momencie na czołowe zderzenie wyjeżdża nam zza zakrętu jakiś szalony taksówkarz, ale na szczęście dla wszystkich jakoś się wymijamy. Na przełęczy odbijamy w stronę Jezerskiego Vrhu. Na sam szczyt nie dało się podjechać z racji trwającego remontu, który dotyczył również samego Mauzoleum Njegusa znajdującego się na samej górze. Mimo wszystko wychodzimy wyżej, by rozejrzeć się po okolicy. Widok jest zacny, lecz mocno zamglony.

Lovocen

Lovocen

Radośni w Lovocenie

Lovocen

Pimki to czy Mózg?*

Lovocen

Zjeżdżamy drogą, która w zeszłym nie udało nam się przejechać. Jest węższa, niż trasa z Cetinje, dlatego należy być ostrożnym i jechać wolno. Po drodze zaglądamy na kilka punktów widokowych, z których rewelacyjnie widać Bokę Kotorską, która po prostu jest piękna. Niestety tym razem widoczność jest naprawdę słaba, a wszystko przysłania mgiełka. Co ciekawe, tuż przed kotorską starówką „zaparkował” gigantyczny wprost statek wycieczkowy.

Boka Kotorska i stateczek

Boka Kotorska

Kotor

Kotor

Jedziemy dalej, tym razem znaną nam już dobrze trasą z 25 serpentynami. Oczywiście zatrzymujemy się przy zakręcie nr 14, przy którym nocowaliśmy rok wcześniej. Robimy tam sobie popas a w naszym objazdowym menu są kanapki z kajmakiem. Nasz dalszy plan obejmuje poszukiwania jakiegoś campingu, by móc wyspać się na spokojnie pod namiotem. Początkowo za cel obieramy sobie Półwysep Lustica, jednak nie udaje nam się niczego znaleźć, co by chociaż wyglądało jak camping. Ostatecznie, w miejscowości Bigova odwiedzam sklep, by podpytać się miejscowych o to, gdzie możemy się udać. Dowiaduję się, że spory camping jest w miejscowości Jaz, przed Budvą. Postanawiamy się tam wybrać, po drodze zaopatrując się oczywiście w burki.

Pamiętny zakręt nr 14 😉

Boka Kotorska

Mój Albanin 😉

Albanin

Po dotarciu na miejsce okazuje się, że camping nie prezentuje się zbyt okazale, a do tego kręcą się tam tłumy plażowiczów nie będących mieszkańcami tego terenu. Plaża natomiast jest ładna i zadbana. Mamy wybór – jest część cała kamienista, kamienisto – piaszczysta, piaszczysta oraz miejsce dla nudystów (patrząc w kierunku morza, to najbardziej na lewo, za skałami). Koszt noclegu to 12,10EUR za naszą wesołą ferajnę. Nie mało, ale szczerze mówiąc nie mamy ochoty na dalsze poszukiwania, więc decydujemy się zostać. Szybko rozbijamy obozowisko i idziemy potaplać się w morzu. Woda jest zimna, a nad naszymi głowami ciągle latają samoloty. Warto dodać, że Zatoka Jaz leży idealnie na trasie zejścia samolotów lądujących na lotnisku w Tivat.

Zatoka i camping Jaz

Zatoka Jaz

Wieczorem idziemy na spacer wzdłuż plaży. Mijamy po drodze wypasioną knajpę Posejdon, schowaną w cieniu rozłożystych drzew. Docieramy również na plażę nudystów, jednak nie dołączamy do paru osób, które siedzą tam bez jakiegokolwiek odzienia. Resztę wieczoru spędzamy siedząc na plaży i pijąc piwko. Oczywiście mimo późnej pory czynne są sklepiki i puby oferujące drinki i przekąski.

Wieczorny spacer

JAz

Zatoka Jaz i samolot lecący do Tivat

Zatoka Jaz

* Z Markiem mamy dwa koty, a dokładniej dwa biało-rude kocury, które wabią się Pimki i Mózg. Kiedyś nazywali się inaczej, ale po tym, gdy wterynarz odkrył, iż mają jajeczka i są chłopcami, byliśmy zmuszeni nadać im nieco bardziej męskie imiona. Marek wpadł na Pimkiego i Mózga i tak już zostało. Dobrze, że nasze kocury nie wiedzą, że ich imiona pochodzą od dwóch szczurów. W każdym razie, na Bałkanach ciągle spotykaliśmy biało-rude kociaki, dzięki czemu trochę mniej tęskniliśmy za naszymi wariatami 😉

TAG
POWIĄZANE WPISY