Bałkańskie sprawy

Bałkany = Koty. Część 2

6 kwietnia 2015

Nie da się ukryć – jestem kociarą. Nawet, gdy tworzę ten wpis, mój kot Mózg, siedzi mi na kolanach i wbija pazury w udo, jakby przeczuwając, iż sprawy również i jego dotyczą. W pierwszej części z kociej serii mogliście się zapoznać z kotami, które napotkałam na swej drodze podczas najwcześniejszych wyjazdów na Bałkany. Dziś zapraszam Was na kolejną porcję kocich inspiracji podróżniczych, w ramach oderwania się od wielkanocnych wiktuałów i zrelaksowania po wodnych walkach w ramach Śmigusa Dyngusa.

Zacznijmy od „letnich kotów”. Generalnie będąc w sierpniu 2014 w Albanii, nie spotkaliśmy zbyt wielu kotów (pomijam rozliczne spotkania z innymi zwierzakami, takimi jak kozy, krowy, konie, owce i pasterskie psy). Niemniej jednak te spotkania, do których doszło, były najczęściej dość emocjonalne.

Najbardziej w pamięci utkwiło mi spotkanie z kociakiem, o którym wspominałam w relacji znad albańskiego wybrzeża. Natknęliśmy się na niego schodząc z zamku Himare. Wyglądał na wyjątkowo zabiedzonego, chciał, żeby go głaskać i do tego przeraźliwie miauczał. Mi pękło serce na pół, Marek jednak niewzruszony był na moje prośby, aby kociaka ze sobą zabrać. Oczywiście, on wykazał się stanowczą racjonalnością, ja natomiast kierowałam się rozszalałymi emocjami. Cóż, od dziecka byłam wrażliwa na krzywdę zwierząt – rzewnymi łzami płakałam, gdy w telewizji leciał program tworzony przez Fundację Animals.

kot albania

Z kolejnym kotem spotkanym latem w Albanii nie wiąże się tak smutna dla mnie historia. Tamten osobnik wyjątkowo nie chciał dać się sfotografować. Do tego stopnia, że ostatecznie musieliśmy go gonić, co tym bardziej mu się nie spodobało. Gdy dotarł na ganek „swojego” domu, poczuł się nieco bardziej bezpiecznie i dał sobie zrobić jedno, na dodatek nie wiadomo dlaczego nieostre zdjęcie. Później, uciekł do wnętrza domu i za pomocą przeciągu zatrzasnął drzwi. I tyle go widzieliśmy.

gsdh

Niekiedy bałkańskie koty po prostu mają gdzieś, czy są fotografowane, czy też nie. Dopóki człowiek z tym czymś dziwnym ze szkiełkiem nie staje się zbyt irytujący, nie należy się nim zbytnio czy wręcz w ogóle przejmować. Przykład macie poniżej…

kot Bałkany

Zima na Bałkanach okazała się być wyjątkowo dobra, jeśli chodzi o kocie, fotograficzne plony. Generalnie Sarajewo kojarzy się większości osób z biegającymi tam hordami bezdomnych psów. Kotów spotkacie tam mniej, ale jeśli już na jakiegoś traficie, to będzie to wyjątkowo ciekawa postać.

Zacznijmy od typowego, bałkańskiego obrazka (a w sumie to nawet bardziej albańskiego, choć ten konkretny uwieczniony został w stolicy Bośni i Hercegowiny). Mamy pięknego, starego mercedesa, mamy też siedzącego na nim kota. Bałkańskość w czystej postaci 😉

kot mercedes

W Sarajewie spotkaliśmy też kota, który uosabiał w sobie kwintesencję tego miasta. Miał na sobie wszystkie kolory, był miksem wielu różnych genów. Sarajewo również łączy w sobie różne kultury, religie, doświadczenia. Wiem, że porównywanie stolicy BiH do kolorowego kota może przez niektórych zostać niezbyt dobrze odebrane, ale cóż ja na to poradzę, że mam takie a nie inne skojarzenie?

trikolor kor

Oczywiście podczas niektórych spotkań, gdy przedstawiciel kociej grupy społecznej na mnie nie syczał lub nie uciekał, gdzie pieprz rośnie, nawiązywałam nieco bliższą, bo mruczącą znajomość. Na poniższym zdjęciu nie wiem, kto jest bardziej szczęśliwy, ja, czy kot?

kot Sarajewo

W Sarajewie natknęliśmy się też na stereotypowy obrazek – pies goniący kota.

pies i kot

W trakcie naszego zimowego pobytu na Bałkanach, kolejne koty spotkaliśmy w Albanii. Pierwszego, pięknego i do tego nieziemsko rudego kota poznaliśmy w hostelu w Shkodrze. Panowało tam nieznośne zimno (na zewnątrz było -10, w środku koło zera). Obleczeni w ciepłe ciuchy i puchowe śpiwory postanowiliśmy jakoś przetrwać noc. Przed zaśnięciem jednak, w naszym pokoju pojawił się rudy kocur, który początkowo przycupnął parę metrów od nas i bacznie się nam przyglądał. Kiedy go zawołałam, bez wahania ruszył w moją stronę i od razu wskoczył na śpiwór, po czym zaczął donośnie mruczeć. Marek musiał pogodzić się z tym, że został wyeksmitowany i z żalu lub bezradności zrobił mi i kotu małą sesję zdjęciową.

kot Shkodra

Do kolejnego, kociego spotkania w Albanii doszło w Durres. Tuż za wenecką wieżą natknęłam się na tego biało-rudego kociaka. Niestety był trudnym modelem, gdyż ciągle przemieszczał się w najbardziej zacienione części ogrodu. Ostatecznie udało mi się zrobić parę jego dobrych zdjęć. Tak z innej beczki, to gdy przyglądam się tej fotografii, to bardziej kojarzy mi się z latem niż z 31 grudnia.

kot Durres

Ostatnie kocie wspomnienie związane jest ze Skopje. Ten puszysty, piękny kot był wyjątkowo niewdzięcznym modelem. Prosiłam, błagałam, a ten ciągle zmieniał pozycje (za szybko dla mojego aparatu, który nijak nie chciał uwiecznić go „ostro”). Niemniej jednak po tym kocie widać, że zima w Skopje była naprawdę porządna i mroźna.

kot skopje

Zapisz

TAG
POWIĄZANE WPISY