Albania Bałkańskie Wyprawy Bałkany 2014 Macedonia

Bałkany 2014. Część 13 – Dardha, Korcza i… Macedonia

19 stycznia 2015

21 sierpień 2014 Albania i Macedonia

Camping na Farmie Sotira jest wyjątkowo przyjemnym miejscem. Rano możemy w pełni docenić urok tego miejsca. Jest schludnie, są przygotowane wiatki, pod którymi można na spokojnie usiąść i przygotować/zjeść śniadanie, co oczywiście zaraz po przebudzeniu czynię. Szemrze woda, szumią drzewa, z oddali dobiega rżenie koni (na farmie hodowane są również konie; można wykupić lekcję jazdy lub też udać się na końskim grzbiecie na wycieczkę po okolicznych pagórkach). Po śniadaniu Marek idzie się taplać w basenie, ja natomiast nadrabiam zaległości piśmiennicze. W sumie dziś nigdzie się nam nie spieszy, choć czeka nas pewna misja. A mianowicie odnalezienie asfaltowego jeziora. Podobno w Albanii, w okolicy Jeziora Prespańskiego znajdują się naturalne złoża asfaltu. Niestety, choć kilka źródeł wskazuje na to miejsce, żadne nie jest na tyle dokładne, by podpowiedzieć nam, gdzie mamy szukać. Ale o tym za chwilę.

Na Farmie

Farma Sotira

ryby Farma SotiraTuż przed odjazdem Marek łapie właścicielkę campingu, aby uregulować opłatę za nasz pobyt. Okazuje się, że nocleg dla dwóch osób, pod namiotem kosztuje tyle samo, co porcja grillowanej ryby w restauracji, czyli 5EUR. Byliśmy przygotowani na wyższą sumę, gdyż tak twierdziła strona internetowa Farmy. Niemniej jednak takie zaskoczenia to my lubimy!

Wyruszamy zatem w dalszą drogę. Naszym pierwszym celem jest Korcza, w której chcemy dokonać ostatnich zakupów, aby wydać resztę leków przed wjazdem do Macedonii. Trasa, którą jedziemy jest wyjątkowo kręta, ale też bardzo widokowa – otaczają nas niewielkie wzgórza, pokryte dość gęsto skałami i niskopienną roślinnością. Rozważamy zawitanie w Voskopje, które reklamuje się jako albański ośrodek sportów zimowych. Za Erseke jednak Marek dostrzega drogowskaz na inną narciarską miejscówkę, a mianowicie Dardhę. Postanawiamy więc udać się najpierw tam. Droga początkowo wiedzie wśród domostw, by później wjechać w wąski przesmyk pomiędzy skalistymi zboczami. Następnie wije się dość mocno do góry, wśród absolutnego pustkowia – są tylko góry, drzewa i skały. W pewnym momencie naszym oczom ukazuje się wyciąg narciarski. Cóż, jest to obiekt dość archaiczny, a sam stok mało imponujący jak na to, że wokół same góry i naprawdę można było wybrać inne miejsce. Zostawiamy stok narciarski i jedziemy do Dardhy licząc, że tam będzie nieco bardziej „nowocześnie”, w szczególności, że reklamowała się jako „ski area”.

Po ok. 10min docieramy do miejsca z tabliczką oznajmiającą początek miejscowości oraz drogowskazami kierującymi na kościół i „ski area”. W ich pobliżu znajduje się parking, na którym porzucamy Kiankę i postanawiamy pieszo zwiedzić miasteczko. Jest ono urokliwe, zadbane i pięknie położone, lecz nigdzie nie znaleźliśmy niczego, co by wyglądało jak stok narciarski. Jest za to kilka hoteli, kilka tawern, piękny kościół. św. Jerzego, nieczynne muzeum oraz tabliczki informujące, że powstał tam pierwszy wyznakowany szlak turystyczny w okręgu Korczy. Poprowadzony jest on wokół samej miejscowości. Niestety nie dysponujemy czasem, żeby go przetestować, ale sądzimy, że jest godny uwagi. Warto dodać, że przyjeżdża do Dardhy sporo Greków, Macedończyków, jak i samych Albańczyków. Okupują lokalne tawerny, w których już od 12 jest pełno. Widać, że wśród lokalnych mieszkańców miejsce to cieszy się sporą popularnością. Spacerujemy chwilę po Dardhdzie i nawet spotykamy na naszej drodze auto z nartami na dachu. Uznaliśmy, że jest to swoisty żart któregoś z lokalsów.

Dardha Scenic Trail – pierwszy wyznakowany szlak w okręgu Korczy.

Dardha

Kościół Świętego Jerzego

_DSC6245

_DSC6246

Żart, czy rzeczywiście Dardha przyciąga amatorów biegówek?

Dardha

Reklama jednej z bardziej obleganych tawern.

Dardha

Ruszamy w drogę powrotną do głównej trasy. Marek upiera się, by koniecznie zatrzymać się koło stoku narciarskiego. Jego teren jest ogrodzony, ale z boku, przy małej skarpie da się tam wdrapać. Gdy stajemy tuż obok dolnej stacji orczykowego wyciągu, spod jednego ze słupów wychodzi „mama husky” pilnująca swoich młodych. Nie szczekała, tylko nam się czujnie przyglądała. Ja jednak postanawiam się wycofać, żeby nie wkurzyć psiej mamy. Niezrażony Marek zostaje nieco dłużej i fotografuje ten cud albańskiej techniki wyciągowej.

Pięknej urody stok narciarski w okolicy Dardhy.

albania stok narciarski

ratrak Albania

Jedziemy do Korczy. Od Dardhy nie mamy już do niej tak daleko. Naszym głównym celem jest zobaczenie tamtejszej nowej i okazałej katedry. W centrum miasta wita nas remont skrzyżowania, od którego odbija główny deptak św. Jerzego. Od pana na stacji benzynowej dowiadujemy się, że nie będziemy mogli dojechać autem pod samą katedrę (co jak się później okazało nie było prawdą, bo opuszczając Korczę przejeżdżamy u jej stóp). Postanawiamy jednak nie kombinować i tracić czasu na zbędnym kręceniu się po nieznanym mieście i parkujemy w pobliżu deptaka. Wszędzie są znaczki, że od 8 do 16 odholowywane są stąd auta. Wszyscy jednak parkują, więc postanawiam iść w ślady miejscowych. Po horyzont nie widać parkingowych, więc ufamy, że nie wywiozą samochodu turystów.

Do katedry docieramy pieszo, głównym deptakiem. Budowla rzeczywiście jest okazała, ma dwie wieże i sporą kopułę nad główną nawą oraz pomalowana jest w jasne barwy. Kiedy jednak wejdzie się do jej wnętrza, to już nie wydaje się być tak olbrzymia. Katedra jest przyszykowana na zbliżający się ślub (lub były to pozostałości po jakimś ślubie), gdyż w środku udekorowana jest białym tiulem i białymi, sztucznymi różami. Ściany katedry zdobią wizerunki świętych. Ja fotografuję się ze św. Olgą, Marek niestety nie ma z kim zrobić sobie zdjęcia.

Katedra w Korczy

Korcza

Korcza

Pierwsza szkoła w Albanii założona była właśnie w Korczy!

Korcza szkoła

Pomnik edukacji

Korcza

Znaki drogowe bywają w Albanii naprawdę bardzo zabawne 😉

AlbaniaPo pobycie w katedrze udajemy się do pizzerii Alfa (przy samym deptaku), w której jemy przepyszną pizzę cztery sery. Po posiłku, kupujemy za ostatnie leki koniak Skanderbega i rakię. Wyjeżdżamy z Korczy i kierujemy się do przejścia granicznego przy Prespańskim Jeziorze, pamiętając o naszej misji odnalezienia źródeł naturalnego asfaltu. Wszędzie można znaleźć informacje, że Albania jest jednym z trzech tego typu miejsc na świecie. W trakcie poszukiwań jakiś konkretów dochodzimy do wniosku, że albo jest to urban legend, albo jezioro asfaltowe jest skrzętnie ukryte przed niepowołanymi osobami. Zasadniczo oprócz okolic Jeziora Prespańskiego źródła wskazywały również na okolice Vlory. Ta druga miejscówka mogłaby być bardziej prawdopodobna, gdyż kilkadziesiąt kilometrów od tego nadmorskiego miasta znajdują się złoża ropy. Jadąc drogą na przejście graniczne pilnie się rozglądamy, mając nadzieję zobaczyć strzałkę, która pokieruje nas do tego ciekawego miejsca z asfaltem. Niestety nic z tego. Naturalnych źródeł asfaltu brak.

Żegnamy się powoli z Albanią

Albania pola

Jezioro Prespańskie

Jezioro Prespańskie

Przekraczamy granicę z Macedonią. Albański pogranicznik sprawnie sprawdza nasze paszporty, natomiast Macedończyk jest nawalony jak szpadel, sam nie wie, czego od nas chce i ogólnie bełkocze coś sobie po angielsku. Ostatecznie jednak pozwala nam wjechać w granice Macedonii. Tam kierujemy się na znaną nam z 2013 roku drogę przez Galicicę, łączącą dwa jeziora – Prespańskie i Ochrydzkie. Na trasie tej nie kręci się zbyt wiele aut, żeby nie powiedzieć, że jest praktycznie pusto. Gdy docieramy na przełęcz, nad Jeziorem Ochrydzkim, podejmujemy ulokowanego tam kesza. Jest to zarazem nasz trzeci kesz na Bałkanach, a pierwszy w Macedonii. Zostawiamy tam jednego z Travel Bugów, a zabieramy kolejnego, którego zastajemy na miejscu.

Z keszem, w tle Jezioro Ochrydzkie

geocaching

Mroczne jezioro

_DSC6338

Zjeżdżamy do trasy wiodącej wzdłuż jeziora i jakieś jest nasze zdziwienie, gdy trafiamy na punkt poboru opłat, którego jeszcze w 2013 roku nie było. Owszem, Galicica jest parkiem narodowym, ale liczyliśmy na to, że wyjeżdżając z jej terenu nie będziemy musieli płacić. Nic z tego, zostaliśmy poproszeni o uiszczenie opłaty w wysokości 140 macedońskich denarów. Wszystko fajnie, ale ich nie mieliśmy, więc jesteśmy lżejsi o 2EUR, które na szczęście wielką fortuną nie jest.

Jedziemy w stronę campingu Elsani, na którym nocowaliśmy w 2013. Po drodze szukamy bankomatu, ale od miejscowych dowiadujemy się, że najbliższy jest dopiero w Ochrydzie. Przed zameldowaniem się na campingu robimy małe zakupy, po czym jedziemy do Elsani. Na szczęście można tam płacić kartą, więc nie musimy śmigać do Ochrydy. Koszt za naszą dwójkę (trójkę licząc Kiankę) to 430 dinarów. Rozbijamy się w znanym nam już miejscu, obok tym razem nie działającej restauracji. Oprócz nas biwakuje tam czwórka młodych Niemców oraz dwa gigantyczne włoskie campery. My szybko się ogarniamy i lecimy na plażę. Z racji tego, że strasznie wieje, na jeziorze tworzą się naprawdę imponujące fale. Woda ma przyjemną temperaturę, więc we dwójkę taplamy się w niej aż do zachodu słońca. Wieczór spędzamy analizując naszą drogę powrotną do kraju i szukając campingu tranzytowego w Serbii. Znalazłam! Miał świetne opinie i w ogóle. Następnego wieczora miałam się dowiedzieć, że nie zawsze czytam ze zrozumieniem 😉

„Romantica” nad Jeziorem Ochrydzkim

DCIM100GOPRO

TAG
POWIĄZANE WPISY