Bałkany 2015/16 Bośnia i Hercegowina

Grudniowa wycieczka z Abidem. Część 1 – Lukomir

19 stycznia 2016

To gdzie chcecie jechać? – zapytał Abid, gdy siedząc w jego sklepiku obok Tunelu Spasa, piliśmy po kieliszku raki o 9 rano. Lukomir! – odrzekliśmy jednogłośnie, gdyż już poprzedniego dnia, będąc na Bjelasnicy doszliśmy do wniosku, że chcemy wrócić w te okolice. A Lukomir – najwyżej położona wieś w Bośni i Hercegowinie wydawała się idealnym wyborem.

Kilka tygodni wcześniej… Czyli jedziecie do Sarajewa? A nie wzięlibyście ze sobą paczki dla naszego znajomego? Przynajmniej, jak wy ją zabierzecie, to jest pewność, że do niego dotrze. A przy okazji poznacie jej adresata. Z Abidem Jasarem, któremu mieliśmy przekazać prezenty od Zuzy i Piotra, zaczęłam rozmawiać jeszcze przed wyjazdem do Bośni. Facebook mocno nam to ułatwił, a fakt, że Abid mówi po angielsku również nie był bez znaczenia. Ja mu opowiadałam trochę o sobie, on pisał o tym, co się dzieje teraz w Sarajewie oraz, że na nas czeka. Kim jest Abid? Jednym z budowniczych Tunelu Spasa (Tunel Nadziei, łączył oblężone miasto ze strefą wolną od serbskiej okupacji; przebiegał pod sarajewskim lotniskiem) oraz kierowcą ciężarówki, który w trakcie wojny woził dostawy jedzenia, broni, drewna czy też przewoził rannych. To w dużym skrócie, bo Abid to człowiek orkiestra.

Wtorek 29.12.15. Jedziemy Skodą Przemasa przez zasnute mgłą Sarajewo. Nic nie widać. Trzeba się dobrze przyglądać, by dostrzec budynki znajdujące się po obu stronach drogi. Na szczęście to nawigacja prowadzi nas przez labirynt sarajewskich uliczek, aż w końcu docieramy na Ilidžę, gdzie mieszka Abid. Gdy jesteśmy na miejscu, on już na nas czeka. Witam się z nim, jak ze starym, dobrym znajomym. Ooo a to musi być twój mąż. – stwierdził Abid wskazując Marka. Poznałem po tym, że ma brodę! Generalnie okazało się, że Abid zrobił facebookowy wywiad środowiskowy i sprawdził, kto jest moim mężem oraz kogo mam w znajomych. Po przedstawieniu mu jeszcze Karoli i Przemasa, zaprosił nas do swojego sklepiku obok Tunelu Spasa. Z samochodu zabieramy pokaźne pudło od Zuzy i Piotra oraz prezenty ode mnie i Marka dla Abida oraz dwójki jego wnucząt. Nasz gospodarz oraz przyszły przewodnik jest zachwycony, w szczególności z powodu polskiej wódki. Ogólnie temat alkoholu miał nam poniekąd towarzyszyć przez cały dzień. Bo wiecie, ja mam taką teorię, że rakija pita rano i wieczorem dobrze wpływa na zdrowie, np. obniża poziom cholesterolu. To co, po kieliszku? – bardziej stwierdził niż zapytał Abid, bo w międzyczasie wyciągnął spod stołu butelkę oraz kieliszki. O jabłkowej raki rozmawiałam z nim już wcześniej. Wiesz Ola, jesień i zima to czas na raki. Mój znajomy robi ją z jabłek. Jest naprawdę dobra. Mimo 9 rano jakoś głupio jest nam odmówić i wszyscy, oprócz Przemasa robiącego za kierowcę, dzierżymy kieliszki w dłoniach. Živjeli! Na zdrowie! Po czym, jak to typowi Polacy, wypiliśmy trunek do dna. Nie, tak się nie pije raki!! Najpierw trzeba wypić połowę zawartości kieliszka i dać czas alkoholowi, by rozgrzał nas od środka. Dopiero później można wlać w siebie resztę. Pijąc szybko nie poczujecie jej aromatu. Efekt jest taki, że musimy wypić po jeszcze jednym kieliszku. Jakoś bardzo nie narzekamy, bo raki jest wyśmienita i rzeczywiście smakuje jabłkami. To co, chcecie jechać do Lukomiru? Nie wiem, czy uda nam się tam dojechać, bo wiecie, śnieg, góry. Nigdy nic nie wiadomo. Ale spróbujemy. Snow is no problem, ice is problem!

Wychodzimy przed dom. Na parkingu stoi Skoda Przemasa oraz Audi 100 Quattro Abida. Stwierdzamy, że możemy pojechać naszym autem, które było nieco większe. Abid jednak stwierdza: Audi is Audi and Skoda is…Skoda. Jedziemy Audi. Szybko ma się okazać, że była to słuszna decyzja, a napęd na cztery koła miał się przydać. Przy okazji Przemas otrzymał nowy przydomek – Skoda, a wypowiedziane przez Abida zdanie na temat samochodów stało się mottem naszej wycieczki. EDIT: Teraz Abid jest już szczęśliwym posiadaczem…Mercedesa.

Wkładamy do bagażnika Audi nasze toboły, w tym drona. Abid dorzuca butelkę raki oraz kieliszki, a także ciastka od swojej żony. Wyruszamy. We mgle powoli opuszczamy miasto i znaną nam drogą do Babin do pniemy się ku górze. Już po chwili, podobnie jak poprzedniego dnia, wjeżdżamy w strefę słońca, błękitu nieba i pięknej pogody. Ja w trakcie wojny jeździłem po tych terenach ciężarówką lub mniejszym Nissanem Patrolem. Woziłem to, co było aktualnie potrzebne: drewno, broń, żywność, czasem cywili i rannych. Po wojnie dalej jeździłem moją małą ciężarówką. Miała 4 tony. Rozwoziłem dostawy do sklepów, ale później, ciężarówka okazała się być zbyt mała i musiałem zwinąć biznes. Teraz mam swój sklepik oraz wożę turystów. Generalnie Abid znalazł swój sposób na życie. Dzięki ogromnej otwartości i pozytywnemu nastawieniu, szybko zjednuje sobie ludzi. Nam również proponował swoją autorską trasę wycieczki, jednak my byliśmy zdecydowani na konkretne miejsce. Abdi nie oponował. Jednak patrząc na jego profil na facebooku widać, że na wycieczki z nim decydują się ludzie z całego świata. I na pewno nie żałują, bo Abid to niesamowity przewodnik i gawędziarz. O, a widzicie tę drogę po prawej. – pyta się nas, gdy jesteśmy już kawałek za Babin do. Na stoku ledwo dostrzegamy coś, co pewnie kiedyś było drogą, a teraz jest dość mocno zarośnięte krzakami i trawą. Tędy właśnie zwoziłem pieczywo dla wojsk bośniackich, które były o tam, w dole. –  i wskazuje w bliżej nieokreśloną przestrzeń po naszej lewej. Ta droga była tak stroma, że czasami w godzinę pokonywałem tylko 2km. Na to wszystko, mój niezbyt często odzywający się normalnie małżonek, zadaje pytanie, które rozwala wszystkich na łopatki. A jak dojeżdżałeś na miejsce, to ten chleb był jeszcze świeży?

Upakowani w Audi

Abid Audi

O, a widzicie tamto wzgórze? To na nim, mój znajomy stanął na minę. Musiałem go zwieźć do Babin do, żeby go opatrzyli. Jechaliśmy bardzo wolno. Praktycznie każde, mijane przez nas miejsce, przypominało Abidowi wydarzenia z czasów wojny lub… Jakiś czas temu wziąłem tutaj na wycieczkę dziewczynę z Singapuru. Zaczął padać śnieg. Wiecie, że ona pierwszy raz w życiu widziała śnieg? Jak szalona biegała i robiła zdjęcia. Fakt, później musieliśmy ileś czasu czekać na pług, bo tyle go dosypało, że droga zrobiła się nieprzejezdna. Ale ona i tak była szczęśliwa.

Z głównej szosy skręcamy w prawo. Za wsią Brda kończy się asfalt i nasza prędkość podróżna znacząco spada. Do tego co jakiś czas miska olejowa Audi spotyka się z jakimś większym kamulcem. Na szczęście przy nieznacznej prędkości nic jej się nie dzieje. Nas jednak bardziej zajmują widoki wokół. Nieco za naszymi plecami jest znana nam już Bjelasnica, a przed nami górski bezkres, żadnych domów, ludzi, zwierząt. Czyste piękno. Po jakiś 15 minutach jazdy docieramy do ocienionego stoku, gdzie na drodze zalegała spora warstwa lodu. Abid prosi nas, byśmy wysiedli, a on w tym czasie sam, na spokojnie pokonuje ten odcinek. Jego Audi oczywiście bez większego problemu daje radę, a my mamy chwilę by na spokojnie rozkoszować się widokami.

Droga do Lukomiru

Bjelasnica

Bjelasnica

Jedziemy dalej. Droga praktycznie cały czas wiedzie dnem rozłożystej doliny, otoczonej pozbawionymi drzew wzgórzami. W tym miejscu spotykają się dwie strefy klimatyczne – kontynentalna i śródziemnomorska. Stąd nie ma tu żadnych drzew. Czasami wieją tu bardzo mocne wiatry. Tego dnia jest jednak bezwietrznie i panuje niesamowita cisza. Nie słychać szumu roślin (bo ich nie ma), żadnych zwierząt (również brak), ani ludzi (wokół nie ma nikogo oprócz nas).

Po ponad godzinie jazdy docieramy do Lukomiru. Parkujemy na końcu wsi, w miejscu gdzie kończy się droga. Później, wspinamy się na wzgórze, które oddziela Lukomir od rzeki Rakitnicy, która położona jest 800 metrów niżej, w jednym z głębszych w Europie kanionów. Lukomir traktowany jest obecnie niczym skansen. Nie można w nim nic więcej zbudować, a jedynie nieco zmodernizować już istniejące domy. Ale wszystko zgodnie z ustaleniami konserwatora zabytków. – stwierdza Abid. Latem Lukomir jest zamieszkany głównie przez pasterzy, którzy na czas zimniejszych miesięcy schodzą do dolin. W efekcie w grudniu nikogo tam nie ma. Jakiś czas temu kręcony był tutaj film. Na jego potrzeby postawiono we wsi…kościół. Był to chyba jedyny przypadek w Bośni, by w muzułmańskiej miejscowości stał zarówno kościół, jak i meczet. Rzeczywiście meczet dość mocno wyróżnia się w lukomirskim krajobrazie. Nie trudno dostrzec jego białą sylwetkę oraz zielony dach. Marek wypuszcza drona, a my w tym czasie stoimy we czwórkę na szczycie wzniesienia. Abid wypytuje się nieco o naszą latającą maszynę, gdyż w Bośni nie miał z nią do czynienia, a ja jak zwykle robię za rzecznika prasowego Dji Phantome.

Gdzieś w dole jest kanion rzeki Rakitnicy

Lukomir

Góry po horyzont

Lukomir

fot. Przemas

Lukomir

Śliczny, niewielki Lukomir

Lukomir

Schodzimy do wsi i zaczynamy włóczyć się wśród wąskich „uliczek”, wijących się między domami. Niesamowite jest to, że oprócz nas nie ma tam kompletnie nikogo. I znów ta cisza! Abid przestawia Audi do centrum Lukomiru, które zlokalizowane jest obok sporego źródełka z wodą oraz działającej latem knajpki. Jak jest ciepło, do Lukomiru dociera całkiem sporo turystów. Głównie rowerzystów oraz tych, decydujących się na jazdę terenówkami. Później sprawdziliśmy ile kosztuje wyprawa do Lukomiru z agencją turystyczną z Sarajewa. 40EUR od osoby! Straszne pieniądze.

Zabudowania Lukomiru

Lukomir

Lukomir

Lukomir

Rakija time! Abid stawia na bagażniku butelkę raki oraz kieliszki. Nalewa wszystkim również sobie. Abid – nie przejmujesz się tym, że prowadzisz i pijesz? – pytamy z ciekawości, a nie ze względu na to, że boimy się, iż rozbije auto z nami w środku. Driving and rakija? No problem. – stwierdza z rozbrajającą szczerością Abid. Po chwili dodaje: W Bośni jest takie prawo, że jak jesteś kierowcą „amatorem” to musisz mieć 0.0 promili. Ale gdy jesteś kierowcą zawodowym, to możesz mieć 0.3 promila. Wiecie, gdy rozwoziłem dostawy do sklepów, to praktycznie zawsze ktoś chciał się ze mną napić, a to piwa, a to raki, a to kawy. Efekt był taki, że po pracy zdarzało mi się wracać do domu na rauszu. Żona nie była zachwycona…Wypijamy po kieliszku, tym razem już nie do dna, a dawkując sobie alkoholowe emocje i aromaty.

Lukomir

Rakija Time!

rakija time

rakija time

Z rakiją w żołądkach opuszczamy przepiękny Lukomir. Szybko doszłam do wniosku, że jest to jedno z piękniejszych miejsc na Bałkanach, w jakim kiedykolwiek byłam. Może to kwestia atmosfery wokół całej wycieczki, może to kwestia towarzystwa i niepewności, czy w ogóle do niego dotrzemy. Niemniej jedno jest pewne – wrócimy tam! Cała nasza czwórka od razu stwierdziła, że najchętniej byśmy się tam wybrali na rowerach. Teren na dwa kółka jest wprost idealny: szeroka droga, brak jakiś strasznych przewyższeń, bo przez większość czasu jedzie się doliną. Sama wieś, jak i okolice są na swój sposób magiczne, magnetyczne i po prostu niesamowite.

A tak filmowo wyglądała nasza wycieczka z Abidem:

Ale na Lukomirze nie skończyła się nasza wycieczka z Abidem. W części drugiej dowiecie się, jakie ciastka powinna piec dla swego zięcia każda teściowa, jakie wegetariańskie danie wymyślił dla mnie Abid w restauracji oraz dlaczego przez resztę wyjazdu musiałam kleić okulary power tapem.

Zapisz

Zapisz

TAG
POWIĄZANE WPISY