Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-includes/pomo/plural-forms.php on line 210

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-content/plugins/wp-super-cache/wp-cache-phase2.php on line 1167

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 77

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 87

Warning: Creating default object from empty value in /wp-content/themes/journey/framework/options/core/inc/class.redux_filesystem.php on line 29

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Biogradska Gora – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl Subiektywne spojrzenie rudej i Marka na Bałkany, podróże i nie tylko! Thu, 07 Jun 2018 07:00:36 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.6 http://balkany.ateamit.pl/wp-content/uploads/2014/12/DSC09337-5497cfcbv1_site_icon-32x32.png Biogradska Gora – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl 32 32 80539066 Biogradska Gora – spontaniczny nocleg oraz spacer wokół Biogradskiego jeziora http://balkany.ateamit.pl/biogradska-gora-wokol-biogradskiego-jeziora/ http://balkany.ateamit.pl/biogradska-gora-wokol-biogradskiego-jeziora/#respond Thu, 23 Nov 2017 07:39:02 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=11046 Krótka historia mojego powrotu po 7 latach do Biogradskiej Gory.

Post Biogradska Gora – spontaniczny nocleg oraz spacer wokół Biogradskiego jeziora pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Po pobycie w Ulcinj wyruszyliśmy z Markiem nieco bardziej na północ Czarnogóry, by odwiedzić moje ukochane góry Sinjajevina. Niestety wymyślony przeze mnie dojazd w to pasmo nieco nas pokonał, gdyż droga którą kiedyś schodziłam z niego, a która wydawała się odpowiednia dla Kianki, okazała się być naprawdę trudna technicznie. W efekcie, już po zmroku zmuszeni byliśmy poszukać sobie noclegu. Na szczęście byliśmy nieopodal Parku Narodowego Biogradska Gora i znajdującego się tam kempingu nad Biogradskim jeziorem. W ten nieco spontaniczny i nieplanowany sposób mogłam odwiedzić te okolice po 7 latach od pierwszej wizyty.

A na kempingu kamienie

Z trasy łączącej Kolasin z Mojkovacem odbijamy w prawo, by górską, krętą drogą wiodącą przez las dotrzeć do kempingu nad Biogradskim Jeziorem. Po uiszczeniu opłaty: 6 € za namiot i po 3 € od osoby za wstęp na teren parku, możemy rozbić obozowisko. Niestety jakoś wyparłam z pamięci fakt, jak cholernie kamienisto jest na tym kempingu. Nie dość, że większość lepszych miejscówek była zajęta, gdyż gości z różnych stron świata było tu całkiem sporo, to dodatkowo te, co pozostały, nie nadawały się na rozbicie namiotu. To znaczy mogliśmy go postawić, natomiast mielibyśmy zagwarantowaną kompletnie bezsenną noc. Po ponad 30 min ostatecznie decydujemy się rozbić w jedynym równym i nie zawalonym kamieniami lub głazami miejscu przy drodze nieopodal recepcji. Choć na znajdującym się tam klepisku szpilki ciężko się wbijały, to przynajmniej nasze kręgosłupy nie mogły narzekać na jakiekolwiek nierówności.

Biogradska Gora camping

Biogradska Gora camping

Biogradska Gora camping

Wokół Biogradskiego Jeziora

Kiedy w Biogradskiej Gorze byłam po raz pierwszy, jakoś nie złożyło się, żeby przespacerować się wokół samego jeziora. Ponieważ poranek w parku narodowym powitał nas sporym zachmurzeniem, a my nie do końca wiedzieliśmy, co będziemy dalej robić i czy uda nam się wjechać w góry Sinjajevina, postanowiliśmy się nigdzie nie spieszyć i udać na przechadzkę dookoła jeziora, wzdłuż wyznaczonej tam ścieżki dydaktycznej. Są tam wiaty piknikowe, ławeczki oraz oczywiście tablice informacyjne. Cała pętla ma ok 4 km i o ile przez większość czasu wiedzie przez mocno zalesiony teren, to z prawego brzegu jeziora (patrząc od strony kempingu) podziwiać można całkiem rozległą panoramę pasma Bjelasicy.

Biogradska Gora

Biogradska Gora

Biogradska Gora

Biogradska Gora

Biogradska Gora

Biogradska Gora

Biogradska Gora

Biogradska Gora

Park Narodowy Biogradska Gora ale pływać można

Generalnie bałkańskie parki narodowe często rządzą się tymi samymi prawami, co nasze rodzime. Są jednak pewne różnice. Np. w Biogradskim Jeziorze można pływać i nie jest to zabronione. Początkowo nie byliśmy pewni, ale kiedy po powrocie na kemping zobaczyliśmy, jak kilka osób pływa w okolicach drewnianego pomostu, nasze wątpliwości szybko zostały rozwiane. Marek natychmiast wskakuje do wody, a ja siedzę na pomoście i przyglądam się, jak wokół niego pływa ławica małych rybek. Później dużo bardziej fascynujące staje się obserwowanie wycieczki emerytowanych Hiszpanów, którzy wyglądali, jakby właśnie obrabowali sklep z ubraniami outdoorowymi. Cała ich grupa od stóp do głów ubrana była w same markowe i kolorowe ubrania. Na moje fachowe oko – całkiem drogie. Z tego co zrozumiałam na podstawie wywodu ich anglojęzycznego przewodnika wybierali się na całodzienny trekking. Ogólnie bliżej godziny 9-10 nad Biogradskim Jeziorem zrobiło się bardzo tłoczno i turystów z godziny na godzinę przybywało. Większość z nich kierowała się na trasę wokół jeziora, część w wyższe partie Bjelasicy.

Biogradsko Jezero

Biogradsko Jezero

Biogradska Gora czy warto?

Generalnie Park Narodowy Biogradska Gora nie jest może najpopularniejszym parkiem narodowym Czarnogóry, ale trzeba przyznać, że jednym z lepiej zorganizowanych. Osobiście nie jestem ogromną fanką samego pasma Bjelasicy, choć nie powiem, ma swój urok i klimat. Natomiast jeśli awaryjnie będziecie szukać noclegu w tej części Czarnogóry, to kemping nad Biogradskim Jeziorem jest naprawdę dobrą opcją. Nie kosztuje fortuny, warunki są dobre (oczywiście jeśli nie przeszkadza Wam zimna woda w kranie, kibel na narciarza oraz trudność w znalezieniu równego kawałka ziemi na rozbicie namiotu), a teren wokół sprzyja aktywnemu wypoczynkowi. Bowiem z kempingu wychodzą liczne szlaki piesze, którymi dotrzeć można w wyższe partie gór Bjelasica. Z mojej perspektywy powrót do Parku Narodowego Biogradska Gora był całkiem udany. Marek, który zawitał tu po raz pierwszy również nie narzekał, chyba głównie dzięki temu, że mógł popływać w jeziorze.

 

 

Post Biogradska Gora – spontaniczny nocleg oraz spacer wokół Biogradskiego jeziora pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/biogradska-gora-wokol-biogradskiego-jeziora/feed/ 0 11046
Bałkany 2012. Część 25 – Góry Komovi i Bjelasica http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-25-gory-komovi-i-bjelasica/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-25-gory-komovi-i-bjelasica/#comments Thu, 27 Feb 2014 13:25:54 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=1290 Odwiedziny w dwóch pasmach górskich Czarnogóry - Bjelasnicy i Komovi.

Post Bałkany 2012. Część 25 – Góry Komovi i Bjelasica pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
5 maj 2012

Poranek jest rześki i szybko stawia nas na nogi. Opuszczamy naszą bazę noclegową i zjeżdżamy odrobinę w dół, by zjeść śniadanie z widokiem na piękną, górską okolicę. A widać drogę do przełęczy Tresnjevik, Bielasicę oraz Komovi, które były naszym celem.

Widokowe śniadanie

góry Czarnogóry

Pałaszujemy śniadanie, składające się w dużej mierze z czekolady do kanapek, której dodatek stanowiły kromki chleba. Super zdrowe, super dietetyczne. Ale cóż, czasami można sobie dać lekką dyspensę. Między jednym kęsem a drugim obserwujemy jak samochody pną się w górę, ale żaden nie jedzie w dół.

Po posiłku ruszamy ku drodze łączącej Kolasin z Andrejevicą. Wije się ona wśród malowniczych, wiosennych, przepełnionych świeżą zielenią wzgórz, zza których wyzierają złowrogo wyglądające, pokryte śniegiem, skaliste szczyty. Na jednym z fotograficznych postojów mój i tak z lekka nadpsuty obiektyw (latające pierścienie), odmawia wszelkiej współpracy. O ile ostrzy na szerokich planach, o tyle po przybliżeniu czegokolwiek można w nieskończoność naciskać spust migawki, a obiektyw i tak ma to gdzieś i nie ostrzy. Generalnie zepsuł się przed samym wyjazdem i nie było kiedy go naprawić, ale sądziłam, że jakoś przetrwa cały wyjazd. Niestety… Nieco sfrustrowana zakładam mojemu soniaczowi obiektyw 55-200, który akurat nie jest najlepszy do fotografowania pejzaży, ale z drugiej strony przynajmniej mogę fotografować.

Kontrasty

Komovi

Wiosenna, czarnogórska impresja

Czarnogóra

Jedziemy dalej. Wokół nas wiosna w czystej postaci. Kwitnące drzewa i krzewy, soczysta zieleń. Do tego szum potoku. Jest tak sielsko, że aż nierealnie. Mijamy kilka niewielkich wiosek, w których mniej więcej połowa domów nie była zamieszkana, gdyż prawdopodobnie funkcjonowała jedynie w okresie letnim. Przy drodze leżą gdzieniegdzie płaty śniegu. Generalnie po stanie pobocza widać, że w trakcie zimy śnieg jest w stanie narobić tu trochę szkód i zamieszania. Ale sama nawierzchnia drogi na całej trasie była w stanie dobrym+.

Dojeżdżamy do główniejszej drogi, która zasadniczo nie wiele różni się od tej, z której właśnie zjechaliśmy. No może panuje na niej odrobinę większy ruch. Docieramy do jakiegoś odbicia szlaku, na którym pojawia się znana mi nazwa Eko Katun Stavna. Podany czas przejścia do niego to 4h. Zjeżdżamy kawałek drogą i porzucamy Kiankę w lesie. Idziemy szeroką, szutrową drogą wśród sosen, zza których wygląda szczyt Kom Vasojevicki.

Komovi!

Komovi

Komovi

Po ok. 30-40min marszu Marek odkrywa, że idąc tą drogą dotrzemy do asfaltowej trasy na przełęczy Tresnjevik, do której równie dobrze możemy dojechać Kianką. Wtedy nie byłam jeszcze świadoma, że do Stavnej można dotrzeć samochodem. Generalnie ta cała sytuacja wywołała między nami jakieś wyjątkowo duże spięcie i oboje z bliżej nieokreślonego powodu jesteśmy na siebie wściekli. W jakże miłych nastrojach jedziemy na przełęcz Tresnjevik, a z niej prosto do Eko Katunu Stavna. Zostawiamy pod nim Kiankę i rozmawiamy chwilę z pasterzem opiekującym się stadkiem pasących się nieopodal koni. Informuje nas, że katun będzie dziś otwarty i będzie można w nim przenocować. Kiedy mówimy, że my tylko w góry idziemy, gość stwierdza „A to wy w góry i wracacie?” Żegnamy się z nim i ścieżką wiodącą powyżej Eko Katunu wychodzimy na pełną krokusów łąkę.

Eko Katun Stavna

Eko Katun Stavna

W stronę krokusów

Komovi

Muszę na chwilę przerwać relację. Generalnie w tym jednym momencie spełniły się moje dwa marzenia. Pierwszym z nich było zobaczenia „na żywo” gór Komovi. W 2010, kiedy z Tomaszem zdobywaliśmy czarnogórskie pasma, nie wystarczyło nam czasu na Komovi, a oboje strasznie chcieliśmy się w nie wybrać. Ale po dwóch latach mogłam wreszcie je zobaczyć. Zrobiły na mnie ogromne wrażenia, gdyż stanowią niesamowity kontrast dla obłych, niewielkich, zielonych wzgórz, które je otaczają. Bajka…

Brak mi słów na opisanie tego piękna…

Komovi

Natomiast moim drugim marzeniem, było zobaczenie krokusów w Dolinie Chochołowskiej w Tatrach. Niestety zawsze wybierałam się w Tatry albo przed ich zakwitnięciem, albo po tym jak już przekwitły. Nigdy nie udało mi się być w Tatrach, kiedy dolina staje się fioletowym kobiercem. Więc jak zobaczyłam krokusy w Komovi, to się prawie ze szczęścia poryczałam. Bo jest to ironia losu, że dopiero w Czarnogórze udało mi się doświadczyć czaru krokusowej łąki. Z radości nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Czy się w krokusach wytarzać, czy bić im pokłony. Ostatecznie ograniczyłam się do obfotografowania ich z każdej możliwej strony.

Krokusowy raj

krokusy komovi

krokusy komovi

krokusy komovi

Generalnie w górach leży dużo śniegu, a my nie jesteśmy na taką ewentualność przygotowani. O ile mamy buty trekkingowi i jedną parę kijków, o tyle brak raków i czekanów mógł być kłopotliwy. Kom Vasojevicki wygląda naprawdę imponująco i poważnie. Docieramy do tabliczki, która informuje nas, że na wejście na jego szczyt należy przeznaczyć 2.5h, a na Kom Kucki 3.5h. Marek wychodzi nieco powyżej, a ja zostaję na niżej położonej polance i kontempluję ciszę i przepiękne wprost widoki. Gdzie nie spojrzeć – góry. Jestem w raju!!

„Góry tylko wtedy mają sens, gdy jest w nich człowiek ze swoimi uczuciami, przeżywający klęski i zwycięstwa. I wtedy, gdy coś z tych przeżyć zabiera ze sobą w doliny.” Andrzej Zawada

Komovi

Wszędzie góry!!!!!!!!!

Komovi

Choć panuje chłodek, to słonko całkiem nieźle przypieka. Marek schodzi z góry i idzie od razu do Kianki by przygotować sobie coś do jedzenia. Ja zostaję nieco dłużej z krokusami, z którymi jakoś ciężko jest mi się rozstać. Zaczynam się śmiać sama do siebie, że jeszcze dwa dni temu smażyliśmy się na albańskiej plaży, gdzie poczuliśmy zapach lata. A w ciągu jednego dnia cofnęliśmy się do wiosny. Zasadniczo udało nam się podczas tego wyjazdu doświadczyć wszystkich czterech pór roku. Takie rzeczy tylko na Bałkanach!

Żegnamy się z Komovi. Ja jestem niepocieszona, bo najchętniej bym tu zamieszkała i żyła wśród krokusów. Niestety droga wzywa. Kierujemy się do Berane, leżącego u podnóża gór Bjelasica, w skład których wchodzi Park Biogradska Gora, w którym miałam okazję być w 2010 roku. Przed samym Berane usiłuję wypatrzeć drogę wiodącą w głąb gór, którą jechałam z Tomaszem dwa lata temu. Najpierw jednak odwiedzamy Berane, w którym robimy zakupy i szukamy pekary dla wiecznie głodnego Marka. Jadąc pakujemy się przez przypadek pod prąd w jakąś uliczkę, o czym na szczęście informuje nas życzliwy miejscowy. Co ciekawe przed wjazdem na tę drogę nie było żadnego znaku mówiącego o tym, że jest jednokierunkowa. Porzucamy Kiankę i udajemy się na poszukiwania pekary. Niestety mają tylko burki z mięchem, więc Marek się obkupuje w prowiant, a ja cieszę się z dwóch bochenków chleba. Czasami bycie wegetarianką jest totalnie niesprawiedliwe, ale po tylu latach zdążyłam się przyzwyczaić.

Widoki z okolic Berane…ach te góry…

Komovi

Komovi

Wyjeżdżamy z Berane tą samą drogą, którą przyjechaliśmy. Parę kilometrów za miastem odbijamy w lewo, za znakiem na Bjelasicką Planinę. Po małym pobłądzeniu jedziemy wzdłuż potoku Bistrica. Droga jest tu malownicza, bo nie dość, że wiedzie przez przyjemną dolinę, to dodatkowo przeciska się przez skalne tunele.  Mijamy wioskę Lubnice i kierujemy się ku Sedlu. Znajdują się tam pojedyncze domu pasterskie oraz jakiś hotel. Porzucamy Kiankę w miejscu, gdzie kończy się asfalt i idziemy na spacer. Kierujemy się w stronę pagórka, który wyglądał całkiem przyjemni. Marek dociera na szczyt, ja natomiast z powodu kiepskiego samopoczucia zostaję poniżej.

Owieczki w Dolinie Bistricy

Dolina Bistricy

Wiosna w Bjelasica

Bjelasica

Schodzimy na dół i po kłótni przy samochodzie ja idę na samotny spacer wzdłuż drogi, przy której spotykam sympatycznego Czarnogórca.

On: Zgubiłaś się?

Ja: Nie, nie…!

On: (tu pada coś niezrozumiałego, więc ja się tylko uśmiecham) Czesi?

Ja: Nie, Polacy, Polska.

On: A, to znasz rosyjski.

Ja: Yyy… nie…

On: No to jak powołacie się na mnie, to tu dobry hotel jest. (macha w stronę stojącego nieopodal hotelu)

Dziękuję mu za poradę i udaję się do nadjeżdżającego Kianką Marka. Nocleg mieliśmy już wcześniej upatrzony i darmowy, bo na polance tuż nad samą rzeką. Zamiast kołysanki mamy kojący szum potoku. Śpimy jednak w samochodzie, gdyż rano mielibyśmy całkiem mokry namiot, którego nie dałoby się w dolinie wysuszyć. Żeby było ciekawiej, udało mi się odnaleźć miejscówkę, w której nocowałam z Tomaszem dwa lata temu. Niestety nie bardzo można się było do niej dostać samochodem.

Post Bałkany 2012. Część 25 – Góry Komovi i Bjelasica pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-25-gory-komovi-i-bjelasica/feed/ 2 1290
Pomysł na prezent – Atlas Gór Świata http://balkany.ateamit.pl/pomysl-na-prezent-atlas-gor-swiata/ http://balkany.ateamit.pl/pomysl-na-prezent-atlas-gor-swiata/#comments Wed, 20 Nov 2013 06:43:50 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=749 Zaczął się gorący okres przedświątecznych zakupów, wybierania prezentów i zastanawiania się nad tym, co można komu dać. Ja najchętniej wręczyłabym każdemu po książce, niestety nie wszyscy z moich najbliższych lubią czytać, co wymusza na mnie sporą kreatywność. Jednak dominującą grupą są na szczęście dla mnie osoby, które lubią zagłębiać się w kolejne lektury. Generalnie ten […]

Post Pomysł na prezent – Atlas Gór Świata pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Zaczął się gorący okres przedświątecznych zakupów, wybierania prezentów i zastanawiania się nad tym, co można komu dać. Ja najchętniej wręczyłabym każdemu po książce, niestety nie wszyscy z moich najbliższych lubią czytać, co wymusza na mnie sporą kreatywność. Jednak dominującą grupą są na szczęście dla mnie osoby, które lubią zagłębiać się w kolejne lektury.

Generalnie ten czas przed świętami jest o tyle dobry, że na rynku pojawia się sporo nowości, w tym wydawniczych. Dokładnie w listopadzie bieżącego roku, zaprzyjaźnione wydawnictwo ExpressMap wypuściło na rynek „Atlas Gór Świata”, który jest odpowiedzią na popularność „Atlasu Gór Polski”, istniejącego na rynku już od jakiegoś czasu.

AGS_okladka

Zasadniczo jestem zazwyczaj sceptyczna, co do tego typu książek. Zbiorów i opisów gór jest w księgarniach całkiem sporo, lecz zazwyczaj prezentują niski poziom merytoryczny, ot parę zdań na temat poszczególnych pasm, parę fotek, koniec. Jednak „Atlas Gór Świata” jest inny. Zacznijmy od tego, kto go rekomenduje.

Na miejscu pierwszym moja górska idolka, czyli Anna Czerwińska. Oto, co w typowo zwięzłych dla siebie słowach, powiedziała na temat Atlasu:

Kiedy kompletowałam swoją Koronę Ziemi, brakowało mi wielu informacji. Po prostu nie było wtedy Atlasu gór świata

Wydawnictwo to rekomenduje też dwójka innych, znanych i cenionych himalaistów:

Leszek Cichy

Wydawało mi się, że mój Świat Gór jest już pełny i kompletny, że byłem wszędzie. Wspaniale pomyślany, napisany i zrealizowany z rozmachem Atlas gór świata pokazuje, ile jeszcze pozostało do poznania. Odkrywa przed nami całą różnorodność i bogactwo terenów górskich na Ziemi. (…) Dla każdego, kto kocha Góry.

oraz Kinga Baranowska

Góry są dla mnie miejscem… szalenie ważnym! To w nich odnajduję wytchnienie i wracam na niziny z naładowanymi akumulatorami. Cieszę się, że po prostu SĄ.

Cieszę się również, że powstał ten Atlas, bo dzięki niemu można marzyć i planować kolejne wyprawy. Zapraszam Was do lektury i realizacji swych marzeń! Pięknych gór Wam życzę!

Dlaczego Atlas wyróżnia się na tle innych książek tego typu? Po pierwsze sposobem jego skonstruowania – jasnym, przejrzystym i powtarzalnym, dzięki czemu łatwiej możemy porównywać ze sobą poszczególne pasma górskie. Atlas zawiera 250 opisów pasm, łańcuchów i masywów górskich, 150 stron map, ponad 500 fotografii (niektóre naprawdę zwalają z nóg), opisy środowiska przyrodniczego poszczególnych pasm, informacje o ich dostępności i historii eksploracji, liczne ciekawostki, zestawienia najwyższych szczytów, a także słownik terminów górskich. Książka ta może świetnie nam posłużyć podczas planowania przyszłych, górskich wypraw. Zamiast kupować od razu przewodniki po kolejnych pasmach, wystarczy przejrzeć Atlas i zdecydować, co tak naprawdę nas interesuje. Wiadomo, w góry go nie zabierzemy z racji swej wielkości i wagi, ale idealnie nadaje się do tzw. podróżowania palcem po mapie, gdy w domowym zaciszu wyobrażamy sobie siebie na szczycie Everestu.

AGS_przykladowa_rozkladowka_3

AGS_przykladowa_rozkladowka_4

Atlas zapunktował dla mnie przede wszystkim jedną rzeczą. Znalazły się w nim bałkańskie pasma górskie: Riła, Piryn (o nich pisałam już na blogu), Rodopy i Stara Planina w Bułarii, Góry Dynarskie (w ich skład wchodzą m.in. opisywane przeze mnie Prokletije, Durmitor, Biogradska Gora, Sinjajevina, a także Welebit, Komovi i wiele innych), Szar Planina (obejmuje obszar Macedonii, Kosova, Albanii i Serbii), Pindos, Olimp, Tesalię i Kretę na terenie Grecji. Ale Atlas zapunktował nie tylko sporym akcentem bałkański, lecz również polskim. Są moje rodzime Góry Świętokrzyskie, a także Sudety i opis Karpat, a jak wiadomo w ich skład wchodzą również nasze Tatry. Dla każdego coś miłego! Nie będę wymieniać wszystkich masywów opisanych w Atlasie, gdyż jest tego naprawdę dużo!

Generalnie wydaje mi się, że Atlas Gór Świata jest idealnym prezentem dla każdej osoby, która podróżuje i kocha górskie włóczęgi. Oczywiście nie można go traktować jako jedyne źródło informacji, lecz jako punkt wyjścia do dalszego zgłębiania wiedzy. Lepszy Atlas niż kolejna para kapci lub skarpetek 😉

Jeśli o mnie chodzi, to gdyby ktoś chciał, żeby jedna z moich książkowych półek miała się zacząć uginać pod ciężarem Atlasu, to wcale bym się nie obraziła 😉 Także ewentualni Mikołajowie, weźcie pod uwagę tę opcję prezentową dla mnie!

Post Pomysł na prezent – Atlas Gór Świata pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/pomysl-na-prezent-atlas-gor-swiata/feed/ 2 749
Bałkany 2010. Część 21 – podsumowanie http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-21-podsumowanie/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-21-podsumowanie/#comments Fri, 15 Nov 2013 11:39:38 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=736 Podróż się zakończyła, czas na podsumowania. 1. Ile zajęła nam cała wyprawa? 25 dni, z czego 4 zajęły nam dłuższe przejazdy na trasie: Kraków – Sofia, Sofia – Herceg Novi oraz Mojkovac – Kraków 2. Jaki był koszt wyprawy? Na „przeżycie” na Bałkanach miałam przeznaczone 250EUR (jedzenie, ewentualne noclegi, przejazdy). Dodatkowo wydałam 225zł na bilet […]

Post Bałkany 2010. Część 21 – podsumowanie pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Podróż się zakończyła, czas na podsumowania.

1. Ile zajęła nam cała wyprawa?

25 dni, z czego 4 zajęły nam dłuższe przejazdy na trasie: Kraków – Sofia, Sofia – Herceg Novi oraz Mojkovac – Kraków

2. Jaki był koszt wyprawy?

Na „przeżycie” na Bałkanach miałam przeznaczone 250EUR (jedzenie, ewentualne noclegi, przejazdy). Dodatkowo wydałam 225zł na bilet autobusowy z Krakowa do Sofii. O dziwo nie udało mi się przepuścić całej euro gotówki i z jakimiś drobniakami wróciłam do Polski.

3. Jak podróżowaliśmy?

Po pierwsze autokary, w tym wspominany transport firmą Ecolines z Polski do Bułgarii. Na samych Bałkanach poruszaliśmy się autobusami na większe odległości.

Po drugie – pociągi. Kolej w Czarnogórze nas zachwyciła, ale nadal nie wiem, czemu nie wybraliśmy tej opcji transportu w drodze powrotnej do Polski. Pomroczność jasna, czy co?

Po trzecie – autostop. Bywało z nim różnie, czasem okazywał się płatny, czasem kompletnie bezinteresowny.

4. Gdzie nocowaliśmy?

W większości przypadków pod namiotem. Jeśli zmusiła nas do tego sytuacja (pogoda), jak choćby w Rile i Pirynie, to wybieraliśmy opcję schroniska. Dwa razy nocowaliśmy w prywatnych kwaterach, raz w hotelu, dwa razy na campingu i przez parę dni przy Eko Katunie Grbaje.

5. W jakich krajach byliśmy?

W początkowym planie, mieliśmy głównie wędrować po bułgarskich górach, ale ponieważ szybko zrealizowaliśmy wszystko, co chcieliśmy, przenieśliśmy się do Czarnogóry. Tam spędziliśmy większości naszego czasu. Oprócz tego podróżując na Bałkany i z Bałkanów, przez chwilę przebywaliśmy w następujących krajach: Słowacji, Austrii, Serbii i na Węgrzech.

6. Jakie górskie pasma „zaliczyliśmy”?

W Bułgarii: Riłę i Piryn

W Czarnogórze: Prokletije, Biogradską Gorę, Sinjajevinę i to nawet dwa razy, Durmitor.

7. Jak się żywiliśmy?

W górach, jak to w górach: kus kus z chińszczanem, albo chińszczan z kus kusem 😉 Oczywiście burki z serem, szopskie sałatki, omlety wszelkiej maści i Niekrzycz. Tak w sumie można zdefiniować naszą wyjazdową dietę. Wiadomo, że im częściej mogliśmy robić zakupy, tym nasze menu było bardziej urozmaicone. Gotowaliśmy oczywiście na palniku, bo wrzątku w górach raczej nie znajdzie się ot tak, po prostu.

8. Czym robiliśmy zdjęcia?

Obydwoje fociliśmy aparatami Sony A700. W użyciu były w sumie dwa obiektywy, używane przez nas na zmianę: Zeiss 16-80 i Sigma 10-20.

Ponieważ wyjazd ten stanowił dla mnie naukę focenia lustrzanką, nie zawsze zdjęcia mojego autorstwa reprezentują wysoki poziom. Widzę to dopiero po paru latach, gdy porównuję je z fotografiami wykonywanymi przeze mnie teraz . Plus jest taki, że przynajmniej nie stoję w miejscu i mogę zauważyć u siebie jakiś progres.

Nie mam pojęcia ile wspólnie zrobiliśmy fot, ale na pewno sporo!

9. Ile razy się pokłóciliśmy?

Na poważnie? Chyba ani razu. Owszem zdarzały się ostrzejsze wymiany zdań, ale trudno się temu dziwić, gdy przebywa się z kimś 24h/dobę. Sami byliśmy z Tomaszem zdziwieni, że nasza przyjaźń nie ucierpiała podczas tej wyprawy. Do tej pory ze sporą nostalgią, a czasem rozbawieniem wspominamy nasze różne, bałkańskie perypetie.

Pewnie powinien się tu jeszcze wypowiedzieć Tomasz i odpowiedzieć na pytanie: „Ile razy chciałeś zamordować rudą?” Tomasz! Jestem ciekawa, co powiesz! 😉

Ja ze swojej strony mogę stwierdzić, że nie miałam morderczych myśli wobec niego. Owszem, wkurzyłam się, jak nie udało nam się wykąpać w Adriatyku, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zresztą, to nie była wina/zasługa Tomasza, a jedynie wspólnie podjęta decyzja.

10. I co dalej?

Cóż, Bałkany sprawił, że oby dwoje zapałaliśmy ogromną miłością do tego regionu Europy. Zarówno Tomasz, jak i ja, wracaliśmy tam, ale już osobno. Powoli w tym regionie mam coraz mniej miejsc, w których jeszcze nie byłam, ale na szczęście jest ich na tyle dużo, by nadal chcieć tam jeździć.

Przede mną i przed Wami jeszcze dwie podróże – Bałkany 2012 i Bałkany 2013. Tym razem będzie ruda, Marek i Kianka. Ale zanim zaczniemy kolejny wojaż, trzeba złapać trochę oddechu.

A oto, co odpowiedział Tomasz na pytanie „Jak mu z rudą na Bałkanach było?”.

Cóż, generalnie było dobrze. Wiadomo, czasem się trochę poprzekomarzaliśmy, ale nigdy się nie pokłóciliśmy. W pamięci mej utkwiły nasze dwa dialogi, które mieliśmy podczas wędrówki po Górach Prokletije. Za pierwszym razem zeszło się nam na tematy feministyczne, że kobiety są dyskryminowane, ponieważ nie otrzymują kierowniczych stanowisk. Ot tak, jednym uchem mi wpadły rozważania rudej, a drugim wypadły. Pozostawiłem to bez komentarza, aż do następnego dnia. Podczas próby znalezienia drogi na Trojana, gdy trawersowaliśmy strome piargi w poszukiwaniu ścieżki, ruda obudziła we mnie mistrza ciętej riposty. Idę sobie spokojnie, spoglądam raz za razem do tyłu, czy ruda za mną nadąża. Patrzę, a dystans między nami dość znacząco rośnie. Myślę sobie „Ki pieron?”.  Nagle ruda stwierdza: „Boję się, bo jestem babą, nie lubię ryzyka, bo jestem babą…” a trzeciego jej wyjaśnienia już nie dosłyszałem. Skwitowałem jedynie, że właśnie z tego powodu kobiety nie otrzymują kierowniczych stanowisk. Ruda się zapowietrzyła i miałem wrażenie, że na tej małej ścieżynce właśnie wybuchła bomba atomowa. Pomimo pozornego braku reakcji dało się wyczuć falę uderzeniową. I wtedy ruda ruszyła dzielnie przed siebie!

Pozdrawiam wszystkich wraz z Tomaszem (na zdjęciu w schronie Koneczeto w Pirynie)

SONY DSC

Post Bałkany 2010. Część 21 – podsumowanie pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-21-podsumowanie/feed/ 2 736
Bałkany 2010. Część 15 – Sinjajevina po raz pierwszy http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-15-sinjajevina-po-raz-pierwszy/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-15-sinjajevina-po-raz-pierwszy/#comments Thu, 07 Nov 2013 09:04:03 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=654 Dzisiejszy fragment relacji mogliście już przeczytać na portalu naTarty.pl, gdzie opisywałam Sinjajevinę. Jednak zachowałam pewne historie specjalnie na bloga, więc jeśli czytaliście wcześniej artykuł, to nie zanudzicie się czytając dzisiejszy wpis! 19.09.10 Poranek w Biogradskim Parku Narodowym jest ciepły, lecz deszczowy. Przelotne opady przetaczają się nad gęstym, bukowym lasem, zniechęcając nas do opuszczania namiotu. Jednak […]

Post Bałkany 2010. Część 15 – Sinjajevina po raz pierwszy pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Dzisiejszy fragment relacji mogliście już przeczytać na portalu naTarty.pl, gdzie opisywałam Sinjajevinę. Jednak zachowałam pewne historie specjalnie na bloga, więc jeśli czytaliście wcześniej artykuł, to nie zanudzicie się czytając dzisiejszy wpis!

19.09.10 Poranek w Biogradskim Parku Narodowym jest ciepły, lecz deszczowy. Przelotne opady przetaczają się nad gęstym, bukowym lasem, zniechęcając nas do opuszczania namiotu. Jednak już koło 7 zbieramy się w sobie, jemy szybkie śniadanie i ruszamy trzykilometrowym asfaltem w dół, do głównej drogi na Mojkovac. Liczymy na to, że szybko uda nam się złapać stopa lub jakiś autobus. Kiedy docieramy do głównej trasy, widzimy jak jakiś gość wysadza z samochodu pasażerkę, a następnie wykręca auto. Na nasz widok opuścił szybę, by zapytać się: „Mojko?” Tym sposobem, zupełnie nie starając się o złapanie kogokolwiek lub czegokolwiek, mamy stopa wiozącego nas do właściwego celu. Jednak w trakcie rozmowy z naszym kierowcom okazuje się, że autostop nie jest za darmo i musimy zapłacić 1.5EUR od osoby. Nie jest to dużo, ale kolejny raz przekonujemy się na własnej skórze, że w Czarnogórze idea autostopu jest nie do końca jeszcze przez wszystkich rozumiana. Jednak nie narzekamy na nasz los, gdyż szybko docieramy do Mojkovaca, skąd planujemy podbój Gór Sinjajevina.

W miasteczku tym dokonujemy zakupów oraz opychamy się burkami ze słonym, bałkańskim serem. Standardowo idziemy też do kawiarni na cappuccino. Usiłujemy również znaleźć organizację turystyczną, jednak pani z kwiaciarni uprzytamnia nam, że jest niedziela, więc zasadniczo nic co powinno być czynne, czynne nie jest. Cóż, trudno. Będziemy musieli sobie poradzić z dość prowizoryczną mapą Sinjajeviny, którą mamy w informatorze zdobytym w Kolasinie. Broszura o Sinjajevinie zawierała takie oto zdanie : „W górach Sinjavina, w katunach, mieszka liczna grupa pasterzy, wypasających owce, konie i kozy. Są bardzo gościnni i turystów zawsze chcą ugościć kawą, rakiją i jedzeniem.” Pomyślałam sobie: „Taaa jasne.” Szybko jednak miałam się przekonać, że czasami warto uwierzyć w to, co piszą w takich informatorach. Wróćmy jednak do meritum.

Mojkovac

Mojkovac

Plan był prosty – dotrzeć do serca Sinjajeviny, czyli kościółka Rużica. Odnalezienie wejścia na szlak nie przysporzyło nam na szczęście większych trudności. Należy jedynie wyjść z Mojkovaca w kierunku na Podgoricę, na moście skręcić w prawo i za nim, po prawej stronie znajduje się oznakowanie szlaku oraz dość dobrze widoczna ścieżka. Sukces!Nie świętujemy go jednak zbyt długo, gdyż w lesie, przez który idziemy, robiona była ścinka i oczywiście gubimy szlak. Wiadomo: dzień bez zgubienia, to dzień stracony!

Na szlaku, tym jeszcze właściwym

wejście do Sinjajeviny

Biogradska i Sinjajevina

Przedzieramy się przez krzaki, później obieramy zły kierunek marszu…w końcu jest! Symbol szlaku! Szczęśliwi podążamy za szutrową drogą, mając z jednej strony widok na Biogradską Gorę, a z drugiej widok na Kanion Tary. Po drodze mijamy pierwszy katun, czyli wioskę pasterską. Spotykamy tam pierwszego pasterza, ale zamiast zaprosić nas na rakiję, to zapytał się: „Deutschland??” No cóż, nie pierwszy i nie ostatni raz na Bałkanach, ktoś brał nas za Niemców. No nic, żegnamy się z panem i idziemy dalej. Kiedy docieramy na skrzyżowanie dróg, okazuje się, że zniknęły jakiekolwiek oznaczenia. Wybieramy więc drogę wiodącą pod linią wysokiego napięcia. Po chwili jednak przekonujemy się, że ścieżka ta została wydeptana przez krowy i prowadzi donikąd. Cóż, wracamy zatem do szutrowej trasy i zaczynamy iść na azymut. Nie możemy narzekać na jedno: widoki. Wokół otwierają się niesamowite plany i przestrzenie. Góry te nie są w żaden sposób podobne do tych, które mamy w Polsce. Mimo, że strasznie wieje, co chwila zatrzymujemy się na robienie zdjęć.

Obrazki z Sinjajeviny

Flora i fauna Sinjajeviny

Tomasz i Sinjajevina

Sinjajevina

W pewnym momencie, po naszej prawej stronie dostrzegamy mały, biały domek, przed którym siedziała gospodyni. Gdy tylko nas zobaczyła, natychmiast zaproponowała nam kawę. Czyżby jednak informator nie podkolorował kwestii gościnności tutejszych mieszkańców? Oczywiście postanowiliśmy skorzystać z zaproszenia. W domku naszej gospodyni, składającym się z jednej, obszernej izby, znajduje się parę krzeseł, stół, piec i kilka kuchennych szafek. Na początek dostajemy orzeźwiającą wodę z cytryną. Później na stole ląduje bochenek chleba na zakwasie oraz słony serek z cebulką. Kiedy my pałaszujemy te pyszności, gospodyni szykuje nam kawę po turecku. Nawiązujemy konwersację, choć nie jest to takie proste, gdyż my nie znamy ani serbskiego, ani czarnogórskiego, a gospodyni nie zna polskiego i angielskiego. Ale jakoś udaje nam się dojść do porozumienia. Kiedy mówimy, że jesteśmy z Polski, pasterka stwierdza, że nie tak dawno temu szli tędy Czesi. (Dlaczego nas to nie dziwi????)Pytamy się o prognozy pogody – wieczorem może padać, ale w dzień ma być słonecznie. Dowiadujemy się również, że śnieg w górach Sinjajevina pojawia się w październiku i do tego czasu pasterze muszą wraz ze zwierzakami zejść w doliny. Wracają znów w okolicy maja – czerwca. Gospodyni dopytuje się, czy w Polsce również wypasa się owce. Tłumaczymy jej, że owszem, ale na mniejszą skalę, niż na Bałkanach. Mówi nam również, że jak przyjdzie „Kisza i magla” czyli deszcz i mgła, to lepiej po tych górach nie chodzić Mimo, że nie zawsze się rozumiemy, to atmosfera jest wyjątkowo sympatyczna.

ruda i nasza gospodyni z katuna

Katun Sinjajevina

Ale komu w drogę, temu się nie chce. Dowiadujemy się, że do naszego celu, czyli Rużicy mamy jeszcze jakieś 3km. Idziemy zatem. Pogoda zaczyna się zmieniać, chmury nad nami gęstnieją i od czasu do czasu dolatują do nas krople deszczu. Nagle, zza zakrętu ukazuje się naszym oczom Rużica – niewielki kościółek, położony na wzgórzu Na lewo od niego znajduje się wioska o tej samej nazwie. Przed dotarciem do kościółka spotykamy pasterza z owcami, którzy tłumaczy nam jak dojść do Żablijaka oraz jak odnaleźć wodę w tym wyjątkowo suchym terenie.

W drodze do Rużicy

w drodze do Rużicy

Sinjajevina

Warto zaznaczyć, że w Sinjajevinie jest wyjątkowy problem z wodą. W wyższej partii tych gór nie ma żadnych potoków, czy jeziorek. Pasterze przez zimę gromadzą lód, który w lecie służy im za źródło wody pitnej. Generalnie planując wycieczki w tym rejonie należy zaopatrzyć się w zapasy płynów, a w razie wodnej awarii pasterze chętnie pomogą i wypełnią bukłaki i butelki swoimi zapasami.

Przy samej Rużicy można spokojnie rozbić się z namiotem. Znajduje się tu wiata, ławy i stoły. Pogoda się stabilizuje – zaczyna grzmieć i coraz bardziej padać. Do tego, po chwili dołącza porywisty wiatr, w efekcie wykorzystujemy ławy i stoły do osłonięcia naszego namiotu przed szalejącym żywiołem. Zabarykadowani i zbunkrowani pod wiatą czekamy na rozwój wypadków pogodowych….

Rużica

Rużica

Rużica

Poniżej znajdziecie skan mapy Gór Sinjajevina. Pochodzi on z informatora „Mountains of Sinjavina. Hiking guide”, wydanym przez Czarnogórską Organizację Turystyczną. (Generalnie góry te funkcjonują pod nazwą Sinjavina i Sinjajevina, ja dla jasności stosuję jedną nazwę.)

 mapa Sinjavina

Za skan dziękuję Tomkowi D. 🙂

Post Bałkany 2010. Część 15 – Sinjajevina po raz pierwszy pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-15-sinjajevina-po-raz-pierwszy/feed/ 2 654
Bałkany 2010. Część 14 – jeden dzień w Biogradskiej Gorze http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-14-jeden-dzien-w-biogradskiej-gorze/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-14-jeden-dzien-w-biogradskiej-gorze/#comments Tue, 05 Nov 2013 14:00:05 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=638  18.09.10 Po krótkiej przerwie na Tatry, wracamy znów na Bałkany. Tym razem zapraszam na jeden dzień w Biogradskiej Gorze. Całą noc wiało niemiłosiernie, a ranek nie jest wcale lepszy. Na szczęście nie pada. Jemy śniadanie, pakujemy się i ruszamy w drogę. Najpierw maszerujemy 2km do Pesica Jezero. Po drodze mijamy  osadę pasterską. Przyczepia się tam […]

Post Bałkany 2010. Część 14 – jeden dzień w Biogradskiej Gorze pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
 18.09.10 Po krótkiej przerwie na Tatry, wracamy znów na Bałkany. Tym razem zapraszam na jeden dzień w Biogradskiej Gorze.

Całą noc wiało niemiłosiernie, a ranek nie jest wcale lepszy. Na szczęście nie pada.
Jemy śniadanie, pakujemy się i ruszamy w drogę. Najpierw maszerujemy 2km do Pesica Jezero. Po drodze mijamy  osadę pasterską. Przyczepia się tam do nas jakiś wyjątkowo irytujący pies, który lezie za nami przez dłuższy czas i donośnie szczeka. Nadal jest chłodno i wieje. Wokół panuje jesień, nie tylko pogodowa, ale i kolorystyczna.

Jesiennie

Biogradska Gora 1

Na drodze

Biogradska Gora 2

Przy jeziorze robimy krótki postój, by skonsultować się z mapą. Gdy wyruszamy w dalszą drogę, przez nasze gapiostwo, gubimy szlak. Szybko go jednak odnajdujemy. Generalnie w Biogradskiej Gorze szlaki wiodą po szerokich, szutrowych drogach, świetnie oznakowanych, z licznymi strzałkami, tabliczkami etc. Zasadniczo ciężko się zgubić, choć dla chcącego nic trudnego. 😉

Pesica Jezero

Pesica Jezero

W stronę Biogradskiego Jezera

Biogradska Gora 3

Biogradska Gora 4

Nie wiem, o co chodzi 😉

SONY DSCJesiennie i krajobrazowo

Biogradska Gora 5

SONY DSC

Biogradska Gora 6

Po drodze do Biogradskiego Jezera spotykamy pierwszych turystów i są to… Czesi. Powoli dochodzimy do wniosku, że jest to jednak najbardziej ruchliwy naród w Europie. Dalsza trasa do jeziora jest dość nudna. W dół, w dół i jeszcze raz w dół. O ile szło się granią, to było ok. Przynajmniej były widoki. Ale później? Nuda.

Docieramy w końcu do Biogradskiego Jezera. Znajduje się tutaj camping – cena za noc: 6EUR za namiot i jego mieszkańców. Miejsce to jest całkiem dobrze ogarnięte. Są czyste prysznice, źródełka z wodą i inne tego typu udogodnienia.

Późne popołudnie spędzamy w knajpce nad jeziorem. Ja spisuję wspomnienia do dziennika wyprawowego, bawimy się z kotem, który do nas dołączył oraz pijemy Niekrzycza. Później spacer nad jeziorem i ogólny relaks.

Nad jeziorem

Biogradskie Jezero

Biogradska Gora to całkiem przyjemne pagórki, przypominające trochę nasze Bieszczady lub Beskidy. Według mnie są bardziej odpowiednie dla rowerzystów, gdyż szybciej można pokonać te nieco bardziej nudne odcinki szlaków.

Post Bałkany 2010. Część 14 – jeden dzień w Biogradskiej Gorze pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-14-jeden-dzien-w-biogradskiej-gorze/feed/ 1 638
Bałkany 2010. Część 13 – pożegnanie z Prokletije http://balkany.ateamit.pl/587/ http://balkany.ateamit.pl/587/#comments Thu, 31 Oct 2013 08:15:29 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=587 17.09.10 Kolejny, bezchmurny i piękny poranek. Oczywiście dolina skąpana jest rosą, a w namiocie poziom wilgotności zaczął dobijać do 100%. Dziś mamy niespieszny dzień, gdyż musimy pozałatwiać kilka spraw przed udaniem się w rejon Maje e Jezerces. Koło 10 do dna doliny dociera słońce, dzięki czemu możemy wysuszyć nasze graty. Z naszego namiotu „dymi się”, […]

Post Bałkany 2010. Część 13 – pożegnanie z Prokletije pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
17.09.10 Kolejny, bezchmurny i piękny poranek. Oczywiście dolina skąpana jest rosą, a w namiocie poziom wilgotności zaczął dobijać do 100%. Dziś mamy niespieszny dzień, gdyż musimy pozałatwiać kilka spraw przed udaniem się w rejon Maje e Jezerces.

Koło 10 do dna doliny dociera słońce, dzięki czemu możemy wysuszyć nasze graty. Z naszego namiotu „dymi się”, gdy ciepłe promienie słońca odparowują z niego wodę. Po 11 jesteśmy zwarci i gotowi do drogi. Żegnamy się z przesympatyczną ekipą Eko Katunu Grbaje i ruszamy do Gusanje.

Suszarnia

W Eko Katunie

Eko Katun Grbaje

Po przejściu jakiś 3km, zatrzymuje się  koło nas traktor ciągnący wóz z drewnem. Tego nam było trzeba, gdyż 8km dreptania po asfalcie nie było tym, o czym marzyliśmy. Jadąc na wozie z drewnem wraz z dwójką czarnogórskich dzieciaków, podziwiamy widoki, ciesząc się z szybkiego desantu w dół. Później okazało się, że byliśmy potrzebni traktorzyście po to, by zrównoważyć wóz i zapobiec jego przewróceniu. Po dotarciu do Gusanje robimy zakupy i wypijamy po pysznym cappuccino. Dopytujemy się lokalsów jak dostać się do Vusanje i wyruszamy na podbój Albanii. Droga po asfalcie dłuży nam się niemiłosiernie. Do tego cirrusy, które pojawiły się na niebie, przywlokły ze sobą front niewróżący raczej nic dobrego. W drodze do celu mylimy nieco drogę i lądujemy przy Alpanisi Izovori, czyli źródeł rzeki Alpanisi. Jest to ciekawe miejsce, gdzie wypływa krystalicznie czysta woda. Idziemy z powrotem do skrzyżowania dróg, obieramy właściwy kierunek i jesteśmy w Vusanje. Mijamy po drodze dwa meczety oraz liczne grobowce, które rozsiane są po całej miejscowości. Nie wiem czy mają tu zasadę chowania zmarłych w miejscu, w którym żyli, czy istnieje tam jakieś inne założenie co do pochówku.

Źródło..duże dość

Alpanisi Izovori

Alpanisi IzovoriW drodze do doliny, z której mieliśmy zdobywać Maje e Jezerces, zaglądamy do pograniczników, aby wydali nam pozwolenie na przekroczenie granicy. I tu, cóż… bardzo się dziwimy, gdyż strażnik graniczny informuje nas, że możemy iść do granicy, ale nie możemy jej przejść. Na pytanie dlaczego, słyszymy, że po prostu nie możemy. Jeśli chcemy iść na Maje e Jezerces musimy przejść przez normalne przejście graniczne i później pojechać w góry.  Od Bułgara wiedzieliśmy, że nie ma żadnego problemu w pójściu na Maje e Jezerces od czarnogórskiej strony. Znajoma będąca rok później w Prokletije również nie miała problemu, by zdobyć ten najwyższy szczyt. Tyle tylko, że oni byli w sezonie, a my w połowie września, kiedy już na Bałkanach jest mocno po sezonie i w górach praktycznie nie było turystów. Inna sprawa, że chyba pogranicznik wziął nas za Rosjan, co w tym rejonie było nagminne i to również mogło nam przysporzyć kłopotów z przechodzeniem granicy.

Wkurzeni na maksa zastanawiamy się, co tu zrobić. W końcu zapada decyzja, by udać się do Biogradskiego Parku Narodowego. Łapiemy stopa, by wrócić do Gusinje. Kierowca również bierze nas za Rosjan, ale szybko go uświadamiamy, iż jest w sporym błędzie. Po chwili jazdy zaczyna się dopytywać Tomasza, czy jestem jego żoną. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

Kierowca:  Czy jesteście małżeństwem?

(mój śmiech) Tomasz: Nie…

K: Rodzeństwem?

(znów mój śmiech) T: Nie, jesteśmy przyjaciółmi.

K: A może ona jest tą drugą?

(moja konsternacja) T: Yyyy… nie!

No cóż, wyszło na to, że jestem kochanką Tomasza. Niestety jakoś nikt nie ogarniał, że facet z babą może pojechać w góry i nie musi ich łączyć jakaś skomplikowana relacja związkowa, a czysta przyjaźń.

Po dotarciu do Gusinje zasadzamy się na stopa, ale większość kierowców kompletnie nas olewa. Jeden z nich przejeżdża koło nas machając, że nic z tego. Wraca jednak po chwili i po niemiecku pyta się, gdzie chcemy jechać. Odpowiadam mu, że do Plav. Kierowca po chwili zastanowienia stwierdza, że jak poczekamy trzy minuty, to nas zawiezie. W całym tym popapranym dniu, był to wyjątkowo miły akcent, gdyż gość specjalnie pojechał z nami do Plav i nie chciał za to żadnej zapałaty.

W Plav jesteśmy przed 16. Równo o 16 mamy autobus do Berane, o czym informuje nas miła starsza pani. Tomek postanowił zakupić jeszcze jakieś drożdżówki. Kiedy go nie ma, podjeżdża autobus, a miła starsza pani pomaga mi zabrać się z naszymi gratami. Tomek wraca i jedziemy do Berane, żegnając się z cudnymi górami Prokletije. Maje e Jezerces na pewno kiedyś zdobędziemy!

W Berane jesteśmy przed 17. Do miejsca, do którego chcemy się dostać, nie jeździ nic oprócz taksówek. Bardzo miła pani ze sklepu tłumaczy nam, że niestety lub stety jesteśmy skazani na taryfę. Za 10EUR jedziemy. Na początku kwota ta nas trochę zaskoczyła, ale nasza trasa była jednak dość długa, a do tego ukształtowanie terenu nie było najprostsze. Droga wije się ostro pod górę, wśród licznych skał, wzdłuż koryta rzeki. Kierowca dowozi nas do wejścia na szlak, my jednak nie wyruszamy dziś w drogę. Znajdujemy odpowiednie miejsce na nocleg, osłonięte od drogi i blisko źródła wody. Wieczór spędzamy na słuchaniu muzyki i szumu wiatru oraz rozpijaniu dwulitrowego „Niekrzycza”.

Nasz pierwszy nocleg w Biogradskiej Gorze

Biogradska Gora

W ten sposób znaleźliśmy się w kolejnym, czarnogórskim paśmie górskim. Następne jeszcze przed nami ale…

…. Dziś robię sobie małą przerwę od blogowania, gdyż wyjeżdżam na trzy dni w Tatry. Z pewnością naskrobię kilka słów z pobytu w naszych pięknych, rodzimych górach. Ale na razie życzę Wam udanego długiego weekendu! Oby pogoda wszystkim dopisała 🙂

Post Bałkany 2010. Część 13 – pożegnanie z Prokletije pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/587/feed/ 1 587
Bałkany czyli o co tyle szumu? Część 2 http://balkany.ateamit.pl/balkany-czyli-o-co-tyle-szumu-czesc-2/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-czyli-o-co-tyle-szumu-czesc-2/#comments Sat, 28 Sep 2013 09:18:28 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=155 Kontynuujemy naszą szybką przebieżkę po bałkańskich krajach. Dziś zaczniemy od mojej ukochanej Czarnogóry, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia, jeszcze przed tym jak ją odwiedziłam. Kiedy po długiej podróży z Sofii do Czarnogóry wreszcie ujrzałam Bokę Kotorską, to kolana mi się ugięły, a szczęka opadła z hukiem do samej ziemi (uwierzcie mi, było tak […]

Post Bałkany czyli o co tyle szumu? Część 2 pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Kontynuujemy naszą szybką przebieżkę po bałkańskich krajach. Dziś zaczniemy od mojej ukochanej Czarnogóry, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia, jeszcze przed tym jak ją odwiedziłam. Kiedy po długiej podróży z Sofii do Czarnogóry wreszcie ujrzałam Bokę Kotorską, to kolana mi się ugięły, a szczęka opadła z hukiem do samej ziemi (uwierzcie mi, było tak naprawdę!).

C jak Czarnogóra (Montenegro) – zwana fiordem nad Adriatykiem. Rzeczywiście piękno tego kraju jest niezaprzeczalne. Wybrzeże wraz z Boką Kotorską i Zatoką Herceg – Novi to europejski rarytas. Gdy już się tam jest to „ochów” i „achów” nie ma końca. W sezonie Czarnogóra jest oblegana przez turystów, dociera tam sporo zorganizowanych wycieczek autokarowych, jak i przypływają ogromne statki wycieczkowe. Po za sezonem nadal kręci się tu trochę przyjezdnych, ale jest większy spokój. Czarnogóra – jak sama nazwa wskazuje, to nie tylko morze, ale przede wszystkim góry. Nie będę teraz wchodzić w szczegóły, bo jak zacznę pisać o górach, to powstanie 20 stron maszynopisu. Wolę dawkować Wam emocje. Ale Rumija, Sinjavina, Biogradska Gora, Durmitor i na deser Prokletije – to tylko kilka z pasm, jakie tam znajdziemy. Bajeczne widoki, mała liczba turystów, górale i pasterze witający wędrowców radosnym okrzykiem „Cafu, rajkiju!!!!” – to tylko niektóre atrakcje, jakie nas czekają, jeśli wybierzemy się na trekking. Sporym plusem Czarnogóry jest fakt, że z racji jej niewielkich rozmiarów, można ją zjechać wzdłuż i wszerz w krótkim czasie.

Dla kogo Czarnogóra? Odpowiedź jest prosta i oczywista – dla wszystkich. Bogaci i wymagający znajdą dla siebie odpowiednie miejsca, np. wysepkę Sv. Stefan, gdzie urlop spędzają takie gwiazdy jak choćby Sofia Loren. Ci o mniej zasobnym portfelu mogą wybrać się do pomniejszych kurortów lub znaleźć sobie dogodne sobe/apartmani. Podróżnicy wolący ciszę, spokój i pustkę mogą wybrać się w góry Sinjavina, gdzie „Ostatnich turystów widzieliśmy rok temu i byli to Czesi.”.

Ceny – zróżnicowane, w zależności od tego czy jesteśmy na wybrzeżu, czy w górach. Według mnie jedzenie, noclegi, campingi są nieco tańsze niż w Chorwacji (o ile nie wybieramy się do pięcio-gwiazdkowego hotelu). Benzyna jest jedną z droższych na Bałkanach (1.38 EUR za litr – stan na sierpień 2013), przy czym na wszystkich stacjach cena jest taka sama. Żywność ma ceny porównywalne jak w Polsce.

Pogoda – podobnie jak w Chorwacji czyli nad morzem upalnie i sucho w lecie, deszczowo na jesień i zimę, natomiast w górach i na wyżynach różnice temperatur są znacznie większe, zimą pada śnieg.

Jedzenie – oczywiście Pekary i ich duża oferta ze smakołykami słonymi i słodkimi. Oczywiście bazarki z możliwością zakupienia świeżych owoców i warzyw. Restauracji jest sporo, o różnym standardzie, a co za tym idzie z różnymi cenami (Lepiej nie iść do knajpy, gdzie siedzi dużo Rosjan. Możemy byś pewni, że będzie tam bardzo drogo.)

Zakupy – sklepów w Czarnogórze jest sporo, zarówno samoobsługowych, jak i tych bardziej lokalnych. Pamiątki kupimy wszędzie tam, gdzie jest dużo turystów. Bardzo duży wybór znajdziemy na Kotorskiej starówce, gdzie oprócz typowego badziewia, są też miejsca oferujący rękodzieło, obrazy, rzeczy ze szkła.

SONY DSCG jak Grecja – czyli w świecie mitów, kryzysu i horrendalnie drogiej benzyny. O Grecji każdy uczył się w szkole, na chyba każdym etapie edukacji byliśmy „katowani” antykiem, a co za tym idzie samą Grecją. Każdy wie, gdzie są Ateny, Olimp czy Korfu. Tu za wiele opowiadać nie trzeba. Natomiast Grecja jest chyba jednak  najdroższym, bałkański krajem i przebija w tym Chorwację. Do niedawna nie było aż tak źle. Dopiero grecki kryzys, o którym trąbiły media sprawił, że jest jak jest. Nie będę wnikać w grecką naturę, która do tego doprowadziła, ale co by nie mówić Grecy mają piękne autostrad (trochę puste, bo chyba nikogo nie stać na zakup benzyny), tereny wprost stworzone do wszelkich rodzajów rekreacji i dobrą bazę turystyczną. Nadal jeżdżą tam spore grupy Polaków, ale głównie na wycieczki zorganizowane, więc gdy ma się wszystko „All inclusive”, to nie trzeba się aż tak bardzo martwić o portfel i uciekającą z niego gotówkę.

Dla kogo Grecja? Na ten moment, wydaje mi się, że dla tych, którzy nie jeżdżą samochodem, ewentualnie zamiast benzyny, tankują gaz. Pewnie bardziej opłaca się jechać tam ze zorganizowaną wycieczką lub polecieć samolotem i na własną rękę (np. za pomocą tamtejszej komunikacji) podróżować po kraju.  Grecja ma bogatą ofertę i dla bogatszych, i tych z klasy średniej. Dla trekkerów też znajdą się łakome kąski do zdobycia.

Ceny – jak już wspominałam, są wysokie. Tyczy się to głównie benzyny (7-8zł za litr, stan na kwiecień 2012). Jedzenie czy w sklepach, czy w restauracjach do najtańszych nie należy i jest droższe niż w Polsce.

Pogoda – generalnie ciepło, nawet bardzo ciepło.

Jedzenie – dużo wszelkiego dobra, zaczynając na różnorodnych serach i zapiekankach warzywnych, na jagnięcinie i innym mięchu wszelkiej maści kończąc. Słodkości też mają tam dobre, choćby chałwy i inne tego typu ulepy i zaklejacze.

Zakupy – wszędzie dużo wszystkiego, więc tak naprawdę zrobienie zakupów nie przysparza zbyt wielu problemów.

SONY DSCM jak Macedonia (FYROM) – kraj maleńki, bez dostępu do morza, ale mający dwa piękne i ogromne jeziora (Ohrydzkie i Prespanskie) oraz dużo gór. Generalnie nawet w sezonie na plażach nad Ohrydem nie spotkamy tłumów. Większość jedzie nad morze do Grecji, Czarnogóry czy Chorwacji. Najwięcej turystów (głównie z Polski, Czech, Litwy) spotkamy w mieście Ohryd oraz w Skopje i Kanionie Matka. Nad jeziorem Ohrydzkim znajdziemy sporo kwater prywatnych oraz wielkich hoteli, jednak w tych drugich nie ma co liczyć na nocleg, gdyż są oblegane przez wycieczki zorganizowane. Plusem Ohrydu jest to, że jego wody mają w lecie ok. 25-27stopni Celsjusza, są wyjątkowo czyste i przejrzyste. Nad jeziorem Prespanskim znajdziemy głównie ruiny hoteli i campingów. Jednak warto przejechać się górską drogą łączącą oba jeziora, wiodącą przez urocze pasmo Galicica.  Ceny bardzo przystępne, porównywalne do tych w naszej ojczyźnie.

Dla kogo Macedonia? Według mnie dla tych, którzy cenią sobie komfort oraz ciszę i spokój. Dla aktywnych znajdzie się sporo górskich, świetnie oznakowanych szlaków. Dla lubiących leżakować, miejskie plaże oferują darmowe fotele/łóżka/leżaki, dostęp do wifi (bardziej w teorii niż w praktyce) oraz knajpki z piwem, kawą oraz drobnymi przekąskami. Generalnie bardzo „chilloutowy” kraj.

Ceny – podobne jak w Polsce.

Pogoda – dość zmienna. Lato może być burzowe, ale bardzo ciepłe.

Zakupy – sklepów jest sporo, całkiem dobrze zaopatrzonych. Polecam bazar w Ohrydzie – cudowne owoce i warzywa w śmiesznych cenach. Jeśli jednak nie chcemy zapłacić wyższych cen, lepiej porozumiewać się ze sprzedawcami po polsku, bo gdy na dzień dobry wyskoczymy z angielskim, możemy usłyszeć jakieś horrendalne kwoty. W Ohrydzie warto również nabyć biżuterię z pereł. Są tam znacznie tańsze niż w Polsce, a wybór jest naprawdę spory. Do każdego zakupu otrzymuje się certyfikat autentyczności, ale tylko wtedy, jeśli dokonujemy zakupów w sklepach, sprzedających autentyczne, ohrydzkie perły.

SONY DSC

Post Bałkany czyli o co tyle szumu? Część 2 pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-czyli-o-co-tyle-szumu-czesc-2/feed/ 7 155