Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-includes/pomo/plural-forms.php on line 210

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-content/plugins/wp-super-cache/wp-cache-phase2.php on line 1167

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 77

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 87

Warning: Creating default object from empty value in /wp-content/themes/journey/framework/options/core/inc/class.redux_filesystem.php on line 29

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Beskidy – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl Subiektywne spojrzenie rudej i Marka na Bałkany, podróże i nie tylko! Thu, 07 Jun 2018 07:00:36 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.6 http://balkany.ateamit.pl/wp-content/uploads/2014/12/DSC09337-5497cfcbv1_site_icon-32x32.png Beskidy – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl 32 32 80539066 Górski panieński, czyli spacerem po Beskidach http://balkany.ateamit.pl/gorski-panienski-czyli-spacerem-po-beskidach/ http://balkany.ateamit.pl/gorski-panienski-czyli-spacerem-po-beskidach/#comments Mon, 08 Jun 2015 07:22:28 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=4257 Alternatywa dla Wieczoru Panieńskiego? Górski Panieński, w sercu Beskidów!

Post Górski panieński, czyli spacerem po Beskidach pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
To fakt – wychodzę za mąż. Niemniej jednak nie do końca przypuszczałam ile spraw związanych jest z tym przedsięwzięciem. Większość na szczęście zostało ogarniętych dość bezboleśnie, część wymagała większego nakładu energii, a czasem nerwów. Jest jeden aspekt brania ślubu, którego chciałam w jakiś sposób uniknąć. PANIEŃSKI. Zasadniczo jestem totalnie na ANTY względem takiej imprezy. Wystarczyło mi być na niej raz, na trzeźwo, jako fotograf i od tamtej pory mam traumę (bardzo głęboką traumę). Dlatego, gdy wraz z Tomaszem (którego znacie z wyprawy Bałkany 2010) oraz jego dziewczyną Danką planowałam mój pseudo panieński, łudziłam się, że moja świadkowa nie wpadnie na szatański pomysł zorganizowania mi tego przedślubnego wieczoru. Świadkowa jednak nie byłaby sobą, gdyby o tym zapomniała i na parę dni przed wyjazdem w góry poinformowała mnie, że mój panieński się odbędzie. Nie powiem, bym była tym faktem mocno uradowana, ale dopóki nikt nie każe mi rzeźbić penisów z ogórka, to może jakoś przeżyję.

No dobra, ale zostawmy ten temat, miało być w końcu o górach. Ustalone zostało, że wyruszamy w Beskidy, a dokładniej w stronę Rysianki, później uderzamy na Pilsko i ewentualnie może  gdzieś dalej. Początkowo mieliśmy tę trasę przejść jednego dnia, ale pogoda dość szybko ustaliła nam swój plan działania. W sobotę (30.05.15) docieramy pociągiem z Katowic do Rajczy. Na termometrach na pewno było grubo powyżej 20 stopni. Pierwsze podejście i pot ciurkiem leje się nam po plecach. Gdy docieramy do jakiegoś większego cienia, zostajemy w nim na dłużej, by nieco ochłodzić nasze przegrzane termostaty. Co by jednak nie mówić, pogoda jest piękna, a widoki cudne. Jest to o tyle ciekawe, że kiedy rano (koło 7) wyjeżdżaliśmy z Katowic, padał deszcz i było dość szaro.

Poranny widok

Rajcza

Gdy wyruszamy w dalszą drogę gubimy szlak. Ale dzięki temu trafiamy do dwóch, urokliwych drewnianych chat. Przez przypadek mamy więc „szlak architektury drewnianej”, więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Właściwą drogę znajdujemy po chwili, dzięki czemu mozolnie wspinamy się stromą ścieżką.

Nasz przypadkowy szlak architektury drewnianej

Beskid Żywiecki

Beskid Żywiecki

Beskid Żywiecki

Dalej kierujemy się na Redykalny Wierch, omijając Halę Boraczą. Gdy maszerujemy w stronę schroniska na Hali Lipowskiej dostrzegamy ciemną chmurę, która nadciąga od strony północy. Ja radośnie stwierdzam, że deszcz nam jeszcze długo nie grozi, bo przecież chmura jest daleko. Po pięciu minutach zaczyna kropić, a po jakiś 7 lać. Generalnie raczej nie nadaję się na meteorologa ani na pogodynkę. Na szczęście mamy się gdzie schronić. Pakujemy się do niewielkiej bacówki, w której Danka i Tomasz spędzili sylwestra. Budyneczek ma wyjątkowo niewielką powierzchnię, można w nim tylko siedzieć. Po chwili deszcz przestaje padać, lecz burza nadal gdzieś pomrukuje.

Na chwilę przed burzą

Redykalny wierch

Tomasz zarządza wymarsz i zaszycie się w schronisku na Hali Lipowskiej. Gdy tam docieramy, burza znów nieco bardziej się rozkręca. My w tym czasie sączymy piwo. Gdy w naszych szklanicach widać dno, wyruszamy do schroniska na Rysiance. Po 10 minutach jesteśmy na miejscu.

Widok z Rysianki

Rysianka

Oczywiście burza znów nam towarzyszy i nieco groźniej pomrukuje nad naszymi głowami. Uciekamy więc do schroniska, gdzie oczywiście zasiadamy przy piwie oraz decydujemy się na obiad. Ja spełniam moje małe marzenie, czyli pałaszuję pierogi z jagodami. Potrawa ta kojarzy mi się z górami, dzieciństwem oraz wakacjami. Jednym słowem z czystą przyjemnością. W międzyczasie zaczyna ostro lać, a po chwili wychodzi tęcza. Tomasz z Danką biegną na zewnątrz, ja zaś zostaję z naszym majdanem i fotografuję przez okno. Odbywam też fascynującą rozmowę na temat aparatów Sony i dedykowanych do nich obiektywów. Gdy Danka i Tomasz wracają, zaczynamy rozpracowywać butelkę wiśniówki, którą zakupiliśmy w Rajczy.

W trakcie burzy

Rysianka

fot. Tomasz Fryźlewicz

fot. Tomasz Fryźlewicz

Pogoda się poprawia, więc wyruszamy na nocleg. Schodzimy na przełęcz poniżej Rysianki. Zaczyna ostro wiać, a nam towarzyszą dwa psy, podobne do border collie. Widzieliśmy je wcześniej przed schroniskiem, ale myśleliśmy, że do kogoś należą. Doszliśmy jednak do wniosku, że to takie górskie psiaki, które należą tylko do siebie samych. Jeden z nich nas zostawia, a drugi, nieco mniejszy towarzyszy nam aż do momentu, w którym kładziemy się spać. Wieczór spędzamy na fotografowaniu zachodu słońca oraz na dalszym spijaniu wiśniówki. Dość szybko kładziemy się spać.

Zachodnie fotogrfowanie

Beskid Żywiecki

Beskid Żywiecki

Beskid Żywiecki

Beskid Żywiecki

fot. Tomasz Fryźlewicz

fot. Tomasz Fryźlewicz

Niestety równie szybko nasze kręgosłupy odczuwają nierówność terenu, na którym leżymy. Rano jest jeszcze zabawniej, gdy trzeba się z namiotu wytoczyć. Na szczęście pogoda znów jest piękna, więc motywacja do szybkiego ogarniania jest równie duża. Wracamy na Rysiankę, gdzie jemy śniadanie mistrzów, czyli drożdżówki z jagodami. Niestety zanim wpadłam na pomysł zrobienia zdjęć, bułki były już dawno zjedzone. Generalnie musicie spróbować rysiankowych jagodzianek 🙂

Wyruszamy na Pilsko. Temperatura jest nieco niższa niż dani poprzedniego, więc całkiem sprawie docieramy na Halę Miziową. Akurat pod schroniskiem trwa msza święta (msze odbywają się tam w każdą niedzielę o 12). Ta dodatkowo uświęca jubileusz ponad 100 lat jednego z oddziałów PTTK.

W foto-szale

fot. Tomasz Fryźlewicz

fot. Tomasz Fryźlewicz

Na Hali Miziowej

Hala Miziowa

Siadamy na chwilę w schronisku i choć motywacja do dalszego trekingu spada, to ostatecznie mobilizujemy się do zdobycia Pilska. Żółtym szlakiem maszerujemy na górę. Początkowo droga wspina się stromo po lesie, by następnie meandrować wśród kosodrzewiny. Kiedy docieramy na sam szczyt Pilska, jest tam dość pusto. Ale po chwili stan ten ulega zmianie i robi się nieco bardziej tłoczno. Niemniej jednak widoki są piękne, choć widoczność nie jest perfekcyjna. Wygrzewamy się tam chwilę w promieniach słońca, ale gdy czas zaczyna nas gonić, żegnamy się z Pilskiem i rozpoczynamy drogę na dół.

Na Pilsku

Pilsko

Pilsko

Pilsko

Śniadanie mistrzów 😉

Pilsko

Schodzimy do Korbielowa, trasą wzdłuż wyciągów. Rozciąga się stamtąd piękna panorama na Babią Górę oraz Korbielów i okolice. Gdy schodzimy do samej miejscowości okazuje się, że nie bardzo wiadomo, kiedy odjeżdża stamtąd jakikolwiek autobus. Po prawie godzinie czekania i próbach złapania stopa w końcu pojawia się busik, który zawozi nas do Żywca. Niestety przystanek ma z dala od dworca kolejowego, stąd też pomimo szczerych chęci, spóźniamy się na pociąg jakieś 4 minuty. Po tym fakcie następuje farsa pt. „Znajdźmy jakiś czynny lokal w Żywcu.” W promieniu kilometra od dworca wszystko jest zamknięte, a jedyna czynna knajpa od wejścia nas odstrasza. Ostatecznie robimy małe zaopatrzenie w Żabce i pałaszujemy kanapkowy obiad na dworcowej hali. Po 19 wyruszamy do Katowic.

Przy okazji dochodzimy do wniosku, że górale nie powinni się dziwić, iż turyści coraz mniej licznie przyjeżdżają w góry. Skoro o turystów się nie dba, to dlaczego mieliby tam zostawiać swoje „dutki”? Transport pomiędzy górskimi miejscowościami kuleje – nikt nic nie wie, brak rozkładów jazdy. W turystycznym mieście, jakim jest Żywiec, w niedzielę, po godzinie 17, w okolicach dworca nie ma żadnej czynnej kawiarni czy restauracji, w której można by było posilić się przed podróżą. Takie wydawałoby się proste kwestie, a mogą uprzykrzyć życie osób, które zdecydują się spędzić swój czas w tym regionie. A górale uważają, że skoro są góry, to ludzie powinni w nie bezwarunkowo i bezrefleksyjnie przyjeżdżać. Problem w tym, że to już tak nie działa i ludzie wolą pojechać tam, gdzie się o nich dba, gdzie infrastruktura jest rozwinięta lub ciągle się rozwija.

Ale… wróćmy do meritum, czyli do naszego górskiego weekendu. Generalnie był to wyjątkowo lajtowy wyjazd. Mój ostatni, panieński wypad w góry. Za niecałe dwa tygodnie będę już bowiem mężatką, co w tym momencie brzmi dość abstrakcyjnie. W każdym razie z tego miejsca chciałabym podziękować Tomaszowi i Dance za super towarzystwo, rozmowy, treking i pomoc w realizacji planu zdobycia Pilska. Miałam bowiem z tą górą swoje osobiste porachunki z zimy, kiedy nie wlazłam na jej szczyt. Generalnie było super i mam nadzieję, że przygarniecie mnie jeszcze nie jeden raz na jakiś wspólny, górski wypad 🙂

Post Górski panieński, czyli spacerem po Beskidach pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/gorski-panienski-czyli-spacerem-po-beskidach/feed/ 16 4257
Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 9 – Klimczok, Szyndzielnia i pożegnanie z górami http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-9-klimczok-szyndzielnia-i-pozegnanie-z-gorami/ http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-9-klimczok-szyndzielnia-i-pozegnanie-z-gorami/#respond Fri, 07 Feb 2014 14:31:29 +0000 http://podrozerudej.wordpress.com/?p=154 6.01.204 Górskie Trzech Króli Niestety musimy już pożegnać gościnny Koniaków. Generalnie cały pobyt w tej beskidzkiej miejscowości był bardzo udany. A nasza kwatera jest godna polecenia, także jakby ktoś poszukiwał noclegu w tych okolicach, to służę pomocą. Wstajemy dość wcześnie (jak na to, że do tej pory wstawaliśmy między 9 a 10) i pakujemy nasz […]

Post Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 9 – Klimczok, Szyndzielnia i pożegnanie z górami pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
6.01.204 Górskie Trzech Króli

Niestety musimy już pożegnać gościnny Koniaków. Generalnie cały pobyt w tej beskidzkiej miejscowości był bardzo udany. A nasza kwatera jest godna polecenia, także jakby ktoś poszukiwał noclegu w tych okolicach, to służę pomocą.

Wstajemy dość wcześnie (jak na to, że do tej pory wstawaliśmy między 9 a 10) i pakujemy nasz cały dobytek, a trochę tego jest. Żegnamy się z naszym gospodarzem i ruszamy na ostatni podczas tego wyjazdu trekking. Pogoda jest jak marzenie, więc tym bardziej chcemy wykorzystać tych kilka godzin, jakie zostały nam w górach.

Widokowo

BeskidyKierujemy się w stronę Szczyrku. Mijamy senne miejscowości, które ożywają jedynie w okolicach kościołów. Widoki są piękne i aż nie chce się wracać do domu. Docieramy do samego Szczyrku, zwanego niegdyś zimową stolicą Polski. Cóż po zimie w sumie nie ma ani śladu i tak naprawdę czujemy się, jakby był początek wiosny.

Zostawiamy Kiankę w okolicy Świniorki. Idziemy najpierw zielonym szlakiem, z którego odbijamy w stronę Chaty Wuja Toma. Z polany powyżej Chaty rozciąga się piękny i klimatyczny widok na Skrzczne. Wchodzimy na czerwony szlak, którym wspinamy się w stronę Klimczoka. Ścieżka nas trochę irytuje, gdyż poprowadzona jest kompletnie na wprost, co w lejącym się z nieba „ukropie” sprawia, iż pot ciurkiem płynie nam po plecach. Temperatura panująca tego dnia w górach oscylowała między 10 a 15 stopni. Zima???

Polana nad Chatą Wuja Toma

SkrzycznePo pewnym czasie nasz szlak zaczyna trawersować, a naszym oczom ukazują się Tatry. Mimo znacznej odległości, jaka nas od nich dzieli, widać je całkiem dobrze. Wygrzewamy się chwilę na słonku. Po tym krótkim odpoczynku docieramy na Klimczok. Na jego stoku leżą resztki śniegu, a po okolicy kręci się trochę turystów.

Odpoczynek

BeskidyRuda i Tatry

na KlimczokuNa samym szczycie Klimczona odszukujemy kesza, który jest dość mocno ubłocony, więc w efekcie jestem ubabrana po łokcie.

http://www.geocaching.com/geocache/GC4KJD2_klimczok

drzewaIdziemy w stronę Szyndzielni. Na czerwonym szlaku jest wyjątkowo tłoczno. Ale w sumie nie ma się co dziwić, pogoda zachęca do górskich spacerów. Jedynym problemem, jaki spotykamy na szlaku, jest dość spore oblodzenie i musimy cały czas uważać, by nie zaliczyć padu płaskiego.

Powyżej schroniska na Szyndzielni ulokowany jest kolejny na naszej trasie kesz. Poszukiwania idą nam topornie, ale dopiero po przeczytaniu podpowiedzi, wiemy, gdzie tak naprawdę mamy szukać.

Martwa natura z keszem, wizja Marka

geocachinghttp://www.geocaching.com/geocache/GC4Q7W5_szyndzielnia

Opuszczamy Szyndzielnię i drogą na skróty, przez stromy, ośnieżony stok do następnego kesza. Offroad pozwala nam zaoszczędzić trochę czasu, a skrytkę znajdujemy tym razem bez najmniejszego problemu.

http://www.geocaching.com/geocache/GC4KJ88_zrodlo-bialej

Wracamy zielonym szlakiem w okolice Klimczoka. Przy schronisku kręci się tłum ludzi, a w samym budynku jest istny armagedon. Pijemy herbatkę i chwilę przyglądamy się temu, co wokół nas się dzieje.

Jesień? Wiosna?

BeskidyIdziemy jeszcze do jednej skrytki, położonej przy Magurze. Niestety leży tam sporo śniegu i pomimo dość szczegółowych poszukiwań, nie udaje nam się jej odnaleźć.

http://www.geocaching.com/geocache/GC4214P_magura-eswu

Opuszczamy powoli góry, schodząc do Kianki zielonym szlakiem. Droga jest wyjątkowo szeroka i jeszcze bardziej błotnista. Po dotarciu do auta, ruszamy w stronę Warszawy.

Mieliśmy w planach, by jeszcze zajechać po drodze do Kozubnika, lecz robi się coraz później , a chcemy dotrzeć do domu o jakiejś ludzkiej porze.

I tak oto zakończył się nasz sylwestrowo – noworoczno – geocachingowy, wiosenny wypad. Zasadniczo, mimo iż nie pojeździliśmy na nartach, to spędziliśmy czas aktywnie, odkrywając nowe miejsca w Beskidach. Oprócz tego kompletnie wkręciliśmy się w geocaching, który stanie się naszym stałym dodatkiem do podróży i wycieczek.

Post Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 9 – Klimczok, Szyndzielnia i pożegnanie z górami pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-9-klimczok-szyndzielnia-i-pozegnanie-z-gorami/feed/ 0 2560
Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 8 – Równica oraz czeskie keszowanie http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-8-rownica-oraz-czeskie-keszowanie/ http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-8-rownica-oraz-czeskie-keszowanie/#comments Wed, 05 Feb 2014 17:37:51 +0000 http://podrozerudej.wordpress.com/?p=137 4.01.2014 Górska, beskidzka włóczęga Z rana, Marek znów ambitnie postanowił udać się na Złoty Groń, by pojeździć na nartach w resztkach leżącego tam śniegu. Ja uznałam, że kolejny, błotnisty spacer po tamtej okolicy niezbyt mnie kusi. Zostaję zatem na kwaterze i po paru minutach siedzę praktycznie za oknem i fotografuję mglisto – świetlisty spektakl, rozgrywający […]

Post Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 8 – Równica oraz czeskie keszowanie pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
4.01.2014 Górska, beskidzka włóczęga

Z rana, Marek znów ambitnie postanowił udać się na Złoty Groń, by pojeździć na nartach w resztkach leżącego tam śniegu. Ja uznałam, że kolejny, błotnisty spacer po tamtej okolicy niezbyt mnie kusi. Zostaję zatem na kwaterze i po paru minutach siedzę praktycznie za oknem i fotografuję mglisto – świetlisty spektakl, rozgrywający się na okolicznych wzgórzach.

Widok z okna kwatery 

KoniakówWraca Marek, więc pakujemy się w Kiankę i jedziemy do Ustronia, a następnie wąską, krętą lecz asfaltową drogą na Równicę. Wjechanie w okolicę Równicy kosztuje jakieś 7zł, więc jeszcze bez tragedii. Kręci się tam sporo osób, bo pogoda choć może nie najpiękniejsza, mogła sprzyjać spacerom. My oczywiście mamy w tej okolicy parę, keszowych interesów.

Pierwszą skrytkę odnajdujemy pod szczytem Równicy. Mimo, że gps strasznie głupieje pod wysokimi drzewami i ciągle pokazuje, że choć stoimy w miejscu to się dość szybko przemieszczamy, to Markowi udaje się zauważyć jakieś wyjątkowo podejrzane miejsce. http://www.geocaching.com/geocache/GC2RHG4_rownica-peak Szybki wpis do logbooka i ruszamy w dalszą drogę, tym razem niebieskim szlakiem, wiodącym grzbietem pasma z Równicy na Orłową.

Widok z Równicy

widok z RównicySpacer jest wyjątkowo przyjemny. Zawsze lubię wędrówkę grzbietami, gdyż można pokonywać całkiem spore dystanse i się przy tym zbytnio nie namęczyć. Góry wokół nas wyglądają dość dziwnie. Ani to jesień, ani zima, ani przedwiośnie. Ot taki stan zawieszenia.

Kolejny kesz z łatwością znajdujemy na Beskidku, skąd widać Równicę, lecz warunki atmosferyczne nie sprzyjają zbytnio fotografowaniu.

http://www.geocaching.com/geocache/GC2RFEV_beskid-slaski-beskidek

Z bardzo jednoznacznie wyglądającym pieńkiem

BeskidekDalej, bardzo błotnistą i stromą drogą wspinamy się na Orłową. W zeszłym roku przeciągnęłam tędy (tyle, że w drugą stronę) dwójkę moich znajomych. Generalnie myślałam, że mnie zabiją gołymi rękami, gdyż zrobiliśmy trasę z Brennej przez Salmopol, Trzy Wisły i Orłową na Palenicą. Dodam jeszcze, że było 30 stopni, a my mieliśmy za sobą tylko parę godzin snu (tego dnia o 4 rano wyjechaliśmy ze stolicy, by móc mieć na spokojnie cały dzień w górach). Zasadniczo ja czułam się wyśmienicie, bo jestem przyzwyczajona do tego typu eskapad, lecz moi znajomi, których niniejszym pozdrawiam, mieli chęć mordu wymalowaną na twarzach.

Na Orłowej cisza, spokój i te opustoszałe budynki. Któryś raz się zastanawiam, czemu takie fajne obiekty, położone w tak cudownym miejscu, stoją i nikomu/niczemu nie służą. Kiedyś działało się tu prywatne schronisko – Chata na Orłowej, jednak od pewnego czasu jest nieczynne.

http://www.geocaching.com/geocache/GC2RFF0_beskid-slaski-orlowa

Idziemy dalej, do ostatniego na dziś kesza w tym paśmie. Również znajdujemy go bez większego problemu, mimo iż kręci się tam kilku drwali i paru turystów. Szybki wpis do logbooka, gdyż robi się wyjątkowo chłodno i tą samą drogą wracamy na Rwónicę.

http://www.geocaching.com/geocache/GC2RFF0_beskid-slaski-orlowa

Kiedy docieramy do Kianki stwierdzamy, że warto by było odnaleźć jeszcze jedną skrytkę, która zlokalizowana była nieco poniżej Równicy. Nie przewidzieliśmy jedynie tego, że trzeba będzie zejść dość stromo w dół. Poszukiwania kesza idą nam topornie, ale ostatecznie po kilku próbach jego zlokalizowania, udaje nam się ta sztuka.

http://www.geocaching.com/geocache/GC2QN7J_lesny-kosciol-kamien-na-rownicy

Powrót na parking, był dla mnie wyjątkowo mozolny, gdyż jakoś nogi nie bardzo chciały współpracować i wdrapywać się pod górę.

Zjeżdżamy z Równicy do Ustronia, gdzie do kameralnej, niewielkiej karczmy, udajemy się na pyszny obiad. A po posiłku mały, keszowy spacer po Ustroniu. Mimo panującego, lekkiego mrozu, udaje nam się znaleźć to, co chcemy oraz spalić trochę poobiednich kalorii.

http://www.geocaching.com/geocache/GC35MHC_zrodlo-zelaziste

http://www.geocaching.com/geocache/GC36316_ustron-zawodzie

5.01.2014 Przedostatni dzień w Beskidach

Rano, postanawiamy wybrać się znów do Czech, by tam trochę pospacerować i poszukać kilku skrytek. Pogoda znów nie jest jakoś wybitnie rewelacyjna, ale trzeba korzystać z każdego dnia w górach.

Naszym pierwszym celem jest najbardziej wysunięty na wschód kraniec Czech. Drogą, wiodącą prosto z przejścia granicznego dojeżdżamy do miejsca, gdzie rozpoczyna się ścieżka dydaktyczna, prowadząca do Nejvýchodnější bod ČR. Porzucamy Kiankę obok kosza na śmieci, który miał drewniane stopy (nie, nie miałam omamów) i idziemy ładnie uporządkowaną ścieżką. Towarzyszą nam oczywiście tablice informacyjne, w końcu to dydaktyczna ścieżka. Po dosłownie paru minutach, gdyż odległość nie jest zbyt duża, docieramy do najbardziej wysuniętego na wschód krańca Czech. Teren jest tam ładnie ogarnięty, są ławeczki, symboliczny kamień oraz drogowskaz wskazujący, jaka dystans dzieli nas od różnych, europejskich miast.

njabardziej na wschód wysunięty kraniec czechWygrzebujemy schowanego tam kesza i ruszamy w dalszą drogę.

http://www.geocaching.com/geocache/GC1DP3G_nejvychodnejsi-bod-cr-the-easternmost-point-of-cr

Wsiadamy do Kianki i podjeżdżamy kawałek dalej wąską, asfaltową drogą, którą przyjechaliśmy w ten rejon z przejścia granicznego. Kolejny kesz położony jest na niewielkim wzgórzu.

Czeski widoczek

Sousky Vrhhttp://www.geocaching.com/geocache/GC3A954_sousky-vrch

W okolicy tej wiedzie kilka szlaków rowerowych oraz pieszych. Oczywiście wszystko jest ładnie oznakowane, jak to u Czechów i Słowaków.

Porzucamy Sosuky Vrh i zjeżdżam do głównej drogi wiodącej do Jablunkova. Po drodze zgarniamy kesza zlokalizowanego przy pomniku przyrodu, czyli rozłożystym i okazałym drzewie.

Ot taki obrazek (nie, nie jestem jego autorką), który leżał sobie obok Hranicara

obrazekruda z keszem (jak widać, skrytki mogą mieć wszelaki rozmiary, formy, kształty i kolory)

ruda i keszhttp://www.geocaching.com/geocache/GC1GH8R_hranicar

Jedziemy dalej. W Jablunkovie udajemy się po następną skrytkę. W trakcie szukania jej, dość niefortunnie się wywalam i odechciewa mi się szukania czegokolwiek. Marek jednak ma w sobie motywację i to jemy udaje się znaleźć skrytkę oraz dostać się do niej. http://www.geocaching.com/geocache/GC1JWRK_mekka-vsech-gorolu

Marek, zdobywca kesza

Marek i keszNaszym kolejnym celem, na podróżniczej, czeskiej mapie są okolice Dolni Lomna i Horni Lomna. Tam pierwszy raz znajdujemy kesza, który rozbraja nas swoim wykonaniem. Idealnie wpasowywał się w miejsce, w którym został zrobiony. Dla zwykłego przechodnia był absolutnie niemożliwy do zlokalizowania.

http://www.geocaching.com/geocache/GC3EVYP_viadukt-dolni-lomna

Znajdujemy jeszcze parę keszy w tej okolicy. Zasadniczo, nie ma się co rozpisywać, gdyż z różnych powodów nie udało nam się tego dnia za wiele pochodzić po górach. Ja miałam jakąś górską, niemoc twórczą, co skutkowało małą motywacją do zbytniego przemieszczania się.

Jesień?

Horni LomnaHorni LomnaWidoczek

czechyhttp://www.geocaching.com/geocache/GC19PHT_h-lomna-kostel-povyseni-sv-krize

http://www.geocaching.com/geocache/GC1WM6P_jablunkovsky-prusmyk

http://www.geocaching.com/geocache/GC2NR5D_cestou-na-skalku

Post Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 8 – Równica oraz czeskie keszowanie pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-8-rownica-oraz-czeskie-keszowanie/feed/ 2 137
Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 7 – Salmopol i okolice http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-7-salmopol-i-okolice/ http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-7-salmopol-i-okolice/#respond Wed, 29 Jan 2014 12:11:40 +0000 http://podrozerudej.wordpress.com/?p=122 3.01.2014 Po wczorajszej nieudanej próbie pojeżdżenia na nartach, zawzięty Marek postanowił spróbować swoich sił na Złotym Groniu, który mimo zerowych opadów śniegu, był czynny. Na stok ten przez ostatnich kilka dni zwożono śnieg ciężarówkami, tylko po to, by móc usypać wąski pasek śniegu od górnej stacji wyciągu do miejsca, w którym śniegu było odrobinę więcej. […]

Post Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 7 – Salmopol i okolice pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
3.01.2014 Po wczorajszej nieudanej próbie pojeżdżenia na nartach, zawzięty Marek postanowił spróbować swoich sił na Złotym Groniu, który mimo zerowych opadów śniegu, był czynny. Na stok ten przez ostatnich kilka dni zwożono śnieg ciężarówkami, tylko po to, by móc usypać wąski pasek śniegu od górnej stacji wyciągu do miejsca, w którym śniegu było odrobinę więcej.

Po dotarciu na Złoty Groń okazuje się, że amatorów jazdy w warunkach dość ekstremalnych jest całkiem sporo. Porzucam Marka ogarniającego się przy samochodzie, a sama idę na spacer. Świeci słońce, lecz jest dość wietrznie. Do tego teren wokół stoku narciarskiego jest wyjątkowo błotnisty, przez co po kilku minutach marszu moje buty oblepione są ciężką, brunatną skorupą.

„Zdobywam” Złoty Groń. Widok na Koniaków jest stąd znów bardzo ładny, lecz nie ma niestety dobrej widoczność. Idę wzdłuż grzbietu w stronę drugiego w tym rejonie ośrodka narciarskiego, jakim jest Zagroń. Tam jednak wyciąg krzesełkowy nie działa, a tuż obok niego jest zaorane pole oraz leżą kupy gnoju. Przez chwilę mocno się zastanawiam, jaka jest pora roku, ale w końcu przypominam sobie, że mamy zimę.

Koniaków gdzieś w oddali

KoniakówZagroń w wersji bardzo wiosennej

ZagrońTu narazie jest ściernisko ale będzie…?

ZagrońWracam na Złoty Groń, gdzie jeździ Marek. Łapiemy się jakoś w połowie stoku. Jemu zostało jeszcze parę minut jazdy, więc ja mogę spokojnie doczłapać do Kianki. Gdy Marek kończy swoje narciarskie szaleństwo w wersji śniegowo – błotnej, ruszamy w góry. Naszym celem jest Przełęcz Salmopolska i przejście z niej na Skrzyczne.

Narciarz

Marek i Złoty GrońNajpierw jedziemy przez wiosenną Wisłę, gdzie nie działa praktycznie żaden stok, a jest ich w tym rejonie naprawdę dużo. Natomiast na Salmopolu rozgrywa się kompletny armagedon. Działa tam jedyny w tej okolicy wyciąg orczykowy, na którym jeździ tłum narciarzy. Czegoś takiego dawno nie widziałam. Ale w sumie nie powinno mnie to dziwić. Początek roku nie był dla narciarzy łaskawy, przez co musieli korzystać z tych stoków, na których jakkolwiek dało się pojeździć.

Biały Krzyż na Przełęczy Salmopolskiej…tłumy

Biały KrzyżPorzucamy przełęcz i zaczynamy piąć się do góry w stronę Malinowskich Skał. Idzie się całkiem w porządku, jedynie silne podmuchy wiatru od czasu do czasu spowalniają nasz marsz. W tym rejonie Beskidów jest całkiem sporo śniegu. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że panują tu warunki zimowe. Ale jest to jedyne, tak pobielone pasmo. Po horyzont jest zielono i wiosennie.

Do góry..

Beskidy szlakZimowo?

Malinowskie Skaływ stronę Malinowskich SkałMnie jakoś opuszczają siły witalne i na Malinowskie Skały praktycznie się wczołguję. W miejscu tym oczywiście znajduje się kesz, którego odnajduje Marek. Gdyby śniegu było więcej, to pewnie nie udałoby się nam go wygrzebać. http://www.geocaching.com/geocache/GC45F1V_beskid-slaski-malinowska-skala Wpisuję się do logbooka, po czym rozważamy, czy iść dalej na Skrzyczne. Ja stwierdzam, że chyba jednak nie dysponuję dziś odpowiednią ilością energii, a po drugie jakoś wyjątkowo było mi zimno. Wracamy zatem na Salmpol nieco okrężną drogą, korzystając z pomocy Garmina.

Urosłam?

na Malinowskich SkałachNa przełęczy panuje nieco większy spokój, a na stoku jeździ znacznie mniej ludzi niż wcześniej. Robimy tam krótki popas, lecz jest na tyle wietrznie, że po paru minutach idziemy do Kianki, którą zaparkowaliśmy jakieś dwa zakręty poniżej samej przełęczy.

Zachodzące góry

zachód słońca w BeskidachZjeżdżamy do Wisły Malinki, gdzie po pierwsze Marek chciał zobaczyć skocznię, a po drugie znajdował się kesz. Skrytkę znaleźliśmy bez większych problemów, co o tyle nas ucieszyło, że w dolince panowała wyjątkowo niska temperatura. http://www.geocaching.com/geocache/GC1F8X9_skocznia-wisla-malinka

Co do samej skoczni, to zrobiła na nas pozytywne wrażenia, choć kiedy oglądałam ją w telewizji wydawała się nieco większa. Z pewnością tutejszy region może być wdzięczny Małyszowi, że te parę lat temu wypromował skoki narciarskie. Teraz, dzięki powstaniu nowych obiektów oraz zmianie w systemie szkolenia skoczków, mamy naprawdę mocnych reprezentantów nie tylko na pucharze świata, ale także na zbliżającą się dużymi krokami olimpiadę.

Opuszczamy Wisłę Malinkę i udajemy się po ostatniego tego dnia kesza. Zaprowadza nas on pod most nad Biała Wisełką. Znów panuje wyjątkowo mroźna temperatura, ale skrytkę udaje nam się błyskawicznie namierzyć. Szybkie wpisanie do logbooka i z powrotem do względnie ciepłego wnętrza Kianki. http://www.geocaching.com/geocache/GC4JQK9_most-nad-biala-wiselka

Post Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 7 – Salmopol i okolice pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-7-salmopol-i-okolice/feed/ 0 122
Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 5 – wyzwania na Nowy Rok http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-5-wyzwania-na-nowy-rok/ http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-5-wyzwania-na-nowy-rok/#respond Thu, 23 Jan 2014 18:20:44 +0000 http://podrozerudej.wordpress.com/?p=90 1.01.2014 Mimo, że nie balowaliśmy do białego rana, to wczesne wstawanie jakoś nam tego dnia nie wyszło. Koło 11 doprowadzamy nasze umysły do stanu względnej przytomności i stwierdzamy, że wypadałoby jakoś ten pierwszy dzień roku spędzić choć odrobinę aktywnie. Powolnie, bo powolnie zaczynamy zbierać się w sobie i ustalamy, że spróbujemy naszego szczęścia z szukaniem […]

Post Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 5 – wyzwania na Nowy Rok pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
1.01.2014 Mimo, że nie balowaliśmy do białego rana, to wczesne wstawanie jakoś nam tego dnia nie wyszło. Koło 11 doprowadzamy nasze umysły do stanu względnej przytomności i stwierdzamy, że wypadałoby jakoś ten pierwszy dzień roku spędzić choć odrobinę aktywnie.

Powolnie, bo powolnie zaczynamy zbierać się w sobie i ustalamy, że spróbujemy naszego szczęścia z szukaniem keszy w naszej najbliższej okolicy. Na początek obraliśmy sobie dwa cele położone blisko Pietraszonki. Pakujemy się zatem w Kiankę i wąskimi, krętymi drogami docieramy do naszego celu. Kto nie był w Pietraszonce musi koniecznie to nadrobić. Wieś, a zasadniczo w sumie część Istenbnej, usytuowana jest na grzbiecie pasma, z którego rozciągają się naprawdę przyjemne widoki. Porzucamy Kiankę w miejscu, gdzie kończy się asfalt i z pomocą Garmina idziemy w stronę pierwszego kesza.

Marek, zdobywca ambony

okolice PietraszonkiKesz „Na szczytach Trójwsi (1) Gańczorka 909npm” http://www.geocaching.com/geocache/GC4DC74_na-szczytach-trojwsi-1-ganczorka-909npm   doprowadza nas pod ciekawe formacje skalne, o których znów nie mielibyśmy zielonego pojęcia, gdyby nie Geocaching. Nie wiedzie w tym rejonie żaden szlak, co odrobinę dziwi, bo miejsce ma sporo turystycznych walorów. W osuwającym się spod stóp śniegu docieramy pod same skały. Poszukiwania kesza idą nam odrobinę topornie, ale ostatecznie Marek wygrzebuje skrytkę z czarnej dziury (dosłowanie i w przenośni). W skrytce czeka na nas nasz nowy towarzysz podróży, czyli Travell Bug o imieniu Travelling Fish. Jak później wyczytamy, pochodzi z Holandii i jej zadaniem jest powrócić do swej ojczyzny. Porywamy ją ze sobą i wyruszamy w dalszą drogę.

Przy skałach

GańczorkaWychodzimy na sam szczyt Gańczorki, skąd później, małym, śliskim i pełnym połamanych drzew offroadem schodzimy do kolejnego kesza jakim jest Źródło Olzy http://www.geocaching.com/geocache/GC3901Y_zrodlo-rzeki-olzy. Miejsce to jest ładnie ogarnięte – są tablice informacyjne, ławeczki itd., ale znów, nie ma tu doprowadzonego oficjalnego szlaku. Jest oczywiście szeroka droga, która bardziej przypomina te do zwózki drewna, ale wiadomo, jak ktoś chce, to tu dotrze. Kesz znajdujemy bez większych problemów. No pominę fakt, że się z lekka upieprzyłam, ale nikt mi w jasnych ciuchach nie kazał chadzać.

Na Gańczorce

GańczorkaŹródło Olzy

źródło olzyWracamy do Pietraszonki po Kiankę i jedziemy w stronę Żywca, gdzie planowaliśmy również odnaleźć kilka keszy. Ponieważ i tak zaraz się miało ściemnić, więc opcja plątania się po oświetlonym mieście bardziej do nas przemawiała.

Po drodze znajdujemy jeszcze dwa kesze typu drive in. No jeden może średnio wpisywał się w to założenie, ale gdyby Kianka była terenówką, to by dała radę. Czumowa Grapa http://www.geocaching.com/geocache/GC4QZ1D_czumowa-grapa-abb, bo o niej mowa, to świetne miejsce na podziwianie beskidzkich widoczków. Co ważne, widać stąd doskonale nie tak dawno zbudowany wiadukt na trasie do polsko – słowackiego przejścia granicznego.

Kolejny kesz odnajdujemy przed samym wjazdem do Milówki. Jest to skrytka typu micro, zrobiona z opakowania po filmie do aparatu.  Szybko, prosto i na temat.

Jedziemy do Żywca. Porzucamy Kiankę w centrum, a sami udajemy się na keszowanie. Początkowo idzie nam jak po grudzie, gdyż trafiamy na dość podchwytliwe miejsce. Kiedy jednak rozgryzamy o co chodzi w podpowiedzi umieszczonej w opisie skrytki okazuje się, że ta po prostu zniknęła, wyparowała, zapadła się pod ziemię. Kontaktowałam się później z właścicielem skrytki, że chyba gdzieś wyparowała i miał sprawdzić, co się z nią stało.

Nasze kolejne cele to Zamek w Żywcu (pięknie oświetlony w nocy) http://www.geocaching.com/geocache/GC41B1K_nowy-zamek-w-zywcu oraz Kościół św. Marka http://www.geocaching.com/geocache/GC46JKP_kosciol-sw-marka. Tam udaje nam się odnaleźć skrytki bez najmniejszego problemu.

Wpisywanie do Logbooka w okolicy żywieckiego zamku

przy żywieckim zamkuKolejny kesz w Żywcu doprowadza nas do ciekawego miejsca, jakim jest Źródełko św. Wita http://www.geocaching.com/geocache/GC438Q1_zrodelko-sw-wita. Wiedzie tam przyjemna ścieżka wzdłuż rzeki. Później należy wspiąć się leśnym zboczem, co po ciemku może dostarczyć sporo emocji. Polecam spacer w tamtym rejonie zarówno w dzień, jak i w nocy. Generalnie bardzo przyjemne miejsce.

Naszymi ostatnimi, geocachingowymi celami były kesze przy dwóch cmentarzach – Żydowskim (http://www.geocaching.com/geocache/GC46JMV_cmentarze-zywca-1) oraz Żołnierzy Radzieckich (http://www.geocaching.com/geocache/GC43D4Z_czerwona-gwiazda). Oba odnajdujemy bez problemu.

Przemarznięci kończymy pierwszy dzień roku w lokalnej karczmie, która pierwszego stycznia jest dość mocno oblegana. My jednak cieszymy się z tego, że możemy się zagrzać w jej wnętrzu oraz zjeść smaczną obiadokolację.

Podsumowując, pierwszy dzień roku spędziliśmy aktywnie, z keszowymi sukcesami na koncie.

Post Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 5 – wyzwania na Nowy Rok pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-5-wyzwania-na-nowy-rok/feed/ 0 90
Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 4 – 2014 nadchodzi http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-4-2014-nadchodzi/ http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-4-2014-nadchodzi/#respond Sat, 18 Jan 2014 16:51:49 +0000 http://podrozerudej.wordpress.com/?p=82 Sylwester 2013/14 czyli Beskidy, Polska i Czechy, poszukiwanie skrytek dzięki geocachingowi.

Post Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 4 – 2014 nadchodzi pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
31.12.13 Czyli ostatni dzień roku.

Po wczorajszej pięknej pogodzie nie ma nawet śladu. Za oknem paskudna szarzyzna, do tego z nieba siąpi jakieś nie wiadomo co. Jednak nie można marudzić, zawsze przecież przyroda mogła nas uraczyć czymś jeszcze gorszym (nie wiem czy, ale jej kreatywność znana jest w świecie). Niespiesznie, bo niespiesznie zbieramy się z kwatery i ruszamy znów w stronę Czech. Tym razem chcemy dotrzeć odrobinę dalej od polskiej granicy i pospacerować po tamtejszych pagórkach oraz poznajdować trochę skrytek.

Pierwszy przystanek geocachingowy mamy parę kilometrów od przejścia granicznego w Jasnowicach. W miejscowości Pisek znajduje się swoista osobliwość – miniatura zamku Gorolštejn. Stoi sobie w czyimś ogródku i choć samo otoczenie jest mało ciekawe, to zameczek prezentuje się całkiem intrygująco. Samo wykonanie zasługuje na uznanie, a w nocy zameczek dodatkowo jest podświetlony. Niestety znajdującego się tam kesza nie odnaleźliśmy, ale patrząc po wpisach, które pojawiły się od dnia, w którym się tam zjawiliśmy, po prostu wziął i zaginął. No cóż, tak też się zdarza.

Zameczek

zameczek

http://www.geocaching.com/geocache/GC3FPY4_vyhled-na-gorolstejn – tu znajdziecie pierwowzór dla mini kopii.

Jedziemy dalej. Przemykamy przez Jablunkov i kierujemy się do Mosty na Jablunkova. Pierwszy kesz jaki mamy mieć po drodze, znajduje się obok kapliczki. Kolejne starcie z czeskim geocachingiem i kolejna porażka. Przeczesaliśmy wszystkie możliwe miejsca, w jakich można by było cokolwiek ukryć. Jednak bezskutecznie.

Docieramy do samych Mostów, gdzie kesz miał być zlokalizowany obok kościoła. Kolejne poszukiwania i kolejna porażka. Nasz poziom frustracji zaczyna się wzmagać, a myśl o tym, że jaki Sylwester, taki cały rok, nie dodaje nam jakiejkolwiek otuchy.

Opuszczamy ten feralny dla nas rejon i postanawiamy poszukać szczęścia w okolicy Kosarisk. Pierwsza skrytka ma znajdować się koło niewielkiego jeziorka w lesie. Porzucamy Kiankę przy asfaltowej drodze i idziemy za wskazaniami gpsa. Owszem jeziorko jest, las jest ale kesza nie ma. Spędzamy dobre 20 minut przeczesując krzaki i inne prawdopodobne kryjówki. Nie ma. Wściekli, powoli planujemy odwrót. Marka jednak nagle olśniło i okazało się, że skrytka jest, ale naprawdę niewielka i rzeczywiście dobrze schowana. Uff…zła passa została w końcu przełamana.

Tajemne zakątki http://www.geocaching.com/geocache/GC1J7K7_tajemne-zakouti

Podjeżdżamy do centrum Kosarisk, gdzie zostawiamy Kiankę i idziemy na niewielkie wzgórze – Kopec Grunicek, by odnaleźć kolejną skrytkę. Deszcz siąpi nieprzerwanie – raz mocniej, raz słabiej. Ogólnie nie można powiedzieć, że warunki są sprzyjające, ale przecież zawsze może być gorzej. Z Kopca rozciąga się przyjemny widok, który byłby jeszcze przyjemniejszy, gdyby świeciło słońce, na niebie były małe, bielutkie obłoczki i można było posiedzieć sobie na tutejszej łące. Zamiast tego walczymy z gpsem, który głupieje przy tych warunkach pogodowych i wskazuje coraz to dziwniejsze kierunki. Marek ostatecznie odnajduje kesza, ale tylko dlatego, że obok miejsca jego ukrycia leżał długopis. Cóż, spostrzegawczość w geocachingu to podstawa.

Wpisywanie trwa

ruda na Kopec Grunicek

http://www.geocaching.com/geocache/GCVEDF_kopec-grunicek-v-beskydech

Widok z Kopca

widok z Kopec Grunicek

Schodzimy do Kianki i porywamy ją w dalszą trasę. Praktycznie przy drodze, mamy kolejnego kesza do zdobycia. Znajduje się obok źródełka wody pitnej. Tym razem udaje się go nam odnaleźć bez większych kłopotów. Powoli nasza wcześniejsza, zła passa zaczyna się odwracać.

http://www.geocaching.com/geocache/GC40H8T_pramen

Docieramy do końca dostępnej dla samochodów trasy. Zatem plecak na plecy i w góry. Bukowym, dość mrocznym lasem pniemy się błotnistą ścieżką w stronę szczytu o nazwie Ostry. Docieramy do urokliwej polany, na której przecinają się dwa większe szlaki. Kręci się tu naprawdę sporo ludzi, mimo że warunki są takie, a nie inne. Czesi, jak i Słowacy, to bardzo ruchliwe narody, które bardziej niż my, Polacy, spędzają czas outdoorowo. Inna sprawa, że mijaliśmy praktycznie same ekipy, które składały się z ok. czwórki dorosłych, kilku dzieciaków dreptających samodzielnie, jednego dziecka w wózku spacerowym oraz przynajmniej jednego psa.

Nieco powyżej miejsca, w którym nasz szlak przecinał się z tym, który biegnie grzbietem, miał znajdować się kesz Relaks pod Ostrym. Skrytkę znajdujemy, jednak aby wpisać się do logbooka, Marek musiał potrenować swoją umiejętność wspinania się na drzewa. Żałujemy, że nie mamy więcej czasu i że pogoda nie jest lepsza, gdyż teren tam jest świetny na trekking. Widokowo, fajnie poprowadzone szlaki, sporo keszy do zgarnięcia. Niestety powoli się już ściemnia, więc żegnamy się z Ostrym i schodzimy do Kianki.

Coś dymi

Pod Ostrym

Relaksuję się

relaks pod ostrym

Mrok nadciąga

Pod Ostrym

http://www.geocaching.com/geocache/GC2EJP2_relax-pod-ostrym

Po drodze do Jablunkova usiłujemy znaleźć jeszcze jedną skrytkę, jednak z powodu egipskich ciemności, odpuszczamy sobie. W samym Jablunkovie robimy jeszcze szybkie zakupy, na chwilę przed zamknięciem sklepu i jedziemy do Koniakowa.

Sylwester dla wielu osób, to czas imprezowania, zabawy i wyśmienitego, szampańskiego humoru. Ja generalnie tego „święta” po prostu nie lubię. Nie lubię również tego, że jest jakiś nieszczęsny przymus dobrej zabawy podczas Sylwestra. Dlatego tak bardzo lubię zaszywać się gdzieś, w jak najbardziej odludnym miejscu, gdzie mam ładny widok na fajerwerki i nikt mi nie truje, że muszę się napić albo dobrze bawić. Nie i koniec.

Sylwestrowy wieczór mija nam na oglądaniu zdjęć oraz kontynuowaniu oglądania serialu Homeland. Mnie dokucza paskudna migrena i jedyne, na co mam ochotę, to pójść spać. Marek mi jednak na to nie pozwala i jakoś koło 22:30 wyruszamy na Ochodzitą zaopatrzeni w aparat, statyw i szampana. W Koniakowie odbywa się kilka większych „balów” sylwestrowych, m.in. w remizie, ale generalnie panuje względny spokój.

Wdrapujemy się na Ochodzitą przy dźwiękach wybuchających przedwcześnie fajerwerków.

Jest cholernie zimno i panuje nieprzyjemna wilgoć w powietrzu, ale szczerze mówiąc wszelkie niedogodności były warte tego, żeby móc oglądać świetlny spektakl, jaki rozegrał się o północy. Niestety zdjęcia tego tak nie oddają. Po prostu warto było zobaczyć to na własne oczy.

Bajkowo

Sylwester Ochodzita

Sylwester ochodzita

Zmarznięci i zmęczeni wracamy po 1 na kwaterę. Marek ma ochotę jeszcze się napić i „poimprezować”, jednak efekt jest taki, że oby dwoje zasypiamy zanim nawet zdążymy sięgnąć po szklanki.

Zapisz

Post Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 4 – 2014 nadchodzi pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-4-2014-nadchodzi/feed/ 0 2558
Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 3 – jeden dzień, trzy kraje http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-3-jeden-dzien-trzy-kraje/ http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-3-jeden-dzien-trzy-kraje/#comments Fri, 17 Jan 2014 10:30:37 +0000 http://podrozerudej.wordpress.com/?p=71 Jeden dzień - trzy kraje: Polska, Czechy i Słowacja. Wędrówka w towarzystwie geocachingu i poszukiwania licznych skrytek.

Post Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 3 – jeden dzień, trzy kraje pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
30.12.13 Jak można spędzić przedostatni dzień roku? Oczywiście jak najbardziej intensywnie. Do dzisiejszej wycieczki przygotowaliśmy się dość skrupulatnie – wybranie odpowiednich geocachingowych celów oraz zaplanowanie trasy. Mobilizacja jest tym większa, że pogoda nas rozpieszcza i znów mamy słoneczny, piękny dzień.

Na dobry początek, odwiedzamy Ochodzitą, by w spokoju bezwietrznych warunków, porobić zdjęcia na szczycie. Co więcej, znajduje się tam jedna ze skrytek, więc przy okazji połączyliśmy przyjemne z pożytecznym.

Słoneczny, wiosenny, choć zimowy widok z Ochodzitej

widok z Ochodzitej

Kesz na Ochodzitej

ruda wypełniająca Logbook

ruda, cache, Ochodzita

Marka relaks na Ochodzitej

Ochodzita

Nostalgicznie na Ochodzitej

Ochodzita

Po chwili relaksu na Ochodzitej, ruszamy w stronę Jaworzynki. Najpierw zatrzymujemy się przy keszu Wawrzaczów Groń http://www.geocaching.com/geocache/GC3X67B_wawrzaczow-gron , skąd mamy piękny widok na okolicę.

Wypełniając w skupieniu Logbook…

Wawrzaczów

BBK – Bardzo Brudna Kianka

Kianka i Beskidy

Następnie udajemy się do centrum Jaworzynki, gdzie przy rondzie poniżej kościoła parkujemy Kiankę i wyruszamy na szlak w stronę Trójstyku zwanego również Trzycatkiem/ Trojmezi. Jest to miejsce styku trzech granic: polskiej, czeskiej i słowackiej. Znajdują się tam symboliczne obeliski z godłem każdego z tych krajów. Tam również ulokowany jest kolejny kesz na naszej geocachingowej trasie. Z pewnością parę osób mogło się zdziwić, gdy Marek dyskutował z mostem… pod którym wpisywałam się do logbooka. Ponieważ kręciło się tam dość sporo ludzi, gdyż miejsce to cieszy się sporą popularnością, w szczególności podczas bezśnieżnej zimy, musieliśmy uważać, by nie spalić miejsca ukrycia kesza.

Three borders

W skrytce na Trzycatku spotkaliśmy pierwszego Travel Buga. Czym jest wędrujący robal? Otóż jest to przedmiot (dowolny, byleby nie za duży), do którego dołączona jest plakietka z kodem. Kod, po wpisaniu na portalu geocaching.com, przenosi nas na stronę, gdzie możemy dowiedzieć się, jakie zadanie ma Travel Bug. Może to być np. podróż dookoła świata, dotarcie do konkretnego kraju czy odwiedzenie jak największej ilości miejsc i pokonanie jak największego dystansu. Oczywiście robaczki mogą tego dokonać dzięki Geocacherom, którzy będą ich przenosić do kolejnych skrytek, rozrzuconych po całym świecie. Jak się później okaże nasz TB zowie się Gormit i uczestniczy w wyścigu, w którym musi zalogować się w jak największej ilości keszy i pokonać jak największy dystans.

Robaczek

Travel Bug

Opuszczamy Trzycatek i podchodzimy do Jablunkovskich Szańców, gdzie znajduje się kolejny kesz – Valy http://www.geocaching.com/geocache/GC1PRA2_valy . Skrytkę znajdujemy bez większych komplikacji. Dzięki słońcu, temperatura robi się iście wiosenna i czujemy się jakby był marzec albo kwiecień, a nie końcówka grudnia.

Opuszczamy Valy i schodzimy z powrotem do Trzycatka i teoretycznie drogą wzdłuż granicy, idziemy w stronę naszych kolejnych, geocachingowych celów. Teoretycznie mieliśmy iść żółtym szlakiem, jednak w praktyce obraliśmy niewłaściwą drogę. Jednak zbytnio się tym nie przejęliśmy, ponieważ widoki był cudowne, a to że później musieliśmy przedzierać się przez krzaki, było tylko niewielką niedogodnością. Znów się śmieję, że nawet z gpsem mylimy ścieżki.

Na w teorii niewłaściwej ścieżce, ale patrząc na to zdjęcie, stwierdzam, że znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu i o własciwej porze!

Trzycatek

Będąc już na odpowiedniej drodze i szlaku, dotarliśmy do Hrcavy – malowniczo położonej miejscowości, która reklamuje się, że ma swoje własne, Hrcavskie Piwo. Niestety nie mamy czasu, by  go skosztować. Postanowimy zostawić sobie tę przyjemność na okres letni, kiedy planujemy przybyć w ten rejon z rowerami.

Widok w stronę Polski

okolice Hrcavy

To, co bardzo lubię u Czechów i Słowaków. Świetnie wyznaczone szlaki, dobrze opisane, bez podawania czasu przejścia, a z podaniem dystansu. Jasno, prosto i na temat!

czeskie szlaki

Asfaltową drogą docieramy do granicy z Polską, skąd można w linii prostej powędrować do Jaworzynki. My jednak nie zamierzamy jeszcze wracać i wzdłuż pasa granicznego idziemy dalej. Wraz z żółtym szlakiem, odbijamy bardziej w głąb Czech i docieramy na Komorovsky Grun, gdzie znajduje się nasz kolejny, geocachingowy cel.

Zmieniająca się pogoda

Komorovsky Grun

http://www.geocaching.com/geocache/GC2JPTJ_beskydmountains-komorovsky-grun-732-m Początkowo poszukiwania idą nam trochę kiepsko, bo kręcimy się pod niewłaściwym drzewem. Ostatecznie udaje nam się namierzyć kesza. Pogoda niestety postanowiła przestać nas rozpieszczać i słońce skryło się pod gęstą warstwą chmur. Temperatura też od razu spadła, więc próba posiedzenia w jednym miejscu i pokontemplowania widoków, kończy się zanim na dobre się zaczęła.

Geocoin

Geocoin

Ruszamy w dalszą drogę, by wspiąć się na szczyt Girovej, na której ma znajdować się następna skrytka. http://www.geocaching.com/geocache/GC3HYK6_girova-na-vrcholu Przysparza nam ona sporo kłopotów i frustracji, sprawiając, że przeczesujemy wszystkie drzewa, jakie znajdują się w promieniu kilku metrów od punktu wyznaczonego przez gpsa. Kesz w końcu zostaje dostrzeżony przez Marka. Nie wpadliśmy na to, że skrytkę można zrobić ze starego termosu i zawiesić go pod jedną z rozłożystych, sosnowych gałęzi. Cóż, widać musimy się jeszcze sporo nauczyć, jeśli chodzi o Geocaching.

Opuszczamy szczyt Girovej, z której pod wieczór widać nawet Małą Fatrę. Niestety brak statywu sprawia, że nie możemy zrobić dobrych zdjęć. Schodzimy do Chaty Girova, przy której odbijamy w prawo i kierujemy się nieoznakowaną ścieżką do ostatniego na dziś kesza – Certuv Mlyn. http://www.geocaching.com/geocache/GC13C7J_girova-certuv-mlyn Bardzo żałowaliśmy, że nie udało nam się tam dotrzeć za widoku, gdyż miejsce okazało się być sporej wielkości kompleksem skalnym. Gorzej, że w tym labiryncie mieliśmy odnaleźć skrytkę. Po długich i niezbyt bezpiecznych poszukiwaniach (stromo, ślisko i ciemno), dajemy za wygraną. Jak się później okaże, Marek dobrze kombinował, że skrytka znajduje się w jednej z jaskiń, jednak z powodu mało sprzyjających warunków, wycofał się z dalszych prób wchodzenia do niej.

Krótki dzień grudniowy sprawił, że o godzinie 16 jest ciemno, jak w nocy. Przy świetle czołówki wracamy powoli do Jaworzynki. Idzie nam się całkiem przyjemnie, głównie dlatego, że teren po którym się poruszamy, nie jest zbyt trudny.

Kiedy docieramy do Jaworzynki okazuje się, że na parkingu obok ronda pozostała już tylko Kianka. Porywamy ją ze sobą i wracamy do Koniakowa. Tego dnia przemierzyliśmy ponad 17km, częściowo po szlakach, częściowo poza nimi. Było intensywnie, z przygodami ale na pewno nie nudno 🙂

Zapisz

Zapisz

Post Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 3 – jeden dzień, trzy kraje pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-3-jeden-dzien-trzy-kraje/feed/ 2 71
Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 2 – Geocaching w Wiśle http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-2-geocaching-w-wisle/ http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-2-geocaching-w-wisle/#comments Sun, 12 Jan 2014 10:35:09 +0000 http://podrozerudej.wordpress.com/?p=55 29.12.13 Pogoda za oknem jest mniej zachęcająca, niż dnia poprzedniego. Szaro, pochmurno, ale na szczęście nie pada. Ponieważ po wczorajszym długim dniu nie udało nam się wstać jakoś wybitnie wcześnie, postanawiamy nie planować dłuższej wycieczki, a spróbować podziałać z geocachingiem. Wybraliśmy kilka celów w okolicy Wisły i po śniadaniu wyruszyliśmy w stronę pierwszej skrytki. Nasz […]

Post Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 2 – Geocaching w Wiśle pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
29.12.13 Pogoda za oknem jest mniej zachęcająca, niż dnia poprzedniego. Szaro, pochmurno, ale na szczęście nie pada. Ponieważ po wczorajszym długim dniu nie udało nam się wstać jakoś wybitnie wcześnie, postanawiamy nie planować dłuższej wycieczki, a spróbować podziałać z geocachingiem. Wybraliśmy kilka celów w okolicy Wisły i po śniadaniu wyruszyliśmy w stronę pierwszej skrytki.

Nasz dziewiczy, pierwszy kesz zlokalizowany był pod znanym wiaduktem kolejowym, nad drogą do Wisły Głębce. Odpaliliśmy GPS i zaczęliśmy poszukiwania. Oczywiście, na początku uznaliśmy, że skrytka będzie na wiadukcie.

Wiadukt

wiadukt kolejowy w Wiśle

Jednak później, doszliśmy do wniosku, że przecież nie można umieszczać keszy w miejscach zagrażających życiu i zdrowiu, dlatego choć przez ten wiadukt pociągi jeżdżą może ze dwa razy dziennie, to nadal mogłoby to stwarzać niebezpieczną sytuację dla geocacherów. Niestety, kiedy zeszliśmy pod wiadukt, Garmin kompletnie zwariował i nie był w stanie ustalić naszego położenia.

Wiadukt w pełnej okazałości

wiadukt kolejowy w Wiśle

Skrytkę jednak udało się znaleźć. Nie mogę opisać dokładnie gdzie, ponieważ jest pewne prawdopodobieństwo, że zajrzy tu kiedyś ktoś, komu w ten sposób popsułabym geocachingową zabawę. W każdym razie, wpisałam się do logbooka (gdyż tylko ja mam założone konto, Marek stwierdził, że jemu się nie chce być na portalu, choć to on częściej znajduje skrytki. Eh ta męska logika…), ukryliśmy z powrotem kesza i udaliśmy się do następnego.

Link do skrytki nr 1: http://www.geocaching.com/geocache/GC3KGM6_wiadukt-kolejowy-w-wisle

Naszym kolejnym punktem poszukiwań była Krzakoska Skała pod Kobylą. Marek zawziął się, by dojechać tam samochodem. Kianka miała zatem odcinek specjalny, po wyjątkowo stromej i wąskiej drodze, która na szczęście była asfaltowa. Nieopodal skał jest miejsce, gdzie można na spokojnie zaparkować samochód. O dziwo jakiś pojazd już tam stoi.  Porzucamy Kiankę i ja ruszam w dół, do podnóża skały, gdzie prowadzi mnie gps. Marek zostaje chwile na górze i robi zdjęcia. Gdy jestem już na dole, okazuje się, że ktoś buszuje wśród skał.

ruda i Krzakoska Skała

Krzakoska Skała

Jedną z zasad Geocachingu jest robienie wszystkiego, by nie spalić miejsc ukrycia przed ludźmi, którzy nie mają pojęcia o tej idei, zwani przez geocacherów „mugolami” (cóż wpływy Harrego Pottera są wszędzie). Stoję więc jak ta głupia i czekam, aż spora ekipa w końcu opuści teren skał. Dociera do mnie Marek, a ekipa wychodzi zza skalnego załomu. Kiedy widzą, że dzierżę w dłoni gpsa, stwierdzają: „O, geopozdrowienie! Wy też na poszukiwania?” Po tym następuje dość żenująca dla nas rozmowa, ponieważ absolutnie nie wiem, o czym oni do nas mówią. Jakieś FTFy, TTFy…po jakiemu to do cholery? Oboje z Markiem udajemy, że wiemy, o co chodzi i robimy dobrą minę do złej gry. Ekipa w końcu nas opuszcza a my zaczynamy poszukiwania paczki. Zajmuje nam to trochę czasu, m.in. dlatego, że pchamy się do niewielkiej jaskini, w której oczywiście kesza nie ma. Ostatecznie skrytkę  znaleźliśmy. Ufff…

Skała raz jeszcze

Krzakoska Skała

Link do skrytki nr 2: http://www.geocaching.com/geocache/GC30Y7F_krzakoska-skala-pod-kobyla

Kolejne, geocachingowe cele mieliśmy obrane już nieco bardziej w górach, na grzbiecie pomiędzy Stożkiem a Czantorią, a dokładniej na Małym i Wielkim Soszowie. Porzucamy Kiankę w Jaworniku i czarnym szlakiem wspinamy się na Przełęcz Beskidek.

Marek drzewo

Przełęcz Beskidek

Idzie się całkiem przyjemnie i szybko docieramy na grzbiet. Po kilku minutach jesteśmy na Soszów Mały, gdzie przy malowniczej polance umieszczony jest kesz. Bez najmniejszych problemów odnajdujemy go. Ponieważ jesteśmy na pasie granicznym, to znajdujące się tu skrytki są głównie stworzone przez Czechów. Naród ten zresztą bardzo prężnie działa w Geocachingu i ilość skrytek jakie są na terenie ich państwa, może odrobinę przytłoczyć.

Kesz zdobyty

na Małym Soszowie

Link do skrytki nr 3: http://www.geocaching.com/geocache/GC2H2JH_beskydmountains-maly-sosov

Ruszamy na Soszów Wielki. Po drodze mijamy, jedyny w pełni działający w tej okolicy stok narciarski. Wyciąg krzesełkowy wwozi na górę rzesze spragnionych śniegu narciarzy, którzy mogą korzystać tylko z jednej, działającej w w 100% trasy. Stok jest pełen muld i sprawia wrażenie silnie zatłoczonej autostrady. Do tego miejsce to wygląda nad wyraz abstrakcyjnie – wokół zieleń i szarość, która przerwana jest białym jęzorem stoku.

„Jestę narciarką”

Soszów Ski

Wychodzimy na szczyt Wielkiego Soszowa. GPS dokładnie doprowadza nas do miejsca ukrycia kesza. Logowanie, ponowne ukrycie i można wracać do Kianki. Robi się dość późno i za chwilę będzie ciemno. Największym minusem wędrowania o tej porze roku jest krótki dzień.

Widok z Wielkiego Soszowa na Skrzyczne

Skrzyczne

Link do skrytki nr 4:http://www.geocaching.com/geocache/GC2AC9R_velky-sosov-886-m-n-m

Schodzimy do Jawornika niebieskim szlakiem, mając po naszej lewej stronie widok na stok narciarski.

Soszów Ski

Mimo, że pogoda nie należy do najpiękniejszych, to i tak jest widokowo. Kiedy docieramy do Kianki Marek zauważa, że ktoś dokleił nam na klapę od bagażnika dodatkową nalepkę (generalnie mamy ich kilka). Nalepka okazała się być magnesem, który przyczepiła nam ekipa spotkana przy Krzakoskiej Skale. Geocacherów z Lęborka niniejszym pozdrawiam.

Opuszczamy Jawornik i jedziemy do ostatniego w tym dniu kesza „Buk drzewo szczęścia”, położonego na Kubalonce, przez którą i tak musimy jechać, by dotrzeć do Koniakowa. Generalnie przy tej ostatniej skrytce uświadomiliśmy sobie, że warto czytać opisy, jakie zawarte są na portalu geocaching.com. Gdybyśmy to uczynili, nie musielibyśmy przedzierać się przez las pełen połamanych drzew, forsować rozwalone ogrodzenie, następnie udawać włamywaczy na terenie szpitalno – uzdrowiskowym. Kiedy w końcu dotarliśmy do właściwego miejsca, okazało się, że skrytka ma formę typowej skrzynki na listy i zasadniczo jest absolutnie na widoku. Nie będę się rozpisywać na temat tego, skąd wziął się kesz Buk drzewo szczęścia. Odsyłam Was do poniższego linka.

Link do skrytki nr 5: http://www.geocaching.com/geocache/GC3NCKB_buk-drzewo-szczescia

Tak nam minął pierwszy dzień z Geocachingiem. Jakie wnioski? Po pierwsze należy czytać opisy skrytek, ponieważ może to człowiekowi ułatwić życie, np. wtedy gdy GPS głupieje oraz pozwoli uniknąć bezsensownego przedzierania się przez mało sprzyjający teren. Po drugie, trzeba być spostrzegawczym i mieć w sobie spore pokłady cierpliwości, w szczególności, gdy trzeba dłużej kesza poszukać. Po trzecie, jest to świetna zabawa, która zmienia sposób postrzegania nawet bardzo dobrze znanego terenu. Po czwarte, gdyby nie Geocaching nigdy byśmy pewnie nie dotarli do Krzakoskich Skał, które naprawdę są warte odwiedzenia.

I jeszcze małe wyjaśnienie na koniec. Dopiero po jakimś czasie rozszyfrowałam skróty: FTF, STF oraz TTF, którymi posługiwała się ekipa z Lęborka. Otóż są to angielskie skróty nazw pierwszego, drugiego i trzeciego znalazcy kesza. FTF = First to Find, STF = Second to Find, TTF – Third to Find.

Post Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 2 – Geocaching w Wiśle pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-2-geocaching-w-wisle/feed/ 2 55
Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 1 – Koniaków i okolice http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-1-koniakow-i-okolice/ http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-1-koniakow-i-okolice/#comments Fri, 10 Jan 2014 14:44:07 +0000 http://podrozerudej.wordpress.com/?p=43 Spacer po uroczych okolicach Koniakowa i wspaniałe widoki ze szczytu Ochodzitej.

Post Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 1 – Koniaków i okolice pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Planowanie Sylwestra szło nam topornie. Wiedzieliśmy jedno – chcemy go spędzić poza Warszawą i jej bliższymi czy dalszymi okolicami. Początkowo myśleliśmy, że uda się wynająć domek w Istebnej Oleckach, gdzie Marek i jego rodzina jeżdżą na ferie zimowe od dawien dawna.
Niestety ktoś nas uprzedził i pomysł, by wybyć w góry większą ekipą umarł śmiercią naturalną. Mieliśmy również możliwość wyjazdu nad morze, do domku znajomej, gdzie Sylwestra świętowaliśmy rok temu. Jednak morze jakoś nas nie kusiło. Co więcej, Marek mógł dostać wolne od świąt do Trzech Króli, więc uznaliśmy, że jest to idealna okazja na dłuższy wyjazd. Oprócz tego zauważyłam pewną prawidłowość, że ilekroć spędzam ostatni dzień roku w górach, to później kolejne 365 dni kalendarza wypełnione są sukcesami, pozytywami i ogólnie dobrą energią. Góry po prostu przynoszą mi szczęście.

Marek podzielał mój górski, sylwestrowy entuzjazm (głównie pod kątem ewentualnej jazdy na nartach) i w połowie grudnia zaczęliśmy intensywne poszukiwania jakiejś kwatery. Za cel obraliśmy sobie Koniaków, Istebną i ogólne okolice Beskidu Śląskiego i Żywieckiego. Początkowo szło nam jak po grudzie. Wszyscy właściciele kwater twierdzili, że na Sylwestra to mają od 2-3 miesięcy wszystko zarezerwowane. Jednak jeden z naszych rozmówców, oddzwonił do nas po kilku chwilach od skończenia rozmowy z informacją, że miałby jednak pokój dla nas, o ile nie przeszkadza nam małe łóżko i łazienka znajdująca się piętro niżej. Miał się jeszcze skonsultować z żoną, czy aby na pewno może nam ten pokój wynająć. Wieczorem, tego samego dnia wiedzieliśmy już, że mamy kwaterę, za całe 25zł od osoby.

Później było Boże Narodzenie, na które ja wyjechałam jak zwykle do moich rodzinnych Kielc. W pierwszy dzień świąt dojechał do mnie Marek, który pomógł mi w ogarnięciu mojego gpsowego prezentu (zgrywanie map, ogólna orientacja w tym, jak to ustrojstwo działa). W piątek po świętach czekały nas ogólne przygotowania i jakieś ostatnie, przedwyjazdowe zakupy. W góry wyruszyliśmy w sobotę, 28 grudnia o 5 rano.

28.12.13 Budzik dzwoniący przed 5 rano, to zło, istny diabeł wcielony. Lecz kiedy ma się wyjazdową motywację, to nawet tak wczesna pora zbytnio człowiekowi nie przeszkadza. Po ciuchu ewakuujemy się z mojego rodzinnego domu, by nie pobudzić rodziców oraz kotów. Na zewnątrz panuje rześka temperatura, więc dość szybko przytomniejemy.

Po rytuale upychania dużej ilości gratów w Kiance (dwie pary nart, dwa duże plecaki i dwa małe, jedne narciarskie buty, torba z planszówkami, laptop, itd. itd.), wyruszamy na południe. Kierunek – Koniaków z międzylądowaniem w Kętach, gdzie mieliśmy zaplanowane spotkanie z Tomaszem, z którym w 2010 roku podróżowałam po Bałkanach (więcej znajdziecie tutaj → Bałkany 2010).

O tej porze, na trasie panuje cisza i spokój. Wyczekujemy wschodu słońca, który nieco rozjaśni nam naszą drogę. Do Kęt docieramy jakoś przed 9 i w Restauracji Rycerskiej znajdującej się na rynku, wyczekujemy przybycia Tomasza. Kawa jest tym, czego wyjątkowo potrzebuję, więc żłopię ją zapijając herbatą. W końcu dociera Tomasz wraz z dwójką swoich znajomych. Otrzymujemy od niego kilka cennych wskazówek odnośnie używania gpsa oraz zgrywa nam trochę map, które mogą przydać się nam podczas pobytu w tych okolicach. Mamy też możliwość oddania mu rzeczy, jakie pożyczyliśmy od niego na nasz bałkański wyjazd w 2012 roku (o tym możecie poczytać tu → Bałkany 2012). Niestety Tomasz musi lecieć do pracy, więc nasze spotkanie trwa krótko. Żegnamy się z nim i jego ekipą i również wyruszamy do naszego celu.

Koniaków jest najwyżej położoną miejscowością w Beskidach, co w szczególności odczuwamy dojeżdżając do niego, ponieważ strasznie wieje i Kianką troszkę miota. Niestety halny, który od kilku dnia hula, również odczuwa się tutaj.

Kompletnie przez przypadek udaje się nam trafić do naszej kwatery, która kryje się pod nr 3. Jednak numeracja w Koniakowie jest kompletnie nielogiczna, stąd możemy mówić o sporym szczęściu. Kiedy wpisało się w Google Maps adres Koniaków 3, wyskakiwały punkty np. w Istebnej i Wiśle. No cóż, Google Maps nie jest najbardziej dokładnym narzędziem nawigacyjnym.

Nasza kwatera okazała się być całkiem nowym domem, pachnącym świeżością, położonym z rewelacyjnym wprost widokiem na okolicę. Okazało się, że otrzymaliśmy pokój, z którego normalnie korzysta córka gospodarzy. Zatem ze ścian patrzyła na nas Mała Syrenka, Hello Kitty oraz Kubuś Puchatek. Niestety zapomniałam uwiecznić tego doborowego towarzystwa na jakiejkolwiek fotografii.

Widok z okna naszego pokoju (zdjęcie robione przez szybę, gdyż otworzenie okna groziło wietrzną katastrofą)

Koniaków widok z okna

Po ogarnięciu się, rozpakowaniu i posileniu się przez Marka (trochę mu w tym przeszkodził nalot księdza, który przybył po kolędzie), wyruszamy na spacer. Naszym celem jest Ochodzita – najbardziej wystająca część Koniakowa, górująca nad okolicą, z której, przy dobrej widoczności, widać nawet Tatry. Oczywiście chcemy przetestować Garmina, jak będzie sobie radził z zapisywaniem śladu oraz jak my będziemy sobie radzić z nawigowaniem za jego pomocą.

Opuszczamy naszą kwaterę i wyruszamy w stronę Ochodzitej. Gdyby nie data w kalendarzu, to można by stwierdzić, że jest przedwiośnie albo wczesna wiosna. Niebieskie niebo, słonko, wysoka temperatura i niezbyt chłodny, trochę za bardzo porywisty wiatr. Oczywiście wokół ani grama śniegu, za to dość sporo błota.

Spod naszej kwatery schodzimy w stronę doliny rzeki Czadeczki, jednak mylimy nieco drogi i nie schodzimy do samego potoku. Kierując się na azymut zaczynamy wspinać się w stronę Ochodzitej. Jak człowiek nie skupia się nam tym, gdzie lezie, to nawet najlepszy gps na świecie nie pomoże 😉

Czy kogoś Wam nie przypomina?

traktorek

Wiatr chciał zabrać mi czapkę, ale się nie dałam!

wiatr w Konikowie

Kiedy docieramy do jej zboczy, naszym oczom ukazują się resztki śniegu. Marek oczywiście nie może sobie darować i obrzuca mnie kilkoma pigułami. Wieje niemiłosiernie, ale nieliczne w tym miejscu krzaki nieco osłaniają nas przed wiatrem. W pewnym momencie naszą drogę przebiegają dwie, dość mocno wystraszone sarny. Co robiły tak blisko domostw? Ciężko stwierdzić.

Śnieg = piguła

śnieg w Koniakowie

Marek i jego bałwan

dwa bałwany

Wychodzimy na szczyt Ochodzitej, gdzie utrzymanie się na nogach sprawia nam trochę kłopotów. Wieje niemiłosiernie. Robimy trochę zdjęć, ale ja daję za wygraną i chowam się za budką przylegającą do wyciągu narciarskiego. Halny wieje na całego.

Wietrzna Ochodzita

Ochodzita

Prawie jak połonina

Ochodzita

Widokowo z Ochodzitej

Ochodzita

Schodzimy w stronę Karczmy Ochodzita i kierujemy się do Koczego Zamku (zwanego też Kocim i Korczym). Jest to niewielkie wzgórze, którego nazwa (według jednej z legend) wywodzi się od nazwisk węgierskiego grafa (Kocsi), który podobno miał w tym miejscu małą warownię lub dwór. Druga teoria dotycząca pochodzenia nazwy odsyła nas do okresu wojen husyckich.  W miejscu tym, powstańcy, którzy uciekli po przegranej bitwie pod Lipami, utworzyli niewielką i prowizoryczną fortyfikację.  Kocsi (koczy) po węgiersku oznaczał wóz, zatem Koczy Zamek, to fortyfikacja utworzona z wozów (źródło: Wkipedia). Na nim również wieje, więc nie spędzamy tam zbyt wiele czasu.

W/na Koczym Zamku

Koczy Zamek

Idziemy asfaltem w stronę Tynioka, lecz nie wchodzimy na niego, natomiast odbijamy w lewo, w asfaltową drogę, wiodącą równolegle do głównej trasy, biegnącej przez grzbiet pasma, na którym położony jest Koniaków. Tu przynajmniej nie wieje i możemy trochę odsapnąć od ciągłej walki z wiatrem. Docieramy do centrum Koniakowa i powoli kierujemy się na kwaterę. Ponieważ zapowiada się piękny zachód słońca, Marek wpada na pomysł aby podjechać na Złoty Groń, w celach rekreacyjno – fotograficzno – widokowych. Idea ta okazała się strzałem w dziesiątkę. Był to jedyny podczas naszego pobytu w tych okolicach, tak piękny zachód słońca. Natomiast Złoty Groń rzeczywiście przybrał złote barwy. Było magicznie, bajkowo, nierealnie i po prostu pięknie.

Pięknie i zachodząco

Złoty Groń zachód

Złoty Groń

Pędzlem niebo malowane

Złoty Groń

Po obfotografowaniu wszystkiego, co się da, jedziemy do Czech po małe zakupy (rum, serki w warkoczach, piwo Kozel) oraz na typowy, czeski obiad czyli wyprażany ser, który jemy w często odwiedzanej przez nas restauracji w Bukowcu. Jak zwykle jest tam sporo lokalsów, którzy entuzjastycznie degustują piwa.

Wieczór spędzamy na kwaterze, pijąc rum i planując nasz pobyt w Beskidach. Z racji braku śniegu decydujemy się na bardziej trekkingowy wariant spędzania czasu połączony z geocachingiem. W tym celu usiłujemy się połapać, o co w nim chodzi oraz jak zgrać na Garmina koordynaty skrytek. Wieczór zamienia się w noc, flaszka rumu ukazała nam swoje dno, a Polaków rozmowy szły nam całkiem nieźle.

Zapisz

Post Sylwestrowo – noworoczne Beskidy. Część 1 – Koniaków i okolice pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/sylwestrowo-noworoczne-beskidy-czesc-1-koniakow-i-okolice/feed/ 3 43