Halo, Adriatyk – objazdowa wycieczka oczami moich rodziców
Do tej pory moi rodzice nie decydowali się na samodzielne eksplorowanie Półwyspu Bałkańskiego i poznawali ten region dzięki dwóm objazdowym wycieczkom. Na pierwszej z nich byli w 2013 roku, na drugiej w 2014. I to o tej drugiej, czyli o „Halo, Adriatyk” – objazdówce z Itaki, chciałabym Wam dzisiaj chwilę poopowiadać. Przede wszystkim dlatego, że rodzice udali się do wielu miejsc, w których z Markiem nie byliśmy. Jednak wspólnymi punktami na podróżniczej mapie był Sarajewo, Mostar, Blagaj i Dubrownik.
Dla mnie idea objazdowych, zorganizowanych wycieczek jest mało przekonywująca. Nie lubię, gdy ktoś mi narzuca ile mam czasu na zwiedzanie danej atrakcji, gdzie mam iść i co robić. Z drugiej strony, dzięki takim wyjazdom można wyrobić sobie opinię na temat danego kraju/regionu i później wrócić tam samodzielnie. Dla moich rodziców, którzy sami nie organizowali sobie poważniejszych wypraw, objazdówki były opcją „bezpiecznego” poznania nowych miejsc. Jednak apetyt rośnie w miarę jedzenie. Co więcej, na tego typu wycieczkach nie zawsze trafia się na ludzi, których priorytetem jest zwiedzanie, a nie tylko picie rakii. Stąd też rodzice w tym roku planują już samodzielną wyprawę.
„Halo, Adriatyk” to wycieczka skoncentrowana na Chorwacji i Bośni i Hercegowinie. Jak na objazdówkę ma wyjątkowo spokojny charakter, więc rodzice mieli czas nie tylko na intensywne zwiedzanie, ale również odpoczynek. Pierwszy etap wycieczki, to moje ukochane Sarajewo. Rodzice nocowali praktycznie w samym centrum miasta, w Hotelu Saraj, który w grudniu zeszłego roku wyglądał na nieco opuszczony, ale rodzice twierdzą, że prezentował całkiem niezły standard.
Później był Mostar i Blagaj – dwa piękne i urocze miejsca na mapie Bałkanów.
Na trasie była również Perła Adriatyku czyli Dubrownik.
Po Dubrowniku nadszedł czas na Ston – miasto słynące z hodowli ostryg oraz systemu fortyfikacyjnego z XIV wieku, mającego 5.5km długości. Miasto to było również słynne z pozyskiwania soli, która produkowana jest po dziś dzień, lecz na nieco mniejszą skalę niż kiedyś.
Bycie kociarzami jest u nas już stanem rodzinnym. Rodzice również namiętnie fotografują napotkane wszędzie koty. A cóż możemy na to poradzić, że np. na Bałkanach większość kociaków jest rudych? 😉
Dalszy etap wycieczki to Półwysep Pelejsac, mający 65km długości i 7km szerokości w najszerszym miejscu. Stoki półwyspu porastają winorośle, więc nie trzeba być mistrzem dedukcji, by wywnioskować, że w regionie tym produkowane jest wino. Dalszym punktem, do którego na dłużej udała się wycieczka była Korćula, urokliwa wyspa oraz miasteczko o tej samej nazwie, określane mianem „Dubrownika w miniaturze”. Uważa się je za miejsce, w którym narodził się Marco Polo. Wiele osób odwiedzając Korćulę nie wie, że na wyspie znajduje się piękna jaskinia Vela Luka, a nawet jeśli wie, to i tak tam nie dociera. Moi rodzice podczas zwiedzania danego miejsca są zawzięci i chcą zobaczyć jak najwięcej. Mimo lejącego się z nieba żaru docierają również do niej.
Później był jeszcze Park Narodowy Kornati, Zadar oraz Varażdin.
Patrząc po miejscach, jakie odwiedzili moi rodzice stwierdzam, że wycieczki zorganizowane w sumie może nie są takie złe, w szczególności gdy pozwalają na dużo czasu wolnego i bardziej samodzielne zwiedzanie. Co więcej utwierdzam się w przekonaniu, że musimy z Markiem bardziej pozwiedzać Chorwację. Niestety dopóki nie zaczniemy zarabiać nieco więcej, to chyba sobie na to nie będziemy mogli pozwolić. W porównaniu z Albanią nadal jest tam strasznie drogo. Niemniej jednak, Bałkany nadal mają nam sporo do zaoferowania i jeszcze długo będziemy mieli tam co zwiedzać i oglądać.