Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-includes/pomo/plural-forms.php on line 210

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-content/plugins/wp-super-cache/wp-cache-phase2.php on line 1167

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 77

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 87

Warning: Creating default object from empty value in /wp-content/themes/journey/framework/options/core/inc/class.redux_filesystem.php on line 29

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Durmitor – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl Subiektywne spojrzenie rudej i Marka na Bałkany, podróże i nie tylko! Thu, 07 Jun 2018 07:00:36 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.6 http://balkany.ateamit.pl/wp-content/uploads/2014/12/DSC09337-5497cfcbv1_site_icon-32x32.png Durmitor – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl 32 32 80539066 Czarnogórskie impresje w Durmitorze http://balkany.ateamit.pl/czarnogorskie-impresje-durmitorze/ http://balkany.ateamit.pl/czarnogorskie-impresje-durmitorze/#comments Thu, 15 Sep 2016 17:15:11 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=7602 Z czym kojarzy się Czarnogóra? Oczywiście z górami. A najsławniejszym pasmem jest Durmitor, który tym razem odwiedziliśmy autem.

Post Czarnogórskie impresje w Durmitorze pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Kolejnym etapem naszego sierpniowego roadtripu po Bałkanach była Czarnogóra. Zazwyczaj traktujemy ją stricte tranzytowo, ale tym razem postanowiliśmy spędzić w niej całe półtora dnia. Tak, wiemy, szaleństwo, ale za to bardzo intensywne. Ponieważ Marek nigdy nie było w Durmitorze, postanowiłam go tam zabrać.

Z Bośni i Hercegowiny do Czarnogóry

Z Umoljani wyruszyliśmy do Czarnogóry naszą ulubioną trasą przez przejście graniczne Hum-Scepan Polje, które jest malowniczo położone na Tarze. Niestety z powodu malowniczości tego położenia i dużej ilości osób wracających z raftingu, utworzyły się na nim spore kolejki. Przejście to ma jeden element, przez który dość mocno się zatyka. Otóż nad rzeką przerzucony jest wąski most, który wymusza ruch wahadłowy. Niestety panowie pogranicznicy nijak nie radzą sobie z płynnym kierowaniem autami, napływającymi z obu stron, w efekcie musimy swoje odstać, by przedostać się do Czarnogóry. Oczywiście w łeb wziął nasz plan, aby naszego kolejnego noclegu na dziko szukać jeszcze za widoku. Jednak niezrażeni jedziemy kanionem rzeki Pivy, jak zwykle pięknym, mimo powoli zapadającego zmroku. Przed Plużine odbijamy w również częsciowo znaną nam trasę do Żablijaka, wiodącą przez wykute w skałach liczne tunele. Oczywiście jak na złość, nawet o tej dość późnej porze, jeżdżą tędy ciężarówki, które, choć nie prowadzę, doprowadzają mnie do stanu przedzawałowego.

Po dotarciu do miejscowości Trsa odbijamy w prawo, kierując się w stronę Durmitoru. Musimy jednak znaleźć miejsce noclegowe przed parkiem narodowym, który obejmuje swym zasięgiem to pasmo górskie. Sztuka ta udaje nam się w okolicach wsi Pisce. Są tam rozległe polany, w które od głównej szosy odbijają szutrowe drogi. Skręcamy w jedną z nich i rozbijamy namiot wśród aromatycznych i uczulających mnie traw. Po tym, jak się kładziemy, coś zaczyna łazić po tropiku. Marek zadaje retoryczne pytanie: „Czy jest tu coś, co może nas zjeść?” Nawet nie próbuję na nie odpowiadać.

Magia poranków

Niewątpliwie plusem rozbijania się po ciemku jest to, że rano, po wyjściu z namiotu można zobaczyć w jak pięknych okolicznościach przyrody człowiek się znajduje. Tak było i w tym przypadku. Alergia oraz świecące słońce wypędzają mnie dość szybko na zewnątrz i prawie przewracam się z wrażenia. Wokół mnie bowiem zobaczyłam bezkresną, górską przestrzeń, ciągnące się po horyzont łąki i niesamowite ukształtowanie terenu. Słońce o poranku dodatkowo nadawało temu pejzażowi ciepła i zmiękczało kształty. Było pięknie.

Durmitor poranek

Durmitor poranek

Durmitorze

Po tym, jak Marek wypełza z namiotu, jemy śniadanie. W międzyczasie szutrową drogą, przy której byliśmy rozbici, przejeżdża uśmiechnięty staruszek, który macha nam na powitanie i jedzie dalej w głąb łąki. Po posiłku wyruszamy w stronę Żablijaka.

W Durmitorze nie można się nudzić

Pierwszy raz byłam w tych górach w 2010 roku, gdy wybrałam się na miesięczny trekking po bułgarskich i czarnogórskich pasmach. Teraz jednak spojrzałam na nie z zupełnie innej perspektywy. Droga P14 do Żablijaka wiedzie pomiędzy górskimi szczytami Durmitoru, wśród groźnie wyglądających skał, jak i soczyście zielonych łąk, na których pasą się owce i krowy. Na jednym z punktów widokowych dojeżdża do nas mobilny strażnik parku i pobiera opłatę w wysokości 3 € od osoby (6 € kosztuje bilet na 3 dni).

Durmitor

Durmitor

Na dłużej zatrzymujemy się na przełęczy Sedlo, położonej na wysokości 1900 m n.p.m. Wiedzie stąd m.in. szlak na Bobotov Kuk, najwyższy szczyt Durmitoru. Korci nas, by wyruszyć na trekking, ale niestety tego samego dnia musimy jeszcze dotrzeć do Albanii, więc generalnie nie mamy czsau.

Sedlo

Zjeżdżamy do Żablijaka, mijając po drodze rowerzystów i motocyklistów, którzy suną do góry. Towarzyszą nam spektakularne widoki. Doszliśmy do wniosku, że trasa P14 w Durmitorze jest idealną opcją dla tych, którzy nie lubią/nie mogą chodzić po górach, ale chcieliby się w nich znaleźć i poczuć ich niepowtarzalną aurę.

Żablijak to nie Zakopane

Bardzo często można się spotkać z porównaniem, że Durmitor jest niczym nasze Tatry, a Żablijak to takie Zakopane. I o ile z tym pierwszym stwierdzeniem mogę się zgodzić, o tyle z tym drugim absolutnie nie. Żablijak, choć mocno nastawiony na turystów, ma dużo bardziej małomiasteczkowy i sympatyczny klimat, niż polska stolica Tatr. Na początku sierpnia kręciło się tu sporo turystów, jednak o tłumach, jak na Krupówkach czy na trasie do Morskiego Oka, nie było mowy. Postanowiliśmy przespacerować się do Cerno Jezero, by dać odpocząć chwilę nam i Kiance. Do jeziora wiedzie szeroka, szutrowa droga, udostępniona również rowerzystom. Stoją przy niej sprzedawcy lokalnych przetworów: rakii, miodów czy dżemów. Cerno Jezero prezentuje się całkiem dobrze. Marek oczywiście zaczyna marudzić, że nie wziął kąpielówek, gdyż można się w nim legalnie kąpać, mimo iż znajduje się na terenie parku narodowego. Parę osób tapla się w jego dość chłodnych wodach, kilka innych pływa łódkami lub kajakami. Chwilę spacerujemy po okolicy, po czym wracamy do centrum miasta.

Cerno Jezero

Cerno Jezero

Cerno Jezero

W Żablijaku odwiedzamy moją ulubioną w tym mieście piekarnię, której poziom nie zmienił się w przeciągu 6 lat, od ostatniej wizyty. Burki smakują wyśmienite i są strasznie sycące. Gdzie ją znaleźć? Przy głównym skrzyżowaniu w mieście, jest duży supermarket. Na jego tyłach znajduje się niewielka uliczka, przy której, w budynku ze spadzistym dachem mieści się piekarnia. Prowadzą do niej również czerwone drogowskazy od głównej ulicy.

pekara Zablijak

Most na Tarze tłumnie odwiedzany

Marek do tej pory nie miał okazji zobaczyć słynnego Mostu na Tarze, dlatego w drodze na południe zdecydowaliśmy się przy nim zatrzymać. A nie było to takie proste, gdyż przy tej popularnej, czarnogórskiej atrakcji turystycznej kłębił się tłum turystów. O wolne miejsce parkingowe było trudno, więc ostatecznie stawiamy Kiankę przy dojeździe do Zip Line, które niewątpliwie od pewnego czasu jest dodatkowym wabikiem, który przyciąga tu turystów. Chętnych nie brakuje. Początkowo nawet planowaliśmy się nim przejechać, ale ostatecznie dochodzimy do wniosku, że nie jest to aż tak widokowe miejsce, by płacić 10 € od osoby za kilka sekund zjazdu. Chwilę spacerujemy po okolicy, ale upał, w szczególności mnie daje się we znaki, więc uciekam w okolice samochodu. Marek wypuszcza drona na zwiady, co obfituje pięknymi ujęciami kanionu i mostu. Gdy wraca, żegnamy się z Durmitorem i wyruszamy do Podgoricy. Czy czarnogórskiej stolicy udało się podbić nasze serca przy kolejnej już próbie bliższego poznania? O tym w kolejnym wpisie.

most na Tarze

most na Tarze

Nasze wrażenia z Durmitoru i okolic Tary zebraliśmy dodatkowo w filmowym materiale. Zapraszamy na czarnogórski seans pełen górskich pejzaży.

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Post Czarnogórskie impresje w Durmitorze pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/czarnogorskie-impresje-durmitorze/feed/ 16 7602
Pocztówka z wakacji: Bośnia i Hercegowina oraz Czarnogóra http://balkany.ateamit.pl/pocztowka-wakacji-bosnia-hercegowina-oraz-czarnogora/ http://balkany.ateamit.pl/pocztowka-wakacji-bosnia-hercegowina-oraz-czarnogora/#comments Mon, 01 Aug 2016 17:43:25 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=7388 Sierpniowy roadtrip po Bałkanach trwa, dlatego ślemy Wam pierwszą pocztówkę. Na tapecie Bośnia i Hercegowina oraz Czarnogóra.

Post Pocztówka z wakacji: Bośnia i Hercegowina oraz Czarnogóra pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Kiedyś wysyłało się pocztówki w wersji papierowej. Teraz popularniejsze są mms-y lub maile. Ale my wysyłamy Wam cały, pocztówkowy wpis, z wakacyjnymi zdjęciami z dwóch krajów, które do tej pory odwiedziliśmy na naszej roadtripowej, bałkańskiej trasie. Zabieramy Was do Bośni i Hercegowiny oraz do Czarnogóry.

Co do tej pory zwiedziliśmy? W Bośni i Hercegowinie – Tuzlę, gdzie zaliczyliśmy kąpiel na basenach Pannonica. Później przejechaliśmy przez nocne Sarajewo, by na późny wieczór dotrzeć do cmentarza Kaursko obok którego przenocowaliśmy. Kolejny dzień to Lukomir (niestety nie na rowerach, bo te zostały w domu, za to Kianka mogła się przejechać do tego cudownego miejsca). Zaliczyliśmy też ambitny przejazd do Umoljani, podczas którego nasze dzielne auto udowodniło, że potrafi też jeździć z tylnymi kołami w górze. Wizyta przy potoku Studenac była strzałem w dziesiątkę, mimo że początkowo w ogóle nie widzieliśmy samego potoku i jego szalonego zarysu. Wieczorny przejazd do Czarnogóry drogą na Foce jak zwykle obfitował w widoki. Nocleg gdzieś przed Durmitorem, znajdowany po ciemku dopiero rano uświadomił nam, w jak widokowym miejscu się znaleźliśmy. Przejazd do Żablijaka był spektakularny i chyba rośnie nam mocny kandydat do pierwszej piątki najbardziej widokowych tras na Bałkanach. W samym Żablijaku odwiedziliśmy spacerem Czarne Jezioro, a następnie dotarliśmy nad Most na Tarze. Tłumy i gorąc szybko nas stamtąd przegoniły. Mozolna droga do Podgoricy była istną męczarnią, za to czarnogórska stolica znów nas w sobie nie rozkochała. A teraz nasi mili czytelnicy pozdrawiamy Was z Albanii, z campingu Shkodra Lake Resort. Marek kąpie się już w jeziorze, a ja staram się na szybko sklecić dla Was tych parę słów. W najbliższym czasie będziemy do Was nadawać z naszego ulubionego, bałkańskiego kraju.

Z pozdrowieniami,

ruda&Marek

Najpierw była Tuzla i baseny Pannonica, które gorąco wam polecamy, przede wszystkim w upalne dni.

Pannonica Tuzla

Tuzla

Tuzla

Kolejny dzień przywitaliśmy obok cmentarza Kaursko.

Kaursko

Później był nasz ukochany Lukomir.

Lukomir

Lukomir

Lukomir

Było też Umoljani i szalona droga do niego, a także spektakularny potok Studenac.

Lukomir

Studenac

Bośnia i Hercegowina za każdym razem nas zachwyca. Ciągle i ciągle, więc na pewno będziemy tam wracać.

Bośnia i Hercegowina

Czarnogóra powitała nas tak…

Czarnogóra

A później było tylko lepiej 😉

Czarnogóra

Czarnogóra

Czcarnogóra

Post Pocztówka z wakacji: Bośnia i Hercegowina oraz Czarnogóra pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/pocztowka-wakacji-bosnia-hercegowina-oraz-czarnogora/feed/ 3 7388
Bałkany 2013. Część 12 – wszystkie drogi prowadzą do Kotoru i nie tylko http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-czesc-12-wszystkie-drogi-prowadza-do-kotoru-i-nie-tylko/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-czesc-12-wszystkie-drogi-prowadza-do-kotoru-i-nie-tylko/#comments Wed, 23 Jul 2014 17:28:18 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=1601 Przez pierwsze dwa wyjazdy na Bałkany, nasze drogi zawsze prowadziły do Kotoru, miasta, które za każdym razem zachwyca.

Post Bałkany 2013. Część 12 – wszystkie drogi prowadzą do Kotoru i nie tylko pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
22 sierpień 2013

Tak jakoś wychodzi, że za każdym razem, gdy jestem na Bałkanach, to odwiedzam Kotor. I tym razem nie mogło być inaczej. Z Zatoki Jaz udajemy się właśnie do Kotoru, przede wszystkim by złapać darmowe wifi, które w tym mieście jest wyjątkowo łatwo dostępne (wystarczy usiąść przy głównej bramie, wiodącej na starówkę).

Z racji tego, że sierpień to jednak nadal szczyt sezonu, w Kotorze kłębią się tłumy turystów, m.in. również dlatego, że na nabrzeżu „zaparkowane” są gigantyczne statki wycieczkowe. Oprócz nich, zacumowane są wyglądające na drogie żaglówki i motorówki.

Kotorska starówka

Kotor

Mały stateczek

Boka Kotorska

Zanim rozpoczniemy spacer po starówce, zasiadamy przed wcześniej wspominaną bramą główną i buszujemy po internecie. Sprawdzamy prognozy pogody i aktualizujemy naszego facebooka. Po kilku minutach, w trakcie których kilkakrotnie ktoś usiłuje nam wcisnąć wycieczkę autokarową wokół Boki Kotorskiej, ruszamy na spacer. Marek po chwili odkrywa wejście na cytadelę, po której jak dotąd nie mieliśmy okazji wejść. Przechadzka po murach nie jest zbyt popularnym zajęciem w Kotorze, o czym świadczy fakt, że wędrujemy sami. Niewątpliwym plusem jest to, że możemy na Kotor spojrzeć z góry, czyli z nieco innej perspektywy. Przez czyjąś posesję (coś na kształt ogródka położonego na murach) udaje nam się opuścić mury i zejść na starówkę. Zatapiamy się w urokliwych uliczkach tego śródziemnomorskiego miasta i nawet tłumy turystów jakoś nam nie przeszkadzają. Zaglądamy do kilku sklepików, w których kupujemy prezenty i inne drobiazgi.

Na kotorskich murach

Kotor

Kotor

Okno

Kotor

Kot w Kotorze

kot w kotorze

Powoli żegnamy się z Kotorem i drogą wzdłuż Boki jedziemy w stronę Niksica. Droga odbija mniej więcej w połowie Zatoki Kotorskiej i przez góry wiedzie w głąb kraju. Jest to droga bardzo widokowa, ale szczerze mówiąc trochę nam się dłuży. Przed samym Niksicem otwiera się widok na jezioro z licznymi wysepkami i półwyspami. Jest to Slanske Jezero, które zasługuje na uwagę i zrobienie mu chociaż kilku zdjęć.

Slanske Jezero

Slanske Jezero

Gdy docieramy do samego Niksica, robimy zakupy w pekarze oraz sklepie Roda. Samo miasto, które choć dobrze kojarzy nam się z czarnogórskim piwem, to jednak nie zachęca do bliższego poznania. Opuszczamy je i ruszamy w stronę Plużine oraz Pivskiego Jezera. Droga jest całkiem przyjemna i niezbyt ruchliwa. Towarzyszą nam widoki na skąpany słońcem Durmiotr, w który nie pojechaliśmy, gdyż miało być tam burzowo oraz zimno. Cóż prognozy swoje, a życie swoje… Po drodze zajeżdżamy do Pivskiego Monastyru, jednak szczerze mówiąc nie znaleźliśmy tam niczego ciekawego. Jedziemy zatem dalej, aż do Plużine, które chyba kiedyś chciało być miejscowością turystyczną, ale mu nie wyszło. Owszem, samo Pivskie Jezero jest imponujące, lecz ciężko się w nim wykąpać z prostej przyczyny – stromy i skalisty brzeg, który uniemożliwia zejście do wody. Zbiornik utworzony jest sztucznie, wśród stromo opadających wzgórz. W efekcie widokowo jest super ale użytkowo absolutnie nie… Odwiedzamy w tym rejonie nawet dwa campingi, ale żaden nie zachęca nas do pozostania, gdyż absolutnie nie ma tu co robić, a jest dopiero 12!

Pivskie Jezero

Pivskie Jezero

Pivskie Jezero

Postanawiamy zatem przejechać się górską drogą w stronę Bośni i Hercegowiny, która zaczyna się za mostem nad jeziorem. Początek tej trasy powala nas na kolana i przy okazji mnie doprowadza do zawału. Na wjeździe wita nas tunel ze skrzyżowaniem i skalnym oknem. Wygląda niesamowicie i kilka osób oprócz nas fotografuje go w środku. Później mnie robi się słabo, gdyż jedziemy pod górę ciemnymi tunelami, drogą, na której są same zakręty, a praktycznie za co drugim czai się wściekła ciężarówka sunąca w dół. Co chwila mam ochotę uciec z Kianki, natomiast Marek wygląda na niewzruszonego.

Skrzyżowanie w tunelu

Plużine

Widok na Pivskie Jezero

Pivskie Jezero

Kianka i tunel

tunel

Docieramy do miejscowości Trsna, gdzie droga w prawo odbija na Żablijak, a w lewo na Nikovici i Scepan Polije. My ruszamy w stronę Bośni, czyli w lewo. Widoki powalają, choć od czasu do czasu znów trzeba minąć się z wielkimi ciężarówkami. Powoli zastanawia nas, skąd na tym pustkowi biorą się te drogowe potwory, ale odpowiedź mamy poznać dopiero za chwilę. Kilka razy zatrzymujemy się na plenery widokowe, przy okazji rozglądając się za jakimś noclegiem. Nie możemy się jednak zdecydować, co zrobić, więc po prostu jedziemy przed siebie. Mijamy Nikovici, za którym trwa remont drogi i dzięki temu rozwiązuje się zagadka wielkich ciężarówek. Przez kilka kilometrów jedziemy po ubitym szutrze (wcześniej był normalny asfalt). W sumie cieszymy się, że nie zdecydowaliśmy się wcześniej na nocleg, gdyż następnego dnia, gdy byłby wylewany asfalt, nie mielibyśmy szansy tędy przejechać.

Pięknie, górsko, widokowo

góry

SONY DSC

SONY DSC

Następną, większą miejscowością, do jakiej docieramy jest Crkvicko Polje. Przebiega tamtędy sporo szlaków pieszych i rowerowych, które są dość dobrze i jasno oznakowane. Oprócz tego znajduje się tam Jugoslovian Camp, do którego jednak nie zajeżdżamy. Jedziemy natomiast w stronę Tary, gdyż widzieliśmy sporo strzałek do znajdujących się tam pól namiotowych oraz firm raftingowych. Nie interesował nas jednak spływ rzeką, a zwykły nocleg i ewentualna możliwość popluskania się w wodzie. Generalnie campingi są, dojazd do nich wiedzie stromą drogą, natomiast ich funkcjonowanie jest z lekka dziwne. Na jednym pytam się o możliwość noclegu, jednak dowiaduję się, że camping jest full. Pomijam drobny fakt, że nie widzieliśmy na nim żywego człowieka (oprócz właściciela). No cóż, nie to nie. Jedziemy jeszcze dalej w dół, ale kolejne mijane campingi wyglądają na jeszcze bardziej wymarłe, a sama droga staje się coraz gorsza. Zawracamy więc i postanawiamy zjechać do samej granicy i tam czegoś poszukać. Jedziemy sobie radośnie w dół, aż tu nagle mamy skrzyżowanie – po lewej stronie widzimy czarnogórskie przejście graniczne, a po prawej bośniackie. Ogarnia nas spora konsternacja, gdyż my znajdujemy się po środku i nie do końca wiemy, co ze sobą począć. Nie chcąc być posądzonymi o nielegalne opuszczanie Czarnogóry, idziemy na przejście graniczne z mapą i usiłujemy wytłumaczyć pogranicznikowi naszą sytuację. Ten generalnie nie bardzo rozumie, o co nam chodzi i dlaczego panikujemy. Każe nam natomiast jechać na przejście bośniackie. Tam sprawdzone zostają nasze paszporty oraz zielona karta. W ten oto sposób, trochę nieplanowanie, jesteśmy w Bośni i Hercegowinie, w dolinie rzeki Driny. Wszystko fajnie, ale nie chcieliśmy tu tak szybko przybyć. Na szczęście dla nas Marek, tuż za granicą dostrzega camping (Camping Hum). Postanawiamy zapytać się o możliwość noclegu. Koszt to 5EUR za całą naszą wesoła ferajnę, co akurat bardzo nas cieszy. Jest dostęp do łazienek a cały teren jest super ogarnięty. Od razu zaprzyjaźniamy się z obozową sunią. Nasza przyjaźń jest tak zażyła, że aż rozbijamy namiot na świeżo zrobionej przez nią kupie (było ciemno, więc nie zauważyliśmy tego drobnego szczegółu). Wieczór spędzamy z miłym i gadatliwym opiekunem campingu. Rozmawiamy o naszych podróżach, o tym dlaczego ominęliśmy podczas trwającego właśnie wyjazdu Serbię („Serbia to kraj festiwali muzycznych, musicie tam kiedyś pojechać!!”). Po długim dniu szybko jednak udajemy się spać do naszego namiotu, który już nie był rozbity na psiej kupie.

Crkvicko Polje

Cervicko Polje

Zachód słońca nad doliną Tary i Driny

SONY DSC

Post Bałkany 2013. Część 12 – wszystkie drogi prowadzą do Kotoru i nie tylko pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-czesc-12-wszystkie-drogi-prowadza-do-kotoru-i-nie-tylko/feed/ 15 1601
Pomysł na prezent – Atlas Gór Świata http://balkany.ateamit.pl/pomysl-na-prezent-atlas-gor-swiata/ http://balkany.ateamit.pl/pomysl-na-prezent-atlas-gor-swiata/#comments Wed, 20 Nov 2013 06:43:50 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=749 Zaczął się gorący okres przedświątecznych zakupów, wybierania prezentów i zastanawiania się nad tym, co można komu dać. Ja najchętniej wręczyłabym każdemu po książce, niestety nie wszyscy z moich najbliższych lubią czytać, co wymusza na mnie sporą kreatywność. Jednak dominującą grupą są na szczęście dla mnie osoby, które lubią zagłębiać się w kolejne lektury. Generalnie ten […]

Post Pomysł na prezent – Atlas Gór Świata pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Zaczął się gorący okres przedświątecznych zakupów, wybierania prezentów i zastanawiania się nad tym, co można komu dać. Ja najchętniej wręczyłabym każdemu po książce, niestety nie wszyscy z moich najbliższych lubią czytać, co wymusza na mnie sporą kreatywność. Jednak dominującą grupą są na szczęście dla mnie osoby, które lubią zagłębiać się w kolejne lektury.

Generalnie ten czas przed świętami jest o tyle dobry, że na rynku pojawia się sporo nowości, w tym wydawniczych. Dokładnie w listopadzie bieżącego roku, zaprzyjaźnione wydawnictwo ExpressMap wypuściło na rynek „Atlas Gór Świata”, który jest odpowiedzią na popularność „Atlasu Gór Polski”, istniejącego na rynku już od jakiegoś czasu.

AGS_okladka

Zasadniczo jestem zazwyczaj sceptyczna, co do tego typu książek. Zbiorów i opisów gór jest w księgarniach całkiem sporo, lecz zazwyczaj prezentują niski poziom merytoryczny, ot parę zdań na temat poszczególnych pasm, parę fotek, koniec. Jednak „Atlas Gór Świata” jest inny. Zacznijmy od tego, kto go rekomenduje.

Na miejscu pierwszym moja górska idolka, czyli Anna Czerwińska. Oto, co w typowo zwięzłych dla siebie słowach, powiedziała na temat Atlasu:

Kiedy kompletowałam swoją Koronę Ziemi, brakowało mi wielu informacji. Po prostu nie było wtedy Atlasu gór świata

Wydawnictwo to rekomenduje też dwójka innych, znanych i cenionych himalaistów:

Leszek Cichy

Wydawało mi się, że mój Świat Gór jest już pełny i kompletny, że byłem wszędzie. Wspaniale pomyślany, napisany i zrealizowany z rozmachem Atlas gór świata pokazuje, ile jeszcze pozostało do poznania. Odkrywa przed nami całą różnorodność i bogactwo terenów górskich na Ziemi. (…) Dla każdego, kto kocha Góry.

oraz Kinga Baranowska

Góry są dla mnie miejscem… szalenie ważnym! To w nich odnajduję wytchnienie i wracam na niziny z naładowanymi akumulatorami. Cieszę się, że po prostu SĄ.

Cieszę się również, że powstał ten Atlas, bo dzięki niemu można marzyć i planować kolejne wyprawy. Zapraszam Was do lektury i realizacji swych marzeń! Pięknych gór Wam życzę!

Dlaczego Atlas wyróżnia się na tle innych książek tego typu? Po pierwsze sposobem jego skonstruowania – jasnym, przejrzystym i powtarzalnym, dzięki czemu łatwiej możemy porównywać ze sobą poszczególne pasma górskie. Atlas zawiera 250 opisów pasm, łańcuchów i masywów górskich, 150 stron map, ponad 500 fotografii (niektóre naprawdę zwalają z nóg), opisy środowiska przyrodniczego poszczególnych pasm, informacje o ich dostępności i historii eksploracji, liczne ciekawostki, zestawienia najwyższych szczytów, a także słownik terminów górskich. Książka ta może świetnie nam posłużyć podczas planowania przyszłych, górskich wypraw. Zamiast kupować od razu przewodniki po kolejnych pasmach, wystarczy przejrzeć Atlas i zdecydować, co tak naprawdę nas interesuje. Wiadomo, w góry go nie zabierzemy z racji swej wielkości i wagi, ale idealnie nadaje się do tzw. podróżowania palcem po mapie, gdy w domowym zaciszu wyobrażamy sobie siebie na szczycie Everestu.

AGS_przykladowa_rozkladowka_3

AGS_przykladowa_rozkladowka_4

Atlas zapunktował dla mnie przede wszystkim jedną rzeczą. Znalazły się w nim bałkańskie pasma górskie: Riła, Piryn (o nich pisałam już na blogu), Rodopy i Stara Planina w Bułarii, Góry Dynarskie (w ich skład wchodzą m.in. opisywane przeze mnie Prokletije, Durmitor, Biogradska Gora, Sinjajevina, a także Welebit, Komovi i wiele innych), Szar Planina (obejmuje obszar Macedonii, Kosova, Albanii i Serbii), Pindos, Olimp, Tesalię i Kretę na terenie Grecji. Ale Atlas zapunktował nie tylko sporym akcentem bałkański, lecz również polskim. Są moje rodzime Góry Świętokrzyskie, a także Sudety i opis Karpat, a jak wiadomo w ich skład wchodzą również nasze Tatry. Dla każdego coś miłego! Nie będę wymieniać wszystkich masywów opisanych w Atlasie, gdyż jest tego naprawdę dużo!

Generalnie wydaje mi się, że Atlas Gór Świata jest idealnym prezentem dla każdej osoby, która podróżuje i kocha górskie włóczęgi. Oczywiście nie można go traktować jako jedyne źródło informacji, lecz jako punkt wyjścia do dalszego zgłębiania wiedzy. Lepszy Atlas niż kolejna para kapci lub skarpetek 😉

Jeśli o mnie chodzi, to gdyby ktoś chciał, żeby jedna z moich książkowych półek miała się zacząć uginać pod ciężarem Atlasu, to wcale bym się nie obraziła 😉 Także ewentualni Mikołajowie, weźcie pod uwagę tę opcję prezentową dla mnie!

Post Pomysł na prezent – Atlas Gór Świata pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/pomysl-na-prezent-atlas-gor-swiata/feed/ 2 749
Bałkany 2010. Część 21 – podsumowanie http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-21-podsumowanie/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-21-podsumowanie/#comments Fri, 15 Nov 2013 11:39:38 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=736 Podróż się zakończyła, czas na podsumowania. 1. Ile zajęła nam cała wyprawa? 25 dni, z czego 4 zajęły nam dłuższe przejazdy na trasie: Kraków – Sofia, Sofia – Herceg Novi oraz Mojkovac – Kraków 2. Jaki był koszt wyprawy? Na „przeżycie” na Bałkanach miałam przeznaczone 250EUR (jedzenie, ewentualne noclegi, przejazdy). Dodatkowo wydałam 225zł na bilet […]

Post Bałkany 2010. Część 21 – podsumowanie pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Podróż się zakończyła, czas na podsumowania.

1. Ile zajęła nam cała wyprawa?

25 dni, z czego 4 zajęły nam dłuższe przejazdy na trasie: Kraków – Sofia, Sofia – Herceg Novi oraz Mojkovac – Kraków

2. Jaki był koszt wyprawy?

Na „przeżycie” na Bałkanach miałam przeznaczone 250EUR (jedzenie, ewentualne noclegi, przejazdy). Dodatkowo wydałam 225zł na bilet autobusowy z Krakowa do Sofii. O dziwo nie udało mi się przepuścić całej euro gotówki i z jakimiś drobniakami wróciłam do Polski.

3. Jak podróżowaliśmy?

Po pierwsze autokary, w tym wspominany transport firmą Ecolines z Polski do Bułgarii. Na samych Bałkanach poruszaliśmy się autobusami na większe odległości.

Po drugie – pociągi. Kolej w Czarnogórze nas zachwyciła, ale nadal nie wiem, czemu nie wybraliśmy tej opcji transportu w drodze powrotnej do Polski. Pomroczność jasna, czy co?

Po trzecie – autostop. Bywało z nim różnie, czasem okazywał się płatny, czasem kompletnie bezinteresowny.

4. Gdzie nocowaliśmy?

W większości przypadków pod namiotem. Jeśli zmusiła nas do tego sytuacja (pogoda), jak choćby w Rile i Pirynie, to wybieraliśmy opcję schroniska. Dwa razy nocowaliśmy w prywatnych kwaterach, raz w hotelu, dwa razy na campingu i przez parę dni przy Eko Katunie Grbaje.

5. W jakich krajach byliśmy?

W początkowym planie, mieliśmy głównie wędrować po bułgarskich górach, ale ponieważ szybko zrealizowaliśmy wszystko, co chcieliśmy, przenieśliśmy się do Czarnogóry. Tam spędziliśmy większości naszego czasu. Oprócz tego podróżując na Bałkany i z Bałkanów, przez chwilę przebywaliśmy w następujących krajach: Słowacji, Austrii, Serbii i na Węgrzech.

6. Jakie górskie pasma „zaliczyliśmy”?

W Bułgarii: Riłę i Piryn

W Czarnogórze: Prokletije, Biogradską Gorę, Sinjajevinę i to nawet dwa razy, Durmitor.

7. Jak się żywiliśmy?

W górach, jak to w górach: kus kus z chińszczanem, albo chińszczan z kus kusem 😉 Oczywiście burki z serem, szopskie sałatki, omlety wszelkiej maści i Niekrzycz. Tak w sumie można zdefiniować naszą wyjazdową dietę. Wiadomo, że im częściej mogliśmy robić zakupy, tym nasze menu było bardziej urozmaicone. Gotowaliśmy oczywiście na palniku, bo wrzątku w górach raczej nie znajdzie się ot tak, po prostu.

8. Czym robiliśmy zdjęcia?

Obydwoje fociliśmy aparatami Sony A700. W użyciu były w sumie dwa obiektywy, używane przez nas na zmianę: Zeiss 16-80 i Sigma 10-20.

Ponieważ wyjazd ten stanowił dla mnie naukę focenia lustrzanką, nie zawsze zdjęcia mojego autorstwa reprezentują wysoki poziom. Widzę to dopiero po paru latach, gdy porównuję je z fotografiami wykonywanymi przeze mnie teraz . Plus jest taki, że przynajmniej nie stoję w miejscu i mogę zauważyć u siebie jakiś progres.

Nie mam pojęcia ile wspólnie zrobiliśmy fot, ale na pewno sporo!

9. Ile razy się pokłóciliśmy?

Na poważnie? Chyba ani razu. Owszem zdarzały się ostrzejsze wymiany zdań, ale trudno się temu dziwić, gdy przebywa się z kimś 24h/dobę. Sami byliśmy z Tomaszem zdziwieni, że nasza przyjaźń nie ucierpiała podczas tej wyprawy. Do tej pory ze sporą nostalgią, a czasem rozbawieniem wspominamy nasze różne, bałkańskie perypetie.

Pewnie powinien się tu jeszcze wypowiedzieć Tomasz i odpowiedzieć na pytanie: „Ile razy chciałeś zamordować rudą?” Tomasz! Jestem ciekawa, co powiesz! 😉

Ja ze swojej strony mogę stwierdzić, że nie miałam morderczych myśli wobec niego. Owszem, wkurzyłam się, jak nie udało nam się wykąpać w Adriatyku, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Zresztą, to nie była wina/zasługa Tomasza, a jedynie wspólnie podjęta decyzja.

10. I co dalej?

Cóż, Bałkany sprawił, że oby dwoje zapałaliśmy ogromną miłością do tego regionu Europy. Zarówno Tomasz, jak i ja, wracaliśmy tam, ale już osobno. Powoli w tym regionie mam coraz mniej miejsc, w których jeszcze nie byłam, ale na szczęście jest ich na tyle dużo, by nadal chcieć tam jeździć.

Przede mną i przed Wami jeszcze dwie podróże – Bałkany 2012 i Bałkany 2013. Tym razem będzie ruda, Marek i Kianka. Ale zanim zaczniemy kolejny wojaż, trzeba złapać trochę oddechu.

A oto, co odpowiedział Tomasz na pytanie „Jak mu z rudą na Bałkanach było?”.

Cóż, generalnie było dobrze. Wiadomo, czasem się trochę poprzekomarzaliśmy, ale nigdy się nie pokłóciliśmy. W pamięci mej utkwiły nasze dwa dialogi, które mieliśmy podczas wędrówki po Górach Prokletije. Za pierwszym razem zeszło się nam na tematy feministyczne, że kobiety są dyskryminowane, ponieważ nie otrzymują kierowniczych stanowisk. Ot tak, jednym uchem mi wpadły rozważania rudej, a drugim wypadły. Pozostawiłem to bez komentarza, aż do następnego dnia. Podczas próby znalezienia drogi na Trojana, gdy trawersowaliśmy strome piargi w poszukiwaniu ścieżki, ruda obudziła we mnie mistrza ciętej riposty. Idę sobie spokojnie, spoglądam raz za razem do tyłu, czy ruda za mną nadąża. Patrzę, a dystans między nami dość znacząco rośnie. Myślę sobie „Ki pieron?”.  Nagle ruda stwierdza: „Boję się, bo jestem babą, nie lubię ryzyka, bo jestem babą…” a trzeciego jej wyjaśnienia już nie dosłyszałem. Skwitowałem jedynie, że właśnie z tego powodu kobiety nie otrzymują kierowniczych stanowisk. Ruda się zapowietrzyła i miałem wrażenie, że na tej małej ścieżynce właśnie wybuchła bomba atomowa. Pomimo pozornego braku reakcji dało się wyczuć falę uderzeniową. I wtedy ruda ruszyła dzielnie przed siebie!

Pozdrawiam wszystkich wraz z Tomaszem (na zdjęciu w schronie Koneczeto w Pirynie)

SONY DSC

Post Bałkany 2010. Część 21 – podsumowanie pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-21-podsumowanie/feed/ 2 736
Bałkany 2010. Część 18 – z Durmitoru w Sinjajevinę http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-18-z-durmitoru-w-sinjajevine/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-18-z-durmitoru-w-sinjajevine/#respond Tue, 12 Nov 2013 09:12:48 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=695 Krótka historia o przenosinach z jesiennego Durmitoru w równie jesienną i piękną Sinjajevinę.

Post Bałkany 2010. Część 18 – z Durmitoru w Sinjajevinę pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
22.09.10 Poranek wita nas znów lekkim przymrozkiem. Wyjadamy resztki jedzenie z plecaków i dosuszamy rzeczy w schronisku. Rozstawienie namiotu oraz opłata za przebywanie na terenie parku narodowego kosztuje nas 4.5EUR od osoby.

Poranek w Durmitorze

poranek w Durmitorze

Słoneczny Durmitor

Opiekun schroniska żegna się z nami i wyrusza na poszukiwania nielegalnie biwakujących turystów. W teorii w Durmitorze można rozbić się namiotem tylko w miejscach wyznaczonych – campingi, tereny wokół schronisk i takie miejsce podlegają niemałej w sumie opłacie. Czasami lepiej jednak nie kombinować i zapłacić te 4.5EUR, niż dostać mandat od pracownika parku.

Naszym dzisiejszym celem było dotarcie do Żablijaka przez szczyt Planinicy. Zrobiliśmy jednak dość spory błąd taktyczny i wykorzystaliśmy nasze ostatnie zapasy wody do ugotowania śniadania. Niestety, przy schronisku nie było dostępu do wody, a nie ufaliśmy tej, która znajdowała się w jeziorkach.  Jednak wedle mapy, mieliśmy przechodzić koło jakiegoś źródełka. Tomasz nawet próbował go znaleźć, lecz bezskutecznie.

Zdobywanie Planinicy idzie nam jak krew z nosa. Szlak wiedzie w linii prostej, po trawiastym zboczu, w ogóle nie trawersując. Owszem, widoki ze szczytu są piękne, jednak jest to kolejna trawiasta kopka na naszym kącie, która daje nam w kość podczas tego wyjazdu.

W drodze na Planinicę

Durmitor

Na Planinicy znajduje się puszka z pamiątkową księga, do której ciężko jest się wpisać, gdyż brakuje w niej wolnego miejsca. Dopisuję się zatem na jakiejś pocztówce, by tylko pozostawić po nas jakiś ślad. Żeby było ciekawiej, puszka oblepiona jest nalepkami polskich kół przewodnickich, m.in. SKPG Harnasie czy SKG.

Planinica zdobyta!

Planinica szczyt

Planinica puszka z pamiątkową księgą

Planianica widoki

Planianica widoki

Po chwili odpoczynku na szczycie ruszamy w dół. Od tej strony szlak jest poprowadzony dużo lepiej, gdyż wije się łagodnie wśród traw i kosówki i tylko od czas do czasu ostrzej trawersuje. W okolicach doliny Alusnicy gubimy jednak nasz szlak, ale po szybkich oględzinach mapy znajdujemy właściwą drogę. W dolinie pasie się stadko wyjątkowo leniwych byków, przez które kolejny raz gubimy właściwą drogę. Zwiedzamy trawiaste kopki, choć sugerowałam, że szlak wiedzie dołem, nieco po prawej stronie. Tomasz jednak nie chciał mi uwierzyć i dalej upierał się, że nasza trasa jest gdzie indziej. Koniec końców wyszło na moje, szkoda tylko, że Tomasz nie potrafił lub nie chciał przyznać mi racji. Ale męska duma, to męska duma, nie ma co z nią spekulować.

Dalsza część drogi to strome zakosy, które doprowadzają nas do polanki z kilkoma szałasami. Szlak wbija się do lasu, gdzie jest strasznie dużo ścieżek, więc oczywiście gubimy się. Na forum tatry.prv ktoś kiedyś stwierdził, że jak robię relację, w której nie ma nic na temat zagubienia, to jest to coś bardzo dziwnego. Cóż najważniejsze w sztuce gubienia jest to, aby się odnajdywać! Dlatego też jedna ze ścieżek, którą wybraliśmy doprowadza nas do szutru wiodącego do Żablijaka.

Jesienny Durmitor

jesień w Durmitorze

szałasy durmitor

Schodzimy do miasta, mijając po drodze nasz camping i idziemy dalej asfaltem. W pewnym momencie mówię, że fajnie by było złapać jakiegoś stopa. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zatrzymuje się koło nas samochód, kierowca odkręca szybę i pyta się: „Żablijak?” Z radością wsiadamy do samochodu. Okazuje się, że nasz kierowca umie mówić po polsku! Pracuje na innym campingu, niż ten, na którym nocowaliśmy, a obok niego zaś mają wybudowany dom Polacy. Podwozi nas do knajpy, którą rekomenduje jako tanią i smaczną. Opychamy się tam pysznymi omletami ze słonym, bałkańskim serem oraz wlewamy w siebie hektolitry płynów, w tym oczywiście „Niekrzycza”.

Później zakupy. Robimy zapasy w świetnej „pekarze”, która ma ogromne burki z serem. Próbujemy także znaleźć tani sposób na powrót w Sinjajevinę. Uznaliśmy, że odczuwamy niedosyt tych gór, dlatego musimy jeszcze tam połazić. Desant w Sinjajevinę się udał, ale za 18km zapłaciliśmy taksówkarzowi całe 10EUR. Trochę dużo, ale cóż… za oszczędność czasu trzeba niekiedy zapłacić.

Docieramy do miejscowości Njegovuda, skąd mamy zamiar ruszyć w Sinjajevinę. Znów mała sprzeczka o to, którą drogą mamy się udać. Po tym, jak Tomasz dopytuje się miejscowych o to, którędy mam się udać, wychodzi znów na to, że miałam rację.

Idziemy w stronę Rużicy. Po drodze jednak postanawiamy dopytać się raz jeszcze, czy aby na pewno idziemy we właściwym kierunku. Mijając mały domek, zobaczyłam na ścieżce przepięknego i uroczego kociaka. Zajęłam się kotem, którego porwałam na ręce, a w tym czasie pojawił się właściciel zwierzaka. Tomasz pokazał mu naszą prowizoryczną mapę, a gość wskazał nam, że istnieje droga tam, gdzie według mapy jest pusta przestrzeń. Po chwili jednak jego uwagę przykuła moja osoba i dlatego rozpoczął dość ciekawą konwersację z Tomaszem.

Gość: Czy to jest twoja dziewczyna?

Tomasz: Yyyy…nie, to jest moja siostra. (Tę taktykę postanowiliśmy przyjąć po dziwnej rozmowie z gościem wiozącym nas do Gusinje, twierdzącym, że jestem tą trzecią.)

G: Bardzo mi się podoba twoja siostra.

Ja: (śmiech)

G: To ty idź sam, na piechotę do Rużicy, a siostrę mi tutaj zostaw.

T: Nie mogę zostawić siostry.

Ja: (jeszcze większy śmiech)

G: No ale pomyśl: ty – Polak, ja – Czarnogórzec, twoja siostra tu, w Czarnogórze.

Ja: (lekka konsternacja ukryta pod salwami niepowstrzymanego śmiechu)

G: A jak ty masz na imię?

Ja: Ola

G: Pięknie, a ty?

T: Tomasz.

G: Tomasz, ale mi się twoja siostra podoba. (do mnie) Mogę ci zrobić zdjęcie?

Ja: (konsternacja osiągnęła punkt krytyczny) Yyyy… ok.!

Koniec końców opuszczamy naszego rozmownego Czarnogórca z jego uroczym kotkiem. Idąc z mym bratem, nagle słyszę od niego: „A mogłem zrobić interes życia i cię tu zostawić!” Taaa no super. Moi rodzice na pewno byliby zachwyceni!

Po tym interesującym spotkaniu, w radosnych nastrojach, docieramy przez las do miejscowości Pribranci, w której mamy w planach przenocować. Po drodze, w pierwszym mijanym domu, nabieramy wody. Ze zdziwieniem odkrywamy, że przez miejscowość przechodzi normalna, asfaltowa droga. Tego oczywiście nasza wspaniała, schematyczna mapa nie uwzględniała. Rozbijamy namiot na pierwszym, nieogrodzonym polu i wygrzewamy się w ostatnich promieniach słonecznych. Idziemy spać wyjątkowo wcześnie, przeczuwając chyba, że jutro czeka nas naprawdę długi dzień!

Zapisz

Post Bałkany 2010. Część 18 – z Durmitoru w Sinjajevinę pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-18-z-durmitoru-w-sinjajevine/feed/ 0 695
Bałkany 2010. Część 17 – w sercu Durmitoru http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-17-w-sercu-durmitoru/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-17-w-sercu-durmitoru/#comments Sat, 09 Nov 2013 10:38:11 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=683 Trekking w sercu Durmitoru, wśród jego najwyższych szczytów. Jesienne wspomnienia z września 2010 r.

Post Bałkany 2010. Część 17 – w sercu Durmitoru pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
21.09.10 Noc na campingu była wyjątkowo zimna, a co gorsza wszystkie nasze graty, a my razem z nimi, pływamy w namiocie. Taki stan rzeczy zawdzięczamy przymrozkowi, który przylazł nie wiadomo skąd i po co. Jakież było nasz zdziwienie, gdy po wyjściu na zewnątrz okazało się, że wszystko przykrywa warstwa szronu.
I tak najbardziej udał się Tomasz, który na namiocie zostawił skarpetki do wyschnięcia. Hmm… zasadniczo można by powiedzieć, że skarpetki wyschły, ale stały się jakieś taki sztywne i zimne. Ludzie przepłacają kupując skarpety z coolmaxem, a wystarczy tylko zostawić je na dachu namiotu i chłodzenie ma się gwarantowane.

Lodowe skarpety

Camping Ivan Do

Mroźny poranek

poranek w Ivan Do

Rozpoczynamy wielkie suszenie rzeczy. Na szczęście jest lampa – błękitne niebo i piękne słońce. Już koło 9 jesteśmy gotowi na podbój Durmitoru. Naszym celem było zdobycie najwyższego szczytu tego pasma, czyli Bobotov Kuk. Początkowo nasza trasa jest bardzo przyjemna, gdyż wiedzie ocienionym lasem, a ścieżka wznosi się łagodnie. W pewnym momencie mijamy wielki głaz z napisem „Wish you were here”. Czyżby Pink Floydzi tu byli? Ciężko stwierdzić, ale bardziej zastanawia mnie to, że nie zrobiłam głazowi zdjęcia. Chyba byłam w zbyt dużym szoku.

Po pewnym czasie nasza droga wychodzi z lasu i wiedzie wśród kosówek i głazów, na zasadzie „z góry na dół, z dołu do góry.” Był to też idealny moment na przerwę termiczną, czyli pozbycie się cieplejszych ciuchów. Idziemy dalej, podziwiając odsłaniające się durmitorskie krajobrazy. Słońce przypieka niemiłosiernie i o porannym przymrozku dość szybko zapominamy, mimo że w zacienionych miejscach nadal wszystko było zmrożone.

Widoki ze szlaku

Widoki z Durmitoru

Przechodzimy koło kilku szałasów i kierujemy się zakosami w stronę Bobotov Kuk. Robimy krótki postój na Ledenej Pecinie, skąd można udać się na Bezimienny Wierch. My jednak nadal kierujemy się na najwyższy szczyt Durmitoru. Po drodze mijamy grupkę Polaków uganiających się za motylem „Niepylakiem Apollo”, na którego zasadzał się również Tomasz.

W niemiłosiernym upale toczymy się (ciężko nazwać nasze tempo żwawym marszem) na przełęcz Devojka. Droga jest zasadniczo w stanie rozkładu – wiedzie po sypiących się piarżyskach. Kiedy idziemy w cieniu, jest nawet całkiem przyjemnie, ale w słońcu można się upiec żywcem.

Wychodzimy na przełęcz, mając po prawej stronie Bobotov Kuk. Zabrakło nam tylko motywacji, by na niego wejść. Może to upał na nas tak wpłynął? A może jednak fakt, że od trzech tygodni szlajamy się po górach? Tomek wyszedł na chwilę na Lucin Vrh, ja zostałam na przełęczy z naszymi rzeczami. W międzyczasie przybywa grupa Polaków, która jak się okazuje kompletnie spontanicznie wybrała się w Durmitor, gdyż w planach mieli… Tatry. Ale z racji paskudnej pogody w naszych rodzimych górach, po prostu się spakowali i przyjechali do Czarnogóry. Jak to Tomasz podsumował: „Halny ich nieźle wywiał.” Tomek dopytuje się ich, czy nie mają mapy, która miałaby zaznaczony szlak wzdłuż Kanionu Tary. Niestety Polacy mają te same mapy, co i my i wiedzą na ten temat tyle samo, co i my, czyli nic. Również przewodnik Cycerona, którego właścicielami są sympatyczni Niemcy odpoczywający z nami na przełęczy, również nie jest zbyt pomocny. Plan mieliśmy taki, aby zejść do Jeziora Skrcko, dalej kanionem Susickim dojść do Kanionu Tary i nim dotrzeć do Żablijaka. Owszem, Susickim Kanionem da się dojść do Tary, ale na tym kończy się możliwość przejścia. No nic. Musimy zmodyfikować plany.

Widokowo

Durmitor

SONY DSC

Durmitor

Durmitor

Z przełęczy idziemy w dół. Początkowo droga wije się wśród skał i piargów. Na rozejściu szlaków, ścieżka kieruje nas na przełęcz Samar, która ma dość specyficzny, pofałdowany wygląd. Zejście z niej dostarcza mi niezapomnianych doświadczeń. Ale, podczas ostatniej rozmowy ze znajomymi, którzy również mieli do czynienia z tym miejscem, wszyscy zgodnie stwierdzili, że nie da się zapomnieć przejścia z jednej strony przełęczy na drugą.

Na szlaku

Durmitor szlaki

W dole widać już nasz cel – Planinarski Dom Skrka oraz jezioro. Droga do schroniska jest łatwa, miła i przyjemna. Na miejscu urzęduje tylko jeden pracownik Parku Narodowego. Schronisko świeci pustkami. Nawet nie ma tam zbyt wiele wyposażenia, ot ława, stół, parę krzeseł, piec i garnki.

W drodze do schroniska

Jezioro Skrcko

ruda i Durmitor

Schronisko

Planinarski Dom Skrka

Gotujemy obiad, Tomek rozstawia nasz namiot. Gospodarz schroniska ostrzega nas, że w nocy może być zimno. Dla nas nie jest to zbyt zaskakująca wiadomość.

W otoczeniu Durmitoru odpoczywamy, planując nasze ostatnie dni w Czarnogórze i nasze ostatnie dni bałkańskiej przygody w ogóle.

Kiedy nie da się już siedzieć na dworze, z powodu spadającej temperatury, chowamy się w ciepłym wnętrzu schroniska, gdzie rozmawiamy z jego gospodarzem. Okazuje się, że nasz rozmówca pracował na sowieckim statku, który w listopadzie 81’ wpłynął na polskie wybrzeże. No cóż, czego to się można dowiedzieć siedząc przy kominku.

Kiedy słońce chyli się już ku zachodowi, opiekun schroniska wygląda przez okno i zauważa, że ktoś stoi na przełęcze Samar. Z Tomaszem zastanawiamy się, czy to nie nasi znajomi Polacy. Ekipa jednak nie dociera do schroniska, lecz słychać ich w nocy, gdyż rozbili się dość blisko.

Zapisz

Zapisz

Post Bałkany 2010. Część 17 – w sercu Durmitoru pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-17-w-sercu-durmitoru/feed/ 4 683
Bałkany 2010. Część 16 – z Sinjajeviny w Durmitor http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-16-z-sinjajeviny-w-durmitor/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-16-z-sinjajeviny-w-durmitor/#comments Fri, 08 Nov 2013 12:32:51 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=680 Kilka słów o tym, jak załamanie pogody przegoniło nas z Sinjajeviny i zawiodło do Durmitoru.

Post Bałkany 2010. Część 16 – z Sinjajeviny w Durmitor pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
20.09.10 Całą noc nad Sinjajeviną szaleją burze. Dzięki temu, że rozstawiliśmy namiot pod wiatą, nie odfrunęliśmy w siną dal.

Poranek nie wita nas pięknym wschodem słońca, lecz wszechogarniającą, oblepiającą wszystko mgłą i przenikliwym zimnem. Nie nastraja nas to zbytnio optymistycznie, w szczególności, że przypominamy sobie słowa gospodyni w odwiedzonego przez nas wczoraj katunu. Gdy w Sinjajevinie jest deszcz i mgła, lepiej po tych górach nie wędrować. Rzeczywiście, w takie dni jak ten, nawigowanie w tym regionie jest zasadniczo niemożliwe lub po prostu silnie utrudnione.

Mgliście

Tomasz we mgle

Rużica we mgleZamarzamy przygotowując śniadanie i postanawiamy opuścić Sinjajevinę i udać się w Durmitor. Schodzimy do miejscowości Rużica, gdzie napotkany przez nas pasterz tłumaczy nam jak dotrzeć do miejscowości Bistrica. Doskonale go rozumie, gdyż pięknie mówi po serbsku, który Polakom nie powinien przysparzać większych kłopotów. Przez chwilę pasterz nas odprowadza i dalej idziemy już sami. Mgła jakoś nie ma ochoty się zmniejszyć. Docieramy do kolejnego katuna. Tam zaglądamy do małego, białego domku, by dopytać się o dalszą drogę. Z domu wychodzą dwie, uśmiechnięte od ucha do ucha, starsze panie, a radosnym okrzykiem: „Turista!!!” Po tym jak pytamy się o zejście do Bistricy, zostajemy zaproszeni do domu na ucztę. Oprócz kawy, dostajemy wyciągnięty z pieca, świeżuteńki chleb, do tego kajmak (owczy ser, podobny trochę do naszego bundzu , o konsystencji masła), biały ser i pieczone ziemniaki. Oboje z Tomaszem żałujemy, że wcześniej zjedliśmy po zupce chińskiej, która nie umywała się do tutejszych specjałów. Nie chce nam się opuszczać tego jakże przyjemnego miejsca, ale kolejne góry czekają. Na pożegnanie robimy sobie z paniami pamiątkowe zdjęcie i ruszamy w dół.

W gościnnym katunie

ruda, katun, Sinjajevina

Tak powstaje KAJMAK

SONY DSC

Mgła zaczęła się powoli unosić. W kolejnym katunie ponownie dopytujemy się o drogę i stromą, dobrze oznakowaną ścieżką wędrujemy dalej. Droga początkowo wiedzie dnem strumyka, który o tej porze roku jest wyschnięty. Idąc tam w deszczu trzeba uważać na śliskie kamienie i korzenie.

Do Bistricy docieramy po 2h dość szybkiego marszu. Na drodze przelotowej z Mojkovaca do Żablijaka usiłujemy złapać stopa. Po kilku nieudanych próbach zatrzymujemy busa, którego kierowca jedzie do miejscowości położonej przed Żablijakiem. Mkniemy po bardzo krętej drodze, wzdłuż malowniczego Kanionu Tary. Nagle nasz kierowca wyciąga ze schowka paluszki i nas nimi częstuje. Zastanawiamy się, czy wyglądamy na jakiś niedożywionych.

W oczekiwaniu na autostop

Bistrica

Po chwili dalszej jazdy zatrzymujemy się na poboczu i nasz kierowca pokazuje nam jakąś ścieżkę w dół. Na początku nie chcemy zostawić go samego z naszymi bagażami. Kierowca rozumiejąc nasze obawy, schodzi z nami i docieramy do wiszącego nad Tarą mostka. Kanion jest wyjątkowo malowniczy.

Kanion Tary

Kanion Tary

mostek na Tarze

Ruszamy w dalszą drogę, przejeżdżając przez skalne tunele. Następny postój mamy przy słynnym moście na Tarze. Chwila dla fotoreporterów i jedziemy dalej do Żablijaka. Gdy jesteśmy niecałe 10km od naszego celu, kierowca busa stwierdza, że może padać, więc podrzuci nas do centrum Żablijaka. Autostop połączone ze zwiedzaniem i to za darmo. Da się? Da!

Most na Tarze

most na Tarze

Jesteśmy w Żablijaku, który można porównać do takiego Zakopanego Durmitoru. Siadamy w knajpie na piwie i przez dwie godziny medytujemy nad jakimś planem. Postanawiamy zbunkrować się na jakimś polu namiotowym, by przeczekać na rozwój pogodowy. Niestety informacja turystyczna jest zamknięta na cztery spusty. Widać, że jest mocno po sezonie, gdyż Żablijak świeci pustkami. Po drodze na camping Ivan Do kupujemy mapy Durmitoru w budce jakiejś agencji zajmującej się wycieczkami i spływami na Tarze. Idąc dalej, mijamy grupę turystów, którzy słysząc, iż mówimy po polsku, stwierdzają: „O! Wreszcie jacyś normalni turyści.” Hmmm… ciekawe.

Docieramy do campingu Ivan Do. Kręci się tam parę osób, ale nijak nie możemy się dopatrzeć kogoś, do kogo cały ten majdan należy. W oczekiwaniu na właściciela otwieramy po puszce „Niekrzycza” i zaprzyjaźniamy się z lokalnymi psami, a w szczególności z kotami. Powoli jednak zniecierpliwienie wzięło górę i zaczynamy dopytywać się ludzi na campingu ile kosztuje rozstawienie namiotu. Z Niemcami jakoś nie udaje mi się dogadać, a dowiaduję się tylko, że przyjechali z daleka. No.. bardzo odkrywcze.

Mamy też campingowych Czechów, czterech gości, którzy tak samo jak i my chcieli się dowiedzieć, ile kosztuje nocleg. W końcu dostąpiliśmy zaszczytu i pojawił się właściciel. Koszt noclegu od osoby – 3EUR. Jest ciepła woda, prysznice, więc wszystko to, co zmęczonemu człowiekowi do szczęścia potrzebne. Rozstawiamy namiot, gdzie później leżakuję z kotem o czym pisałam we wpisie Bałkany=Koty.

Post Bałkany 2010. Część 16 – z Sinjajeviny w Durmitor pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-16-z-sinjajeviny-w-durmitor/feed/ 2 680
Bałkany = Koty http://balkany.ateamit.pl/balkany-koty/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-koty/#comments Tue, 08 Oct 2013 20:07:43 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=236 Od paru lat jestem zadeklarowaną kociarą. Jest to o tyle ciekawe, że przez większość mojego życia cierpiałam na straszną alergię na te zwierzaki. Przebywanie w jednym pomieszczeniu z kotem skutkowało płaczem (bynajmniej nie ze wzruszenia), katarem oraz mgłą przed oczami. Generalnie nic przyjemnego. Wszystko się jednak zmieniło w tym temacie, gdy pierwszy raz pojechałam na […]

Post Bałkany = Koty pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Od paru lat jestem zadeklarowaną kociarą. Jest to o tyle ciekawe, że przez większość mojego życia cierpiałam na straszną alergię na te zwierzaki. Przebywanie w jednym pomieszczeniu z kotem skutkowało płaczem (bynajmniej nie ze wzruszenia), katarem oraz mgłą przed oczami. Generalnie nic przyjemnego. Wszystko się jednak zmieniło w tym temacie, gdy pierwszy raz pojechałam na Bałkany. Rejon ten pełny jest kotów. Zasadniczo praktycznie w każdym schronisku, jakimś ciekawszym miejscu, a czasami po środku niczego był kot. Mimo teoretycznej alergii lgnęłam do nich, robiłam sobie zdjęcia, tuliłam i zachowywałam się trochę jak Elwirka z jednej z kreskówek „która bardzo kocha wszystkie zwierzaczki”. Jednak pewien kot sprawił, że moja miłość do tych stworzeń stała się naprawdę ogromna.

Rzecz działa się w Czarnogórze, w miejscowości Żablijak, u podnóża gór Durmitor. Wraz z moim towarzyszem ówczesnej włóczęgi – Tomaszem, postanowiliśmy przenocować na lokalnym campingu. Okazało się, że oprócz turystów rezyduje tam kilka psów oraz kotów. Jeden z kocurów w szczególności sobie mnie upodobał i okupował moje kolana. Nie czułam się tego dnia najlepiej, bolał mnie brzuch, świat był zły i ogólnie pełna degrengolada. Postanowiłam ukoić moje smutki snem, więc porzuciłam kota i pomaszerowałam do namiotu. Jakie było moje zdziwienie, gdy po 5 minutach, do namiotu władował się kocur, położył mi się na brzuchu i zaczął donośnie mruczeć. Dodam, że usadowił się dokładnie na tym miejscu, które mnie bolało. Mimo, że przebywałam z nim na małej powierzchni, moja alergia, chyba z racji doznanego szoku, w ogóle się nie uaktywniłam.

Po tym, jakże miłym dla mnie wydarzeniu zapragnęłam mieć własnego kota. Nie wdając się już w zbędne dywagacje, obecnie jestem posiadaczką dwóch kocurów oraz współposiadaczką dwóch kocic, które są pod opieką moich rodziców. Ogólnie wszędzie, gdzie nie pojadę, są koty i to nie byle jakie koty, bo najczęściej rude 😉

Jak już wspominałam wcześniej, a również sugeruje to tytuł tego wpisu, Bałkany to koty. Poniżej znajdziecie sporo kocich zdjęć. Niestety tak wyszło, że oprócz kotów na wielu zdjęciach jestem również ja. Jakoś nie potrafię przejść obok nich obojętnie i bardzo często się z nimi fotografuję. Życzę miłego oglądania, a fanów psów zapraszam innym razem 😉

Czarnogórski kot, który wszystko zmienił.

SONY DSCKotor jak sama nazwa wskazuje to miejsce, gdzie można spotkać koty.

SONY DSC

SONY DSCMusała, najwyższy szczyt Bałkanów i…kot!

SONY DSCKoty w górskich schroniskach.

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSCKoty spotkane przypadkiem

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

Post Bałkany = Koty pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-koty/feed/ 23 236
Bałkany czyli o co tyle szumu? Część 2 http://balkany.ateamit.pl/balkany-czyli-o-co-tyle-szumu-czesc-2/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-czyli-o-co-tyle-szumu-czesc-2/#comments Sat, 28 Sep 2013 09:18:28 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=155 Kontynuujemy naszą szybką przebieżkę po bałkańskich krajach. Dziś zaczniemy od mojej ukochanej Czarnogóry, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia, jeszcze przed tym jak ją odwiedziłam. Kiedy po długiej podróży z Sofii do Czarnogóry wreszcie ujrzałam Bokę Kotorską, to kolana mi się ugięły, a szczęka opadła z hukiem do samej ziemi (uwierzcie mi, było tak […]

Post Bałkany czyli o co tyle szumu? Część 2 pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Kontynuujemy naszą szybką przebieżkę po bałkańskich krajach. Dziś zaczniemy od mojej ukochanej Czarnogóry, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia, jeszcze przed tym jak ją odwiedziłam. Kiedy po długiej podróży z Sofii do Czarnogóry wreszcie ujrzałam Bokę Kotorską, to kolana mi się ugięły, a szczęka opadła z hukiem do samej ziemi (uwierzcie mi, było tak naprawdę!).

C jak Czarnogóra (Montenegro) – zwana fiordem nad Adriatykiem. Rzeczywiście piękno tego kraju jest niezaprzeczalne. Wybrzeże wraz z Boką Kotorską i Zatoką Herceg – Novi to europejski rarytas. Gdy już się tam jest to „ochów” i „achów” nie ma końca. W sezonie Czarnogóra jest oblegana przez turystów, dociera tam sporo zorganizowanych wycieczek autokarowych, jak i przypływają ogromne statki wycieczkowe. Po za sezonem nadal kręci się tu trochę przyjezdnych, ale jest większy spokój. Czarnogóra – jak sama nazwa wskazuje, to nie tylko morze, ale przede wszystkim góry. Nie będę teraz wchodzić w szczegóły, bo jak zacznę pisać o górach, to powstanie 20 stron maszynopisu. Wolę dawkować Wam emocje. Ale Rumija, Sinjavina, Biogradska Gora, Durmitor i na deser Prokletije – to tylko kilka z pasm, jakie tam znajdziemy. Bajeczne widoki, mała liczba turystów, górale i pasterze witający wędrowców radosnym okrzykiem „Cafu, rajkiju!!!!” – to tylko niektóre atrakcje, jakie nas czekają, jeśli wybierzemy się na trekking. Sporym plusem Czarnogóry jest fakt, że z racji jej niewielkich rozmiarów, można ją zjechać wzdłuż i wszerz w krótkim czasie.

Dla kogo Czarnogóra? Odpowiedź jest prosta i oczywista – dla wszystkich. Bogaci i wymagający znajdą dla siebie odpowiednie miejsca, np. wysepkę Sv. Stefan, gdzie urlop spędzają takie gwiazdy jak choćby Sofia Loren. Ci o mniej zasobnym portfelu mogą wybrać się do pomniejszych kurortów lub znaleźć sobie dogodne sobe/apartmani. Podróżnicy wolący ciszę, spokój i pustkę mogą wybrać się w góry Sinjavina, gdzie „Ostatnich turystów widzieliśmy rok temu i byli to Czesi.”.

Ceny – zróżnicowane, w zależności od tego czy jesteśmy na wybrzeżu, czy w górach. Według mnie jedzenie, noclegi, campingi są nieco tańsze niż w Chorwacji (o ile nie wybieramy się do pięcio-gwiazdkowego hotelu). Benzyna jest jedną z droższych na Bałkanach (1.38 EUR za litr – stan na sierpień 2013), przy czym na wszystkich stacjach cena jest taka sama. Żywność ma ceny porównywalne jak w Polsce.

Pogoda – podobnie jak w Chorwacji czyli nad morzem upalnie i sucho w lecie, deszczowo na jesień i zimę, natomiast w górach i na wyżynach różnice temperatur są znacznie większe, zimą pada śnieg.

Jedzenie – oczywiście Pekary i ich duża oferta ze smakołykami słonymi i słodkimi. Oczywiście bazarki z możliwością zakupienia świeżych owoców i warzyw. Restauracji jest sporo, o różnym standardzie, a co za tym idzie z różnymi cenami (Lepiej nie iść do knajpy, gdzie siedzi dużo Rosjan. Możemy byś pewni, że będzie tam bardzo drogo.)

Zakupy – sklepów w Czarnogórze jest sporo, zarówno samoobsługowych, jak i tych bardziej lokalnych. Pamiątki kupimy wszędzie tam, gdzie jest dużo turystów. Bardzo duży wybór znajdziemy na Kotorskiej starówce, gdzie oprócz typowego badziewia, są też miejsca oferujący rękodzieło, obrazy, rzeczy ze szkła.

SONY DSCG jak Grecja – czyli w świecie mitów, kryzysu i horrendalnie drogiej benzyny. O Grecji każdy uczył się w szkole, na chyba każdym etapie edukacji byliśmy „katowani” antykiem, a co za tym idzie samą Grecją. Każdy wie, gdzie są Ateny, Olimp czy Korfu. Tu za wiele opowiadać nie trzeba. Natomiast Grecja jest chyba jednak  najdroższym, bałkański krajem i przebija w tym Chorwację. Do niedawna nie było aż tak źle. Dopiero grecki kryzys, o którym trąbiły media sprawił, że jest jak jest. Nie będę wnikać w grecką naturę, która do tego doprowadziła, ale co by nie mówić Grecy mają piękne autostrad (trochę puste, bo chyba nikogo nie stać na zakup benzyny), tereny wprost stworzone do wszelkich rodzajów rekreacji i dobrą bazę turystyczną. Nadal jeżdżą tam spore grupy Polaków, ale głównie na wycieczki zorganizowane, więc gdy ma się wszystko „All inclusive”, to nie trzeba się aż tak bardzo martwić o portfel i uciekającą z niego gotówkę.

Dla kogo Grecja? Na ten moment, wydaje mi się, że dla tych, którzy nie jeżdżą samochodem, ewentualnie zamiast benzyny, tankują gaz. Pewnie bardziej opłaca się jechać tam ze zorganizowaną wycieczką lub polecieć samolotem i na własną rękę (np. za pomocą tamtejszej komunikacji) podróżować po kraju.  Grecja ma bogatą ofertę i dla bogatszych, i tych z klasy średniej. Dla trekkerów też znajdą się łakome kąski do zdobycia.

Ceny – jak już wspominałam, są wysokie. Tyczy się to głównie benzyny (7-8zł za litr, stan na kwiecień 2012). Jedzenie czy w sklepach, czy w restauracjach do najtańszych nie należy i jest droższe niż w Polsce.

Pogoda – generalnie ciepło, nawet bardzo ciepło.

Jedzenie – dużo wszelkiego dobra, zaczynając na różnorodnych serach i zapiekankach warzywnych, na jagnięcinie i innym mięchu wszelkiej maści kończąc. Słodkości też mają tam dobre, choćby chałwy i inne tego typu ulepy i zaklejacze.

Zakupy – wszędzie dużo wszystkiego, więc tak naprawdę zrobienie zakupów nie przysparza zbyt wielu problemów.

SONY DSCM jak Macedonia (FYROM) – kraj maleńki, bez dostępu do morza, ale mający dwa piękne i ogromne jeziora (Ohrydzkie i Prespanskie) oraz dużo gór. Generalnie nawet w sezonie na plażach nad Ohrydem nie spotkamy tłumów. Większość jedzie nad morze do Grecji, Czarnogóry czy Chorwacji. Najwięcej turystów (głównie z Polski, Czech, Litwy) spotkamy w mieście Ohryd oraz w Skopje i Kanionie Matka. Nad jeziorem Ohrydzkim znajdziemy sporo kwater prywatnych oraz wielkich hoteli, jednak w tych drugich nie ma co liczyć na nocleg, gdyż są oblegane przez wycieczki zorganizowane. Plusem Ohrydu jest to, że jego wody mają w lecie ok. 25-27stopni Celsjusza, są wyjątkowo czyste i przejrzyste. Nad jeziorem Prespanskim znajdziemy głównie ruiny hoteli i campingów. Jednak warto przejechać się górską drogą łączącą oba jeziora, wiodącą przez urocze pasmo Galicica.  Ceny bardzo przystępne, porównywalne do tych w naszej ojczyźnie.

Dla kogo Macedonia? Według mnie dla tych, którzy cenią sobie komfort oraz ciszę i spokój. Dla aktywnych znajdzie się sporo górskich, świetnie oznakowanych szlaków. Dla lubiących leżakować, miejskie plaże oferują darmowe fotele/łóżka/leżaki, dostęp do wifi (bardziej w teorii niż w praktyce) oraz knajpki z piwem, kawą oraz drobnymi przekąskami. Generalnie bardzo „chilloutowy” kraj.

Ceny – podobne jak w Polsce.

Pogoda – dość zmienna. Lato może być burzowe, ale bardzo ciepłe.

Zakupy – sklepów jest sporo, całkiem dobrze zaopatrzonych. Polecam bazar w Ohrydzie – cudowne owoce i warzywa w śmiesznych cenach. Jeśli jednak nie chcemy zapłacić wyższych cen, lepiej porozumiewać się ze sprzedawcami po polsku, bo gdy na dzień dobry wyskoczymy z angielskim, możemy usłyszeć jakieś horrendalne kwoty. W Ohrydzie warto również nabyć biżuterię z pereł. Są tam znacznie tańsze niż w Polsce, a wybór jest naprawdę spory. Do każdego zakupu otrzymuje się certyfikat autentyczności, ale tylko wtedy, jeśli dokonujemy zakupów w sklepach, sprzedających autentyczne, ohrydzkie perły.

SONY DSC

Post Bałkany czyli o co tyle szumu? Część 2 pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-czyli-o-co-tyle-szumu-czesc-2/feed/ 7 155