Post SUP, Neum i droga do Trebinje pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Później Marek wyrusza z Beatą na SUP’a (Stand Up Paddle), czyli deskę jak do windsurfingu, na której można stać lub siedzieć i wiosłować. Ja nie decyduję się na morską wycieczkę, bo woda jest dla mnie za zimna, a oczami wyobraźni widziałam siebie wpadającą w morską otchłań. Siedzę więc na plaży i czytam „Chorwacja. Przewodnik historyczny” Stanisława Kopra, który zresztą gorąco Wam polecam. Po półtorej godzinie i opłynięciu pobliskiej wysepki wracają Beata i Marek. Później czeka nas już tylko pakowanie i pożegnanie z Campingiem Rio. Trudno nam było wyjeżdżać, bo miejsce to okazało się być wyjątkowe. Pozytywni ludzie, cudowna okolica, pełna luzu i relaksu atmosfera. Czy można chcieć więcej?
Przed opuszczeniem Delty Neretwy zaglądamy jeszcze raz do Blace, a następnie, przy głównej szosie robimy zakupy na stoisku z miodami oraz innymi, lokalnymi przetworami. Przy okazji mamy niesamowity widok na kanały nawadniające oraz żywo zielone pola.
W pierwszej kolejności kierujemy się do Neum – jedynego, nadmorskiego, bośniackiego kurortu. Znany jest przede wszystkim tym, którzy jeździli na zorganizowane wycieczki, gdyż wiele z nich właśnie tam nocuje, zamiast w dużo droższej Chorwacji. Sama miejscowość jest chyba jedną z brzydszych na wybrzeżu Adriatyku. Brakuje jej chorwackiego uroku, piękna i w miarę jednolitego zagospodarowania. Dominują ogromne hotele, których architektura raczej nie zachwyca. Całość robi dość przytłaczające i na swój sposób smutne wrażenie.
Chcemy pojechać na koniec półwyspu, który oddziela Neum od otwartego morza. Okazuje się jednak, że wiedzie tam szutrowa droga. Nie chcemy telepać się nią Kianką, a nie mamy też aż tak dużo czasu, by zdecydować się na jazdę rowerami. Odpuszczamy więc wycieczkę dziwiąc się, że teren ten jest kompletnie niezagospodarowany. W końcu Bośnia ma tylko znikomy fragment wybrzeża!
Wyruszamy w drogę do Trebinje. Decydujemy się nie jechać przez Chorwację, tylko bezpośrednio przez Bośnię. Nawigacja prowadzi nas najpierw przez Gradac, a dalej dosłownie przez środek ruin fortecy Hadžibegov grad, które rozciągają się po obu stronach drogi. Są na tyle malownicze, że postanawiamy przyjrzeć im się z bliska. Ich teren porastają ukwiecone, pełne bzyczących owadów łąki. Jest sielsko i pięknie, w szczególności, że jesteśmy tu kompletnie sami.
Dalej czeka nas stromy i kręty zjazd do Hutovo, a następnie dość długi przejazd przez góry, wąskimi drogami. Niewątpliwie nie jest to najbardziej uczęszczana trasa w Bośni, ale nie można w trakcie jej pokonywania narzekać na brak widoków.
Gdy dojeżdżamy do drogi nr M6, tempo jazdy znacznie nam wzrasta, gdyż wiedzie rozległą, pełną winnic doliną rzeki Trebisnijcy. Dość sprawnie docieramy do Trebinje, a tam, nawigacja, jak po sznurku zaprowadza nas pod drzwi Hostelu Polako, prowadzonego przez znanych Wam już z dwóch wpisów na blogu Lauren i Bartka. Zapraszali nas do siebie już rok temu, ale dopiero w 2016 roku udało nam się w końcu ich odwiedzić. W międzyczasie nawet moi rodzice byli ich gośćmi i bardzo sobie chwalili pobyt w hostelu. A dodam, że był to ich pierwszy raz w tego typu miejscu noclegowym. Sam hostel jest miejscem wyjątkowo urokliwym, położonym w centrum miasta, tuż obok znanego placu z platanami, gdzie codziennie odbywa się targowisko.
Po rozpakowaniu i krótkim odpoczynku, wyruszamy na obiad. Lauren i Bartek polecili nam restaurację Sesto Senso, znajdującą się jakieś 5 minut drogi od hostelu. Lokal położony jest nieopodal rzeki i serwuje dania kuchni włoskiej oraz bałkańskiej. Ja decyduję się na pizzę, Marek na cevapcici. Od razu odczuwamy to, że nie jesteśmy już w Chorwacji. Ceny są praktycznie dwa razy niższe. Za porządny obiad, z piwem i dodatkowymi sałatkami, płacimy jakieś 50 zł. W Chorwacji za to samo zapłacilibyśmy przynajmniej 120 zł.
Wieczorem spacerujemy chwilę po mieście, jednak dość szybko dochodzimy do wniosku, że musimy porządnie odpocząć. Stwierdzamy jednak, że Trebinje jest wyjątkowo sympatycznym i zadbanym miastem. Po zmroku jeszcze bardziej tętni życiem, gdyż liczne knajpki wypełnione są po brzegi gwarnym tłumem. Przez chwilę zastanawiamy się nawet, czy nie udać się gdzieś jeszcze na zimne piwo. Ostatecznie jednak wygrywa sen.
Post SUP, Neum i droga do Trebinje pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>