Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-includes/pomo/plural-forms.php on line 210

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-content/plugins/wp-super-cache/wp-cache-phase2.php on line 1167

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 77

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 87

Warning: Creating default object from empty value in /wp-content/themes/journey/framework/options/core/inc/class.redux_filesystem.php on line 29

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Grecja – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl Subiektywne spojrzenie rudej i Marka na Bałkany, podróże i nie tylko! Thu, 07 Jun 2018 07:00:36 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.6 http://balkany.ateamit.pl/wp-content/uploads/2014/12/DSC09337-5497cfcbv1_site_icon-32x32.png Grecja – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl 32 32 80539066 Czy na Bałkanach jest bezpiecznie? http://balkany.ateamit.pl/czy-na-balkanach-jest-bezpiecznie/ http://balkany.ateamit.pl/czy-na-balkanach-jest-bezpiecznie/#comments Wed, 27 Apr 2016 17:14:10 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=6726 Czy Bałkany są regionem bezpiecznym? Czy można wybrać się tam bez większych obaw? Staramy się rozwiać wątpliwości.

Post Czy na Bałkanach jest bezpiecznie? pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Bałkany mają tego pecha, że wokół nich cały czas krąży mnóstwo mitów i opinii, które kształtowały się wiele lat temu. Kocioł bałkański, muzułmanie, niestabilna sytuacja gospodarcza czy polityczna, bieda, nieuregulowane sprawy z przeszłości – to tylko niektóre stwierdzenia utwierdzające część osób w przekonaniu, że region ten do bezpiecznych nie należy. My jednak już od dawna nie kierujemy się stereotypami, tylko bazujemy na własnych doświadczeniach, które w stosunku do Bałkanów są jak najbardziej pozytywne.

Czy na Bałkanach jest bezpiecznie? – to pytanie powtarza się niczym mantra w Waszych mailach, w trakcie rozmów po prezentacjach oraz we frazach, po których trafiacie na naszego bloga z wyszukiwarek. Oczywiście chcielibyśmy móc odpowiedzieć na nie jednym zdaniem: „Tak, w regionie tym jest w 100% bezpiecznie!”, ale nie jest to aż tak proste. W niniejszym wpisie postaraliśmy się zebrać nasze doświadczenia oraz przemyślenia i zestawić je z tym, co o bałkańskich krajach pisze MSZ na portalu Polak za Granicą oraz poszczególne polskie ambasady.

Bałkany

Albania

MSZ: Należy zachować ostrożność z uwagi na możliwość kradzieży mienia lub samochodu. Do miejsc szczególnie niebezpiecznych zaliczyć można górskie tereny północnej Albanii. W ostatnim okresie zauważa się wzrost przypadków przestępczości pospolitej. Poprawia się stan plaż i kąpielisk morskich.

MSZ ostrzega przed kradzieżami, które zdarzać się mogą w większych miastach, czy nadmorskich kurortach, gdzie po prostu kręci się mnóstwo ludzi. Nie słyszeliśmy o nikim, komu ukradzione zostałoby w Albanii auto, a większość znanych nam osób odwiedza ten kraj swoim własnym środkiem transportu.

MSZ oraz Ambasada Polski w Tiranie szczególnie ostrzegają przed odwiedzinami w górach północnej Albanii, czyli m.in. przed wizytą w Alpach Albańskich. W 2015 roku doszło tam do morderstwa dwójki turystów, bodajże z Czech. Cóż, zdarzało się, że w Polsce ginęli turyści np. z Niemiec, ale chyba tamtejszy MSZ nie ostrzegał swoich obywateli przed odwiedzinami w jakimś konkretnym regionie naszego kraju (a w każdym razie ja o tym nie słyszałam/nie czytałam). W trakcie podróży, i to nie ważne po jakim państwie, należy zachować po prostu zdrowy rozsądek i unikać kłopotów. Na północy Albanii, w części wiosek, niektórzy nadal uprawiają konopie oraz mak, z czym albański rząd stara się walczyć, niszcząc tego typu uprawy. Część osób może posiadać też broń. Niemniej oczywiście można mieć pecha i trafić w złe miejsce o złym czasie. Nam się to nie zdarzyło, ale my kręciliśmy się po Valbonie i jej okolicach, gdzie jest stosunkowo turystycznie i mieszkające tam osoby starają się zarobić na turystach, a nie marihuanie. Aczkolwiek znajomi, którzy zbaczali w nieco rzadziej uczęszczane rejony północnej Albanii nie wspominali o jakiś niepokojących zdarzeniach, czy groźnych sytuacjach, których uczestniczyli.

Według nas, decydując się na treking po albańskich górach, należy uważać przede wszystkim na zwierzęta, a nie na ludzi. W rejonach, w których wypasane są duże ilości owiec czy krów, np. paśmie Korabu, trzeba pamiętać, że towarzyszą im psy pasterskie, których zadaniem jest chronienie stada. Turysta traktowany jest jako intruz i potencjalne zagrożenie, stąd psy po prostu rzucają się do ataku. Pół biedy, jeśli w okolicy jest pasterz, który w odpowiednim momencie zareaguje i psa do siebie przywoła. Jeśli jednak nigdzie go nie widać, to warto mieć w kieszeniach kamienie. Czasami wystarczy podniesiona do góry ręka, w której jest kamień, by pies pasterski osłabł w swych agresywnych zapędach. W albańskich górach występują również żmije, na które należy uważać głównie w mocno zakrzaczonych miejscach, bo lubią sobie zwisać z gałęzi, a nie tylko wić się pod nogami.

Treking po wszystkich albańskich górach jest problematyczny jeszcze pod jednym względem – w kraju tym nie istnieje coś takiego jak GOPR. Więc jeśli coś nam się stanie w trakcie wędrówki, poniekąd jesteśmy skazani na siebie oraz pomoc mieszkańców najbliższych miejscowości.

Czy według nas Albania jest bezpieczna? Generalnie tak. Nocując na dziko – w namiocie lub samochodzie, nigdy nie mieliśmy żadnej nieprzyjemnej lub niebezpiecznej sytuacji. Raz zdarzyło nam się zostać wygonionym z miejsca, w którym biwakowaliśmy, ale tylko dlatego, że rozbiliśmy się nieopodal campingu. Najgroźniejsze, albańskie zdarzenia, jakich doświadczyliśmy dotyczyły psów pasterskich lub zmiennych warunków atmosferycznych (gwałtowne burze).

Bośnia i Hercegowina

MSZ: Brak ostrzeżeń dotyczących Bośni i Hercegowiny.

Zarówno MSZ, jak i Ambasada Polski w Sarajewie nie podają żadnych informacji dotyczących zagrożenia związanego z podróżowaniem po tym bałkańskim kraju. Fakt faktem, przed sylwestrem 2015/16, pojawiły się ostrzeżenia dotyczącego planowanego ataku terrorystycznego. Według miejscowych była to forma politycznej prowokacji, bo choć złapano potencjalnych zamachowców, to nigdy nie znaleziono przy nich broni lub materiałów wybuchowych. Oczywiście pojawiają się sugestie, by jadąc autem nie zostawiać w nich rzeczy cennych oraz parkować tylko w miejscach strzeżonych. Cóż, my wozimy w aucie nasz wyjazdowy dobytek i zazwyczaj wszystko leży na widoku (choć staramy się bagaże przykrywać, a dokumenty i pieniądze mieć ze sobą). Niemniej mamy wrażenie, że Kianka nie wygląda na samochód ludzi zamożnych, więc potencjalni złodzieje omijają ją szerokim łukiem. Co ciekawe o zagrożeniu kradzieżą auta mówił nam właściciel kwatery, w której nocowaliśmy podczas sylwestra 2015/16.

Czy według nas w Bośni i Hercegowinie jest bezpiecznie? Stanowcze tak. Nigdy nie mieliśmy tam sytuacji, która w jakikolwiek sposób była dla nas groźna. Odwiedzaliśmy tam tereny zarówno górskie, jak i miejskie, w sezonie i poza nim, i zawsze czuliśmy się tam bezpiecznie. Jedyne na co ewentualnie trzeba uważać, to aby nie wkroczyć na zaminowane tereny. Na szczęście z roku na rok ich powierzchnia się zmniejsza, a dzięki rzucającym się w oczy tabliczkom, można uniknąć wędrowania po nich.

Bułgaria

MSZ: Brak ostrzeżeń dotyczących Bułgarii.

Ambasada w Sofii: Ostrzegamy, że w sierpniu w Morzu Czarnym często występuje zjawisko „martwej fali” oznaczające długą, falę powstałą wskutek długotrwałego działania wiatru z jednego kierunku, osiągająca od 1,5 do 2 metrów wysokości. „Martwa Fala” powstaje pod wodą, dlatego też powierzchnia wydaje się być spokojna i jednocześnie powstałe przy dnie prądy wsteczne wciągające w głąb morza. Radzimy zwracanie szczególnej uwagi na kolory flag sygnalizacyjnych,  stosowanie się do zaleceń ratowników i nie używanie plaż niestrzeżonych Ratownicy bułgarscy radzą w przypadku dostania się do zasięgu fali wstecznej płynięcie w linii przekątnej pod wodą w stronę brzegu Zjawisko jest tak niebezpieczne, że co roku w Bułgarii na skutek „martwej fali” notowane jest kilkadziesiąt przypadków utonięć.

MSZ i Ambasada ponownie uczulają na kwestie podróżowania lepszymi modelami aut, głównie marek niemieckich i japońskich (Co pokrywa się z polskimi statystykami kradzieży. Jak dobrze, że Kianka jest koreańska…), które są podobno szczególnie narażone na kradzież w Bułgarii. W kurortach i większych miastach należy uważać na kieszonkowców.

Czy według nas Bułgaria jest bezpieczna? Tak.

Chorwacja

MSZ i Ambasada w Zagrzebiu: Chorwacja jest krajem bezpiecznym dla cudzoziemców. Kradzieże i napady rabunkowe w miejscach publicznych zdarzają się rzadko. Należy jednak unikać pozostawiania dokumentów i rzeczy wartościowych na kempingach i w pokojach hotelowych oraz kwaterach prywatnych. Chorwacja nie jest stroną Międzynarodowej Konwencji o odpowiedzialności hoteli za rzeczy wniesione. W rejonach graniczących z Serbią, Czarnogórą oraz Bośnią i Hercegowiną oraz w wysokich partiach gór pozostało wiele nierozbrojonych min i niewypałów. Z ostrożnością należy traktować oferty udziału w imprezach sportowych wysokiego ryzyka (canyoning, rafting itp.), ponieważ prawo chorwackie nie wymaga od osób prowadzących takie przedsięwzięcia żadnych świadectw kwalifikacji.Podczas wędrówek w lasach i górach Chorwacji wskazane jest poruszanie się wyznaczonymi szlakami. Należy chronić się przed występującymi masowo w lasach kleszczami, a podczas kąpieli morskich unikać meduz (często bardzo bolesne poparzenie może wywołać problemy z oddychaniem, wymioty lub utratę świadomości) oraz jeżowców. Zalecana jest kąpiel w specjalnych (gumowych lub plastykowych) butach wyposażonych w grube podeszwy, szczególnie na skalistych i kamiennych plażach.W terenach trudno dostępnych można spotkać jadowite węże. Szczególnie częste są dwa gatunki żmij (nosoroga zwana w Chorwacji poskokiem oraz zygzakowata, po chorwacku: riđavka). Zalecamy ostrożność. Żmija atakuje w sytuacji swojego zagrożenia.

Wydaje nam się, że Chorwacja jest krajem, który budzi najmniej wątpliwości w kwestii bezpieczeństwa. Ponieważ to bałkańskie państwo jest najczęściej odwiedzane ze wszystkich krajów Półwyspu, można na jego temat znaleźć największą ilość mniej lub bardziej sprawdzonych informacji.

Czy według nas Chorwacja jest bezpieczna? Tak. Jednak jeśli będziecie wybierać się autem w górskie tereny tego państwa, uważajcie na spadające na drogę, w szczególności po opadach, kamienie i głazy. To ostrzeżenie może tyczyć się wszystkich, bałkańskich krajów, ale muszę przyznać, że w przypadku Chorwacji słyszeliśmy najwięcej tego typu historii, że komuś na maskę spadł głaz i zniszczył auto. Więc może coś jest na rzeczy?

Czarnogóra

MSZ i Ambasada w Podgoricy: Zagrożenie przestępczością pospolitą jest niewielkie, zwłaszcza w głębi kraju. Również w nadmorskich miejscowościach turystycznych, przy zachowaniu pod­sta­wowych zasad ostrożności, można czuć się bezpiecznie. Odnotowywane nieliczne przypadki przestępczości skierowanej przeciw turystom, to głównie drobne kradzieży dokonywane w trakcie sezonu letniego, najczęściej w miejscach słabo strzeżonych, np. na polach namiotowych.

Czy według nas Czarnogóra jest bezpieczna? Tak. Jednak w trakcie trekingu uważajcie na żmije i skorpiony, które mogą wić się/przechadzać po szlakach.

Grecja

MSZ i Ambasada w Atenach: Jednym ze skutków kryzysu gospodarczego oraz napływu dużej liczby uchodźców do Grecji jest wzrost przestępczości, powodujący konieczność zwiększonej czujności przed złodziejami, szczególnie w zatłoczonych miejscach turystycznych, w środkach transportu miejskiego oraz na plażach. Należy pamiętać by zamykać samochody oraz nie pozostawiać bez nadzoru rzeczy osobistych i dokumentów w miejscach publicznych. Wybierając się promem z Grecji do Włoch, trzeba mieć na uwadze, że zdarzają się przypadki włamań nielegalnych imigrantów do samochodów i przyczep kempingowych, próbujących w ten sposób przekroczyć granicę. Z tego względu należy zachować szczególną ostrożność i nie pozostawiać pojazdów w niestrzeżonych miejscach w miastach portowych.

Grecja niewątpliwie przeżywa ostatnio spory kryzys związany z uchodźcami. Oczywiście nie spotkamy ich wszędzie i nie w każdym miejscu, w którym są, dochodzi do jakichkolwiek starć ze służbami porządkowymi. Do największej ilości zamieszek dochodziło przede wszystkim w przeludnionych obozach na granicy grecko-macedońskiej.

Czy według nas Grecja jest bezpieczna? Uważamy, że tak. Nasza opinia jednak bazuje na wspomnieniach z 2012 roku, kiedy byliśmy tam dosłownie przez chwilę. Niemniej od tego czasu wielu naszych znajomych odwiedzało ten kraj i prędzej narzekało na kryzys ekonomiczny, jaki miał tam miejsce niedawno, niż na jakiekolwiek niebezpieczne sytuacje.

Kosowo

MSZ: Z powodu niestabilnej sytuacji w Kosowie nie zaleca się podróżowania do tego kraju. W przypadku konieczności udania się tam, bezwzględnie należy unikać wyjazdów w ogarnięte konfliktem północne rejony kraju (w praktyce – leżące na północ od stolicy kraju – Prisztiny). Zagrożenie przestępczością pospolitą w Kosowie jest wysokie. Należy zachować szczególną ostrożność podczas postojów na małych, niestrzeżonych parkingach przydrożnych, a w nocy w ogóle się na nich nie zatrzymywać. Korupcja w Kosowie jest bardzo wysoka. Nierzadko też mieszkańcy Kosowa upatrują w spotkaniu z cudzoziemcem szansy na uzyskanie dodatkowego dochodu. Należy unikać moteli i tanich hoteli usytuowanych zwykle na obrzeżach miast, z racji tego, iż mogą wystąpić tam zagrożenia takie jak, np.: kradzieże, zakłócanie ciszy nocnej, nagabywanie (szczególnie młodych kobiet), handel narkotykami, nielegalny hazard, prostytucja.

Trochę się złapaliśmy za głowę, gdy przeczytaliśmy opinię MSZ na temat Kosowa. W szczególności po wizycie w tym kraju w 2016 roku. Bowiem Kosowo prężnie się rozwija (dzięki środkom UE oraz tureckim), momentami jest lepiej ogarnięte pod względem organizacyjnym i wizualnym niż Albania i dla turystów jest bardzo przyjazne. Kręciliśmy się zarówno po bardziej popularnych miejscach, jak i zajrzeliśmy do odradzanej przez wszystkie przewodniki Kosowskiej Mitrovicy. Czy czuliśmy jakiekolwiek zagrożenie? Absolutnie nie. Czy polecamy Kosowo? Oczywiście, choć pewnie nie każdy doceni ten kraj.

Czy uważamy Kosowo za bezpieczne? I tak, i nie. Przy czym „nie” wynika z dość częstych protestów i manifestacji, jakie miały miejsce w Kosowie, a o których czytaliśmy w bałkańskich mediach, lub o których sami nas informowaliście. Podczas nich dochodziło do starć z policją, co dla postronnych obserwatorów mogło stanowić potencjalne zagrożenie. Niemniej jeśli nie będziemy się pakować w środek demonstracji, to ten problem nie powinien nas dotyczyć.

Macedonia

MSZ: Po konflikcie etnicznym w 2001 r. sytuacja ustabilizowała się i ulega dalszej poprawie, jednak co jakiś czas powraca atmosfera niepokojów i protestów społecznych, głównie na tle etnicznym. Dlatego należy bezwzględnie unikać rejonów w których napotkamy protesty lub demonstracje. Zagrożenie przestępczością pospolitą nie odbiega od przeciętnego poziomu. Najbardziej niebezpieczne pod tym względem są północno-zachodnie tereny kraju. Coraz częściej zdarzają się pospolite kradzieże uliczne i włamania do samochodów – głównie w sezonie letnim, w miejscowościach turystycznych, a turyści coraz częściej padają ofiarami drobnych kradzieży. Pod tym względem złą sławą cieszy się nieprzerwanie zabytkowa, muzułmańska dzielnica Skopje Carsija, tłumnie odwiedzana przez turystów. Spośród zagrożeń naturalnych, na terenie Macedonii mogą wystąpić wstrząsy sejsmiczne i powodzie.

Macedonia generalnie jest dość spokojnym krajem. Niestety stosunkowo często zdarzają się, w szczególności w Skopje, protesty przeciwko działaniom macedońskiego rządu. Na szczęście z roku na rok są one coraz bardziej pokojowe, niemniej lepiej ich unikać. Oprócz tego przez Macedonią przebiegał szlak uchodźców (obecnie niewielkie ich ilości przemierzają ten kraj), a przy granicy z Grecją znajdują się ich obozy. I to właśnie na terenach przygranicznych wciąż można trafić na duże grupy osób kontynuujących swoją drogę do Europy Zachodniej.

Dość często słyszeliśmy również opinie, że niebezpiecznie jest na pograniczu z Albanią. Tam również dochodziło do zamieszek i ataków na komisariaty policji, ale o ostatnim takim przypadku słyszeliśmy w okolicach czerwca 2014.

Czy według nas Macedonia jest bezpieczna? Generalnie tak, aczkolwiek chyba odradzalibyśmy odwiedziny wzdłuż greckiej granicy, no chyba, że wybieracie się tam jako wolontariusze mający pomóc przybywającym tam uchodźcom.

Rumunia

MSZ: Nie występuje szczególne zagrożenie przestępczością, należy jednak zachować ostrożność w dużych miastach (okolice dworców kolejowych, placów targowych, środki komunikacji miejskiej), gdzie często zdarzają się kradzieże kieszonkowe dokonywane także przez dzieci, oraz na obwodnicach aglomeracji, zwłaszcza w okolicach przejazdów kolejowych. Odnotowuje się kradzieże towarów przewożonych transportem samochodowym. Istotnym utrudnieniem w przypadku kontaktu z policją są kłopoty ze znalezieniem miejscowych tłumaczy języka polskiego, niezbędnych do przeprowadzenia czynności dochodzeniowych.

Naszym zdaniem Rumunia jest krajem, który w ostatnich latach przeszedł prawdziwą metamorfozę, pod wieloma względami. Przede wszystkim mocno zmieniła się kultura jazdy, policja znacznie częściej kontroluje prędkość (o czym zresztą przekonaliśmy się w 2015 roku, na szczęście obyło się bez mandatu). Zapewne spore w tym zasługi Unii Europejskiej, ale również dążenia do tego, by Rumunia stała się przyjaźniejszym i bezpieczniejszym krajem, zarówno dla samych mieszkańców, jak i odwiedzających ją osób.

Czy według nas w Rumunii jest bezpiecznie? Tak.

Serbia

MSZ: Zagrożenie przestępczością pospolitą jest stosunkowo niewielkie, jednak należy zachować ostrożność podczas postojów na stacjach benzynowych i niestrzeżonych parkingach przydrożnych – w nocy najlepiej w ogóle się na nich nie zatrzymywać. Na okres sezonu wakacyjnego władze serbskie uruchomiają specjalną antykorupcyjną linię telefoniczną: +381 11 36 100 18. Linia ta przeznaczona jest dla cudzoziemców, którzy chcą zgłosić sytuacje korupcjogenne mające miejsce wśród funkcjonariuszy Policji. Telefon obsługiwany jest przez osoby posługujące się najpopularniejszymi językami europejskimi i działa od 1 czerwca do 15 września.

Czy według nas w Serbii jest bezpiecznie? Tak.

Bałkany a uchodźcy

Obecnie temat uchodźców na Bałkanach nieco przycichł. To nie znaczy, że w ogóle ich już tam nie ma. Po prostu jeśli jacyś uchodźcy przemieszczają się przez Półwysep, to nie w takich ilościach, jak w 2015 czy nawet w 2016 roku. Pod tym kątem na pewno odrobinę się uspokoiło. Do tej pory główny szlak przebiegał z Grecji przez Macedonię, Serbię i Węgry. I to ewentualnie w tych krajach można było trafić na uchodźców, w szczególności koczujących na przejściach granicznych. W ostatnim czasie niczego takiego nie zaobserwowaliśmy. Oczywiście wciąż dostajemy pytania, czy uchodźcy „okupują” znane i popularne destynacje turystyczne. Szczerze mówiąc czasami nie chce nam się na coś takiego odpowiadać. Bo zamiast pochylić się nad losem tych ludzi, część osób widzi ich jako „przeszkodę” do spędzenia uroczych i bezproblemowych wakacji. Prawda jest taka, że uchodźcy wędrują wzdłuż dróg lub torów kolejowych i nie w głowie im zwiedzanie, więc raczej ciężko spotkać ich w miastach stricte turystycznych.

Przed wyjazdem na Bałkany:

  • należy wykupić ubezpieczenie (np. jedno z podróżniczych ubezpieczeń na cały rok);
  • jadąc samochodem mieć wyrobioną Zieloną Kartę;
  • monitorować komunikaty zamieszczone na stronach MSZ oraz polskich ambasad w poszczególnych krajach (aczkolwiek musimy przyznać, że często nie są on zbyt aktualne);
  • kupić buty, w których można pływać. Zarówno w Adriatyku, jak i Morzu Jońskim mogą występować jeżowce, na które jeśli nadepniemy bosą stopą, możemy okupić sporym cierpieniem;

Jak widzicie w naszym odczuciu Bałkany są regionem bezpiecznym. Jednak zdajemy sobie sprawę,  że każda podróżująca tam osoba może mieć nieco inne spostrzeżenia na temat poszczególnych krajów. Dlatego jeśli macie odmienne doświadczenia niż nasze, koniecznie podzielcie się nimi pod poniższym wpisem.

Nam jednak nie pozostaje nic innego, jak życzyć Wam udanych i bezpiecznych wypraw na Półwysep Bałkański.

Zapisz

Post Czy na Bałkanach jest bezpiecznie? pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/czy-na-balkanach-jest-bezpiecznie/feed/ 21 6726
Krótki podręcznik przekraczania granic http://balkany.ateamit.pl/krotki-podrecznik-przekraczania-granic-2/ http://balkany.ateamit.pl/krotki-podrecznik-przekraczania-granic-2/#comments Mon, 26 Oct 2015 17:06:01 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=5018 Temat emigracji w debacie publiczne wraca niczym bumerang. Jednak można odnieść wrażenie, że świat i Europa nieco zapomnieli, że ludzie emigrują od wieków, a choć ich powody mogą być różne, to zawsze dążą do znalezienie nowego, lepszego miejsca do życia.

Post Krótki podręcznik przekraczania granic pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Temat granic powraca ostatnio w mediach, rozmowach prywatnych niczym bumerang. Kontekst jest jeden – uchodźcy. Można jednak odnieść wrażenie, że Europa nieco zapomniała, że temat emigracji nie jest niczym nowym i że w różnych okresach historycznych ludzie opuszczali swoje rodzinne kraje i wyruszali za poszukiwaniem lepszego życia gdzie indziej. W trakcie takiej wędrówki przekraczali nie tylko granice fizyczne, pomiędzy kolejnymi państwami, ale przede wszystkim opuszczali granice strefy komfortu. Żegnali się z tym, co znali, idąc często w nieznane, gdzie zazwyczaj nie byli witani z otwartymi ramionami.

Gazmend Kapllani jest Albańczykiem. Przyszło mu żyć w trakcie dyktatury Envera Hoxhy, który doprowadził do całkowitego odcięcia Albanii od reszty świata.

Samo zbliżenie się do granicy kraju o ustroju totalitarnym – a takim krajem była Albania do roku 1991 – nie mówiąc już o przejściu przez nią, oznaczało albo cud, albo grzech śmiertelny. Nieliczni, którym na to pozwalano, byli szczęściarzami.

Gazmend Kapllani, Krótki podręcznik przekraczania granic, s.7

Gazmend KapllaniŻycie pod dyktaturą nie było usłane różami. Jednym z elementów codziennej egzystencji, było odcięcie obywateli od przekazów płynących z innych miejsc na świecie. Oczywiście próbowali to obejść, tworząc anteny pozwalające na odbiór programów telewizyjnych czy radiowych, np. z  Włoch czy Grecji. Usilnie starano im się wmówić, że są narodem wybranym, że żyją w raju i z tego właśnie powodu powinni być szczęśliwi.

Szczęście w ustroju totalitarnym to nie kwestia wyboru czy uśmiechu losu – to obowiązek. Kto się publicznie przyzna, że jest nieszczęśliwy, staje się podejrzany.

Gazmend Kapllani, Krótki podręcznik przekraczania granic, s.22

Dla Kapllaniego granice mają wielorakie znaczenie i kojarzą się z bardzo różnymi wydarzeniami. W trakcie dzieciństwa, granica kojarzyła mu się ze śmiercią Artura – jego sąsiada. Mężczyzna ten postanowił uciec z Albanii. Wybrał 31 grudnia, sądząc, że żołnierze na granicach będą mniej czujni, zajmując się świętowaniem nadejścia nowego roku. Niestety mocno przeliczył się w swych kalkulacjach i został zastrzelony w trakcie próby przekroczenia granicy.

Śmierć Artura wstrząsnęła mną do głębi. A jednocześnie pobudziła moją wyobraźnię. W moim umyśle granica zaczęła przybierać wymiar metafizyczny. Widywałem ją w snach, a na jawie z zapartym tchem słuchałem krążących o niej opowieści: o ujętych i zabitych, o próbach ucieczki – najczęściej chybionych i nielicznych udanych.

Gazmend Kapllani, Krótki podręcznik przekraczania granic, s.27

Kiedy upadła dyktatura Envera Hoxhy ogromne rzesze Albańczyków postanowiły opuścić biedny i wyniszczony kraj, by odnaleźć lepsze życie w państwach kapitalistycznych. Najbliższym celem ich emigracji była Grecja.

Przekroczyłem granicę obcego kraju, Grecji, piętnastego stycznie 1991 roku. Pierwszy raz w życiu widziałem granicę obcego kraju. Pierwszy raz w życiu widziałem granicę mojej ojczyzny: kres przestrzeni, w której trwaliśmy wyrzuceni poza bieg czasu, poza resztę świata.

Gazmend Kapllani, Krótki podręcznik przekraczania granic, s.40

Niestety za granicą nie czekała ziemia obiecana, nikt ich nie witał. Szybko okazało się, że nie są mile widziani w kraju, który miał stać się dla nich nowym domem. Wielu z nich było wielokrotnie deportowanych do Albanii, lecz za każdym razem wracali wierząc, że w końcu uda im się znaleźć pracę i lepsze życie. Niestety Albańczycy w Grecji traktowani byli jako ludzie gorszej kategorii – to oni uważani byli za złodziei, złoczyńców, naród głupi i zacofany. Co z tego, że część z nich znało grecki, skoro miejscowi wyśmiewali ich akcent lub drobne błędy językowe.

Z upływem dni, tygodni, miesięcy i lat przekonujesz się, że sam język nie wystarczy. Tubylcy nie przepuszczą żadnej okazji, żeby przypomnieć ci, że jesteś obcy. W telewizji. W urzędach, gdzie wydają pozwolenie na pobyt. Kiedy chcesz wynająć mieszkanie, czytasz albo słyszysz: „Cudzoziemcy i zwierzęta domowe wykluczeni.”

Gazmend Kapllani, Krótki podręcznik przekraczania granic, s.80

Kapllaniemu się udało. Dzięki ciężkiej pracy i podejmowaniu różnych zajęć (m.in. jako budowlaniec czy kucharz) mógł rozpocząć studia na Uniwersytecie Ateńskim, na kierunku filozofia. W 2007 roku obronił doktorat z nauk politycznych. Sam często powtarza, że nosi w sobie syndrom granicy. Marzy mu się świat, który będzie wolny od emigrantów.

Marzę o świecie bez emigrantów. Ale świat bez emigrantów to coś nieosiągalnego. Świat bez emigrantów musiałby być światem wolnym od tyranii i nędzy, a zwłaszcza światem, w którym ludzie pragnęliby kierować własnym losem. Świat bez emigrantów i emigracji byłby znacznie nudniejszy niż ten obecny. Dlatego marząc o świecie bez emigrantów, uważam się jednocześnie za szczęściarza, bo jestem emigrantem. Koniec końców nie każdy ma dość siły, by zdecydować się na rozpoczęcie życia od zera, na stawienia czoła granicom, na zdobywanie wszystkiego od początku, na uczenie się nowego języka, nowych nazw ulic, imion, ludzi.

Gazmend Kapllani, Krótki podręcznik przekraczania granic, s. 148

Słowa Kapllaniego brzmią dziś podwójnie mocno. Po pierwsze temat emigrantów jest wciąż żywy, choć ostatnio nieco zszedł na drugi plan. Ludzie z Syrii, Iraku czy Afganistanu nadal podejmuję wędrówkę za nowym, lepszym życiem w Europie. Co czeka ich na miejscu? Często wrogo lub negatywnie nastawieni ludzie, którzy nie bardzo chcą lub mogą im pomóc. Czeka ich brak akceptacji, ze względu na odmienny wygląd, przekonania czy religię. Czekają ich trudności adaptacyjne związane z nieznajomością języka czy realiów życia codziennego. Mimo wszystko znaleźli w sobie motywację i odwagę, by opuścić dom, ojczyznę, bliskich im ludzi. Po to, aby mieć poczucie bezpieczeństwa, stabilizacji, spokojniejsze życie z dala od wojen, problemów ekonomicznych.

Dzisiejszy wpis ma dodatkowy wydźwięk. Wczoraj odbyły się wybory do parlamentu. Wygrała partia, która „powszechnie” nie cieszy się uznaniem, a mimo wszystko zdobyła prawie 40% głosów. Nagle portale społecznościowe zalała fala deklaracji: „Pakuję się i wyjeżdżam z kraju!” „Czas na emigrację!” itd. Problem polega na tym, że większość autorów tych tekstów nigdy nie znajdzie w sobie odwagi i siły, by wcielić w życie pomysł opuszczenia Polski. Łatwo powiedzieć: wyjeżdżam; łatwo krytykować i wyśmiewać tych, którzy z odległych krajów decydują się na trud wędrówki, by znaleźć lepsze miejsce do życia. Dużo trudniej jest rzeczywiście spakować się, by wyruszyć do innego kraju i stać się emigrantem.

A wracając do tematu granic – dla mnie one też mają jakiś metafizyczny charakter. Za każdym razem, gdy przekraczamy granice czuję swoisty niepokój. Ciężko jest mi określić jego źródła, ale może po prostu czuję wobec granic swoisty respekt. Niewątpliwie doceniam to, że Polska jest w strefie Schengen, dzięki czemu do wielu państw wjeżdżamy bez kontroli na przejściach granicznych. Na początku tego roku doświadczyliśmy ogromnych kolejek na bałkańskich granicach, a także „trzepania” naszego auta, bo zostaliśmy dwukrotnie posądzeni o przemyt marihuany z Albanii. Czuliśmy zażenowanie, złość czy wstyd, gdy nasze prywatne rzeczy z samochodu były wyciągane na oczach całego przejścia granicznego. Z drugiej strony, wielokrotnie polski paszport i przynależność do Unii Europejskiej sprawiało, że byliśmy szybciej przepuszczani przez granicę. Natomiast obywatele innych krajów byli w tym samym czasie odsyłani na dodatkowe kontrole.

Świat bez granic to utopia. Bo oprócz tych namacalnych granic widocznych na mapach, istnieje wiele innych ich rodzajów. Często sami je tworzymy i je pogłębiamy. Część z nich wyznaczamy dla własnego bezpieczeństwa i komfortu. Jednak zawsze z nami będą, czy tego chcemy czy nie. Zatem warto je oswajać, a podróżowanie w tym właśnie pomaga. Krótki podręcznik przekraczania granic to lektura dla tych, którzy jeżdżą po świecie, ale również tych, którzy boją się przekraczać granice. To również ważna książka dla osób fascynujących się Bałkanami oraz Albanią i jej historią. Krótki podręcznik.. może też pomóc znaleźć odpowiedź na pytanie „Czy rzeczywiście jestem gotowy do życiowej rewolucji i przeprowadzki do innego kraju?”

Post Krótki podręcznik przekraczania granic pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/krotki-podrecznik-przekraczania-granic-2/feed/ 21 5018
El Greco – powiew Grecji w Warszawie http://balkany.ateamit.pl/el-greco-powiew-grecji-w-warszawie/ http://balkany.ateamit.pl/el-greco-powiew-grecji-w-warszawie/#comments Fri, 07 Nov 2014 14:21:52 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=2104 El Greco to grecka restauracja w Warszawie, w której możecie posmakować pełnego kolorytu greckiej kuchni.

Post El Greco – powiew Grecji w Warszawie pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Do El Greco trafiliśmy za sprawą Korony Smakosza (więc już jakiś czas temu), która zmobilizowała nas do poszukania kolejnej, bałkańskiej knajpy w stolicy, w której nas jeszcze nie było. Padło na greckie smaki, więc w sobotni wieczór wyruszyliśmy do Warszawy.

El Greco

Korona Smakosza

Restauracja położona jest praktycznie w samym centrum, przy Grzybowskiej 9. Choć lokalizacja ma zasadniczy plus, bo łatwo do niej trafić i zasadniczo wszędzie z niej blisko, to niestety brak parkingu jest sporym minusem. Na szczęście nie musimy zbyt długo szukać miejsca dla Kianki, ale w ciągu tygodnia w tej okolicy nie jest z tym aż tak łatwo. El Greco prowadzone jest przez Greka, który zresztą wita nas w progu lokalu i wskazuje wolne stoliki, jakie mamy do wyboru. Po zajęciu miejsc otrzymujemy menu i zabieramy się za wybór dań. W międzyczasie jedna z kelnerek podrzuca nam na stolik starter, składający się z przepysznych oliwek oraz grzanek polanych oliwą i poprószonych ziołami. Z internetu wiedzieliśmy, które potrawy przecenione są o połowę, bo niestety przy wręczaniu menu nikt o tym nawet nie wspomniał. Ja na obiad wybieram oczywiście horiatiki, czyli typową grecką sałatkę oraz Spanakotyropitakia  – czyli smażone pierożki z ciasta filo. Marek natomiast decyduje się na mięsiwo czyli polędwiczki wieprzowe. Postanawiam również spróbować tradycyjnej greckiej herbaty z szafranem, Marek tradycyjnie truje się pepsi.

El Greco starter

Jak to zwykle bywa, mamy wyjątkowe szczęście do trafiania na zakręconych kelnerów. Tym razem mamy bardzo zakręconą, choć sympatyczną kelnerkę, której nieogarnięcie zmaga się, gdy zrzuca z jednego ze stolików ileś szklanek i butelek. Oczywiście myli, dla kogo był jaki napój, ale powiedzmy można jej to wybaczyć. Na dania nie czekamy zbyt długo, lecz przynosi nam je jakiś inny kelner. Marek oczywiście marudzi z powodu wielkości porcji – oczywiście dla niego były stanowczo za małe. Ja na nic nie narzekam, bo jedzenie wygląda pięknie, a smakuje jeszcze lepiej.

El Greco

Po konsumpcji Marek oczywiście marudzi, że jest głodny, więc decydujemy się na deser. W promocji, za pół ceny była baklava, którą zamawia Marek, natomiast ja biorę dla siebie Oniro czyli serek mascarpone połączony z jogurtem, z dodatkiem owoców. O dziwo zamówienie przyjmuje od nas trzecia tego dnia osoba, wyjątkowo śliczna kelnerka, która była chyba najbardziej aktywną osobą z całego personelu – wszędzie było jej pełno i obsługiwała najwięcej stolików. Oczekiwanie na nasz deser wyjątkowo się wydłużało. Dowiadujemy się, że niestety na desery trzeba będzie jeszcze dłużej poczekać, ale nie zraża nas to zbytnio, w szczególności, że nasza zakręcona kelnerka po raz drugi przynosi nam starter. W końcu pojawiają się nasze słodkości, które również wyglądają cudownie, a my możemy zagryzać je oliwkami i bagietką 😉

El Greco deser

Oczywiście po deserze przyszedł czas na płacenie rachunku. Nasza zakręcona kelnerka przyniosła nam rachunek i tu pojawiło się nasze spore zdziwienie, bo opiewał on na wyjątkowo wysoką kwotę, a dodatkowo niektóre dania były policzone podwójnie. Nasza chwila konsternacji trwała na szczęście krótko, gdyż przybiegł do nas inny kelner, który zwracając się do swojej koleżanki stwierdził, że zabrała mu rachunek jego klientów. Odetchnęliśmy z ulgą, bo mogliśmy zapłacić za nasze dania. Niestety napiwku nie było, bo nasza zakręcona kelnerka nie wykazała się niczym, poza swym wybitnym zakręceniem. Może innym razem!

Moim zdaniem El Greco jest idealnym miejscem dla tych, którzy chcą zakosztować Grecji i Bałkanów w nieco bardziej eleganckim wydaniu. Sama restauracja ma świetny wystrój, przyjemny klimat i sympatyczną obsługę (no chyba, że traficie na naszą zakręconą kelnerkę, wtedy będziecie musieli przypilnować, by zostać odpowiednio obsłużonym). Wybór dań jest całkiem spory, a ceny dość wysokie. Jednak za wysokimi cenami stoi świetna jakość oraz wybitny smak potraw. Jeśli nie jest się takim żarłokiem jak Marek, można na spokojnie się najeść (ale nie przejeść). Ja daję El Greco dużą piątkę z plusem i zapewne jeszcze kiedyś tam wrócę, by zakosztować kolejnych, greckich i bałkańskich potraw. Was również do tego zachęcam 🙂

El Greco

ul. Grzybowska 9, Warszawa

Pn-Pt: 11-23
Sob-Nd: 12-23

Post El Greco – powiew Grecji w Warszawie pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/el-greco-powiew-grecji-w-warszawie/feed/ 17 2104
Bałkany 2012. Część 19 – z Albanii do Grecji http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-19-z-albanii-do-grecji/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-19-z-albanii-do-grecji/#comments Thu, 30 Jan 2014 16:21:32 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=1172 Odwiedziny w jednej z największych atrakcji południowej Albanii - ruinach miasta Butrint oraz nasza droga do greckich Meteorów.

Post Bałkany 2012. Część 19 – z Albanii do Grecji pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
29.04.2012 Po niezbyt przespanej nocy przyszedł czas na upalny poranek. Średnio przytomni jemy śniadanie i ogarniamy okołokiankowy bałagan. Jest po godzinie 8, gdy wyruszamy do Butryntu (Butrintu…szczerze mówiąc nie wiem, która dokładnie forma nazwy jest poprawna). Na wstępie parę słów o tym starożytnym mieście.

Butrynt (Butrint) jest swoistą miniaturą śródziemnomorskiej historii, prezentując wszystkie jej fazy rozwoju, a także panowanie i upadek mocarstw, które miały w posiadaniu ten region. Obecnie, ruiny Butryntu (Butrintu) stanowią reprezentację zarówno hellenistycznego, sakralnego budownictwa z 4 w p.n.e., jak i obronnego budownictwa z początku XIXw.

Powstanie Bitrintu nawiązuje do klasycznej mitologii, która twierdzi, iż został założony przez uciekinierów i wygnańców, którzy opuścili Grecję po upadku Troi. Po przybyciu na miejsce, Priam, syn Helenusa zabił woła, który mimo odniesionych ran przez dłuższy czas walczył o swoje życie. Jednak ostatecznie zginął na tutejszej plaży. Wzięto to jednak za dobry omen i miejsce, do którego przybyli wygnańcy nazwali Buthrotum, co w wolnym tłumaczeniu oznacza rannego woła.

Najstarsze ślady, jakie odnaleziono w Butrincie, pochodzą z 4w p.n.e. i związane są ze świątynią boga Asclepiusa. Przybywający do niej pielgrzymi składali ofiary i modły w intencji wyzdrowienia i uleczenia. Również brali udział w ceremoniach, które odbywały się w tutejszym amfiteatrze.

Wraz z rozwojem Cesarstwa Rzymskiego, Butrint stał się rozkwitającym, śródziemnomorskim miastem. Cesarze Julisz Cezar a później cesarz Augustus utworzyli w nim kolonię, co zaprocentowało połączeniem miasta za pomocą grobli i akweduktu z pobliską równiną. Butrint mógł mieć wtedy ok.20ha powierzchni i znajdowały się w nim różnego rodzaju budynki, zarówno prywatne jak i publiczne, np. świątynie, łaźnie, grobowce.

Niestety dobra passa tego miejsca skończyła się w V wieku, kiedy to Butrint był kilkakrotnie atakowany. Wpłynęło to znacząco na zwykłe życie tutejszych mieszkańców. Domy, zazwyczaj drewniane, budowano na pozostałościach klasycystycznych budynków, a ludzie byli chowani w obrębie miasta. Od końca V wieku do połowy VI wieku nastąpił rozwój chrześcijaństwa, a sam Butrint stał się siedzibą biskupa, co poskutkowało budową pięknej, ozdobionej mozaikami chrzcielnicy oraz wielkie bazyliki.

Ruiny bazyliki

bazylika Butrint

Zasadniczo nie wiele wiadomo o Butrincie aż do 1081 roku, kiedy to stał się świadkiem wojen toczących się między Normanami a flotą bizantyjską. Ostatecznie został zajęty przez Normanów. W XIII wieku Bitrint znów rozkwitł. Na akropolu został zbudowany zamek, a fortyfikacje odbudowano i wzmocniono. W 1386, Butrint wykupili przez Wenecjanie. Miasto przez 400 lat stanowiło najbardziej wysuniętą, wenecką placówką. Miasto to było doceniane ze względu na lokalizację, bogactwo ryb w okolicznych zbiornikach, hodowane tu bydło oraz obfite w rośliny i zwierzęta lasy.

Na początku XIX wieku Butrint był niewielką, rybacką wioską, skupioną wokół zamku. Zmiany wprowadził w nim Ali Pasha, który był zdolnym, lecz bezwzględnym władcą, stąd często określany jest jako „Muzułmański Bonaparte”. Jego główny wkład w ten region to zamek zbudowany w ujściu rzeki.

Warto zaznaczyć, że już od końca XVIII wieku do Butrintu przyjeżdżali zagraniczni goście i turyści, m.in. Lord Byron, który był gościem Ali Pashy.

Pierwsze prace archeologiczne były przeprowadzone w latach 1928 – 1939 prze grupę włoskich badaczy, którym przewodniczył Luigi Maria Ugolini. W tym czasie udało im się odkryć praktycznie większość budynków Butrintu, które możemy podziwiać po dziś dzień. W 1992 roku Butrint został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Tyle historii, wracamy do relacji.

Kiedy docieramy pod wejście na teren ruin, okazuje się, że o tak porannej porze nie ma tu tłumu turystów. Dodam, że była wtedy niedziela, dzień wolny od pracy, a co za tym idzie liczyliśmy się z tym, że możemy natrafić na sporą liczbę odwiedzających. Jako obcokrajowcy, zwiedzający indywidualnie, zapłaciliśmy za bilety wstępu po 700leków od osoby. Otrzymaliśmy również ulotkę w języku angielskim, w której zawarta była krótka, acz treściwa historia Butrintu (tłumaczenie mogliście przeczytać powyżej). Ulotka zawierała też mapkę terenu i kierunek zwiedzania, ale my oczywiście poszliśmy pod prąd, co w ogólnym rozrachunku wyszło nam tylko na dobre. W pierwszej kolejności zaczęliśmy od odwiedzenia amfiteatru. Co ciekawe, w niektórych jego zakamarkach stała woda, w której radośnie pluskały się żółwie. Niektóre z nich, w grupkach lub pojedynczo, wygrzewały się na słońcu.

Amfiteatr

amfiteatr Butrint

Opalające się żółwie

żółwie Butrint

Naszym kolejnym celem jest zamek, do którego należy podejść ścieżką lekko pnącą się do góry. Znajduje się w nim muzeum, w którym (również po angielsku) można przeczytać o kolejnych etapach rozwoju miasta. Oczywiście znajdziemy tam też sporo ciekawych eksponatów. Jednak największym plusem muzeum była klimatyzacja. Mimo tego, że było wcześnie, to panował wyjątkowo nieznośny ukrop. Ruszamy dalej, mimo że ochroniarz pilnujący muzeum namawiał nas do tego, byśmy poszli drogą, którą przed chwilą tu przyszliśmy. Pewnie większość osób chodzi jednak „z prądem” a nie pod prąd. Zostawiliśmy skonsternowanego pana ochroniarza, który krzyczał za nami „Exit! Exit!”.

Zamek

zamek Butrint

Idziemy dalej, mijając coraz większe rzesze głównie zorganizowanych wycieczek z Albanii, Grecji i Kosowa. Jedna wycieczka dość mocno nas zaskoczyła: Amerykanie, średnia wieku jakieś 70lat. Co ich przygnało aż tutaj? Może byli na fakultatywnej wycieczce z Korfu? A może Albania nie jest dla mieszkańców USA tak enigmatyczna jak inne kraje europejskie? Jedno jest pewne – w Albanii Amerykanie bywają, o czym świadczy np. menu w restauracjach po angielsku, z podanymi cenami w dolarach.

Generalnie zwiedzanie Butrintu jest wyjątkowo miłym zajęciem, uprzyjemnianym przez widoki, piękne, pachnące rośliny, dające kojący cień. Jeśli będziecie na południu Albanii to ruiny Butrintu są jednym z ważniejszych celów podczas planowania wycieczki.

Marek i Butrint

Butrint

Mozaiki i ruda

mozaiki Butrint

Kiedy docieramy do wyjścia, naszym oczom ukazuje się tłum turystów. A jeszcze dwie czy trzy godziny temu było tu tak spokojnie.

Jest 11 i zaczynamy się zastanawiać, co tu dalej ze sobą zrobić. Zapada decyzja – jedziemy do Grecji, a dokładniej do Meteorów. Przy okazji będziemy mieć „odhaczone” jeszcze jedno, bałkańskie państwo na naszej podróżniczej mapie. Ruszamy zatem w drogę.

Najpierw jednak musimy poczekać na wyjątkowo urokliwy prom, który pływa na przylegającej do Butrintu rzece. Prom ten stał się sławny, gdy został bohaterem jednego z odcinków znanego, motoryzacyjnego programu Top Gear. Zresztą, sami zobaczcie:

Gdy czekamy aż prom dobije do naszego brzegu, podchodzi do nas grupka trzech Albańczyków – ojciec (w samych slipkach) oraz jego najprawdopodobniej dwóch synów (jeden mający jakieś 15-16 lat oraz drugi na oko dziesięciolatek).

– O, Polacy! Polonia! Polonia! Przepraszam, dziękuję, proszę. Dobrze! Dobrze!

Trochę osłupiali przyglądamy się tej ekipie, która zamiast raczyć nas znajomością polskich przekleństw, po prostu pokazała, że zna parę miłych słów w naszym rodzimym języku. To nas naprawdę zaskoczyło. Kiedy dowiedzieli się, że jedziemy do Grecji, wskazali nam kierunek jazdy i kazali trzymać się asfaltu. Stwierdzili również, że dotarcie do albańsko – greckiej granicy zajmie nam jakąś godzinę. Najmłodszy z Albańczyków rozmawiał z nami najdłużej i co warto podkreślić, naprawdę dobrze posługiwał się angielskim. Śmiał się z naszego psa z machająca głową oraz koniecznie chciał wiedzieć, czy interesujemy się piłką nożną. Kiedy powiedziałam, że tak, zapytał się czy lubię Manchester United. Jak to bywa z fanami piłki nożnej, nigdy nie wiadomo jaka odpowiedź jest tą jedynie słuszną. Na wszelki wypadek stwierdziłam, że kibicuję Manchesterowi, co młodego bardzo ucieszyło.

Nasz prom przybija do brzegu, więc żegnamy się z młodym Albańczykiem i wjeżdżamy na pokład. Generalnie prom wygląda jak tratwa, którą przed chwilą ktoś zmontował pod presją czasu. Ale cało i zdrowo dotarliśmy na drugi brzeg, więc narzekać nie możemy. Płacimy 100leków i ruszamy do Grecji. Oczywiście znów doświadczamy znikającego asfaltu, a sama droga wygląda, jakby była w przebudowie.

Na promie

prom butrint

Na przejściu granicznym, po albańskiej stronie, jest niewielka kolejka. Po chwili oczekiwania przychodzi do nas pogranicznik i przegrzebuje kiankowe odmęty. Natomiast na greckiej granicy panuje inny wymiar rzeczywistości. Oczywiście nikt nie jest zainteresowany naszym przybyciem. Idziemy zatem do pierwszego okienka, w którym siedzi jakiś pogranicznik. Pokazuje nam tylko, że mamy podejść do innego okienka. Gdy tam docieramy, strażnicy z dużą dozą nonszalancji przeglądają nasze dokumenty i ostatecznie pozwalają nam jechać. Zatem jesteśmy w Grecji!

Marek postanawia przekąpać się w morzu. Ja oczywiście odpuszczam sobie przez wzgląd na poparzoną i piekącą skórę. Kiedy Marek tapla się w wodzie, ja skryta w kiankowym cieniu czytam książkę. Ruszamy dalej do Igoumenitsy, gdzie wjeżdżamy na autostradę. Według googla, przejazd na interesującym nas odcinku jest zwolniony z opłat. Również na wjeździe na autostradę nie było żadnych informacji dotyczących jakichkolwiek opłat. Zadowoleni, mkniemy widokową, górską, pełną tuneli trasą, ąz tu nagle pojawiają się znaki dotyczące punktu poboru opłat. Nieco psuje nam to nastroje, na szczęście musimy uiścić całe 2EUR. Niestety czekała nas jeszcze jedna opłata (w tej samej wysokości), tuż przed zjazdem z autostrady w stronę Kalampaki, nad którą znajdują się Meteory.

Do Kalampaki wiedzie również bardzo widokowa trasa. Po drodze rozglądamy się za ewentualnym miejscem na nocleg, lecz nic sensownego nie udaje nam się wypatrzeć. Docieramy do samej Kalampaki, gdzie w centrum miasta udaje nam się znaleźć czynny sklepik, gdzie robimy małe zakupy. Od razu da się odczuć różnicę w cenach między tanią Albanią, a cholernie drogą Grecją.

Postanawiamy przed jutrzejszym zwiedzaniem, zrobić mały rekonesans wśród Meteorów, więc porzucamy Kalampakę i jedziemy w góry. Z każdym pokonywanym kilometrem szczęki opadały nam coraz niżej. Było bajecznie, pięknie, cudownie, rewelacyjnie? Nie, te słowa tego nie oddają. Trafiliśmy na naprawdę rewelacyjny moment – cisza, spokój, zero tłumów.

Kalampaka w dole

Kalampaka

Marek i Meteory

Marek i Meteory

Dzięki temu rekonesansowi dowiadujemy się, że każdy monastyr czynny jest w innym dniu tygodnia. Nas zasadniczo najbardziej interesuje Great Meteor, który akurat jutro będzie otwarty. Wszędzie też widzimy tabliczki, które informują o odpowiednim ubiorze (zakryte nogi, ramiona, żadnych bluzek na ramiączkach, dekoltów i krótkich spodenek).

Zjeżdżamy do Kalampaki inną drogą niż ta, którą tu przyjechaliśmy. Poniżej Meteorów znajdujemy kilka, fajnych miejscówek na nocleg, jednak uznajemy, że są zbyt blisko monastyrów i ktoś może nas stamtąd przegonić. Ruszamy zatem nad rzekę, gdzie przy moście udaje nam się znaleźć dogodną miejscówkę na biwak. Możemy doprowadzić się nieco do porządku i wyprać nasze ciuchy. Do nocy towarzyszą nam piękne widoki na monumentalne Meteory.

 Brzeg rzeki okazał się dość błotnisty, o czym szybko przekonał się Marek

błotko

Widok z noclegu

Kianka i Meteory

Zapisz

Post Bałkany 2012. Część 19 – z Albanii do Grecji pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-19-z-albanii-do-grecji/feed/ 6 1172
Bałkany czyli o co tyle szumu? Część 2 http://balkany.ateamit.pl/balkany-czyli-o-co-tyle-szumu-czesc-2/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-czyli-o-co-tyle-szumu-czesc-2/#comments Sat, 28 Sep 2013 09:18:28 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=155 Kontynuujemy naszą szybką przebieżkę po bałkańskich krajach. Dziś zaczniemy od mojej ukochanej Czarnogóry, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia, jeszcze przed tym jak ją odwiedziłam. Kiedy po długiej podróży z Sofii do Czarnogóry wreszcie ujrzałam Bokę Kotorską, to kolana mi się ugięły, a szczęka opadła z hukiem do samej ziemi (uwierzcie mi, było tak […]

Post Bałkany czyli o co tyle szumu? Część 2 pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Kontynuujemy naszą szybką przebieżkę po bałkańskich krajach. Dziś zaczniemy od mojej ukochanej Czarnogóry, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia, jeszcze przed tym jak ją odwiedziłam. Kiedy po długiej podróży z Sofii do Czarnogóry wreszcie ujrzałam Bokę Kotorską, to kolana mi się ugięły, a szczęka opadła z hukiem do samej ziemi (uwierzcie mi, było tak naprawdę!).

C jak Czarnogóra (Montenegro) – zwana fiordem nad Adriatykiem. Rzeczywiście piękno tego kraju jest niezaprzeczalne. Wybrzeże wraz z Boką Kotorską i Zatoką Herceg – Novi to europejski rarytas. Gdy już się tam jest to „ochów” i „achów” nie ma końca. W sezonie Czarnogóra jest oblegana przez turystów, dociera tam sporo zorganizowanych wycieczek autokarowych, jak i przypływają ogromne statki wycieczkowe. Po za sezonem nadal kręci się tu trochę przyjezdnych, ale jest większy spokój. Czarnogóra – jak sama nazwa wskazuje, to nie tylko morze, ale przede wszystkim góry. Nie będę teraz wchodzić w szczegóły, bo jak zacznę pisać o górach, to powstanie 20 stron maszynopisu. Wolę dawkować Wam emocje. Ale Rumija, Sinjavina, Biogradska Gora, Durmitor i na deser Prokletije – to tylko kilka z pasm, jakie tam znajdziemy. Bajeczne widoki, mała liczba turystów, górale i pasterze witający wędrowców radosnym okrzykiem „Cafu, rajkiju!!!!” – to tylko niektóre atrakcje, jakie nas czekają, jeśli wybierzemy się na trekking. Sporym plusem Czarnogóry jest fakt, że z racji jej niewielkich rozmiarów, można ją zjechać wzdłuż i wszerz w krótkim czasie.

Dla kogo Czarnogóra? Odpowiedź jest prosta i oczywista – dla wszystkich. Bogaci i wymagający znajdą dla siebie odpowiednie miejsca, np. wysepkę Sv. Stefan, gdzie urlop spędzają takie gwiazdy jak choćby Sofia Loren. Ci o mniej zasobnym portfelu mogą wybrać się do pomniejszych kurortów lub znaleźć sobie dogodne sobe/apartmani. Podróżnicy wolący ciszę, spokój i pustkę mogą wybrać się w góry Sinjavina, gdzie „Ostatnich turystów widzieliśmy rok temu i byli to Czesi.”.

Ceny – zróżnicowane, w zależności od tego czy jesteśmy na wybrzeżu, czy w górach. Według mnie jedzenie, noclegi, campingi są nieco tańsze niż w Chorwacji (o ile nie wybieramy się do pięcio-gwiazdkowego hotelu). Benzyna jest jedną z droższych na Bałkanach (1.38 EUR za litr – stan na sierpień 2013), przy czym na wszystkich stacjach cena jest taka sama. Żywność ma ceny porównywalne jak w Polsce.

Pogoda – podobnie jak w Chorwacji czyli nad morzem upalnie i sucho w lecie, deszczowo na jesień i zimę, natomiast w górach i na wyżynach różnice temperatur są znacznie większe, zimą pada śnieg.

Jedzenie – oczywiście Pekary i ich duża oferta ze smakołykami słonymi i słodkimi. Oczywiście bazarki z możliwością zakupienia świeżych owoców i warzyw. Restauracji jest sporo, o różnym standardzie, a co za tym idzie z różnymi cenami (Lepiej nie iść do knajpy, gdzie siedzi dużo Rosjan. Możemy byś pewni, że będzie tam bardzo drogo.)

Zakupy – sklepów w Czarnogórze jest sporo, zarówno samoobsługowych, jak i tych bardziej lokalnych. Pamiątki kupimy wszędzie tam, gdzie jest dużo turystów. Bardzo duży wybór znajdziemy na Kotorskiej starówce, gdzie oprócz typowego badziewia, są też miejsca oferujący rękodzieło, obrazy, rzeczy ze szkła.

SONY DSCG jak Grecja – czyli w świecie mitów, kryzysu i horrendalnie drogiej benzyny. O Grecji każdy uczył się w szkole, na chyba każdym etapie edukacji byliśmy „katowani” antykiem, a co za tym idzie samą Grecją. Każdy wie, gdzie są Ateny, Olimp czy Korfu. Tu za wiele opowiadać nie trzeba. Natomiast Grecja jest chyba jednak  najdroższym, bałkański krajem i przebija w tym Chorwację. Do niedawna nie było aż tak źle. Dopiero grecki kryzys, o którym trąbiły media sprawił, że jest jak jest. Nie będę wnikać w grecką naturę, która do tego doprowadziła, ale co by nie mówić Grecy mają piękne autostrad (trochę puste, bo chyba nikogo nie stać na zakup benzyny), tereny wprost stworzone do wszelkich rodzajów rekreacji i dobrą bazę turystyczną. Nadal jeżdżą tam spore grupy Polaków, ale głównie na wycieczki zorganizowane, więc gdy ma się wszystko „All inclusive”, to nie trzeba się aż tak bardzo martwić o portfel i uciekającą z niego gotówkę.

Dla kogo Grecja? Na ten moment, wydaje mi się, że dla tych, którzy nie jeżdżą samochodem, ewentualnie zamiast benzyny, tankują gaz. Pewnie bardziej opłaca się jechać tam ze zorganizowaną wycieczką lub polecieć samolotem i na własną rękę (np. za pomocą tamtejszej komunikacji) podróżować po kraju.  Grecja ma bogatą ofertę i dla bogatszych, i tych z klasy średniej. Dla trekkerów też znajdą się łakome kąski do zdobycia.

Ceny – jak już wspominałam, są wysokie. Tyczy się to głównie benzyny (7-8zł za litr, stan na kwiecień 2012). Jedzenie czy w sklepach, czy w restauracjach do najtańszych nie należy i jest droższe niż w Polsce.

Pogoda – generalnie ciepło, nawet bardzo ciepło.

Jedzenie – dużo wszelkiego dobra, zaczynając na różnorodnych serach i zapiekankach warzywnych, na jagnięcinie i innym mięchu wszelkiej maści kończąc. Słodkości też mają tam dobre, choćby chałwy i inne tego typu ulepy i zaklejacze.

Zakupy – wszędzie dużo wszystkiego, więc tak naprawdę zrobienie zakupów nie przysparza zbyt wielu problemów.

SONY DSCM jak Macedonia (FYROM) – kraj maleńki, bez dostępu do morza, ale mający dwa piękne i ogromne jeziora (Ohrydzkie i Prespanskie) oraz dużo gór. Generalnie nawet w sezonie na plażach nad Ohrydem nie spotkamy tłumów. Większość jedzie nad morze do Grecji, Czarnogóry czy Chorwacji. Najwięcej turystów (głównie z Polski, Czech, Litwy) spotkamy w mieście Ohryd oraz w Skopje i Kanionie Matka. Nad jeziorem Ohrydzkim znajdziemy sporo kwater prywatnych oraz wielkich hoteli, jednak w tych drugich nie ma co liczyć na nocleg, gdyż są oblegane przez wycieczki zorganizowane. Plusem Ohrydu jest to, że jego wody mają w lecie ok. 25-27stopni Celsjusza, są wyjątkowo czyste i przejrzyste. Nad jeziorem Prespanskim znajdziemy głównie ruiny hoteli i campingów. Jednak warto przejechać się górską drogą łączącą oba jeziora, wiodącą przez urocze pasmo Galicica.  Ceny bardzo przystępne, porównywalne do tych w naszej ojczyźnie.

Dla kogo Macedonia? Według mnie dla tych, którzy cenią sobie komfort oraz ciszę i spokój. Dla aktywnych znajdzie się sporo górskich, świetnie oznakowanych szlaków. Dla lubiących leżakować, miejskie plaże oferują darmowe fotele/łóżka/leżaki, dostęp do wifi (bardziej w teorii niż w praktyce) oraz knajpki z piwem, kawą oraz drobnymi przekąskami. Generalnie bardzo „chilloutowy” kraj.

Ceny – podobne jak w Polsce.

Pogoda – dość zmienna. Lato może być burzowe, ale bardzo ciepłe.

Zakupy – sklepów jest sporo, całkiem dobrze zaopatrzonych. Polecam bazar w Ohrydzie – cudowne owoce i warzywa w śmiesznych cenach. Jeśli jednak nie chcemy zapłacić wyższych cen, lepiej porozumiewać się ze sprzedawcami po polsku, bo gdy na dzień dobry wyskoczymy z angielskim, możemy usłyszeć jakieś horrendalne kwoty. W Ohrydzie warto również nabyć biżuterię z pereł. Są tam znacznie tańsze niż w Polsce, a wybór jest naprawdę spory. Do każdego zakupu otrzymuje się certyfikat autentyczności, ale tylko wtedy, jeśli dokonujemy zakupów w sklepach, sprzedających autentyczne, ohrydzkie perły.

SONY DSC

Post Bałkany czyli o co tyle szumu? Część 2 pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-czyli-o-co-tyle-szumu-czesc-2/feed/ 7 155