Czy południowcy są znani ze swojej pracowitości a stereotyp jest wyssany z palca ?!
Czy Grek, czy Czarnogórzec…jakby to dyplomatycznie napisać…nie umieją szanować pracy ? To moje własne obserwacje. Nie to żeby mi takie podejście przeszkadzało… wręcz przeciwnie, po jakimś czasie podejście zaczęło się udzielać i mi. Moim zdaniem na urlop, podładowanie akumulatorów to są świetne miejsca. Nazwa „Hostel Polako” też nie wzięła się z niczego 😉 Podczas mojego pierwszego pobytu na Bałkanach często słyszałem „polako” i w swej niewiedzy myślałem, że mówią o Polakach 😀
Co do Albanii.
Odbiór kraju/miejsca zależy od człowieka. W moim przypadku Albanię kojarzę właśnie z dziczą. A że piszę na blogu o takiej a nie innej tematyce, to zaraz pewnie mnie zakrzyczycie 😉
Ogólnie chodzi o to, że nie byłem nigdy w kraju, w którym jest taki hard jak w Albanii. Bieda, śmieci, niektóre lavazh (pan, wiadro i beczka wody), kolej, itp. Albania jest tania (ceny w 2011 na poziomie 50% średniej europejskiej), ale wybiórczo. Owszem to co człowiek sam może wyhodować lub w miarę prosto wytworzyć jest tanie, ale trzeba pamiętać że rzeczy typu leki, czekolada, chipsy, masło, czy nawet „głupie” plasterki na skaleczenia, kosztują ze 2 razy więcej niż u nas. Wszystko to jest importowane z zagranicy. Niestety miałem okazję korzystać z aptek i lekarzy. Zastanawia mnie jak na to stać albańczyków.
W Kruji jechałem po mieście lokalnym transportem. Busik miał dziury w podłodze i jak wjechał w dziurę na drodze do wnętrza chlupała woda (wcześniej przez pół dnia lało). Sam „dworzec PKS” to ogrodzony siatką plac ubitej ziemi, na którym stoją pordzewiałe busiki i czekają na odjazd. Czy mi to przeszkadza ? NIE ! Ale szok był i to jaki. Może większy był po powrocie jak znajoma podróżniczka była w Albanii w 2006 i kolejny raz w 2013 i skomentowała: teraz to już jest normalnie. Opowiadała, że teraz nie widziała rzeźników przy drodze, którzy mieli powywieszane na metalowych ramach mięcho. Podjeżdżał samochód, pan ciachał tasakiem i zawijał w papier – taki „Drive Thru”. Wokół mięsa latały dziesiątki much. Ja też nic takiego już nie widziałem. W pamięci utkwiło mi za to miejskie targowisko w Kruji, na którym śmierdziało jak na
wysypisku śmieci a po sprzedawanych dobrach łaziły masowo robale. Łażące
w mieście kury nie robiły już takiego wrażenia, ale koń wałęsający się
bez uprzęży i właściciela i owszem. Przylazł, poskubał trawę i poczłapał
dalej. Nie piszcie, że to bałkańskie smaczki, bo byłem na targowiskach rolnych w Mostarze i w Ulcinju i wrażenia były bardzo pozytywne.
Co do Rumunii.
Pojechałem tak m.in. po to żeby potwierdzić albo obalić rozpowiadane przez znajomych hasła, że straszna bieda, że wszędzie żebrzą, że wożą kozy i konie w samochodach osobowych, że niebezpiecznie, że ogólnie brud i smród. Co ciekawe żadna z tych osób w Rumunii nie była. Może to szczęście początkującego, ale żebrzących cyganów widziałem tylko raz a i to w miejscu, gdzie turyści raczej nie zaglądają. Widziałem biedę w niektórych wsiach, ale i w Polsce są takie miejsca. Ogólnie bardzo mi się podobało. Kraj nie zasługuje na etykietkę „Hard”.