Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-includes/pomo/plural-forms.php on line 210

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-content/plugins/wp-super-cache/wp-cache-phase2.php on line 1167

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 77

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 87

Warning: Creating default object from empty value in /wp-content/themes/journey/framework/options/core/inc/class.redux_filesystem.php on line 29

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Kianka – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl Subiektywne spojrzenie rudej i Marka na Bałkany, podróże i nie tylko! Thu, 07 Jun 2018 07:00:36 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.6 http://balkany.ateamit.pl/wp-content/uploads/2014/12/DSC09337-5497cfcbv1_site_icon-32x32.png Kianka – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl 32 32 80539066 Sierpniowe Bałkany – bilans, podsumowanie i pierwsze wrażenia http://balkany.ateamit.pl/sierpniowe-balkany-bilans-podsumowanie-pierwsze-wrazenia/ http://balkany.ateamit.pl/sierpniowe-balkany-bilans-podsumowanie-pierwsze-wrazenia/#comments Sun, 28 Aug 2016 17:03:41 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=7496 Sierpniowe Bałkany 2016 - jak było? Świetnie. Będziemy Was o tym przekonywać przez najbliższe miesiące. A póki co mała zapowiedź, również filmowa.

Post Sierpniowe Bałkany – bilans, podsumowanie i pierwsze wrażenia pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Zaczynanie relacji z jakiegoś wyjazdu od podsumowania nie jest może zbyt powszechną praktyką, ale postanowiliśmy zebrać trochę wyjazdowych statystyk, doświadczeń i przemyśleń, zanim zabierzemy Was w kolejną podróż. Sierpniowe Bałkany? Zacznijmy od początku, czyli jak to wszystko się zaczęło.

Plany planami…

Generalnie zakładaliśmy, że wzorem wyjazdu do Chorwacji, teraz też zabierzemy ze sobą rowery, dzięki którym jeszcze lepiej poznamy Bośnię i Hercegowinę oraz Albanię. Bo tak naprawdę chcieliśmy skupić się na tych dwóch krajach, z naciskiem na Albanię, która jest blogowym hitem. Większość z Was zagląda do nas głównie po wpisy właśnie z tego państwa. Na drugim miejscu pod kątem Waszego zainteresowania jest Bośnia i Hercegowina. Stąd też planowaliśmy zebrać materiały w tych dwóch krajach, pojeździć sobie na rowerach i ogólnie odpocząć, bez ciągłego przemieszczania się autem. Jednak na dosłownie 2-3 tygodnie przed wyjazdem otrzymałam propozycję zrealizowania pewnego dużego projektu, który na ten moment musi być owiany mgiełką tajemnicy. W każdym razie musieliśmy zweryfikować nasze plany i tak wszystko ogarnąć, by w ciągu trzech tygodni odwiedzić Bośnię i Hercegowinę, Czarnogórę, Albanię, Macedonię i Kosowo. Roadtrip jak się patrzy. W napięty grafik musieliśmy wpleść też choć chwilę odpoczynku oraz realizację naszych własnych planów, jak chociażby dojazd do Theth.

Jak widać humory dopisywały

Albania

Sierpniowe Bałkany w skrócie

Oczywiście zawsze po powrocie pada pytanie, czy wyjazd był udany. Jeśli oglądaliście nasze pocztówki z wakacji, to odpowiedź wydaje się dość oczywista. Było wspaniale. Odwiedziliśmy wiele miejsc, które do tej pory pomijaliśmy w trakcie naszych podróży. Były to m.in. wschód Macedonii oraz Kosowo – największe, pozytywne, jak i momentami negatywne zaskoczenie naszego wyjazdu. Mogliśmy się przekonać, co zmieniło się w Albanii od naszej ostatniej wizyty w styczniu 2015. Zabraliśmy Kiankę do Lukomiru, bo po zimie była obrażona na nas, że nie dostąpiła tego przywileju. Zaliczyliśmy kilkanaście „offroadów”, czyli jazdy drogami, którymi oprócz nas chyba nikt ostatnio nie jeździł. Kianka okazała swoją dezaprobatę raz, a porządnie. Wszystko za sprawą potwornej przetwornicy made in China, która spaliła nam bezpiecznik od radia i zapalniczki. W ten sposób zostaliśmy pozbawieni dostępu do prądu i zmusiło nas to do korzystania z większych ilości płatnych noclegów, co znów nadszarpnęło nasz wyjazdowy budżet. Dopiero po dwóch dniach, szef Marka (dzięki Kuba!) oświecił nas, że spalonego bezpiecznika szukaliśmy nie w tym miejscu, co potrzeba, w efekcie znów mieliśmy prąd, ale nie mieliśmy przetwornicy. A jej kupno na Bałkanach okazało się być misją niemożliwą. Z nieco milszych rzeczy, to na naszej drodze spotkaliśmy kilka osób, które znają nas z bloga, co było super pozytywnym zaskoczeniem.

Kosowo

W trakcie wyjazdu odwiedziliśmy góry, kilka ośrodków narciarskich, jeziora, rzeki, morza, miasta, rezerwaty przyrody, stanowiska archeologiczne (w większości absolutne niewypały). Jednym słowem: pełen przekrój tematyczny. Zaliczyliśmy kilka genialnych, dzikich noclegów. Zjedliśmy ogromną ilość burków. Wypiliśmy spore ilości piwa (głównie Marek) i wina (głównie ruda). O hektolitrach innych, bezalkoholowych napojów wspominać ze szczegółami nie będę. Udało nam się przegrzać, jak i zmarznąć.

A tak tworzyły się pocztówki z wakacji. Choć szczerze mówiąc większość z nich powstała w aucie lub na kamieniu, z którego akurat był zasięg naszego albańskiego operatora. Chyba nie mogłabym zostać „cyfrowym nomadem”.

Sierpniowe Bałkany

A tak powstawało większość wpisów, które już niedługo zaczną się pojawiać na blogu.

Bałkany według Rudej

Wyjazdowe statystyki

Ilość przejechanych kilometrów: 6220 km

Ilość zwiedzonych krajów: 5

Noclegi na dziko: 10

Noclegi płatne: 13

Bilans strat

Zgubiona jedna czapka (ruda)

Rozwalona para japonek (Marek)

Spalony bezpiecznik w aucie i spalona przetwornica. Mnóstwo nerwów.

Jeden stłuczony smartfon (Marek) i to jeszcze ostatniego dnia na Bałkanach, w Tuzli, na basenach Pannonika.

Bilans zysków

Niewątpliwie zyskaliśmy jeszcze większą pewność, że to, co robimy ma sens. Chodzi oczywiście o prowadzenie bloga. Nie tylko osoby, które spotkaliśmy na trasie, ale również wielu z Was, którzy do nas napisali potwierdzili, że nasze wpisy, rady i wiedza, przydały się podczas planowania samodzielnych wypadów na Półwysep Bałkański. Zyskaliśmy też nowe znajomości w różnych krajach. Odwiedziliśmy wiele miejsc, do których pewnie jeszcze wrócimy, gdyż pozostał spory niedosyt. Dodatkowo nasza wiedza i świadomość Bałkanów jeszcze bardziej się poszerzyła. Uzależnienie od tego regionu stało się jeszcze mocniejsze, ale przyjmijmy, że w tym wypadku uzależnienie ma kontekst pozytywny.

Co przed nami i Wami?

Przed nami dużo pracy nad wpisami, zdjęciami i filmami, które mamy nadzieję zainspirują Was do pierwszej podróży na Bałkany lub do kolejnych odwiedzin. Bo jak się okazuje, region ten jest niewyczerpanym źródłem inspiracji. Wpisy będą szły chronologicznie, czyli zaczniemy od Bośni i Hercegowiny, później będzie Czarnogóra, Albania, Macedonia, Kosowo i znów na chwilę zajrzymy do Bośni i Hercegowiny. Pomiędzy relacją pojawią się wpisy praktyczne oraz nasze, luźne przemyślenia na temat odwiedzanych miejsc. Sądzę, że do wiosny będziemy mieli co robi, a Wy co czytać.

A na koniec…

Mała, filmowa zapowiedź. Wyjazdowy trailer, który da Wam przedsmak tego, co czeka Was już w najbliższym czasie. Będzie widokowo, będą ujęcia z drona, ujęcia z wody i klasyczne z ziemi. Będzie się działo i na pewno nie będzie nudno. Mamy nadzieję, że będziecie śledzić kolejne wpisy i dzielić się Waszymi wrażeniami!

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Post Sierpniowe Bałkany – bilans, podsumowanie i pierwsze wrażenia pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/sierpniowe-balkany-bilans-podsumowanie-pierwsze-wrazenia/feed/ 2 7496
10te urodziny Kianki http://balkany.ateamit.pl/10te-urodziny-kianki/ http://balkany.ateamit.pl/10te-urodziny-kianki/#comments Mon, 21 Dec 2015 07:30:34 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=5430 Kianka, czyli nasze niezawodne, niepozorne auto, skończyło 10 lat. Z tej okazji podsumowujemy jej dotychczasowe osiągnięcia.

Post 10te urodziny Kianki pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Stało się – nasza Kianka ma już 10 lat (od daty produkcji), natomiast „w rodzinie” jest od lat 9, z czego ze mną i Markiem od prawie 5. W ten sposób nadarzyła się okazja, by poświęcić jej trochę czasu i opowiedzieć jej historię.

Pewnego słonecznego dnia 2005 roku w Korei, ogromne maszyny z pomocą ludzi stworzyły Małe Niepozorne Autko o nieokreślonym kolorze. Dość szybko zostało przetransportowane do kraju, w którym przez większą część roku jest pochmurno i zimno. Niepozorne Autko zamieszkało w salonie samochodowym z innymi pojazdami. Przez ponad rok wiodło samotne życie, gdyż nich nie chciał go ze sobą zabrać. Ludzie wyśmiewali jego kolor oraz nieduże wymiary. Autko coraz mocniej popadało w depresję. Jednak pewnego pogodnego dnia 2006 roku do salonu przyszło małżeństwo, które szukało samochodu dla świeżo upieczonego kierowcy. Autko od razu przypadło im do gustu i postanowili dać mu nowy garaż. Tym sposobem Autko zamieszkało na jednym z kieleckich osiedli. Wiodło spokojne, dość monotonne życie, jeżdżąc głównie na trasie dom-praca swej właścicielki. Było jednak szczęśliwe, gdyż przestała mu doskwierać samotność, a ludzie o niego dbali. Monotonię codziennych dni przerwał na chwilę fakt, iż córka właścicieli przygotowywała się do zdania prawa jazdy. Z pomocą autka szkoliła umiejętności parkowania, hamowania i innych manewrów. Autko czuło się potrzebne. Minęły kolejne lata i Niepozorne Autko usłyszało niepokojącą informację: jego właściciele chcieli go zastąpić nowszym i większym samochodem. Autko bardzo posmutniało, bo przypomniało sobie, jak bardzo doskwierała mu samotność, gdy przez ponad rok nikt nie chciał go zabrać z salonu. Smutek nie towarzyszył mu jednak zbyt długo. Okazało się, że zostanie przygarnięte przez córkę właścicieli i jej chłopaka. Wtedy też Autko dowiedziało się, że ma imię – Kianka. Z nowymi właścicielami zaczęła najpierw poznawać Polskę. To dzięki nim pierwszy raz poczuła morską bryzę na swej karoserii oraz zobaczyła góry (takie nieco wyższe niż te Świętokrzyskie). W 2012 roku postawiono przed nią wyzwanie przejechania ponad 6000km po regionie zwanym Bałkanami. Kianka radziła sobie świetnie, bo nie chciała zawieść nowych właścicieli i pokonywała nawet najbardziej dziurawe drogi. Czuła się jeszcze bardziej potrzebna, gdy po trudach podróży właściciele zasypiali w jej wnętrzu. Po tej wyprawie Kianka już wiedziała, że to nie ostatnia taka wspólna podróż. W kolejnych latach odwiedziła Bałkany zarówno latem, jak i zimą. Lubiła tam wracać, bo mogła zobaczyć tyle pięknych miejsc! Po 4 latach bycia w nowymi właścicielami znów postawiono przed nią spore wyzwanie – przejechanie 10 000km na trasie Polska-Turcja-Polska. I w tym przypadku Kianka znów spisała się na medal!

Kianka zdjęcia

Zapewne taką historię mogłaby opowiadać Kianka swoim wnukom na dobranoc, gdyby oczywiście mogła je mieć. Ale to przecież tylko samochód. Tylko? Dla nas Kianka jest częścią naszego podróżniczego teamu. To dzięki niej zaczęliśmy poznawać Bałkany nieco bardziej dogłębnie, ponieważ dała nam dużo wolności i niezależności. Nie musimy polegać na lokalnym transporcie, a gdy nie mamy gdzie rozbić namiotu lub ciężko znaleźć nocleg, śpimy w jej wnętrzu. Praktycznie wszędzie, gdzie chcemy, to nią dotrzemy, a tam gdzie się nie da, to idziemy na piechotę. I choć czasami mieliśmy problemy, żeby skądś wyjechać (jak np. z Naszej Już Nie Dzikiej Plaży, z której Marek podjeżdżał na wstecznym), to nigdy nie zdarzyło się, żeby ktoś musiał nam pomagać i nas holować. Owszem, pewnie czasami bardziej przydałby się samochód terenowy, ale spalałby więcej paliwa i podniósłby nieco koszty naszego podróżowania. Dla naszej dwójki Kianka ma też wystarczające gabaryty, gdyż spokojnie mieszczą się w niej nasze graty, a gdy trzeba w niej przenocować, siedzenia da się rozłożyć praktycznie na płasko i w miarę wygodnie się ułożyć.

Kianka zdjęcia1

Garść jubileuszowych statystyk:

  • przez 10 lat Kianka przejechała ponad 130 000km, z czego ponad 100 000 zrobiła ze mną i Markiem. W tym czasie odwiedziła wszystkie, bałkańskie kraje (oprócz Kosowa), ponownie zawitała w Azji oraz wjechała na ponad 2000m n.p.m.
  • jej średnie spalanie oscyluje wokół 5litrów;
  • do tej pory wymienione w niej zostały: kabinowe filtry powietrza (milion razy), akumulator, sonda-lambda, przełącznik świateł, wahacze i amortyzatory, łożyska.
  • w trakcie nawet najdalszych wyjazdów nigdy nas nie zawiodła, zawsze odpalała i radziła sobie nawet z najbardziej gorącymi sezonami spędzonymi w Albanii czy Turcji (dodajmy, że nie ma klimatyzacji);
  • do Kianki spokojnie zmieszczą się 3 rozłożone rowery plus bagaże lub dwumetrowe narty i dwa rozłożone rowery wraz z bagażami. Powoli stajemy się mistrzami w pakowaniu naszego samochodu. A później tylko wszyscy się dziwią, że Kianka jest taka ładowna.

Kianko – życzymy Ci kolejnych, wspólnie przejeżdżonych z nami lat. Już 27 grudnia zabieramy Cię do Bośni i Serbii, gdzie mamy nadzieję znów trafić na tak samo piękną zimę, jak w zeszłym roku. Jako prezent na Twoje 10te urodziny przygotowaliśmy (a raczej Marek przygotował) dla Ciebie filmik podsumowujący nasze wspólne podróże.

Post 10te urodziny Kianki pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/10te-urodziny-kianki/feed/ 15 5430
Balkan Orient Trip – prolog http://balkany.ateamit.pl/balkan-orient-trip-prolog/ http://balkany.ateamit.pl/balkan-orient-trip-prolog/#comments Mon, 20 Jul 2015 08:12:28 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=4538 Już 25 lipca wyruszamy w naszą miesięczną podróż poślubną. Dokąd? To pytanie oczywiście jest retoryczne, bo wyruszamy na Bałkany. Jednak nasza wyprawa będzie miała również orientalny charakter, ponieważ większość czasu spędzimy w Turcji, będącej królową i matką orientu. Stąd też robocza nazwa naszego wyjazdu, czyli Balkan Orient Trip. Dysponując prawie 30 dniami na podróż, zdecydowaliśmy […]

Post Balkan Orient Trip – prolog pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Już 25 lipca wyruszamy w naszą miesięczną podróż poślubną. Dokąd? To pytanie oczywiście jest retoryczne, bo wyruszamy na Bałkany. Jednak nasza wyprawa będzie miała również orientalny charakter, ponieważ większość czasu spędzimy w Turcji, będącej królową i matką orientu. Stąd też robocza nazwa naszego wyjazdu, czyli Balkan Orient Trip.

stambul kiankaDysponując prawie 30 dniami na podróż, zdecydowaliśmy się pojechać gdzieś dalej, gdzie nas jeszcze nie było. Oczywiście towarzyszyć nam będzie Kianka, jako nasz główny środek lokomocji. Jest już po przeglądzie, więc nie powinna nam zrobić przykrej niespodzianki, jak przed zimowym wyjazdem na Bałkany, kiedy to trochę kaprysiła i do końca nie wiedzieliśmy, czy uda się nią pojechać.

Jeszcze parę dni temu nasza podróż z lekka wisiała na włosku, a wszystko przez moją cudowną, wyrzynającą się ósemkę. Na szczęści mój pan stomatolog szybko podjął za mnie decyzję, zęba usunął i teraz jestem na etapie gojenia się. Marek również do niedawna zmagał się z problemami zdrowotnymi – był na antybiotyku ze względu na rozwijające się zapalenie oskrzeli i ostre zapalenie gardła. Nadal trochę kaszle, ale nie tak jak wcześniej i chyba ogólnie czuje się lepiej. Mam nadzieję, że to już koniec naszych zdrowotnych zmagań i na wyjeździe będziemy mogli skupić się na zwiedzaniu pięknych miejsc, a nie leczeniu jakiś infekcji czy szalonych zębów mądrości (śmiem wątpić w ich mądrość, bo to wyjątkowo durne zęby).

Z pewnością nie będzie to najbardziej niskobudżetowy wyjazd, głównie ze względu na ceny benzyny, jakie panują teraz w Turcji (coś ok. 6.80zł za litr). Kianka żreć musi, jeśli chcemy dotrzeć we wszystkie miejsca, które mamy zaplanowane. Również część noclegów będziemy mieli w cywilizowanych warunkach, m.in. w Bukareszcie, Stambule i Kusadasi (te mamy zarezerwowane przez portale hotelowo-hostelowe). Na szczęście udało się znaleźć takie miejsca, które mimo sezonu oferowały naprawdę przystępne ceny. W przypadku Turcji dość szybko się zorientowaliśmy, że w kwestii cen noclegu warto się targować, nawet przez internet, bo dzięki temu udało nam się zaoszczędzić 35EUR. Niemniej tylko 8 noclegów mamy zarezerwowanych w cywilizacji. Pozostałe planujemy albo na dziko, albo na campingach (będziemy starali się szukać jakiś małych, położonych z dala od głównych atrakcji, licząc na to, że ceny będą tam odrobinę niższe).

Jeśli chodzi o plany związane z tym, co chcemy zobaczyć, to lista jest długa i co chwilę pojawiają się na niej nowe miejsca, więc na nudę z pewnością nie będziemy mogli narzekać. Podczas tego wyjazdu uda nam się spełnić dwa marzenia – odwiedzimy Stambuł oraz Kapadocję. Niestety w przypadku tej ostatniej raczej nie zdecydujemy się na lot balonem, gdyż ceny zaczynające się od ok.140EUR od osoby, troszkę nas odstraszają. No chyba, że uda się coś wytargować na miejscu. Ale obawiam się, że nie będzie to takie proste.

W każdym razie o naszych planach i tym, co nowego dla Was przygotowaliśmy, opowiem Wam w poniższym filmiku, będącym naszym wyprawowym prologiem. Z góry przepraszam za jakieś durne błędy językowe, które popełniłam (usłyszałam je dopiero przy montażu), „pierdzący” obiektyw (w ferworze filmowania zostawiliśmy autofokusa) oraz latające muchy (byliśmy nad Wisłą, więc ich obecność rozumie się sama przez się).

A poniżej znajdziecie dronowy film Marka, stworzony w naszych przydomowych okolicach (dom w sumie też ma swoje pięć minut). Mamy nadzieję przywieźć z naszej podróży wiele podniebnych ujęć, ukazujących piękno Bałkanów ale z lotu ptaka.

Zatem nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Was do towarzyszenia nam w trakcie podróży. Starujemy 25 lipca – możecie nas śledzić na facebooku, instagramie i od czas do czasu na twitterze 🙂 A jak w ciągu najbliższych dni przekonam się do Snapa, to może i tam nas znajdziecie 😉

Post Balkan Orient Trip – prolog pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkan-orient-trip-prolog/feed/ 23 4538
Bałkany 2014. Część 1 – Wyruszamy http://balkany.ateamit.pl/balkany-2014-czesc-1-wyruszamy/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2014-czesc-1-wyruszamy/#comments Mon, 01 Sep 2014 12:15:32 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=1719 Nasze wyjazdowe początki, czyli jak wyglądała nasza wakacyjna droga na Bałkany.

Post Bałkany 2014. Część 1 – Wyruszamy pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
9 sierpień 2014 Czas, START!

Jest godzina 4:30, gdy wyruszamy spod mojego kieleckiego domu. Na osiedlu jest cicho, jeszcze chłodno i spokojnie. Trasa, którą mamy dziś pokonać, jest nam dobrze znana, gdyż jechaliśmy nią w zeszłym roku, gdy wracaliśmy z Bałkanów. Kierujemy się zatem na Kraków, dalej Zakopianką do Rabki, gdzie odbijamy na Chyżne. Przed granicą tankujemy Kiankę i robimy ostatnie, spożywcze zakupy.

Tradycyjne już zdjęcie na granicy

Kianka Chyżne

Następnie przejeżdżamy przez Słowację, gdzie kierujemy się najpierw na Banską Bystrzycę, później Zvolen i Sahy. Przez Węgry jedzie nam się dość mozolnie, a do tego temperatura staje się nieznośna, co przy braku klimatyzacji nie jest najprzyjemniejsze. Trzeba jednak przyznać, że Węgrzy mają naprawdę dobre drogi, a same obwodnice Budapesztu robią wrażenie. Omijamy węgierską stolicę trasą M0 i następnie odbijamy na drogę nr6 wzdłuż Dunaju. Za miejscowością Paks zatrzymujemy się na odpoczynek, tuż nad brzegiem tej ważnej, europejskiej rzeki. Widać, że Dunaj żyje. Tylko w trakcie jak pałaszowaliśmy pyszne pizzerinki zrobione przez moją mamę, przepłynęły koło nas dwie barki, ileś prywatnych łódek i kanu. Po rzece kręciło się naprawdę sporo osób, a co więcej nie bali się oni wejść do wody. W przeciwieństwie do Wisły, Dunaj nie śmierdzi, a zanurzenie w nim którejś kończyny nie skoczy się jakimiś ogromnymi problemami dermatologicznymi. Żegnamy się po jakiś 40minutach leniuchowania z Dunajem i ruszamy w dalszą drogę. Żar dalej leje się z nieba, my przyklejamy się do siedzeń, a nasze ciuchy po prostu są mokre od potu. We wnętrzu Kianki tworzy się iście tropikalny klimat.

Barka na Dunaju

Dunaj barka

Dunaj

Dunaj Węgry

Chwila cienistej ochłody

ruda

Wspólna fotka z kija czyt. z GoPro na kiju 😉

Dunaj

Docieramy do Chorwacji, w której podróż umila nam znane z 2012 roku radio Otvoreni Radio, puszczające sporo rockowych kawałków, ale generalnie grane przez nich utwory są mocno zróżnicowane, nie atakują słuchaczy ogromną ilością reklam. Ogólnie POLECAMY 😉 Koło godziny 18:30 docieramy do przejścia granicznego z Bośnią i Hercegowiną, gdzie sprawnie odbywamy kontrolę. Zaraz za granicą zjeżdżamy na znaną nam już dobrze stację benzynową Optima, gdzie jest darmowe wifi oraz wyjątkowo tania benzyna (jakieś 4.80 za litr 95). Odpoczywamy tam chwilę tankując Kiankę i pijąc chłodną wodę prosto z lodówki. Mimo, że jest już nieco później, to temperatura nadal jest wysoka. Ruszamy dalej w stronę Sarajewa. Około godziny 20 następuje historyczny moment. W okolic miejscowości Matuzici Kianka osiąga 100 000 przebytych kilometrów. Koło godziny 20:30 stwierdzamy, że chyba powoli stan zmęczenia został u nas osiągnięty. Nadal też nie wiemy, gdzie będziemy nocować, a już od szesnastu godzin jesteśmy w trasie. Niecierpliwimy się też, gdyż wyjątkowo dłuży nam się droga do autostrady wiodącej do Sarajewa. Co ciekawe, od Zenicy autostrada jest gotowa, świecą się bramki i tunele, a wjechać na nią można dopiero kilkanaście kilometrów dalej. Do stolicy Bośni i Hercegowiny jedzie się nią jakieś 55km. Śmiejemy się z Markiem, że dziwnym trafem na Bałkanach mało kto przejmuje się czymś takim jak ekrany dźwiękochłonne, a przecież domy stoją tuż przy samej autostradzie. No cóż, co kraj, to obyczaj.

Niestety w BiH nadal namacalne są ślady po tegorocznej powodzi. Oprócz drzew, które na bardzo dużej wysokości oblepione są wszelkimi śmieciami, które niosła woda, to w wielu miejscach można natrafić na powalone lub podmyte budynki.

powódź BiH

Jesteśmy w Sarajewie, w którym kierujemy się na znaną nam drogę na Focę. Snujemy się przez miasto, które w kwestii remontów dróg nie wiele zmieniło się od zeszłego roku. Tam, gdzie było rozkopane w 2013, jest też rozkopane w 2014. Wciąż też wszystkie drogowskazy w tym mieście kierują na Mostar (polecam Wam przyjrzeć się drogowskazom… autentycznie większość kieruje na Mostar i to we wszystkich możliwych kierunkach). Jadąc dalej przez stolicę BiH, w okolicy lotniska, nagle nam coś błyska. Jak się okazało był to lokalny fotoradar, który postanowił uwiecznić Kiankę na zdjęciu. Zaczęliśmy się mocno zastanawiać, jakie było tam ograniczenie prędkości, gdyż Marek jechał może z 60km/h. Z lekka zadziwienie opuściliśmy Sarajewo, rozpoczynając tym samym poszukiwania noclegu. Z zeszłego roku kojarzyliśmy przełęcz z spalonym domem, przy którym jedliśmy śniadanie, lecz dogodne miejsce noclegowe Marek wypatrzył chwilę wcześniej. Zamieniamy zatem Kiankę w wersję camper i szybko padamy spać.  To był naprawdę długi, podróżniczy dzień, ale dzięki temu udało nam się dojechać dalej, niż wstępnie planowaliśmy.

Post Bałkany 2014. Część 1 – Wyruszamy pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2014-czesc-1-wyruszamy/feed/ 6 1719
Bałkany 2014. PRZYGOTOWANIA http://balkany.ateamit.pl/balkany-2014-przygotowania/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2014-przygotowania/#comments Mon, 04 Aug 2014 13:44:54 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=1678 Kilka słów na temat naszych przygotować do wyprawy Albania 2014.

Post Bałkany 2014. PRZYGOTOWANIA pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Wyjazd na Bałkany zbliża się dużymi krokami, plany się krystalizują, pomysły namnażają, a atmosfera przedwyjazdowa gęstnieje. Jedynie Kianka w spokoju czeka na wyprawę, umyta, odchudzona, wypachniona, po przeglądzie i wymianie zużytych części. Osobiście mogę jej tego spokoju pozazdrościć, bo mnie z lekka nosi, w szczególności, że namnażają się tematy do ogarnięcia, a również moje zdrowie podczas ostatnich upałów lekko szwankuje.

Nie nastraja mnie to zbyt optymistycznie, bo jednak jedziemy do Albanii, która latem znana jest raczej z wysokich temperatur, niż rześkiego powietrza chłodzącego przegrzane organizmy. Powoli zaczynam się zastanawiać, czy nie powinnam jechać np. na Syberię albo inną Norwegię, gdzie przynajmniej byłoby chłodniej. Pocieszam się jednak tym, że w planach mamy dużo gór, a tam jak wiadomo temperatura wraz z wysokością spada. Zaopatrzona w kapelusz, kremy z filtrem 50 i parę innych potrzebnych podczas upałów rzeczy może jakoś poradzę sobie z albańskimi temperaturami, a póki co muszę się na tyle ogarnąć, by nie chorować przez większość wyjazdu. Ale przejdę może do sedna sprawy, czyli do tego, co planujemy, co nam pomaga w planowaniu itd.

logo Albania

1. Kiedy wyjeżdżamy, kiedy wracamy??

Wyjeżdżamy 8 sierpnia wieczorem z Mazowsza i zatrzymujemy się w Kielcach, skąd od moich rodziców pożyczamy kilka rzeczy, w tym jeszcze jedną lustrzankę (Sony A77 – jaram się!!) oraz parę innych drobiazgów m.in, chociażby apteczkę samochodową spełniające odpowiednie standardy. 9 sierpnia skoro świt wsiadamy w Kiankę i ruszamy w stronę Albanii. Planujemy dojechać albo do Chorwacji albo do Bośni, tam gdzieś przekimać na dziko i w niedzielę dotrzeć do Albanii. W Shkodrze, który będzie pierwszym miastem do jakiego zajedziemy, chcemy wypłacić/wymienić kasę i jeśli się uda zakupić internet w Vodafonie. Niestety moje próby kontaktu z Vodafonem odnośnie tego, czy w niedzielę salon w Shkodrze jest czynny spełzł na niczym, gdyż dostałam niezbyt pomocną odpowiedź po albańsku od tamtejszego „automatu”. Treść wiadomości brzmiała: „Dziękujemy, że się z nami skontaktowałeś. Odpowiedź otrzymasz w ciągu 24h.” A było to 5 dni temu, zatem założyć mogę, iż Albańczykom po prostu się nie spieszy z odpisywaniem na maile, w szczególności te napisane po angielsku.

EDIT (05-08-2014): Vodafone mi odpisał!!

Dear Miss, Mrs. Zagórska

First of all we would like to place on record our thanks for choosing Vodafone Albania!

Please be informed that the official working time for our Vodafone Shops in Shkoder City is as follows:

From Monday to Saturday:  8:00 A.M to 9:00 P.M.

On Sunday: 9:00 A.M  – 1:00 P.M ,  5:00 P.M – 8:00 P.M

A po moim mailu z podziękowaniami za odpowiedź, otrzymałam kolejnego maila:

You are more than welcome any time!

Happy holidays and hope you enjoy your Albanian experience.

Best wishes,

Besa

Vodafone właśnie u mnie zapunktował miłym kontaktem. Pomijam 6 dni obsuwy z odpowiedzią 😉

Kianka

2. Co dalej, czyli wstępny plan

Po pobycie w Shkodrze (a chcemy tam zabawić max 2h) planujemy odwiedzić Valbonę i stamtąd eksplorować Góry Prokletije. Punktem obowiązkowym ma być przejście do Thetu. Do trzech razy sztuka – mam nadzieję, że tym razem, na piechotę uda nam się tam dotrzeć (jak do tej pory dwukrotnie, próbując dostać się tam samochodem, musieliśmy skapitulować). Oprócz tego mamy kilka mniejszych i większych górskich celów, ale co z nich wyjdzie, to czas pokaże. W planowaniu górskich wędrówek bardzo pomocna jest WikiLoc. Dzięki niej mogliśmy zdobyć sporo cennych informacji, ściągnąć na Garmina interesujące nas podczas planowanych trekkingów ślady.

Polecamy również tę stronę: http://www.palmtreeproduction.com/ -> prowadzi ją dwójka Amerykanów, która przez pewien czas tułała się po świecie, aż w końcu zamieszkała w Albanii i teraz dzieli się z nami logami różnych tras, które pokonywali i nadal pokonują w tym bałkańskim kraju. Jak się przekonacie na ich stronie, bardzo dużo włóczą się po Albanii i do starszych logów wprowadzają aktualne informacje na temat np. stanu dróg, warunków na szlakach itd.

W Valbonie planujemy również spotkać się z Catheriną, kolejną Amerykanką, która przyjechała do Albanii na chwilę, a od kilku lat przebywa tam na stałe. W Valbonie prowadzi pensjonat oraz stronę internetową Journey to Valbona oraz facebooka o tej samej nazwie. Udało mi się skontaktować z Catheriną i o ile będzie miała dla nas czas (codziennie jest na nogach od 4 rano, gdyż ruch w interesie trwa i musi zajmować się turystami przebywającymi w jej pensjonacie), to w planach mamy wspólny trekking.

Nasze dalsze plany górskie związane są z najwyższym szczytem Albanii i Macedonii (jest to drugi szczyt po Mont Blanc, który jest najwyższą górą dla dwóch krajów) czyli Golem Korab. Jeśli na pograniczu albańsko – macedońskim będzie spokojnie (chodzą słuchy, że może być z tym różnie) to nie powinniśmy mieć problemów z wejściem na tę górę. Posiadamy dość dobry opis trasy, log na GPSa a swego czasu PKA wyznakowało tam dwa szlaki.

Jeśli chodzi o inne, górskie plany, to wszystko zależy od tego, ile czasu zajmą nam Valbona i Golem Korab. Jeśli w górach pogoda dopisze, to z pewnością będziemy chcieli spędzić tam jak najwięcej czasu. Mamy nadzieję, że uda nam się również odwiedzić Górę Dajti i jej okolice. W planowaniu tras w tym regionie ma nam pomóc darmowa aplikacja na smartfona pobrana ze Sklepu Play o nazwie Albania H&B obejmująca Tiranę, Kruję i Durres (pozostałe mapy z tej serii są płatne). Mapa jest o tyle fajnie zrobiona, że pozaznaczane są na niej szlaki piesze i rowerowe, a także znajdują się ich opisy z czasówkami. Zobaczymy jak sprawdzi się na miejscu.

Z planów górskich przejdźmy do planów morskich i związanych bardziej ze zwiedzaniem niż trekkingiem. Na naszej liście „musimy zobaczyć” są: plaża Gjipe z najwyższą ścianą wspinaczkową w Albanii, Amantia, Porto Polermo, Syri i Kalter (Niebieskie Oko), Petrele, Gjirokastra, Berat, Kanion Ossumi, Vlora i spotkanie z Izą prowadzącą bloga Moja Albania. Jeśli uda nam się zjechać, to oczywiście chcemy odwiedzić naszą dziką plażę. Mamy jednak świadomość, że od zeszłego roku droga może być w jeszcze gorszym stanie, więc o ile uda nam się dostać na dół, o tyle może nie udać nam się wyjechać z powrotem na górę. Okaże się oczywiście na miejscu 🙂

3. Co pomaga nam w planowaniu??

Oprócz wymienionych wcześniej WikiLoc oraz Albania H&B, mamy ściągniętych jeszcze kilka aplikacji na smartfona, które mają ułatwić podróżowanie po Albanii. Co ciekawe w większości z nich znajduje się dużo więcej info niż w naszym przewodniku Wydawnictwa Rewasz. O aplikacjach i ich przydatności będę mogła coś więcej napisać po powrocie, kiedy już je przetestujemy. Mamy również do dyspozycji Garmina i wgrane na niego odpowiednie mapy. Oczywiście posiadamy również mapy w wersji papierowej, które mają ten zasadniczy plus, że nie potrzebują baterii i ładowania.

4. Co chcemy osiągnąć dzięki temu wyjazdowi?

Przede wszystkim chodzi nam o zebranie nowych, cennych informacji, którymi będziemy się mogli z Wami podzielić, ale oczywiście chcemy zobaczyć jak najwięcej miejsc, których dotąd nie mieliśmy okazji odwiedzić. Chcemy również rozpocząć nasz mały projekt związany z Bałkanami, którym podzielimy się z Wami po powrocie, kiedy zaczną powstawać jego zalążki. Mogę Was zapewnić, że będzie ciekawie!. Również z tego wyjazdu szykujemy dla Was zupełnie nową relację, nie tylko dlatego, że chcemy na bieżąco kontaktować się z Wami za pomocą internetu (który mam nadzieję będzie tam działał w miarę sprawnie), ale także dlatego, że późniejsze wpisy na blogu, które będziemy tworzyć w zaciszu domowych pieleszy będą miały zupełnie nową jakość. Generalnie podczas wyjazdu chcemy się po prostu dobrze bawić, nacieszyć Albanią i naładować bateryjki na następny rok, który z różnych względów będzie dla nas bardzo intensywny.

To tytułem przedwyjazdowego wstępu. Zanim jednak wyruszymy do Albanii podzielimy się z Wami materiałem z poprzedniego roku, którego nie mieliście jeszcze okazji zobaczyć. Wypatrujcie wpisu na blogu w okolicy piątkowego wieczoru! 😉

Pozdrawiam serdecznie,

ruda

Post Bałkany 2014. PRZYGOTOWANIA pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2014-przygotowania/feed/ 16 1678
Bałkany 2013 – PODSUMOWANIE http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-podsumowanie/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-podsumowanie/#comments Thu, 31 Jul 2014 09:30:30 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=1660 Podsumowujemy nasz drugi, wspólny bałkański wyjazd. Co się działo, gdzie byliśmy, ile km przejechaliśmy?

Post Bałkany 2013 – PODSUMOWANIE pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Wyjazd na Bałkany w 2013 roku na długo zapadnie nam w pamięć. Zacznę jednak od tego, że w ogóle miało do niego nie dojść, na szczęście dzięki różnym zbiegom okoliczności udało nam się wyruszyć do naszego ulubionego zakątka Europy.

Pierwszy tydzień (a zasadniczo przez pierwszych 8 czy nawet 9 dni) wyprawy przebiegał wedle z góry ustalonego planu – te miejsca, które chcieliśmy odwiedzić, udało nam się zobaczyć, czyli Trasę Transfogarską (do której z Polski dojechaliśmy w jeden dzień), mój ukochany Melnik, Ohrydę i Galicicę w Macedonii. W Albanii powróciliśmy na „naszą dziką plażę”, która może w 2013 nie była już tak dzika, ale nadal piękna i niesamowita.  Później, z racji problemów pogodowych w górach Prokletije plan nam się z lekka posypał i musieliśmy troszkę improwizować, w efekcie spędziliśmy parę dni w Czarnogórze, która nie była przez nas wcześniej brana pod uwagę. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Czarnogóra jest piękna i odkryliśmy w niej kilka nowych miejsc. Później była dość spontaniczna Bośnia i Hercegowina oraz odwiedziny w Sarajewie, które na nas obojgu wywarło spore wrażenie.

Bałkany 2013 były wyjątkowe, głównie za sprawą zaręczyn, które miały miejsce na naszej dzikiej plaży. Albania oraz plaża już na zawsze będą związane z naszą, wspólną historią. Jako ciekawostkę dodam, że w tym samym roku, we wrześniu, na naszą dziką i zaręczynową plażę dotarli Rodzice Marka, wraz ze swoimi znajomymi. Byli oczarowani samym miejscem, jednak byli zgodni co do tego, że panujące tam temperatury oraz brak cienia mogą być z lekka dobijające. Tak czy inaczej Wam również polecam odwiedzenie tej plaży, a także przejażdżkę wzdłuż albańskiego wybrzeża od Przełęczy Llogarase po Sarandę.

Albania w 2013 roku pokazała nam również, jak silne tempo zmian następuje w tym kraju. Drogi stają się coraz lepsze, zamiast Mercedesów poruszają się po nich liczne, znane i bardziej wypasione marki aut, widać coraz więcej turystów z całego świata, a cała infrastruktura turystyczna skoczyła o kilka poziomów do góry. Z jednej strony może to cieszyć, z drugiej oznacza, że Albania za jakiś czas straci swoją dzikość i urok towarzyszący jej chaotyczności. Nieunikniona konsekwencja progresu, która zapewne bardzo cieszy mieszkających tam ludzi, bo polepszy się ich standard życia, a kraj zacznie zarabiać coraz więcej dzięki napływającym tam gościom z zagranicy.

Wyjazd ten utwierdził nas również w przekonaniu, że mamy jeszcze po co wracać na Bałkany, ale niestety brak samochodu z napędem 4×4 mocno nas ogranicza. Na zakup czegoś bardziej terenowego niż Kianka po prostu nas nie stać, więc zapewne będziemy dalej kombinować, by za jej pomocą docierać w różne ciekawe miejsca. A tam, gdzie nie uda jej się dojechać, tam może chociaż uda nam się dojść na piechotę. Jak to się mówi: trzeba kombinować 😉

Na koniec garść małych statystyk:

Ile dni zajęła nam wyprawa?

Wyjechaliśmy 11 sierpnia, natomiast wróciliśmy do domu 24 sierpnia, czyli zasadniczo nasza wyprawa zajęła nam 13dni.

Ile krajów odwiedziliśmy?

9 – Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Macedonię, Albanię, Czarnogórę i Chorwację (oczywiście część tych krajów była tylko tranzytowa, czyli jedynie przez nie przejeżdżaliśmy, bez zwiedzania mijanych po drodze miejscowości)

Najwięcej czasu spędziliśmy w sumie w Macedonii.

Jak i gdzie nocowaliśmy?

7 x w campingach

6 x na dziko

2 x w Kiance

Typowe polskie obozowisko – torba Ikea, siatki z Biedronki. Jeśli dodać do tego moje skupienie nad gotującym się kuskusem, to robi się wesoło 😉

Trasa TransfogarskaIle kilometrów przejechaliśmy?

ok. 4990km

Jak dużo materiałów foto i video przywieźliśmy?

Tym razem, oprócz lustrzanki dysponowaliśmy kamerką GoPro, stąd w sumie nasze zdjęcia i filmy z tego wyjazdu zajęły ponad 60GB. Po powrocie pierwszym zakupem, jakiego dokonaliśmy, był dysk zewnętrzny, gdyż okazało się, że już nie mamy gdzie składować naszych materiałów (starszy zewnętrzny dysk kompletnie się już zapchał).

Albanin prosto z Czarnogóry 😉

AlbaninCo było największym minusem tego wyjazdu?

Tu wypowiem się z mojej perspektywy. Dla mnie minusem wyjazdu były zbyt wysokie temperatury. Wiadomo – sierpień, południe, upały. Dla jednych to raj, dla drugich to piekiełko. Niestety źle znoszą wysokie temperatury plus doprowadziłam swoją skórę do poparzenia słonecznego, które poskutkowało pod koniec wyjazdu kłopotami zdrowotnymi. Ale za głupotę się niestety płaci i na przyszłość wiem, jak powinnam się odpowiednio przygotować, by uniknąć tego typu problemów.

Co było największym plusem tego wyjazd?

To, że  w ogóle się odbył. Nie będę się wdawać w szczegóły, dlaczego wisiał na włosku, ale cieszę się niezmiernie, że wszystko się udało i pojechaliśmy. Było warto i nie chodzi nawet o same zaręczyny, a o całokształt. Bałkany mają swoją magię, która nastraja człowieka pozytywnie, sprawia, że od razu w niepamięć idą różne gorsze myśli czy momenty. Bycie w podróży również nas hartuje, wzmacnia i edukuje, przez co z każdym powrotem stajemy się inni. Czy lepsi? Nie mnie to oceniać. Bałkany 2013 zmobilizowały mnie również do założenia bloga, choć jak wiecie z początkowych wpisów, na decyzję złożyło się wiele czynników. Nie żałuję, bo po prawie roku od rozpoczęcia przeze mnie blogerskiego żywota, wiem, że była to słuszna decyzja, która powoli zaczyna procentować (i nie mam tu na myśli pieniędzy).

I tak oto dotarliśmy do końca wędrówki przez Bałkany 2013. Ale nie martwcie się, bo już 9 sierpnia 2014 wyruszamy w ten zakątek Europy, by przez dwa tygodnie dalej eksplorować Albanię. Szczegóły już wkrótce 🙂

Pozdrawiamy,

ruda&Marek

Albania

Post Bałkany 2013 – PODSUMOWANIE pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-podsumowanie/feed/ 9 1660
Bałkany 2013 – 3..2..1 start! http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-3-2-1-start/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-3-2-1-start/#respond Mon, 05 May 2014 17:53:55 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=1383 Nasz przygotowania i pierwsze chwile w podróży, podczas wyprawy na Bałkany w sierpniu 2013 roku.

Post Bałkany 2013 – 3..2..1 start! pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Zapraszam Was na kolejną relację bałkańską. Tym razem coś bardziej aktualnego, czyli dwutygodniowa wyprawa Bałkany 2013. Był to wyjazd krótki, acz intensywny oraz silnie zapadający w pamięć. A dlaczego? Cóż część z Was wie, a część się dowie już wkrótce 🙂

 Ale od początku. Sam wyjazd narodził się dość szybko, gdyż nie wiedzieliśmy czy w ogóle będziemy mogli wybyć gdzieś poza Polskę. Na szczęście okazało się, że mamy zielone światło i data została wyznaczona na 11 sierpnia czyli na niedzielę. W sobotę jeszcze uczestniczyliśmy w ślubie i weselu Aśki i Kacpra, po którym udaliśmy się wieczorem do Kielc.

11 sierpnia 2013

Godzina 3:30. Barbarzyńska pora na wstawanie, lecz założona na ten dzień trasa przejazdu wymaga od nas poświęcenia. Z Kielc wyjeżdżamy o godzinie 4, gdy na zewnątrz jest chłodno i ciemno. Jedziemy na Tarnów, ruch na drogach znikomy. Kierujemy się przez przełęcz Dukielską, gdzie przekraczamy granicę ze Słowacją. Nasi południowi sąsiedzi raczą nas ciągnącymi się od Stropkova aż do Vranova nad Toplou remontami dróg. Słowacja częstuje nasz również czymś przyjemniejszym, a dokładniej rejonem Tokaj. Tak, chodzi o ten Tokaj, czyli szczep winny, z którego produkuje się pyszne wino. Znajdujemy się w Velkym Kamencu, gdzie przy ruinach zamku odpoczywamy chwilę, ciesząc oczy pięknymi widokami na winnice oraz wyjątkowo płaskie Węgry, które znajdowały się tuż za miedzą (w przenośni i dosłownie).

Poranek w trasie

Troszkę niewyspani, ale za to zadowoleni czyli początek naszej wyprawy.Ruiny zamku

Ruiny ZamkuW stronę Węgier

Widok w stronę płaskich jak stół Węgier.Velky KamenecWęgierskie PolaWęgry pokonujemy na tyle szybko, a nasze stopy nie dotknęły węgierskiej ziemi. Tym razem zauważyliśmy, że w kraju tym w każdej miejscowości drogi wiją się niekończącymi się wprost zakrętami, a prosty odcinek spotyka się naprawdę rzadko.

Docieramy do Rumunii. Na granicy pogranicznik zadaje nam pytanie „dokąd jedziemy”. Zgodnie odpowiadamy, że w Fogarasze, w rejon Trasy Trasnfogarskiej. Ruszamy w męczącą i naprawdę długą podróż przez Rumunię. Najpierw kierujemy się przez Cluj Napoce, a później na Sybin. Mamy wyjątkowe szczęście do trafiania w miastach na trasy wyjazdowe dla ciężarówek. Gdy zatrzymujemy się na karmienie Kianki na stacji benzynowej, jesteśmy brani za Rosjan…
Cluj Napoca – horror każdego elektryka

Pajęczyna nad Cluj NapocąHorror każdego elektrykaWidoczki z drogi

Rumuńskie obrazki z drogi

Odpoczywająca KiankaI my też odpoczywamyIm bliżej Sybinu tym pogoda staje się coraz paskudniejsza – wiszą nad nami ciężkie chmury, błyska się i grzmi. Z autostrady i obwodnicy Sybina skręcamy na Brasov oraz nasz główny, rumuński cel czyli Trasę Transfogarską. Zaczyna się regularna ulewa, widoczność spada do kilku metrów, gdyż na zewnątrz jest istna ściana wody. Kiedy skręcamy w drogą 7c – transfogarską okazuje się, że panuje na niej spory ruch mimo dość późnej godziny. Jedziemy w górę, usiłując wypatrzeć jakieś miejsce na nocleg, jednak przy panujących warunkach nie jest to takie proste. Egipskie ciemność plus lejąca się z nieba woda, to nie najlepsze połączenie. Ostatecznie, przy dużym zakręcie znajdujemy miejsce, w którym możemy bezpiecznie zaparkować. O rozstawieniu namiotu nie ma nawet mowy. W Kiance po chwili robi się tak gorąco i duszno, że można się udusić. Marzymy o tym, żeby po ponad 16h w podróży po prostu położyć na płasko. Jednak nie tym razem. Ale starając się nie przejmować, zapadamy w niezbyt spokojny sen myśląc jedynie, że jutro też jest dzień!

Post Bałkany 2013 – 3..2..1 start! pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-3-2-1-start/feed/ 0 1383
Bałkany 2012 – PODSUMOWANIE http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-podsumowanie/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-podsumowanie/#comments Wed, 26 Mar 2014 13:59:11 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=1330 Podsumowujemy nasz miesięczny wypad na Bałkany: ile przejechaliśmy kilometrów? ile wydaliśmy pieniędzy? co robiliśmy?

Post Bałkany 2012 – PODSUMOWANIE pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Nadszedł czas na podsumowanie Bałkanów 2012. Na wstępie powiem, że kolejny raz potwierdza się swoista prawidłowość, że im bardziej spontaniczny wyjazd, tym bardziej udany. Decyzja o wyjeździe podejmowana przy grzanym winie. Głównym celem miała być Chorwacja, która dotąd była mi nieznana. Jak już sami wiecie, pogoda sama ułożyła dla nas plan działania, który nie za wiele miał z wcześniejszymi założeniami.

wieczorny połówIle trwała nasza wyprawa?

26 dni

Z tych 26 dni, 7 nocy spaliśmy w namiocie, a resztę w naszym uroczym, kiankowym camperze.

Ile kilometrów przejechaliśmy?

Licząc z i do Kielc – 6249km. Dodając do tego jeszcze trase tam i z powrotem do Kiełpina, to wyjdzie 6619km.

Ile krajów odwiedziliśmy?

W sumie 10. Najkrócej przebywaliśmy w Słowenii, bo raptem przejechaliśmy jej krótki, bo jakiś 10kilometrowy odcinek, między Węgrami a Chorwacją. Najwięcej czasu, bo aż 11 dni,  spędziliśmy w Albanii, która jak już doskonale wiecie, jest naszą bałkańską faworytką.

Gdzie najdalej dotarliśmy?

Naszym najbardziej wysuniętym na południe miejscem, były greckie Meteory. Według GoogleMaps, położone są 1900km od Warszawy. Nie przypuszczaliśmy, że w ogóle zawitamy do Grecji, ale odwiedzenie Meteorów było strzałem w dziesiątkę. Miejsce godne polecenia, ale warto odwiedzać je w miesiącach mniej turystycznych, jeśli chce się poczuć rzeczywisty klimat tam panujący.

Ile wydaliśmy?

To zazwyczaj najbardziej interesujący aspekt wyjazdów. Otóż na naszą trójkę, czyli na mnie, Marka i Kiankę wydaliśmy 3000zł. Warto jednak podkreślić, że znaczącą część tych pieniędzy przejadła sama Kianka, która choć nie należy do żarłocznych, to na górskich, bałkańskich drogach robiła się wygłodniała.

Jeśli chodzi o mnie i Marka, to najwięcej zaoszczędziliśmy na noclegach, które mieliśmy darmowe. Głównie nocowaliśmy w Kiance, lecz w paru miejscach, w tym na „naszej dzikiej plaży” mogliśmy w spokoju rozbić namiot i rozprostować kości.

Żywiliśmy się zapasami, które zabraliśmy z Polski, jednak na miejscu jedzenie jest na tyle tanie i dobre, że część zupek w proszku i innych tego typu produktów, wróciło z nami do kraju.

Generalnie nie przywieźliśmy z tego wyjazdu zbyt wielu pamiątek. Po pierwsze dlatego, że byliśmy poza sezonem i w wielu miejscach praktycznie nie było co kupić. Po drugie, oszczędzaliśmy i w ramach powyjazdowych prezentów i pamiątek przywieźliśmy po prostu spore zapasy alkoholu (głównie piwa).

Benzyna – tania czy droga?

W większości bałkańskich krajów benzyna jest tańsza niż w Polsce, lub ma porównywalne ceny. Najtaniej udało nam się zatankować w Serbii – 5.50zł/litr. Najdrożej było w Grecji – 7.88zł/litr. Generalnie w grupie najtańszych pod kątem paliwa krajów znajduje się jeszcze Albania oraz Bośnia i Hercegowina. W Czarnogórze ceny były stałe i wszędzie litr kosztował 1.38EUR. Chorwację natomiast zaliczyliśmy do droższych krajów pod kątem tankowania.

Jak radziliśmy sobie z różnymi walutami?

Część przygotowanej na wyjazd gotówki mieliśmy od razu wymienioną w Polsce na euro. Na Bałkanach nie ma problemów z wymianą euro. W większości krajów nie było również problemów z płaceniem kartą lub wypłatą pieniędzy z bankomatów. Wyjątkiem jest Albania, w której operuje się głównie gotówką i możliwość zapłacenia kartą graniczyło z cudem. Najbardziej było to kłopotliwe na stacjach benzynowych, ale dość szybko się przyzwyczailiśmy. W albańskich kantorach, które są uczciwe i rzetelne, nie mieliśmy najmniejszego kłopotu z wymianą euro na leków.

Ile razy zatrzymywała nas policja?

Generalnie 5 razy. Zazwyczaj policjanci chcieli sobie pogadać, albo dowiedzieć się czy aby na pewno Kianka do nas należy. Ponieważ bariera językowa była trudna do przeskoczenia, kończyło się na tym, że byliśmy dość szybko żegnani przez uśmiechniętych funkcjonariuszy. Jedynie w Bośni myśleliśmy, że naprawdę będziemy musieli zapłacić 25EUR za brak zimowych lub całorocznych opon. Na szczęście dzięki udanym „negocjacjom” Marka polegającym na wyjaśnieniu policjantowi, że nie jesteśmy z „Holand” a z „Poland” , mogliśmy w spokoju ruszyć w dalszą drogę.

Ile zrobiliśmy zdjęć?

Ok. 4000. Dodam, że byłoby ich więcej, gdyby nie zepsuł się pożyczony od rodziców Marka aparacik kompaktowy. Również mój aparat, a raczej jeden z obiektywów się obraził i na szczęście dopiero pod koniec wyjazdu się popsuł. Generalnie 4000 zdjęć to nie jest taka mała liczba, ale z perspektywy czasu stwierdzam, ze można było zrobić ich jeszcze więcej. Tylko, kto by to wszystko chciał później oglądać?

PaklenicaOprócz tego:

–  podczas wyjazdu doświadczyliśmy wszystkich czterech pór roku:

lato w Albanii i Grecji

jesień w Chorwacji

zimę i wiosnę w Czarnogórze

– zjedliśmy parę kilo burków z serem i ze szpinakiem;

– zostaliśmy mistrzami w wynajdowaniu „pekar”;

– Kianka okazała się być bezawaryjnym autem, potrafiącym wjechać a nawet te bardziej terenowe drogi;

– zakochaliśmy się w Albanii, a ja utwierdziłam się w przekonaniu, że na Bałkany będę jeszcze wracać!

Wiem, że dla wielu osób, ten wyjazd/wyprawa, nie jest niczym nadzwyczajnym. Ot, dwie osoby wsiadły w samochód i pojechały na Bałkany. Sądzę jednak, że nasz sposób zwiedzania oraz oszczędzania kasy, może być dla niektórych dobrym przykładem na to, że wyprawy samochodowe nie muszą być nieziemsko drogie. Wszystko zależy od organizacji, ale i od samego auta i jego spalania. Kianka ma mały bak, jednak jej spalanie jest dość ekonomiczne, co pozwoliło nam przejechać ponad 6tys. kilometrów.

Bałkany znów pokazały mi swe zupełnie nowe oblicze, bardziej nieokiełznane, co głównie przejawiało się pod postacią pogodowych kaprysów. Mimo, że nie zobaczyliśmy wszystkiego, czego chcieliśmy, to dotarliśmy do takich miejsc, o których nawet nie myśleliśmy, że je odwiedzimy.

Chciałabym w tym miejscu podziękować paru osobom, bez których ten wyjazd nie wyglądałby tak, jak wygladał.

Po pierwsze, moim rodzicom, którzy wsparli naszą wyprawę zapasami jedzenia oraz drobnym zastrzykiem finansowym.

Po drugie, rodzicom Marka, którzy zajęli się naszymi kociakami i w trakcie naszego wyjazdu przechrzicili ich na „Pierwszego” i „Drugiego”.

Po trzecie, Katarzynie z bloga http://kuchniapysznosciowa.blogspot.com/, która nie tylko pożyczyła nam przewodnik po Albanii, ale również zachęciła do odwiedzenia tego pięknego kraju.

Po czwarte, Markowi, który jakoś wytrzymał ze mną ten zwariowany czas.

W ten sposób kończę relację z Bałkanów 2012. Już niedługo kolejne wspomnienia (nie tylko moje).

Pozdrawiam Was,

ruda

Tirana

Zapisz

Post Bałkany 2012 – PODSUMOWANIE pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-podsumowanie/feed/ 10 1330
Marcowe Podhale część 4. Słoneczne Tatry http://balkany.ateamit.pl/marcowe-podhale-czesc-4-sloneczne-tatry/ http://balkany.ateamit.pl/marcowe-podhale-czesc-4-sloneczne-tatry/#respond Thu, 20 Mar 2014 11:18:04 +0000 http://podrozerudej.wordpress.com/?p=268 8 marzec 2014 Po 4 dniach pogody z cyklu „zbliża się depresja”, sobota przywitała nas błękitem nieba i słońcem. I choć znad gór nadciągała jakaś lekka mgiełka, to i tak dzień kobiet zapowiadał się rewelacyjnie. Dodatkowo wstajemy bardzo wcześnie, gdyż pociechy naszych pensjonatowych współlokatorów uznały, że 6 rano to idealna pora żeby zacząć wrzeszczeć i […]

Post Marcowe Podhale część 4. Słoneczne Tatry pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
8 marzec 2014

Po 4 dniach pogody z cyklu „zbliża się depresja”, sobota przywitała nas błękitem nieba i słońcem. I choć znad gór nadciągała jakaś lekka mgiełka, to i tak dzień kobiet zapowiadał się rewelacyjnie. Dodatkowo wstajemy bardzo wcześnie, gdyż pociechy naszych pensjonatowych współlokatorów uznały, że 6 rano to idealna pora żeby zacząć wrzeszczeć i biegać po korytarzu. Jednak dzięki tak szybkiej pobudce mamy cały dzień przed sobą.

Jemy zatem szybkie śniadanie, pakujemy plecaki i wyruszamy w stronę Zakopanego. Po drodze zachwycamy się pięknymi widokami na Tatry. Po czterech dniach mamy szansę je w końcu zobaczyć. Sukces! Docieramy do Zakopca, gdzie jak zwykle zostawiamy Kiankę na darmowym parkingu w pobliżu stacji benzynowej obok kuźnickiego ronda. Do Kuźnic idziemy na piechotę uznając, że wspieranie „mafii busowej” nie jest najlepszym pomysłem.

Panuje nieznośna wilgoć. A wszystko z powodu topniejącego śniegu, który kapie z drzew i krzaków. W samych Kuźnicach obieramy kierunek na Halę Kondratową. Droga do niej jest wybitnie oblodzona, ale udaje nam się nie zaliczyć żadnej gleby. Słońce gdzieś się chowa i robi się dość pochmurno. Do schroniska na Hali docieramy w jakiś średnio radosnych nastrojach, do tego ja mam zerową motywację, by iść gdzieś dalej.

Hala Kondratowa

Hala KondratowaMoje najładniejsze zdjęcie

hala KondratowaPo krótkim odpoczynku w schronisku postanawiamy poszukać kesza, który miał być ulokowany gdzieś w pobliżu. Niestety przy tej ilości śniegu, ciężko było go podjąć w sposób nie wzbudzający niczyjego zainteresowania. Generalnie na Hali kręciła się spora liczba turystów, głównie skiturowców, których mogłoby zdziwić, że jakaś parka okopuje pobliskie kamienie. Ostatecznie porzucamy ideę poszukiwań kesza i wyruszamy w stronę Przełęczy pod Kopą Kondracką. Na szczęście lub nieszczęście wychodzi słońce. Robi się tak gorąco, że pot leje się nam po plecach strumieniami. Na Przełęcz wędruje całkiem spory tłumek turystów – jedni na nartach, inni, tak jak my typowo trekkingowo.

Słoooooooooooooooońce!!

Hala KondratowaGiewont od tyłu

GiewontMniej więcej w połowie podejścia schodzi chmura i widoczność spada do kilku metrów. Mimo, że śnieg jest miękki i dość dobrze trzyma, to im jesteśmy wyżej, tym robi się coraz bardziej grząsko. Parę metrów przed samą przełęczą chmura nas opuszcza, odsłaniając rewelacyjne widoki na Kopę Kondracką i Giewont.

Wędrówka w chmurze

przełęcz pod kopą kondrackąNa przełęczy ustalamy, że idziemy dalej przez Suche Czuby Goryczkowe na Kasprowy. Przywdziewamy raki. Śnieg niby nadal dość dobrze trzyma, jednak idziemy południowym stokiem, który zaczyna się dość mocno topić. Z górami nie ma żartów i należy dbać o własne bezpieczeństwo.

Widok z Przełęczy pod Kopą Kondracką

TatryW drodze

suche czuby goryczkoweWędrówka na Kasprowy jest iście bajkowa. Widoki wokół nas po prostu powalają na kolana. Do tego idziemy całkiem sami, więc możemy rozkoszować się ciszą i spokojem. W pewnym momencie, gdy do Kasprowego mieliśmy ok. kilometra, schodzi chmura i znów nie widać absolutnie nic. Pierwszy raz doświadczam zjawiska jakim jest Widmo Borckenu. A co to takiego? Zasadniczo cień człowieka odbity na chmurze. Według górskich legend, ten kto zobaczy widmo, zginie wśród szczytów. Jednak to tylko legenda. Znam takich, którzy Widmo Borockenu widzieli kilkanaście razy w życiu i mają się dobrze. Po jakiś 10-15 minutach ponownie wychodzimy na słońce.

Bajkowe Tatry

tatryAlpy? Tatry? Himalaje?

TatryTatryRomantyczne Widmo Borckenu

widmo borckenuSztuka naskalna, czyli mrozem rzeźbione

TatryNa Kasprowym panuje spory tłum: narciarze, kolejkowicze oraz ci, którzy przywędrowali tu górami. Na szczycie podejmujemy kesza, który jak do tej pory jest naszą najwyżej położoną skrytką. Odpoczywamy chwilę obserwując chmury, które przetaczają się nad Suchymi Czubami Goryczkowymi. Przez jakieś 10 minut po prostu siedzę i robię zdjęcia oczarowana widokami.

Kasprowy Wierch: http://www.geocaching.com/geocache/GC4FGMW_kasprowy-wierch-1987m?guid=4a3fd896-c80b-4b18-b01f-f9766d5896ce

W drodze na Kasprowy

KasprowyNa Kasprowym

KasprowyZ keszem z Kasprowego

keszŚwinicaSentymentalnie

TatrySpektakl w wykonaniu chmur

TatryZielonym szlakiem schodzimy do Kuźnic. Droga trochę nam się dłuży i chyba nigdy nie nazwę tego szlaku moim ulubionym. Kiedy docieramy na dół zaczyna się ściemniać. Doczolgujemy się do Kianki i udajemy się na zasłużony obiad. Oby dwoje odczuwamy zmęczenie i dodatkowo jesteśmy bardzo głodni. W naszej ulubionej knajpce nie ma wolnych stolików, więc wybieramy pobliską restaurację, gdzie konsumujemy posiłek. Kelnerka trochę się dziwi, że Marek jest w stanie zjeść hamburgera, a później zagryźć go pizzą, ale skąd mogła wiedzieć, że mój ukochany jest wyjątkowym żarłokiem.

Podsumowując, nasz przedostatni dzień w górach okazał się wielce udany. Taki dzień kobiet mogę mieć cały rok! No i ta bajkowa pogoda oraz idealny wprost warun do robienia wymarzonych zdjęć. Dziękuję Ci pogodo za okazanie nam łaski 😉

Post Marcowe Podhale część 4. Słoneczne Tatry pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/marcowe-podhale-czesc-4-sloneczne-tatry/feed/ 0 2564
Bałkany 2012. Część 8- Kotor i jego impresje http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-8-kotorskie-impresje/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-8-kotorskie-impresje/#comments Sat, 07 Dec 2013 12:18:47 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=955 Boka Kotorska - to właśnie dzięki niej Czarnogóra zwana jest "fiordem nad Adriatykiem". Nasze impresje stamtąd zebrane w jednym wpisie.

Post Bałkany 2012. Część 8- Kotor i jego impresje pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
18.04.2012 Czyli pierwszy tydzień w podróży!

Poranek pierwszy raz od naprawdę długiego czasu budzi nas słońcem. Wreszcie nie słyszymy kropli deszczu bębniących o szyby i dach Kianki. Jest to prawdziwy sukces.

Z naszej bazy noclegowej obserwujemy, jak nad zatoką snują się chmury. Panuje dość rześka, acz przyjemna temperatura. Szybko się ogarniamy i zjeżdżamy nad morze, by tam skonsumować śniadanie. Zatrzymujemy się w okolicy miejscowości Zelenika. Nad morzem dalej unoszą się chmury, więc wszystkie widoki wokół nas są mocno przyćmione. Na szczęście słońce jest się w stanie do nas przebić, co jest z jego strony bardzo miłe.

Nadmorskie śniadanie

Zelenika

Na ławeczce, tuż przy samym morzu gotuję wykwintne śniadanie złożone z chińskiej zupki i batonika na deser. Siedząc w tym miejscu, postanawiamy wyjechać powyżej zatoki, by dotrzeć do wodospadu, który dostrzegliśmy z naszej wczorajszo – dzisiejszej bazy noclegowej.

Po posiłku wyruszamy do miejscowości Melijne, skąd na rondzie odbijamy w stronę pamiętnego z powodu policji Trebinje. Po przejechaniu kilku zakrętów, kierujemy się za znakami w prawo, na 3 cerkwie (w Sasovici, Lastvie i jeszcze jednej miejscowości zaczynającej się na R). Droga jest wąska, ale w dużej mierze asfaltowo – betonowa. Wiedzie wśród domostw i małych pól uprawnych. Widać, że tutejsi mieszkańcy żyją głównie w wypasu owiec i krów. Po drodze jakaś staruszka pozdrawia nas uśmiechem i machaniem laską (choć Marek odczytał to jako: „nie jedźcie tam”). Pniemy się dalej ku górze, by za miejscowością Lastva trafić na genialną wprost miejscówkę na camping, czy jak w naszym przypadku odświeżenie się i relaks. Znajduje się tam ława z widokiem na zatokę, jakaś zamknięta o tej porze roku chatka oraz, co najważniejsze, jest tam wyprowadzone źródełko z wodą (za pomocą zwykłej rury). Dzięki temu możemy się trochę odświeżyć, umyć włosy i stać się odrobinę bardziej czyści.

Kąpiel

w okolicach Lastvy

Widokowo

AdriatykOdświeżeni i pachnący ruszamy na poszukiwanie wodospadu, który był słyszalny z miejsca naszej kąpieli. Wśród ścieżek wydeptanych przez zwierzaki kręcimy się, by znaleźć dobry punkt, z którego moglibyśmy obejrzeć wodospad. Niestety  trawiasto – krzaczaste zbocze nie bardzo chce nam ułatwić to zadanie. Koniec końców widzimy wodospad tylko z daleka.

Wracamy do Kianki i jedziemy dalej górską drogą, tak aby dojechać do Kamenari (według mapy była taka możliwość), położonego nad Zatoką Kotorską. Niestety droga z każda chwilą staje się coraz trudniejsza dla naszej mało terenowej Kianki. Ostatecznie docieramy do czyjegoś gospodarstwa, przy którym droga się urywa. Witają nas tam zdziwione spojrzenia tamtejszych mieszkańców. Zapewne nie często zapuszczają się tam turyści, a już w szczególności tak charakterystycznym pojazdem. Mimo, że nie udało nam się trasą tą zjechać do Kamenari, to i tak warto było tam zawitać.

Jedna z cerkiewek na trasie

czarnogórska cerkiew

Zawracamy więc i udajemy się na dół, by wzdłuż wybrzeża dotrzeć do Zatoki Kotorskiej. Po drodze zatrzymujemy się w kilku punktach widokowych. Na szczególną uwagę zasłużył wodospad, który przepływa pod trasą wiodącą wzdłuż zatoki, tylko wtedy, gdy jest wysoki poziom wód gruntowych i dużo opadów. Kiedy byłam w tym miejscu 2 lata wcześniej we wrześniu i rok później w sierpniu, wodospad nie istniał.

Dużo wody w dużym wodospadzie

wodospad przy Boce Kotorskiej

wodospad Kotor

Naszym następnym przystankiem był mój ukochany Perast. Mimo, że odwiedziłam go dwa lata wcześniej z Tomaszem, to znów zachwyciłam się tym miejscem. Oczywiście popłynęliśmy na wyspę Gospa od Škrpjela. Tym razem kosztowało nas to po 5EUR od osoby, a nie 4EUR jak dwa lata wcześniej. Było też tam znacznie więcej ludzi. Wczesna godzina plus popularne turystycznie miejsce  równa się sporej ilości turystów. Ale na szczęście nikt nikomu nie wchodzi w drogę. Dzięki zorganizowanym wycieczkom, które znalazły się wraz z nami na wysepce, udaje nam się wejść do kościółka Matki Boskiej na Skale, gdzie możemy obejrzeć jego dość mroczne wnętrze, marynistyczne obrazy oraz makiety wysepek.

W drodze na wysepkę

Perast

Na wysepce

Gospa od Škrpjela

Moja już tradycyjna fota z Gospa od Škrpjela

ruda na Gospa od Škrpjela

ruda na wysokości

ruda na Gospa od ŠkrpjelaPerast widziany z wody

perast

Groźne góry?

Lovocen

Wracamy na stały ląd, by zagłębić się w urokliwe uliczki Perastu. Jest cudownie, ciepło i wreszcie wakacyjnie. Idziemy do pozostawionej poza miastem Kianki i jedziemy w stronę naszego kolejnego celu, jakim oczywiście jest Kotor. Po drodze zatrzymujemy się w Pekarze, aby zakupić coś na obiad. Bierzemy dwie buły z serem oraz jakąś gigantyczną bułę dla wiecznie głodnego Mrka. Płacimy 3.60EUR i gdy chcemy już wychodzić, okazuje się,  że jedna z monet mająca być 1EUR, okazała się być 1levem. W popłochu usiłujemy uzbierać brakującą kwotę z bardzo drobnych euro centów. Mój portfel został w oddalonej od nas Kiance. Robi się niezręcznie i gdy w końcu decyduję się pobiec do samochodu, sprzedawca stwierdza: „Nie macie pieniędzy? Trudno, idźcie, nie ważne!” Powiedział to w tak życzliwy sposób, że chyba naprawdę wyglądaliśmy albo na bardzo  głodnych, albo na bardzo biednych, albo na jedno i drugie. Posileni pysznym jedzeniem docieramy do Kotoru. Kiankę parkujemy nieopodal mariny, w uliczce biegnącej od ronda. Idziemy prosto na znaną mi już dość dobrze starówkę, kierując się od razu na mury obronne i fortecę. W tym roku za wejście płacimy 3EUR od osoby, a nie 2EUR jak dwa lata wcześniej. Ale w ramach tej wyższej kwoty otrzymujemy mapkę  fortecy(fakt mało czytelną). Cóż: zmiany, zmiany, zmiany.

Zaczynamy wędrówkę ku górze. Po drodze mijamy ekipę remontującą ścieżkę wiodącą na szczyt fortu. Potrzebny im sprzęt i materiały przytransportowały tu na swych grzbietach muły, które kiedy je mijamy, pasą się na trawie, przy ścieżce. Kiedy jesteśmy już prawie u celu naszej wędrówki, zaczyna padać, co jest akurat typowe dla Boki Kotorskiej. Praktycznie codziennie zdarza się tutaj przelotny deszcz, mniej więcej między 12 a 14. Chronimy się na chwilę pod sporą tują i przez dłuższy czas obserwujemy toczące się w dole życie zatoki. Kiedy słońce zaczyna przebijać się przez chmury, wyruszamy w dalszą drogę. Docieramy do Zamku św. Ivana, najwyższego punktu fortecy. Widoki są przepiękne, zarówno na góry jak i na Bokę. Schodząc z zamku znajdujemy odbicie szlaku, które przez małą furtkę w murze wyprowadza nas poza obręb fortecznych murów. Znajdujemy się na górskiej polanie, usianej licznymi kamieniami. Znajdują się tu ruiny domów oraz dobrze zachowana cerkiewka. Malo kto tu zagląda, trzymając się głównych arterii fortecy. Inna sprawa, że nie pamiętam aby furtka, przez która się tu dostaliśmy, była otwarta dwa lata wcześniej. Jak widać warto wracać w te same miejsca, gdyż można odkryć coś zupełnie nowego.

Grupa remontowa

forteca Kotor

W drodze do Zamku Św. Ivana

forteca Kotor

Kotor z lotu ptaka

Kotor

Spod cerkwi wiedzie szlak do Kotoru, którym jeśli by ktoś chciał podchodzić, to nie zapłaci złamanego euro centa. Jak trafić na ten szlak? Nic prostszego. Wystarczy idąc w stronę Dobroty, minąć starówkę Kotoru, przejść most na rzece i tuż za nim skręcić w prawo, w uliczkę wiodącą wzdłuż koryta potoku. Za parkingiem, a tuż przed jakimś zakładem, należy obrać ścieżkę wzdłuż ogrodzenia. Tam pojawiają się oznakowania szlaku. Teraz wystarczy przekroczyć rzekę i wyraźnymi, kamiennymi zakosami wdrapać się na górę. Szkoda, że nie wiedzieliśmy o tym wcześniej, zaoszczędzilibyśmy 6EUR.

Cerkiew poza murami kotorskiej fortecy

cerkiew Lovocen Kotor

Fragment fortecy widziany ze szlaku do Kotoru

forteca Kotor

Wracamy do malowniczej, kotorskiej starówki. W jednym ze sklepików z pamiątkami kupuję pocztówki, które obiecałam wysłać kilku osobom. Siadamy przed główną, kotorską bramą, gdzie zabieram się za pisanie pozdrowień, a Marek w tym czasie odkrywa, że w miejscu tym można złapać w pełni działające, darmowe WiFi. Dzięki temu możemy znów sprawdzić prognozy, napisać maile i uzupełnić Kiankowy profil.

Kiedy wysyłam kartki na poczcie, zaczyna znów padać. Niestety tym razem jest to regularna ulewa. Kierujemy się w stronę Kianki, robiąc po drodze piwne zakupy. Naszym kolejnym celem jest Park Narodowy Lovocen, a dokładniej wiodąca do niego droga mająca 25 zakrętów. Tuż przed tunelem wiodącym do Tivat, należy skręcić na Cetinje (są tam wyraźne znaki). Droga od początku do końca robi na nas niesamowite wrażenie. Widoki z każdym, pokonywanym kilometrem stają się coraz piękniejsze. Kiedy deszcz nieco ustaje, a słońce wychodzi zza chmur, powstaje wyjątkowo malownicza tęcza.

Tęczowo

tęcza nad Kotorem

Pniemy się coraz wyżej. Po drodze znajdujemy genialne miejsce na nocleg, z takim widokiem, że szczęka opada do kostek. Jedynym mankamentem jest to, że chyba ktoś wcześniej rozebrał w tym miejscu samochód i leżała tam cała masa śmieci, w tym szkieł. Rozbicie namiotu zatem całkiem odpada, ale od czego ma się Kiankowego campera. Opuszczamy tę miejscówkę z założeniem, że wrócimy tu, jeśli wyżej nie znajdziemy nic ciekawego. A dalej były kolejne zakręty. Kiedy mijamy ten z nr 25, droga wznosi się łagodnie ku górze, trawersując strome zbocze. W pewnym momencie przejeżdżamy przez wykuty w litej skale tunel. Dalej docieramy w okolice miejscowości Njegusi, skąd odbijają liczne, górskie szlaki. Znajduje się tam też kilka domostw, jakieś knajpki, które w kwietniu raczej nie tętnią życiem.

Widok z trasy

widok na Kotor

Za skalnym tunelem

Lovocen i Kianka

Postanawiamy wrócić na wcześniej upatrzoną miejscówkę noclegową przy zakręcie nr 14. Po drodze machamy do już wcześniej mijanego rowerzysty. Jedziemy w dół, by po chwili dotrzeć do naszej bazy. Widok zniewala: Zatoka Herceg Novi, lotnisko w Tivat, Zatoka Kotorska i sam Kotor, góry wokół. Istna bajka.

Gdy tak kontemplujemy widoki, zjeżdża do nas „nasz znajomy” rowerzysta. Okazuje się być w połowie Amerykaninem, a połowie Francuzem, który przez dwa lata mieszkał w Turcji. Właśnie był w drodze ze Stambułu do Francji, gdzie miał odwiedzić swoją rodzinę. Po krótkiej pogawędce i zrobieniu sobie nawzajem zdjęć, pożegnał nas i pognał dalej w dół. Widzimy go później, na którymś z niżej położonych zakrętów.

Zdjęcie zrobione przez znajomego rowerzystę

Kianka i Boka Kotorska

Nasz znajomy rowerzysta

rowerzysta

Wieczór upływa nam na zachwycaniu się zmieniającym się krajobrazem. Najpierw niesamowity zachód słońca, później coraz bardziej rozświetlające się miejscowości w dole. Generalnie idealne miejsce na fotograficzne wyżycie się. Niestety odczuwam  dość silnie brak statywu, którego z bliżej nieokreślonych przyczyn nie zabrałam z Polski. Przy nocnych zdjęciach wspomagamy się Kianką i murkiem, którzy całkiem dobrze spisują się w roli statywu.

Zachód słońca na Tivat i Herceg Novi

Tivat i Herceg Novi

Kotorska noc

noc w Kotorze

Bałkany jako takie oferują naprawdę wiele, wspaniałych widokowo miejsc. Jednak moim zdaniem, trasa wiodąca na pasmo Lovocenu, jest w pierwszej piątce najpiękniejszych widokowo dróg.

A poniżej jeszcze dowód na to, że w Kiance można nocować. Zdjęcie nie zawiera lokowania produktu 😉

nocleg w Kiance

Post Bałkany 2012. Część 8- Kotor i jego impresje pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-8-kotorskie-impresje/feed/ 8 955