Droga do Theth – nasze wrażenia i informacje praktyczne
Trzy razy próbowaliśmy dotrzeć do Theth – dwa razy autem i raz pieszo z Valbony, jednak w każdym przypadku musieliśmy sobie odpuścić. Rok 2016 w końcu okazał się dla nas szczęśliwy, gdyż udało nam się pokonać mityczną drogę do Theth. Dlaczego mityczną? Bo ile osób, tyle opinii na jej temat, z których większość sprowadza się do tego, że autem osobowym na pewno tam nie dojedziemy. Uznaliśmy jednak, że spróbujemy naszych i Kianki sił, by sprawdzić, jak rzeczywiście sprawy mają się z tą trasą.
Odcinek Koplik – Bogë – Qafe e Terthores
Po zjechaniu z trasy SH20, udaliśmy się do Koplika, skąd skręca się na szosę SH21 prowadzącą do Theth. Początkowo wiedzie asfaltem, mijając kolejne, mniejsze miejscowości, a im wyżej, tym coraz mocniej odsłaniają się górskie widoki na poszarpane szczyty Prokletije. W 2013 roku udało nam się dotrzeć do Bogë, ale ogromna nawałnica z gradobiciem zniweczyła nasze plany dojechania gdzieś dalej i wymusiła wycofanie się nad Jezioro Szkoderskie. Tym razem aura pogodowa nam dopisywała, choć nad górami krążyły ciemniejsze chmury, które nie do końca napawały nas optymistycznie. Za Bogë zaczyna się nowszy fragment asfaltowej szosy. Podobnie jak przy trasie SH20, tu również znaleźć można oszklony taras widokowy, oferujący przepiękny widok na dolinę, którą przecina droga. Ogrom przestrzeni robi wrażenie.
Kolejny przystanek czeka nas na przełęczy Qafe e Terthores, na której kończy się asfaltowy odcinek drogi. Dalej już tylko szuter i kamienie. Zatrzymujemy się tam na dłuższą chwilę, by wypuścić drona i po prostu, w spokoju pogapić się na widoki. Na przełęczy obozują dwie ekipy – jedna w dużym, terenowym aucie, druga w mniejszym busiku. Nasza Kianka wygląda przy nich jak samochód zabawka. Jednak w małym aucie tkwi duży potencjał, o czym mieliśmy przekonać się już za chwilę.
Droga do Theth – nuda na wybojach
Od Qafe e Terthores tempo naszej jazdy znacząco spada. Droga jest szutrowa, gdzieniegdzie, w szczególności na ostrzejszych zakrętach wystają kamienie. Początkowo jedziemy odkrytym terenem, widoki są naprawdę ładne. Zatrzymujemy się na dłuższą chwilę przy pomniku Edith Durham. To tak naprawdę ostatnie miejsce na trasie, skąd można w spokoju podziwiać górskie pejzaże. Tu też zatrzymują się auta jadące do Theth i wracające z niego. Gdy tam siedzimy mijają nas dwa auta osobowe – jedno z Grecji, drugie z Albanii, oraz trzy busy jadące ze Szkodry. Kiedy kawalkada aut nas mija, zauważamy, że jedno z nich zostawiło za sobą ślad oleju, co oznaczać mogło, że któreś z nich ma przedziurawioną miskę olejową. Gdy zaczynamy mozolny i nudny jak flaki z olejem zjazd do Theht, odkrywamy kto był tym pechowcem. Okazało się, że to ekipa z Grecji. Pytamy się, czy możemy im jakoś pomóc, ale nas zbywają i próbują gdzieś się dodzwonić. Jedziemy więc dalej, zastanawiając się, skąd biorą się te wszystkie zachwyty nad tą trasą. Widoki są tylko przez jej połowę, a sam dojazd do Theht to po prostu mniej lub bardziej stroma droga przez las. Widoków brak, a jedyną rozrywkę dostarczają nam auta, z którymi co jakiś czas trzeba się mijać.
Prawie w Theth
Kiedy zbliżamy się powoli do samej miejscowości i pojawiają się pierwsze zabudowania, stan drogi ulega znacznemu pogorszeniu. Jest więcej dziur, wyboi, wystających kamieni. W pewnym momencie mija nas wesoła ekipa z Czech, jadąca dwoma trabantami. Chwilę z nimi rozmawiamy i przy okazji dowiadujemy się, że za nimi jedzie jeszcze „big vehicle”, więc dobrze by było, abyśmy poczekali. Kiedy zza zakrętu wyłania się to wielkie coś, oboje jesteśmy z lekka zaskoczeni. Otóż na naczepie szwajcarskiej ciężarówki jechał mały domek, dosłownie i w przenośni. Szwajcarzy musieli odginać drzewa, żeby ich monstrum mogło się w ogóle zmieścić. Kianka wyglądała przy nim jak matchbox. Ponieważ zaczęło się ściemniać, a my byliśmy coraz bardziej zmęczeni, każda kolejna przeszkoda na trasie wydawała nam się dużo bardziej przerażająca niż w rzeczywistości. Stąd też kompletnie zacięliśmy się na przejeździe przez potok, który znajduje się jakieś półtora kilometra od samej wsi. Ponieważ wcześniej wypatrzyliśmy pensjonat Dritan Tethorja, postanowiliśmy już nie kombinować i po prostu tam wrócić i nie męczyć nas i auta.
No to dojechaliście, czy nie?
Kiedy na naszym fanpejdżu ogłosiliśmy, że chcemy Kianką dojechać do Theth, wiele osób wątpiło, czy nam się to uda. Czuliśmy więc swoistą presję udowodnienia, że damy radę. I zasadniczo daliśmy, bo choć nie dotarliśmy Kianką do samej wsi, to pokonaliśmy większość trasy. Gdybyśmy zaczęli jazdę nieco wcześniej, to pewnie bez problemu pokonalibyśmy potoczek, który przy zapadającym zmierzchu nie zrobił na nas dobrego wrażenia. Po drugie byliśmy cholernie zmęczeni. Wyboje i ciągłe pochylanie się do przodu w celu wypatrywania dziur doprowadził nasze kręgosłupy do stanu, w którym marzyły tylko o tym, aby się położyć i nie poruszać. Jeśli zaś chodzi o samą Kiankę, to chyba trasa do Theth nie zrobiła na niej większego wrażenia. Jasne, co jakiś czas trochę się gotowała, bo toczenie się w dół było dość żmudne. Niemniej nasze małe miejskie auto ma wysokie zawieszenie, więc miska olejowa praktycznie nie miała szansy spotkania się z większymi kamieniami. Oczywiście tu należą się też słowa uznania dla Marka, który jako kierowca jest po prostu bezbłędny. Tam, gdzie ja wpadałam już w lekką panikę, on zachowywał stoicki spokój i po prostu robił swoje, czyli jechał do przodu. Zresztą mam wrażenie, że przy okazji na swój sposób się dobrze bawił.
Trasa do Theth, czy warto?
No właśnie, tyle osób nam zachwalało tę trasę, jako super widokową, niesamowitą itd. Cóż, od ponad 4 lat zjeżdżamy bałkańskie drogi i powiem szczerze, że możemy na palcach obu rąk wymienić te, które są bardziej spektakularne od szosy SH21. Mam wrażenie, że sami mieszkańcy Theht, jak i część turystów, doprowadziła do tego, że uznawana jest za tak niesamowitą. Jasne, może dostarczyć emocji, jeśli nigdy nie jechało się szutrową drogą po górach. Prawda jest jednak taka, że ani ta trasa nie jest aż tak wymagająca, ani przerażająca, jak to niektórzy opisują. Większość aut po niej jadących to zwykłe osobówki, a terenówki czy jakieś dziwolągi mutanty stanowią na niej tylko pewien procent. Cóż, zobaczyliśmy, przejechaliśmy, odhaczyliśmy. Jeśli kiedykolwiek zdecydujemy się wrócić do Theht, to na pewno nie własnym autem. Nie ma sensu zużywać własnego sprzętu, skoro za niewielkie pieniądze (700-1000 leków) można dojechać busikiem ze Szkodry. Szybko i bezproblemowo. Zatem jeśli macie wątpliwości, czy pakować się tam za pomocą własnego, osobowego samochodu, to od razu zrezygnujcie z tego pomysłu na rzecz podróży busem. Lepiej na tym wyjdziecie.
Dorga do Theht – praktykalia