Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-includes/pomo/plural-forms.php on line 210

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-content/plugins/wp-super-cache/wp-cache-phase2.php on line 1167

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 77

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 87

Warning: Creating default object from empty value in /wp-content/themes/journey/framework/options/core/inc/class.redux_filesystem.php on line 29

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Montenegro – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl Subiektywne spojrzenie rudej i Marka na Bałkany, podróże i nie tylko! Thu, 07 Jun 2018 07:00:36 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.6 http://balkany.ateamit.pl/wp-content/uploads/2014/12/DSC09337-5497cfcbv1_site_icon-32x32.png Montenegro – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl 32 32 80539066 Bałkany 2012. Częśc 9 – śnieg, deszcz i burza w Czarnogórze http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-9-snieg-deszcz-i-burza-w-czarnogorze/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-9-snieg-deszcz-i-burza-w-czarnogorze/#comments Tue, 10 Dec 2013 15:18:29 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=973 Podobno na Bałkanach słońce świeci częściej. Nam w kwietniowej Czarnogórze trafiły się praktycznie wszystkie cztery pory roku.

Post Bałkany 2012. Częśc 9 – śnieg, deszcz i burza w Czarnogórze pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
19.04.2012  Budzi nas dźwięk uderzających o Kiankę kropel deszczu. Znów to samo. Czy ta pogoda nie może się ogarnąć? W głowie aż huczy mi od mało cenzuralnych sformułowań na ten temat.

Jemy śniadanie, dokonujemy tradycyjnego ogarniania siebie i Kianki. O dziwo mimo deszczu i chmur widok jest nadal całkiem przejrzysty.

Widok na Tivat

Tivat

Pokonujemy ponownie 11 serpentyn pod górę i kierujemy się Kianką w stronę Jezerskiego Vrhu, traktowanego przez Czarnogórców, jak Olimp przez Greków.  Dodam jeszcze, że takie samo sformułowanie przeczytałam odnośnie chorwackiego szczytu Sv. Jure w Chorwacji. Cóż, widać, że w tych okolicach w dobrym tonie jest nawiązywać do Grecji i Greków. Według przewodnika, z Jezerskiego Vrhu widać podobno połowę Montenegro.

Ponieważ chcemy sprawdzić, czy czarnogórski szczyt jest taki super, pniemy się Kianką do góry. Ruszamy w trasę za dwoma Chorwatami w białym Oplu. Początkowo jedzie się całkiem w porządku. Odsłaniają się widoki, więc przystajemy na sesję zdjęciową. Niestety wieje niemiłosiernie, a temperatura absolutnie nie wskazuje na to, że jesteśmy na ciepłych Bałkanach. Wymijamy Chorwatów i jedziemy dalej. Im wyżej, tym wokół pojawia się więcej śniegu. Zalega on również na drodze, jednak początkowo da się po nim przejechać. Cóż, do czasu. Na naszej drodze „staje” sporej wielkości łacha śniegu, po której nikt od zimy jeszcze nie przejechał. Ponieważ nie mamy szans jej pokonać, Marek dokonuje ekwilibrystycznej sztuki wykręcania Kianki na wybitnie wąskiej drodze. Gdy Chorwaci widzą nasze zmagania, natychmiast się wycofują. Markowi koniec końców udaje się skierować Kiankę w dół drogi i możemy zjeżdżać. Zaczyna padać śnieg z deszczem. Czy ja kiedykolwiek wspominałam coś o ciepłych i słonecznych Bałkanach??? Eee no tak we wrześniu, kiedy byłam tam w 2010 roku, temperatury były raczej ok. Nie, ja wiem, to się działo w górach, wiadomo, pogoda tam bywa rozchwiana jak kobieta przed okresem. Ale z całym szacunkiem, my przyjechaliśmy się tutaj wygrzać. Podsumowując: kwiecień + Bałkany = pogodowy kalejdoskop.

Marek i Kianka wycofujący się po spotkaniu z łachą śniegu

Lovocen i Kianka

Jedziemy dalej, kierując się na Cetinje, które jest dawną stolicą Czarnogóry. Zamiast śniegiem, jesteśmy atakowani przez wściekłe strugi, wyjątkowo agresywnej ulewy. Droga jest jeszcze bardziej zawiła, niż ta po stronie Kotoru. Docieramy do Cetinje, które zwiedzamy z okien Kianki, gdyż na zewnątrz jest ściana wody. Szukamy dość intensywnie stacji benzynowej, ponieważ nasz żółty środek lokomocji zaczynał domagać się pożywienia. Głodna Kianka, to kapryśna Kianka! Uwierzcie mi na słowo, nie jest to nic przyjemnego. Ostatecznie stację znaleźliśmy i po nakarmieniu głodomora ruszamy w stronę Budvy. Droga oczywiście zalana jest deszczem. W pewnym momencie wjeżdżamy w chmurę, tak, że widoczność spada zaledwie do kilku metrów. Miejscowi suną w dół na awaryjnych. Po pewnym czasie wyjeżdżamy z chmury i odsłania nam się widok na Budvę.

Piękna widokowa trasa z Cetinje do Budvy

Kianka

Jakoś wyjątkowo do Budvy nie mogę się przekonać. Jestem tu drugi raz i jak szybko tu przyjechałam, tak szybko mogę wyjeżdżać. Panuje w niej wyjątkowy rozgardiasz, a zaparkowanie stanowi jedną z magicznych umiejętności, które w tym mieście warto posiadać. Ostatecznie zostawiamy Kiankę na płatnym parkingu, nieopodal Starego Gradu (0.5EUR za godzinę). Udajemy się do otoczonego murami starego miasta. No owszem, jest tam ładnie, wąskie uliczki i ten śródziemnomorski klimat. Ale Budva to nie jest moje miejsce w Czarnogórze.

Plaża w Budvie

Budva

Ponieważ wieje, leje i jest zimno, jeszcze gorzej odbieram Budvę niż dwa lata wcześniej. Spacerujemy później wzdłuż morza. Wśród mijanych, nielicznych turystów dominuje jezyk niemiecki i duński. Zaczynamy rozglądać się za jakimś miejscem, w którym moglibyśmy się schronić i odetchnąć chwilkę od deszczu. Wybieramy restaurację Adriatic z całkiem przystępnymi cenami. Marek wcina dużą pizzę, ja natomiast wypijam owocową herbatę z miodem i cytryną. Ponieważ jest tam darmowe WiFi, mailuję intensywnie ze znajomymi i rodziną.

Wracamy po Kiankę i decydujemy się udać na półwysep Lustica, gdzie generalnie postanowiliśmy poszukać dogodnego miejsca na nocleg. Nasza mapa wskazywała, że praktycznie nie ma tam żadnych miejscowości. Za cel obraliśmy sobie punkt widokowy przy zatoce Żamijca. Po drodze okazuje się, że o ile w niektórych miejscach półwysep jest pusty, to tam gdzie myśleliśmy, że nic nie ma, stało całkiem sporo budynków. Jadąc w stronę naszego celu, mijamy tablicę informacyjną, z której wynikało, że obecnie trwa tam proces tworzenia ośrodka dla bardziej i mniej zamożnych turystów. Szybko okazuje się, że półwysep to spory plac budowy, a wiele starszych budynków jest „for sale”. Kierujemy się w stronę Żamijac. Najpierw jednak docieramy do plaży Mirista, gdzie nad morzem umiejscowione są knajpki i inne budynki infrastruktury plażowo – rozrywkowej. Nie kręci się tam zbyt wiele osób, ot paru robotników, którzy pracują przy jakiejś konstrukcji. Zostawiamy Kiankę i spacerem, udajemy się w stronę czegoś, co wygląda jak forteca. Morze jest wyjątkowo wzburzone i zalewa brzeg sporej wielkości falami. Po prawej stronie mijamy wysepkę z zacumowaną nieopodal łódką. Na wysepce znajdują się jakieś kamienne zabudowania. Docieramy do fortu. Wokół szleją fale i wieje przeraźliwie. A wszystko dlatego, że jesteśmy na tym fragmencie półwyspu, który mocno wysunięty jest w głąb morza.

Wysepka

czarnogórska wyspa

Fort

fort

Wzburzone morze

Adriatyk

Marek i Adriatyk

Wracamy po Kiankę i podjeżdżamy do plaży Żamijac. Dosłownie wjeżdżamy na plażę, bo jak się okazuje, wcześniejsze parkingi, które mijaliśmy, były właśnie po to, by zostawić tam samochód i dalej udać się już na piechotę. Marek po raz drugi dzisiejszego dnia ma wyzwanie związane z  wykręceniem Kianki na wąskiej drodze.

Za kolejny punkt naszej podróży po półwyspie obieramy sobie miejscowość Rosa, gdzie według mapy powinien znajdować się fort. Ta malowniczo położona miejscowość ma przepiękny wprost widok na Herceg Novi, Igalo oraz na miejsce, w którym nocowaliśmy dwa dni temu. Generalnie Rosa tętni życiem w sezonie, gdy przybywają tu żeglarze. Znaleźć tam można domki obite słomą, tak jak na Hawajach. W miejscowości tej znów widać sporo domów „na sprzedaż”. Niedaleko od brzegu widać zatopiony wrak statku. Raczej rzadko ktoś tu przybywa samochodem, ale w kwietniu w ogóle nikogo tam można nie spotkać. Chwilę spacerujemy jeszcze po miejscowości w poszukiwaniu fortu. Okazuje się, że został on przerobiony na hotel.

Rosa

Rosa

Wrak statku

Rosa i wrak statku

Twarzoaparat

ruda i Rosa

Wracamy do Kianki i cofamy się tą samą drogą, którą tu przyjechaliśmy i zaczynamy rozglądać się za jakimś miejscem noclegowym. Nie jest to zasadniczo trudne, gdyż od asfaltu odbija spora ilość mniejszych, żwirowych dróg. Wjeżdżamy w jedną z nich. Mamy z niej widok na masyw Lovocen. Rozstawiamy Kiankę campera, gramy chwilę w badmintona do momentu, aż nie zacznie padać. Pocieszamy się piwkiem, aż tu nagle, nad naszymi głowami rozpętuje się regularna burza. I tak przez większą część nocy…

Nasza miejscówka noclegowa

noclegNasza ponownie pokrętna trasa

Post Bałkany 2012. Częśc 9 – śnieg, deszcz i burza w Czarnogórze pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-9-snieg-deszcz-i-burza-w-czarnogorze/feed/ 3 973
Bałkany 2012. Część 7 – z Chorwacji do Czarnogóry http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-7-z-chorwacji-do-czarnogory/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-7-z-chorwacji-do-czarnogory/#comments Fri, 06 Dec 2013 09:25:20 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=925 Poranna wizyta w Dubrowniku i przejazd do Czarnogóry, w poszukiwaniu lepszej pogody.

Post Bałkany 2012. Część 7 – z Chorwacji do Czarnogóry pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
17.04.2012 Jeśli napiszę, że obudził nas deszcz bębniący o szyby, to raczej nikogo to nie zdziwi. Oczywiście wiatr hula jak oszalały (prawie jak podczas dzisiejszego ataku orkanu na Polskę). Zastanawiamy się jak w tej ulewie mamy zwiedzać Dubrownik.

Poranny widok na Dubrownik

Dubrownik

Zapada w końcu decyzja  – zjeżdżamy do miasta i szukamy darmowego miejsca parkingowego. Niestety nie jest to takie proste, gdyż wszędzie są płatne strefy parkowania. Parking przy Konzumie również jest płatny – pierwsze 90 minut dla klientów sklepu jest darmowe. Nie chcąc już zbytnio kombinować i tracić czasu oraz nie narażać Kianki na odholowanie lub mandat, porzucamy ją na publicznym, podziemnym parkingu. Koszt: 7kun za godzinę. Wypłacamy pieniądze z bankomatu i za strzałkami podążamy do centrum miasta czyli Stari Gradu. Ta malownicza, położona nad brzegiem morza starówka, przyciąga rzesze turystów, również w kwietniu. Zaskoczeni tłumami, usiłujemy odnaleźć się w tej nowej dla nas rzeczywistości i szukamy jakiegoś mniej zaludnionego terenu.

Stari Grad

Stari Grad Dubrownik

Początkowo chcemy przespacerować się po zewnętrznej stronie murów starówki, ale Adriatyk jest tego dnia wyjątkowo wzburzony, a fale osiągały wielkość 2 metrów. W takich warunkach niestety nasz plan kompletnie nie wypalił.

Na zewnętrznej części murów

zewnętrzne mury Dubrownik

fale przy Dubrowniku

Wybieramy opcję szwędania się po samej starówce. Zagłębiamy się w uliczki, do których nie zapuszczają się turyści, którzy buszują wśród sklepów z pamiątkami. Wychodzimy na punkt widokowy położony nad samym morzem. W lecie musi to być świetna miejscówka, jednak w kwietniu zalewana była przez fale. Mnie towarzyszą tam dwa gołębie, które drepczą za mną niczym kury.

miejska plaża Dubrownik

Zaczyna padać coraz bardziej (trochę staje się to monotematyczne). Szukamy jakiegoś miejsca, by schronić się przed coraz bardziej napierającym deszczem. Lądujemy w Cafe Glam, gdzie jest w końcu normalne, darmowe WiFi. Wreszcie możemy połączyć się ze światem, zaktualizować Kiankowy profil na facebooku oraz sprawdzić prognozy pogody. Mówią one, że od jutra ma być ładnie, ale od czwartku znów bardziej pochmurno. Decydujemy się przejechać do Czarnogóry i tam szukać szczęścia pogodowego. Dopijamy herbatę i gorącą czekoladę, wysyłamy ostatnie maile, gdy nad miastem przetacza się kolejne oberwanie chmury. Gdy z nieba leję się odrobinę mniej, ruszamy jeszcze na spacer, by wolnym krokiem wrócić do Kianki.

W szalejącym deszczu jedziemy  w stronę przejścia granicznego Debeli Brijeg. Trasa w stronę Czarnogóry jest w remoncie, co za chwilę stanie się nową, świecką, bałkańską tradycją, ale o tym później.

Remont drogi

remont drogi na chorwacko-czarnogórskie przejście graniczne

Na przejściu nikt od nas niczego nie chce, nawet teoretycznej opłaty 10EUR, o której czytaliśmy swego czasu. Opłata miała się tyczyć użytkowania samochodu na terenie Montenegro, a co za tym idzie emisji spalin wśród gór i akwenów tego urokliwego kraju. Zadowoleni ruszamy w stronę Herceg Novi. Rozglądamy się powoli za miejscem na nocleg. Najpierw jedziemy wzdłuż wybrzeża, ale nawet campingi w tym czasie są pozamykane. Mijamy Bijela, gdzie kursują promy. W 2010 roku miałam okazję nim płynąć autokarem z Sofii do Hercev Novi (opis znajdziecie tutaj). Za miejscowością Kostanijca skręcamy w wiodącą ku górze drogę. Po ujechaniu niecałego kilometra zostajemy zatrzymani przez rzekę, która utworzyła się na obranej przez nas trasie.

Drogowa rzeka

rzeka zamiast drogi

Postanawiamy zawrócić w rejon Herceg Novi i gdzieś tam poszukać miejsca na camping. Za Igalo wjeżdżamy w drogę wiodącą do przejścia granicznego na półwyspie, który Montenegro dzieli z Chorwacją. Odbijamy w drogę na jakąś cerkiwe i po stromych, górskich zakrętach docieramy do zabudowań. Cofamy się nieco niżej, do jednego z zakrętów, przy którym możemy dogodnie zaparkować Kiankę. Mamy piękny widok na zatokę Hercego Novi i pozostałe miejscowości, a także pasmo Lovocen górujące nad Boką Kotorską. Po 17 nad zatoką świeci słońce, deszcz przestaje padać i widoki odsłaniają się jeszcze bardziej. Dla zabicia czasu czytamy przewodniki, by lepiej zaplanować sobie czas w Czarnogórze, tak aby mieć warianty wycieczek na różne typy pogody. Pijemy bośniackie piwo PAN, robimy nocne fotografie zatoki. Gdy coraz bardziej się ściemnia, na wzgórzu za nami zaczynają wyć jakieś zwierzaki. Psy? Wilki? Kojoty? Mało istotne. Po obejrzeniu filmu „The Grey” („Przetrwanie”) człowiekowi robi się gorzej, gdy słyszy takie dźwięki.

Nasza campingowa miejscówka

Camping przy Igalo

Słońce!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Herceg Novi

Lovocen

Lovocen

Herceg Novi by night

Herceg Novi

Herceg Novi

Nasza chorwacko – czarnogórska trasa

Post Bałkany 2012. Część 7 – z Chorwacji do Czarnogóry pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-7-z-chorwacji-do-czarnogory/feed/ 4 925
Bałkany 2010. Część 12 – beskidzkie Prokletije http://balkany.ateamit.pl/558/ http://balkany.ateamit.pl/558/#comments Mon, 28 Oct 2013 10:27:43 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=558 Czy w górach Prokletije można znaleźć beskidzkie klimaty? Okazuje się, że tak i wraz z Tomaszem udało nam się odkryć inne oblicze tego pasma.

Post Bałkany 2010. Część 12 – beskidzkie Prokletije pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
16.09.10 Tym razem poranek jest bezchmurny, lecz znów w namiocie panuje tropikalny mikroklimat. Dzieje się tak dlatego, że w Dolinie Grbaje codziennie rano jest straszna rosa, która znika zaraz po tym, jak do jej dna dociera słońce.

Po prostu bajkowy poranek w Prokletije

Poranek w Dolinie GrbajeDzisiejszy plan to szczyt o urokliwej nazwie Trojan. Wcześniej – przejście przed Dolinę Valušnica. Naszą trasę zaczynamy zaraz obok Eko Katunu. Początkowo droga biegnie przez bukowy las, więc czujemy się trochę jak w naszych rodzimych Beskidach.

Beskidy w MontenegroŚcieżka jest bardzo dobrze widoczna i oznakowana, więc tym razem nie gubimy się na dzień dobry. Po nie całych dwóch godzinach marszu docieramy do Valušnicy. Ta cudnie położona dolina otoczona jest skalisto – trawiastymi zboczami, zza których wychylają się groźne, skalne ściany. O tej porze roku dominują tu rude kolory, za sprawą rosnących w tym miejscu krzaków jagód. Jest iście bajkowo, trochę bieszczadzko, trochę beskidzko. Siedzimy tam dłuższą chwilę, napawając się widokami.

Dolina Valušnica

Dolina Valusnica

Valušnica

Valušnica II

Kontrasty

Prokletije

SONY DSCPo analizie mapy wybieramy trasę przez przełęcz Cafu, do której prowadzi nieoznakowana ścieżka. Nie mamy jednak problemu, by odnaleźć ją wśród traw. Dość szybko zdobywamy przełęcz, skąd rozpościera się widok na masyw Trojana. W dole widzimy pasterza prowadzącego stado owiec. Na przełęczy, wybieramy ścieżkę graniową, która przylega do granicy z Albanią. Okazuje się jednak, że na pasie granicznym nasza droga się urywa. Wtedy rozumiemy, że powinniśmy byli wybrać trasę wiodącą nieco poniżej, która trawersuje zbocze. Gdy zaczynamy schodzić ku niej, zauważamy, że w dole, obok ruin zbombardowanego domu, pojawił się terenowy, biały samochód, należący do policji granicznej. Panowie pogranicznicy obserwowali nas przez lornetkę, ale nie zawracali nam głowy, gdyż przecież nie robiliśmy nic nielegalnego. Wędrujemy dalej właściwą ścieżką w stronę Trojana. Przewodnik, który zakupiłam w Eko Katunie opisywał, iż trasa ta jest łatwa, miła i przyjemna. Szkoda, że tradycyjnie już, zgubiliśmy się. Na piarżysku w podnóży masywu Trojana wypatrzyliśmy jednak ścieżkę, która jednak postanowiła się gdzieś przed nami ukryć. Zastanawiamy się nad tym, jak mogłaby dalej iść, ale nic mądrego nie wymyślamy.

W drodze na Trojana

Blisko Albanii

ruda w Albanii

Trojan we własnej osobie

SONY DSC

Trojan II

W końcu porzucamy Trojana i schodzimy do polanki z ruinami domu i jeepem. Panowie pogranicznicy poszli chyba na jagody, gdyż nikogo nie spotykamy. Zmieniamy nasze plany i wypatrzoną przez Tomasz droga, udajemy się na Karaulę (szczycik położony po sąsiedzku od Trojana). Nasza ścieżka wygląda trochę jak te, powstające po wywózce drewna, lecz po bliższym przyjrzeniu się widać, że powstała już jakiś czas temu. Przez dłuższy czas idzie się świetnie. W końcu jednak ścieżka znika, przypominając nam, że nie może być za pięknie. Powoli gubienie się, jest naszym górskim standardem. Idziemy przez las, aż docieramy do grzbietu, który ostro kończył się po swej lewej stronie. Stara, dobra zasada trzymania się grzbietu skutkuje tym, że przechodząc przez jakieś krzaki, wychodzimy na szlak. Sukces! Zdobywamy szczyt Karauli, z której mamy panoramę 360stopni na Plav, Gusinje, Mali Karanfili, Veliki Vrh, szczyty po albańskiej stronie, Valušnicę oraz nieszczęsnego Trojana (dopatrujemy się też ścieżki wiodącej na jego szczyt, która prawdopodobnie biegnie z przełęczy, którą ominęliśmy i przechodzi po albańskiej stronie tej góry, omijając skalne ściany). Na Karauli znajduje się skrzyneczka z księgą pamiątkową, do której oczywiście się wpisujemy. Znajdujemy tam wpis dziewczyn z Raciborza, które były tam jakiś czas przed nami. Z góry jesteśmy w stanie zobaczyć nasz namiot obok Eko Katunu. Generalnie nie chce nam się stamtąd schodzić – mając taki widok, nie jest to nic dziwnego.

Pamiątka po czasach chaosu

Prokletije ruiny domu

W drodze na Karaulę

w drodze na Karaulę

Na Karauli

Karaula I

Karaula II

po prostu Prokletije

Naszą drogę powrotną zaczynamy od stromego zejścia leśną ścieżką. Później lawirujemy wśród „beskidzkich buków”. Po godzinie szybkiego marszu jesteśmy na dole. Wieczorem przychodzą Czesi i opowiadają o swoim wejściu na Karanfil. Byli bardzo zadowoleni, bo nie mieli żadnych problemów ze znalezieniem szlaku. Z Tomaszem powoli zastanawiamy się, czy z nami jest coś nie tak, że ciągle się gubimy. O 20 jesteśmy wyganiani z przyjemnego wnętrza katunu. Na odchodnym Czesi słyszą od kucharza, że mają zapłacić za nocleg, mimo że są rozbici jakieś 300-400metrów stąd, na niczyjej łące. Żegnamy się z naszymi południowymi sąsiadami, gdyż oni wybierają się następnego dnia nad morze, do Baru. My natomiast planujemy przenieść się do sąsiedniej doliny, by za dwa dni spróbować zdobyć Maje e Jezerces.

Eko Katun Grbaje i Tomasz

PS. Kucharz z Eko Katunu poprosił mnie, żebym napisała, iż mają tam pyszne jedzenie.

Potwierdzam – jedzonko, jest tam smakowite 😉

Zapisz

Post Bałkany 2010. Część 12 – beskidzkie Prokletije pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/558/feed/ 9 558
Bałkany czyli o co tyle szumu? Część 2 http://balkany.ateamit.pl/balkany-czyli-o-co-tyle-szumu-czesc-2/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-czyli-o-co-tyle-szumu-czesc-2/#comments Sat, 28 Sep 2013 09:18:28 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=155 Kontynuujemy naszą szybką przebieżkę po bałkańskich krajach. Dziś zaczniemy od mojej ukochanej Czarnogóry, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia, jeszcze przed tym jak ją odwiedziłam. Kiedy po długiej podróży z Sofii do Czarnogóry wreszcie ujrzałam Bokę Kotorską, to kolana mi się ugięły, a szczęka opadła z hukiem do samej ziemi (uwierzcie mi, było tak […]

Post Bałkany czyli o co tyle szumu? Część 2 pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Kontynuujemy naszą szybką przebieżkę po bałkańskich krajach. Dziś zaczniemy od mojej ukochanej Czarnogóry, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia, jeszcze przed tym jak ją odwiedziłam. Kiedy po długiej podróży z Sofii do Czarnogóry wreszcie ujrzałam Bokę Kotorską, to kolana mi się ugięły, a szczęka opadła z hukiem do samej ziemi (uwierzcie mi, było tak naprawdę!).

C jak Czarnogóra (Montenegro) – zwana fiordem nad Adriatykiem. Rzeczywiście piękno tego kraju jest niezaprzeczalne. Wybrzeże wraz z Boką Kotorską i Zatoką Herceg – Novi to europejski rarytas. Gdy już się tam jest to „ochów” i „achów” nie ma końca. W sezonie Czarnogóra jest oblegana przez turystów, dociera tam sporo zorganizowanych wycieczek autokarowych, jak i przypływają ogromne statki wycieczkowe. Po za sezonem nadal kręci się tu trochę przyjezdnych, ale jest większy spokój. Czarnogóra – jak sama nazwa wskazuje, to nie tylko morze, ale przede wszystkim góry. Nie będę teraz wchodzić w szczegóły, bo jak zacznę pisać o górach, to powstanie 20 stron maszynopisu. Wolę dawkować Wam emocje. Ale Rumija, Sinjavina, Biogradska Gora, Durmitor i na deser Prokletije – to tylko kilka z pasm, jakie tam znajdziemy. Bajeczne widoki, mała liczba turystów, górale i pasterze witający wędrowców radosnym okrzykiem „Cafu, rajkiju!!!!” – to tylko niektóre atrakcje, jakie nas czekają, jeśli wybierzemy się na trekking. Sporym plusem Czarnogóry jest fakt, że z racji jej niewielkich rozmiarów, można ją zjechać wzdłuż i wszerz w krótkim czasie.

Dla kogo Czarnogóra? Odpowiedź jest prosta i oczywista – dla wszystkich. Bogaci i wymagający znajdą dla siebie odpowiednie miejsca, np. wysepkę Sv. Stefan, gdzie urlop spędzają takie gwiazdy jak choćby Sofia Loren. Ci o mniej zasobnym portfelu mogą wybrać się do pomniejszych kurortów lub znaleźć sobie dogodne sobe/apartmani. Podróżnicy wolący ciszę, spokój i pustkę mogą wybrać się w góry Sinjavina, gdzie „Ostatnich turystów widzieliśmy rok temu i byli to Czesi.”.

Ceny – zróżnicowane, w zależności od tego czy jesteśmy na wybrzeżu, czy w górach. Według mnie jedzenie, noclegi, campingi są nieco tańsze niż w Chorwacji (o ile nie wybieramy się do pięcio-gwiazdkowego hotelu). Benzyna jest jedną z droższych na Bałkanach (1.38 EUR za litr – stan na sierpień 2013), przy czym na wszystkich stacjach cena jest taka sama. Żywność ma ceny porównywalne jak w Polsce.

Pogoda – podobnie jak w Chorwacji czyli nad morzem upalnie i sucho w lecie, deszczowo na jesień i zimę, natomiast w górach i na wyżynach różnice temperatur są znacznie większe, zimą pada śnieg.

Jedzenie – oczywiście Pekary i ich duża oferta ze smakołykami słonymi i słodkimi. Oczywiście bazarki z możliwością zakupienia świeżych owoców i warzyw. Restauracji jest sporo, o różnym standardzie, a co za tym idzie z różnymi cenami (Lepiej nie iść do knajpy, gdzie siedzi dużo Rosjan. Możemy byś pewni, że będzie tam bardzo drogo.)

Zakupy – sklepów w Czarnogórze jest sporo, zarówno samoobsługowych, jak i tych bardziej lokalnych. Pamiątki kupimy wszędzie tam, gdzie jest dużo turystów. Bardzo duży wybór znajdziemy na Kotorskiej starówce, gdzie oprócz typowego badziewia, są też miejsca oferujący rękodzieło, obrazy, rzeczy ze szkła.

SONY DSCG jak Grecja – czyli w świecie mitów, kryzysu i horrendalnie drogiej benzyny. O Grecji każdy uczył się w szkole, na chyba każdym etapie edukacji byliśmy „katowani” antykiem, a co za tym idzie samą Grecją. Każdy wie, gdzie są Ateny, Olimp czy Korfu. Tu za wiele opowiadać nie trzeba. Natomiast Grecja jest chyba jednak  najdroższym, bałkański krajem i przebija w tym Chorwację. Do niedawna nie było aż tak źle. Dopiero grecki kryzys, o którym trąbiły media sprawił, że jest jak jest. Nie będę wnikać w grecką naturę, która do tego doprowadziła, ale co by nie mówić Grecy mają piękne autostrad (trochę puste, bo chyba nikogo nie stać na zakup benzyny), tereny wprost stworzone do wszelkich rodzajów rekreacji i dobrą bazę turystyczną. Nadal jeżdżą tam spore grupy Polaków, ale głównie na wycieczki zorganizowane, więc gdy ma się wszystko „All inclusive”, to nie trzeba się aż tak bardzo martwić o portfel i uciekającą z niego gotówkę.

Dla kogo Grecja? Na ten moment, wydaje mi się, że dla tych, którzy nie jeżdżą samochodem, ewentualnie zamiast benzyny, tankują gaz. Pewnie bardziej opłaca się jechać tam ze zorganizowaną wycieczką lub polecieć samolotem i na własną rękę (np. za pomocą tamtejszej komunikacji) podróżować po kraju.  Grecja ma bogatą ofertę i dla bogatszych, i tych z klasy średniej. Dla trekkerów też znajdą się łakome kąski do zdobycia.

Ceny – jak już wspominałam, są wysokie. Tyczy się to głównie benzyny (7-8zł za litr, stan na kwiecień 2012). Jedzenie czy w sklepach, czy w restauracjach do najtańszych nie należy i jest droższe niż w Polsce.

Pogoda – generalnie ciepło, nawet bardzo ciepło.

Jedzenie – dużo wszelkiego dobra, zaczynając na różnorodnych serach i zapiekankach warzywnych, na jagnięcinie i innym mięchu wszelkiej maści kończąc. Słodkości też mają tam dobre, choćby chałwy i inne tego typu ulepy i zaklejacze.

Zakupy – wszędzie dużo wszystkiego, więc tak naprawdę zrobienie zakupów nie przysparza zbyt wielu problemów.

SONY DSCM jak Macedonia (FYROM) – kraj maleńki, bez dostępu do morza, ale mający dwa piękne i ogromne jeziora (Ohrydzkie i Prespanskie) oraz dużo gór. Generalnie nawet w sezonie na plażach nad Ohrydem nie spotkamy tłumów. Większość jedzie nad morze do Grecji, Czarnogóry czy Chorwacji. Najwięcej turystów (głównie z Polski, Czech, Litwy) spotkamy w mieście Ohryd oraz w Skopje i Kanionie Matka. Nad jeziorem Ohrydzkim znajdziemy sporo kwater prywatnych oraz wielkich hoteli, jednak w tych drugich nie ma co liczyć na nocleg, gdyż są oblegane przez wycieczki zorganizowane. Plusem Ohrydu jest to, że jego wody mają w lecie ok. 25-27stopni Celsjusza, są wyjątkowo czyste i przejrzyste. Nad jeziorem Prespanskim znajdziemy głównie ruiny hoteli i campingów. Jednak warto przejechać się górską drogą łączącą oba jeziora, wiodącą przez urocze pasmo Galicica.  Ceny bardzo przystępne, porównywalne do tych w naszej ojczyźnie.

Dla kogo Macedonia? Według mnie dla tych, którzy cenią sobie komfort oraz ciszę i spokój. Dla aktywnych znajdzie się sporo górskich, świetnie oznakowanych szlaków. Dla lubiących leżakować, miejskie plaże oferują darmowe fotele/łóżka/leżaki, dostęp do wifi (bardziej w teorii niż w praktyce) oraz knajpki z piwem, kawą oraz drobnymi przekąskami. Generalnie bardzo „chilloutowy” kraj.

Ceny – podobne jak w Polsce.

Pogoda – dość zmienna. Lato może być burzowe, ale bardzo ciepłe.

Zakupy – sklepów jest sporo, całkiem dobrze zaopatrzonych. Polecam bazar w Ohrydzie – cudowne owoce i warzywa w śmiesznych cenach. Jeśli jednak nie chcemy zapłacić wyższych cen, lepiej porozumiewać się ze sprzedawcami po polsku, bo gdy na dzień dobry wyskoczymy z angielskim, możemy usłyszeć jakieś horrendalne kwoty. W Ohrydzie warto również nabyć biżuterię z pereł. Są tam znacznie tańsze niż w Polsce, a wybór jest naprawdę spory. Do każdego zakupu otrzymuje się certyfikat autentyczności, ale tylko wtedy, jeśli dokonujemy zakupów w sklepach, sprzedających autentyczne, ohrydzkie perły.

SONY DSC

Post Bałkany czyli o co tyle szumu? Część 2 pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-czyli-o-co-tyle-szumu-czesc-2/feed/ 7 155