Post „Burek na śniadanie” czyli Serbia nie tylko od kuchni pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Generalnie „Burek na śniadanie” to nie jest typowa książka podróżnicza, ani tym bardziej kulinarna, nie jest to też przewodnik. To ładnie wydany album, któremu towarzyszą krótkie opowieści dot. konkretnych miejsc, ludzi, wydarzeń. Zacznijmy od zdjęć, bo to one w pierwszej kolejności budują klimat książki. Argymir ma niesamowity dar do fotografowania ludzi – widać więź, jaką z nimi zbudował, potrafi uchwycić momenty wzruszające lub zabawne. Każde zdjęcie ma w sobie to coś, co każe się przy nim zatrzymać na dłużej. Niestety nie do końca przekonał mnie wybór fotografii na okładkę. Kiedy wrzuciłam ją na facebooka, mój znajomy myślał, że to książka o kuchni… koreańskiej. Może chodziło o to, aby upamiętnić bohatera fotografii, a może o to, by „Burek na śniadanie” jeszcze bardziej rzucał się w oczy?
Oprócz świetnych zdjęć, w „Burek na śniadanie” znajdziecie najrozmaitsze historie, zebrane przez autora w trakcie licznych pobytów w Serbii. Jednym z jego ulubionych miejsc jest niewielka wioska Topli Dol, znajdująca się blisko granicy z Bułgarią. Początkowo zauroczyła go wizualnie, gdyż położona jest malowniczo wśród górskich zboczy Starej Planiny. Wydawało mu się, że mieszkańcy nie będą chcieli wpuścić go do swojego świata. Jednak dość szybko miało się okazać, że skrócenie dystansu między nim a nimi, nie było niczym trudnym. Dzięki temu możemy poznać losy kilku z ok. 100 osób zamieszkujących Topli Dol. Jednak w „Burek na śniadanie” przeczytacie także o innych miejscach w Serbii, poznacie bliżej jej kulturę, ale również kulinaria, bo nie tylko o tytułowym burku pisze autor.
Tak, jak wspominałam na początku, Serbia nie jest naszym bałkańskim numerem jeden. Jednak jestem w stanie zrozumieć, dlaczego dla Argymira Iwickiego jest. Przede wszystkim z kart jego książki bije ogromna miłość i szacunek do tego kraju. Oczywiście uczucie to nie jest ślepe i bezgraniczne, bo autor dostrzega również wady Serbii, ale przede wszystkim widzi jej piękno, różnorodność i otwartość. Wraz z nim zaglądamy do serbskich domów, uczestniczymy w weselu, pijemy rakiję, jemy tradycyjne dania, wsłuchujemy się w granie trąbek, spacerujemy po miastach, wioskach i górach. A wszystko to w niespiesznym tempie, które daje możliwość na kontemplowanie otaczającej nas rzeczywistości. Lektura książki była dla mnie czystą przyjemnością, relaksem w samym w sobie i dała mi sporo do myślenia na temat planowania kolejnych, bałkańskich wojaży. Przy organizowaniu wyjazdu do Serbii na pewno będzie stanowiła dla nas idealny inspirator, gdyż wiele opisanych tam miejsc, po prostu chcielibyśmy zobaczyć. Musimy w końcu dać temu bałkańskiemu państwu szansę na bliższe i dłuższe poznanie, bo jak widać w „Burek na śniadanie”, naprawdę warto. Z czystym sumieniem gorąco polecam Wam lekturę książki Argymira Iwickiego, zarówno jeśli już Serbię kochacie oraz jeśli dopiero planujecie się tam wybrać i szukacie motywacji.
Burek na śniadanie, Argymir Iwicki, Wydawnictwo Bernardinum, Pelpin 2017
Post „Burek na śniadanie” czyli Serbia nie tylko od kuchni pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>