Post Rafting na Neretwie z Visit Konjic pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>
Punktualnie po 10 spotykamy się ze znaną nam ze stycznia Lamiją oraz Martiną w biurze Visit Konjic nieopodal Kamiennego Mostu. Tam czeka na nas reszta raftingowego teamu, czyli grupa Hindusów. To z nimi mamy spędzić kilka najbliższych godzin podczas spływu Neretwą. Z biura udajemy się do bazy raftingowej, która znajduje się przy skrzyżowaniu, skąd jedzie się m.in. w stronę Jeziora Boracko. Tam otrzymujemy piankowe kombinezony, żółte, odblaskowe bluzy, buty, kapoki oraz kaski. Na miejscu są przebieralnie, toalety i prysznice. W zamykanych szafkach można schować torby i ubrania, czyli te rzeczy, które kompletnie podczas ratingu się nie przydadzą. Upakowani w pianki i odziani w resztę wystrzałowych strojów, wsiadamy do busa i wraz z naszym skipperem jedziemy w stronę Neretwy.
Rafting na Neretwie z Visit Konjic rozpoczyna się nieco powyżej Jeziora Boracko. Pokonujemy więc znaną nam już z dnia poprzedniego oraz z poranka szosę łączącą Konjic z jeziorem. W tym czasie możemy nieco podyskutować z naszym skipperem. Dowiadujemy się, że Jezioro Boracko jest latem bardzo oblegane. Odbywają się tu zloty skautów, są też organizowane imprezy, dyskoteki itd. Niestety, według relacji naszego skippera, nad jeziorem nie jest wtedy najbezpieczniej – zdarzają się kradzieże, jakieś bijatyki itp. Stąd najlepiej zawitać tam poza sezonem, czyli na pewno nie w lipcu i sierpniu. Po dotarciu nad Neretwę, czeka nas wypakowanie pontonu oraz wioseł, a także krótki instruktaż ich używania. Później zostajemy usadzeni w pontonie. Marek z Przemasem na jego przedzie, z racji posiadanych kamerek GoPro, gdyż siedząc tam mieli szansę na złapanie najlepszych kadrów. My z Martą lądujem nieco bardziej z tyłu i po bokach, mając między sobą jedną Hinduskę, która twierdziła, że nie umie pływać.
Po odbiciu od brzegu dość szybko musimy nauczyć się reagować na komendy. „Left!”, „Right!”, „Together!” Cholera, jestem lewa czy prawa? Jak już człowiek ogarnął, po której stronie pontonu siedzi, było dużo prościej. Generalnie nasz skipper przyznał się nam, że jest nas w pontonie trochę za dużo. Oczywiście podkreślił, że nie zatoniemy, ale prawdopodobnie będzie nami nieco mniej „rzucać” na bardziej narowistych fragmentach rzeki. Pierwszy próg wodny i pierwszy stres, czy nikt nie wypadnie z pontonu. Ale muszę przyznać, że naprawdę trzeba by się postarać, by z niego wylecieć. Jeśli człowiek ma prawidłowo wsunięte stopy pod znajdującym się przed nim siedziskiem, to naprawdę czuje się super stabilnie. Mniej więcej w połowie spływu robimy krótką przerwę na posilenie się i uzupełnienie płynów. Latem, gdy generalnie jest cieplej, nad rzeką organizowane są w trakcie raftingów grille. My musimy zadowolić się bananami i batonikami, ale w sumie nie narzekamy. Ponieważ poziom Neretwy na początku maja wciąż był dość wysoki, rzeka była dużo spokojniejsza niż latem. W efekcie przez większość czasu po prostu spokojnie sobie dryfowaliśmy, a tylko kilka miejsc wywołało niewielki skok adrenaliny (np. wtedy, gdy lodowata woda wlała mi się przez kołnierz na plecy i wywołała falę dreszczy połączoną ze niepohamowanym śmiechem). Ogólnie chyba cała nasza ekipa spodziewała się czegoś bardziej ekstremalnego.
Choć spodziewaliśmy się większej dawki adrenaliny, to cała nasza czwórka (Marek z bloga Pełną Parą w dniu raftingu wyjechał do Podgoricy) bawiła się wprost wybornie. Nawet ja – wodna sceptyczka musi przyznać, że sporty wodne są fajne. Do tego stopnia mi się spodobały, że z Markiem planujemy latem wziąć udział w canyoningu na Rakitnicy, jaki również organizuje zaprzyjaźniona agencja Visit Konjic. Jest to jednak nieco bardziej ekstremalne doświadczenie i dużo bardziej wymagające, więc może dostarczy nam większej dawki adrenaliny. Z drugiej strony rafting na Neretwie zaostrzył nasz apetyt na inne, bałkańskie, rzeki. Może uda się za jakiś czas wziąć udział w spływie np. Tarą, która wiedzie prym na całym Półwyspie pod kątem tego sportu. Kto wie. Jedno jest pewne – jeśli będziecie w Konjic, to rafting na Neretwie jest czymś, co koniecznie musicie sami doświadczyć. Nawet jeśli nie lubicie wody. Bo może się okazać, że spodoba Wam się tak bardzo, jak mnie!
Oczywiście w trakcie spływu nagrywaliśmy filmiki, a dokładniej uczynili to Marek oraz Przemas siedzący na przedzie pontonu. W filmie zobaczycie dość dokładnie, jak wygląda cały rafting, co na Was czeka oraz usłyszycie nasze reakcje. Oczywiście pamiętajcie, że latem Neretwa będzie wyglądała nieco inaczej, czyt. poziom wody będzie niższy.
W imieniu swoim, Marka, Marty i Przemasa chcemy podziękować ekipie Visit Konjic za możliwość sprawdzenia naszych sił podczas spływu Neretwą. Było super!
Post Rafting na Neretwie z Visit Konjic pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Post Wzdłuż Neretwy: Pocitelj, Mostar, Jablanica, Konjic pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>
Po sprawnym przekroczeniu granicy w Metković, nasza pięcioosobowa ekipa, podzielona na dwa samochody, ruszyła na zwiedzanie południa Bośni i Hercegowiny. Ponieważ tylko my z Markiem byliśmy wcześniej przy wodospadach Kravica, postanowiliśmy na chwilę tam zajrzeć ze względu na pozostałą trójkę naszych współtowarzyszy. Nie tylko my wpadliśmy pomysły odwiedzenia wodospadów, gdyż ku tej dość popularnej atrakcji turystycznej ciągnęły liczne autokary, głównie z polskimi pielgrzymami przebywającymi w Medjugorie. Spory parking, który od czasów naszej ostatniej wizyty w 2012 roku chyba się powiększył, był mocno zastawiony, a tłumy ludzi kręcące się we wszystkich kierunkach, trochę nas przerażały. Ale pomijając aspekt dużej ilości turystów, wodospady ponownie zrobiły na nas spore wrażenie. Tym razem mogliśmy się im na spokojnie (mniej lub bardziej biorąc pod uwagę przepychające się osoby) przyjrzeć, gdyż w 2012 roku zastał nas tam deszcz, a z powodu wysokiego stanu wód, wodospady fundowały zimny prysznic, po którym człowiek w kilka minut był przemoczony. Teraz też było w nich sporo wody, ale nie na tyle, by fundować takie atrakcje. Reszcie ekipa Kravica przypadła do gustu, jednak panujący tam tłok i upał sprawiły, że dość szybko wyruszyliśmy w dalszą drogę.
Pocitelj (Počitelj) zachwyca zanim człowiek na dobre w nim zagości. Gdy jedziemy szosą wzdłuż Neretwy i powoli odsłania nam się widok na to przyklejone do górskiego zbocza miasteczko, od razu zostajemy oczarowani. Pocitelj ma bogatą historię, która swymi korzeniami sięga do czasów rzymskich. Jednak dość intrygującym faktem dotyczącym tego miasteczka jest to, że niegdyś ukrywali się w nim… piraci. W sumie nie można im się dziwić, bo Pocitelj jest wyjątkowo malowniczo położone, powyżej majestatycznie płynącej obok niego Neretwy. W trakcie wojny w latach 90. zostało dość mocno zniszczone, na szczęście szybko dokonano jego rekonstrukcji, dzięki czemu później znalazło się na liście UNESCO (ale nie pod jego ochroną; lista, na której znajduje się Pocitelj jest czymś w rodzaju listy rezerwowej). Ciekawostką odnośnie Pocitelj jest również to, że w miasteczku funkcjonuje najdłużej istniejąca w Europie Południowej artystyczna kolonia. Malarze z całego świata zjeżdżają się tu, by uwieczniać niesamowite, bośniackie krajobrazy. Myślę, że inspiracji im tu nie brakuje.
Auta parkujemy przy głównej szosie, po przeciwnej stronie niż piekarnia. Jest tam spory placyk, gdzie spokojnie może stanąć kilkanaście samochodów. Dalej pieszo wyruszamy na zwiedzanie miasta, do którego wkraczamy wzdłuż drogi wjazdowej, z której korzystać mogą jego mieszkańcy. Oczywiście pierwsze kroki kierujemy w stronę jednego z dwóch, głównych punktów widokowych. Najpierw udajemy się do Sahat Kula, wieży zegarowej, która od północnej strony dominuje nad Pocitelj. Znajduje się na nieco wysuniętym w kierunku doliny wzgórzu. Zbudowana jest, jak zresztą większość obiektów w miasteczku, z szarego kamienia. Można wejść do jej środka i po wąskich, stromych, nieco śliskich schodach, wdrapać się na jej najwyższy poziom, skąd przez niewielkie otwory można spojrzeć na miasto i dolinę.
Po wizycie w Shat Kuli idziemy ścieżką wiodącą górną częścią Pocitelj, mniej więcej wzdłuż okalających go murów. Docieramy do tej części murów obronnych, w obrębie których stworzono (współcześnie), coś na kształt niewielkie amfiteatru. Znaleźć tu można platformy, z których doskonale widać Pocitelj w pełnej okazałości, niemalże jak z lotu ptaka. Dron jednak idzie w ruch, gdyż fotogeniczność tego miejsca jest godna lepszego i pełniejszego uwiecznienia. Do aut schodzimy pełną kwiatów i kaktusów kamienną ścieżką, jakich wiele w całym Pocitelj.
…czyli zasadniczo tak, jak zwykle. Z Pocitelj mamy tylko pół godziny jazdy do tego drugiego po Sarajewie, najbardziej popularnego miasta Bośni i Hercegowiny. Parkujemy jakieś 10 min drogi od Starego Mostu (Stari Most), przy ulicy częściowo zamkniętej dla ruchu, ze względu na trwający na niej remont. Starówka Mostaru oczywiście tętni turystycznym życiem, które kumuluje się w okolicach mostu. Wszyscy liczą, że uda się zobaczyć skoczka, który z impetem wpada w toń Neretwy. Jednak ja mam swoistą teorię, że gdy człowiek stoi i gapi się na most, to skoczek nie skacze. Ale gdy choćby na 5 sekund spojrzy się gdzie indziej, albo odejdzie tak, że mostu nie ma w polu widzenia, to skoczek ląduje w wodzie. Tylko dzięki ustawieniu timelapsa, mamy dowód na to, że odważni mężczyźni rzeczywiście decyduję się na spotkanie z zimnymi wodami Neretwy.
Jednym z ważniejszych elementów pobytu w Mostarze, była wizyta na dworcu autobusowym, gdzie Marek (z bloga Pełną Parą) musiał sprawdzić, czy następnego dnia ma jakiekolwiek połączenia do Podgoricy, z której dwa dni później miał lecieć do Berlina, a stamtąd jechać do Polski. Okazało się, że oczywiście autobusy są – o 7:00 i 16:00, ale gdy Marek chciał kupić bilet, to pani kasjerka zamknęła mu przed nosem okienko. Panujący w Mostarze upał nieco nas rozleniwia i choć mieliśmy w planach zdobyć jedno ze wzgórz okalających miasto, to decydujemy się jechać w stronę Konjic.
Jadąc z Mostaru w stronę Konjic nie mogliśmy się nie zatrzymać w Jablanicy. Znajduje się tam rekonstrukcja zbombardowanego mostu, którego fragment zwisają wzdłuż wysokich brzegów Neretwy, a część zanurzona jest w jej wodach. Jablanica generalnie jest szalenie fotogeniczna, dzięki otaczającym ją górom Prenji, na szczytach których wciąż leżało w maju sporo śniegu. W mieście robimy też szybkie zakupy, po których kierujemy się do Konjic.
W naszym ostatnio ulubionym mieście nie zatrzymujemy się jednak zbyt długo, bo naszym głównym celem jest Jezioro Boracko, nad którym to mamy nocować przez najbliższe dwa dni. Agencja turystyczna Visit Konjic zorganizowała nam tam możliwość rozbicia obozowiska przy jednej z restauracji. Generalnie z jakiegoś powody wydawało nam się, że jezioro jest położone w miarę blisko Konjic. Jednak żeby tam dojechać z miasta, trzeba poświęcić jakieś 30-40 min, w trakcie których trzeba pokonać stromy podjazd i stromy zjazd licznymi serpentynami. W trakcie przejazdu przez Borci, jesteśmy świadkami, jak policja prowadzi do radiowozu jakiegoś jegomościa zakutego w kajdanki. Cóż uczynił, że stróże prawa się nim zainteresowali? Nie wiadomo. Gdy dojeżdżamy w okolice Jeziora Boracko, zapada zmierzch. Oczywiście w żaden sposób nie możemy znaleźć restauracji, przy której mieliśmy rozbić obóz. Na szczęście przy innym lokalu spotykamy kelnera, który dzwoni do swojego kolegi z „naszej” restauracji i prosi go, aby wyszedł po nas do głównej szosy. Dzięki temu trafiamy w okolice Restauracji AS (funkcjonuje też pod nazwą Mala Plaża), przy której znajduje się też coś na kształt campingu (ale bez jakiejś oszałamiającej infrastruktury). Wieczór spędzamy przy wyjątkowo dobrej rakii, jaką serwują nam pracownicy restauracji. Stanowiło to dealne zwieńczenie intensywnego dnia.
Dla fanów ruchomych obrazków mamy też filmowe spojrzenie na odwiedzone we wpisie miejsca, w tym oczywiście cudowne ujęcia z drona!
Post Wzdłuż Neretwy: Pocitelj, Mostar, Jablanica, Konjic pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Post Bałkańska Majówka w telegraficznym skrócie pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>
Generalnie zakładaliśmy, że całą majówkę spędzimy w Bośni i Hercegowinie. Jednak podobnie jak i w Polsce, również tam pogoda pod koniec kwietnia zrobiła wszystkim figla. W górach spadło sporo śniegu i warunki zrobiły się dość trudne. Z tego też powodu zdecydowaliśmy się pierwsze 3 dni spędzić w Chorwacji, na zaprzyjaźnionym Campingu Rio w Delcie Neretwy. We wtorek, po sprawdzeniu prognoz, postanowiliśmy przenieść się do Bośni i Hercegowiny. Nie udało nam się zrealizować wszystkich planów na rowerowe i trekkingowe wycieczki, bo w górach wciąż było sporo śniegu, ale tak czy inaczej dużo zobaczyliśmy i zrobiliśmy.
Tym razem nasza wyjazdowa ekipa była nieco większa niż zwykle. Oprócz mnie i Marka na Bałkańską Majówkę zdecydował się znany Wam już z bloga Przemas, który spędzał z nami Sylwestra 2015/16, a także majówkę rok temu. Oprócz niego dołączyli do nas również Marta i Marek z bloga Pełną Parą. Generalnie cała nasza piątka świetnie się zgrała i wszyscy bawili się rewelacyjnie. A o to generalnie chodzi!
Poniżej znajdziecie telegraficzny skrót naszej Bałkańskiej Majówki z podziałem na dni. Już wkrótce będziemy ze szczegółami relacjonować Wam nasz pobyt na Bałkanach. Na pewno znajdziecie garść nowych, podróżniczych inspiracji, które przydadzą Wam się w trakcie planowania wakacyjnych wyjazdów.
Skoro świt wyruszamy z Kielc w stronę Chorwacji. Jedziemy przez Czechy, Słowację i Węgry. W Chorwacji częściowo omijamy autostrady, gdyż nieco podrożały względem zeszłego roku. M.in. dlatego robimy sobie krótką przerwę w Slunj.
Z piątku na sobotę pogoda w Chorwacji była dość dynamiczna. W Delcie Neretwy wiało i lało, więc pierwszego dnia pobytu udaliśmy się do Splitu, gdzie według prognoz szybciej miało się rozpogodzić. I rzeczywiście trafiliśmy na słoneczną aurę, a miasto mogliśmy zwiedzić z perspektywy naszych dwóch kółek. Wieczorem na Campingu Rio dołączyła do nas reszta naszej ekipy, czyli Przemas oraz Marta z Markiem.
Niedzielę spędziliśmy w najbliższych okolicach campingu, czyli w Delcie Neretwy oraz Blace. Późnym popołudniem udaliśmy się nad Jeziora Bacińskie, gdzie z Markiem zrobiliśmy sobie przejażdżkę rowerową, Przemas biegał, a Marta z Markiem spacerowali. Wieczorem zostaliśmy zaproszeni przez Beatę i jej partnera Ivana na tradycyjne palenie ognisk na wzgórzach.
Święto pracy spędziliśmy bardzo pracowicie. Czteroosobową ekipą w składzie ja, Przemas, Marta i Marek udaliśmy się na trekking na szczyt Sybenik, skąd niczym z lotu ptaka mogliśmy podziwiać Makarską Riwierę. W tym czasie Marek testował trasy DH w Drveniku, które pokazał mu jeden z lokalnych entuzjastów sportów rowerowych.
Żegnamy się z Chorwacją i przenosimy się do Bośni i Hercegowiny. Podążamy wzdłuż Neretwy, odwiedzając kilka znanych nam już miejsc, które jednak chcieliśmy pokazać reszcie naszej ekipy. Zajrzeliśmy zatem do zatłoczonych Wodospadów Kravica, do urokliwego Pocitejl, upalnego Mostaru oraz cudownie położonej Jablanicy. Naszą podróż zakończyliśmy nad Jeziorem Boracko powyżej Konijc.
Rano od naszej ekipy odłącza się Marek z bloga Pełną Parą, który musi wracać do Polski. Nasza czteroosobowa grupa wyrusza po 10 na rafting na Neretwie, zorganizowany przez naszą zaprzyjaźnioną agencję turystyczną Visit Konjic. Myślałam, że rafting nie jest dla mnie, ale powiem szczerze, że po tym spływie mam ochotę na więcej! Wieczór spędzamy nad Jeziorem Boracko.
Rano na chwilę nasza ekipa się rozdziela. Marta z Przemasem jadą w góry Prenj, my natomiast wyruszamy w stronę Lukomiru, podążając najpierw wzdłuż Doliny Neretwy, a następnie trasą z Odžaci do Šabići. Przy okazji robimy trekking na szczyt Dzamija, z którego rozciąga się fenomenalny widok na Lukomir, Bjelasnicę oraz Trebević. Wieczorem docieramy do Lukomiry, gdzie dzięki Visit Konjic mamy załatwiony nocleg w ich pensjonacie Natura AS. Później dołącza do nas Marta z Przemasem.
Prognozowane załamanie pogody niestety się sprawdza. Nad Lukomir nadciągają ciemne chmury, z których zaczyna padać deszcz ze śniegiem. Mimo planów rowerowych i trekkingowych musimy uciekać do Sarajewa. Tam na szczęście pogoda dopisuje, choć wieczorem dopadają nas burze.
Ostatni dzień pobytu na Bałkanach spędzamy na stokach Trebevića. Ja udaję się na trekking spod hotelu Pino Nature, natomiast Marek decyduje się przetestować trasy DH, które poprowadzone są na zboczach tej góry. Kompletnie przez przypadek trafiamy na rozpoczęcie sezonu zjazdowego, organizowane przez Savages Crew – ekipę odpowiedzialną za budowanie tras na Trebeviću oraz przygotowanie zawodów. Późnym popołudniem wyruszamy w stronę Polski i nocujemy w miejscowości Tata na Węgrzech.
Do kraju wracamy przez Węgry i Słowację. W tej ostatniej zatrzymujemy się na chwilę w Bike Park Kalnica, gdzie robimy sobie mały spacer. Przy okazji zakochujemy się w tamtejszej okolicy i rozważamy spędzenie tam długiego weekendu czerwcowego.
Tak w skrócie wyglądała nasza Bałkańska Majówka. Mamy nadzieję, że zaostrzyliśmy Wasz apetyt na relację z tych kilku dni, które spędziliśmy na Bałkanach. Będzie się działo, będzie sporo zdjęć oraz filmów, które powinny Was zainspirować do aktywnego wypoczynku w Chorwacji oraz Bośni i Hercegowinie.
Post Bałkańska Majówka w telegraficznym skrócie pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Post Konjic i okolice, czyli dlaczego warto odwiedzić ten region Bośni i Hercegowiny wg Visit Konjic pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>
Przede wszystkim ze względu na porywające, naturalne piękno regionu, którego można doświadczać w trakcie różnych, outdoorowych aktywności. Zarówno turyści, którzy lubią przygody oraz adrenalinę, jak i osoby wolące nieco spokojniejszą, nastawioną na pogłębianie swojej wiedzy formę wypoczynku, nie będą się tutaj nudzić. Konjic posiada całkiem sporo obiektów związanych z historią i kulturą regionu, takie jak Kamienny Most, muzeum rzeźbienia w drewnie, kamienne nekropolie.
Oczywiście najlepiej podczas słonecznej pogody, kiedy to najprzyjemniej się zwiedza i podróżuje. Według nas Konjic warto odwiedzać od kwietnia do listopada. Aczkolwiek możemy również zaoferować sporo najróżniejszych aktywności zimą, co ekipa Bałkanów według Rudej chyba może potwierdzić, prawda? (Tak, potwierdzamy!!). Bez względu na to, kiedy przyjedziecie do miasta, na pewno nie będziecie się nudzić. Wiadomo jednak, że najwięcej atrakcji czeka na tych, którzy pojawią się u nas na wiosnę, latem oraz wczesną jesienią.
Naszymi topowymi atrakcjami są wszelkiej maści aktywności outdoorowe, wśród których osoby w różnym wieku znajdą dla siebie coś najodpowiedniejszego. Jezioro Boračko, zwane też górskim okiem Hercegowiny, jest miejscem, które koniecznie musicie zobaczyć podczas pobytu w Konjic. Warto również poświęcić czas na zwiedzanie Bunka Tito, znajdującego się pod ziemią i nieodkrytego przez ponad 26 lat. Blisko Konjic znajduje się także Lukomir, ostatnia, tradycyjna, górska, bośniacka wieś, położona na wysokości 1495 m n.p.m. Ludzie żyją w niej tak, jak wieki temu. Lukomir po prostu trzeba zobaczyć, trzeba doświadczyć tej atmosfery i magii. Można się tam dostać np. na piechotę lub rowerem, spędzić cały dzień oddychając świeżym, górskim powietrzem, a później posilić się tradycyjnymi, lokalnymi daniami.
Oczywiście! Konjic oferuje wiele możliwości spędzania czasu aktywnie. Oferujemy raftingi, prostsze trasy trekkingowe oraz rowerowe, ale dla poszukiwaczy adrenaliny i przygód również mamy propozycje, np. kanioning lub hydrospeed (spływ rwącymi rzekami na niewielkiej desce). Nie ważne, czy masz 20 czy 60 lat, na pewno znajdziemy dla Ciebie odpowiednie, dostosowane do potrzeb i tężyzny fizycznej zajęcie.
Nasza agencja specjalizuje się w aktywnościach outdoorowych, które łączymy z odwiedzaniem miejsc związanych z historią i kulturą regionu. Nasza oferta obejmuje sporty wodne (rafting, kanioning, hydrospeed), kilka tras rowerowych (MTB) oraz trekkingowych. Podczas wszystkich tych wycieczek będziecie mogli rozkoszować się pięknymi pejzażami, bliskością natury, świeżym powietrzem, krystalicznie czystymi, nadającymi się do picia wodami rzeki Neretwy. W trakcie wycieczek rowerowych i pieszych będzie można również zobaczyć kamienne nekropolie z XIV wieku. Połączenie aspektu kulturowego, w trakcie aktywnego wypoczynku sprawia, że pobyt w Konjic jest wyjątkowy.
Od lat największą popularnością cieszą się raftingi na Neretwie. Ale prawda jest taka, że również pozostałe aktywności zyskują na uznaniu turystów odwiedzających Konjic. W naszej ofercie nowością jest kanioning, który zapewne latem będzie cieszył się dużym zainteresowaniem. Oferujemy także trekkingi szlakiem Via Dinarica, która w ostatnim czasie przyciąga coraz więcej entuzjastów pieszych, górskich wędrówek. Co więcej, trasa MTB do Lukomiru została zarekomendowana przez magazyn National Geographic, co chyba mówi już samo przez się, że po prostu warto się na nią zdecydować. Generalnie nam, jako agencji, jest dość ciężko polecić tylko jedną wycieczkę czy aktywność, ponieważ tak naprawdę nasi goście są bardzo różni i mają różne potrzeby oraz umiejętności. Ale prawda jest taka, że warto do Konjic wpaść na kilka dni i spróbować kilku rzeczy: spływu Neretwą, rowerowej przejażdżki po górach lub wędrówki, posmakować lokalnych przysmaków, przyjrzeć się ludowym tradycjom i poznać historię regionu. Z naszej strony możemy zapewnić, że robimy wszystko aby turyści przybywający do Konjic spędzili czas tak, aby zapamiętali go jako najlepsze doświadczenie w ich życiu.
Generalnie nasza majówka będzie miała 9 lub 10 dni (w zależności czy uda się nam wyjechać w piątek 28.04 czy w sobotę 29.04). Nasz pierwszy przystanek to okolice Bjelasnicy i rowerowa wycieczka do Lukomiru. Będzie to nasz trzeci raz w tej górskiej wiosce, ale poprzednie dwa były samochodowe, a nam marzyło się, by pojechać tam na rowerach właśnie. Później przeniesiemy się do Konjic, a dokładniej nad jezioro Boračko, nad którym, jeśli oczywiście pogoda dopisze, będziemy nocować przez kilka dni pod namiotami. Na miejscu, wraz z ekipą Visit Konjic mamy w planach trzy różne wycieczki. Na pewno chcemy wybrać się z nimi w góry, by pod opieką przewodnika nieco lepiej poznać te okolice. Po drugie planujemy też jakiegoś rowerowego tripa, przy czym jeszcze medytujemy dokąd. Ja niestety nieco obawiam się o moje wątłe umiejętności związane z jazdą po górach, więc musimy wraz z Visit Konjic wymyślić coś, co spodoba się wszystkim. Po trzecie chcemy w końcu zaliczyć rafting, bo choć od lat jeździmy na Bałkany, to jeszcze nie spływaliśmy żadną rzeką. Mam nadzieję, że będzie szło nam lepiej, niż na kajakach, bo gdy do nich wsiadamy, to każde z nas chce płyną w inną stronę i robi się nerwowo. W planach Marka są też jakieś pomysły na testowanie tras DH, ja natomiast na pewno chcę wpaść na chwilę do Sarajewa. To w dużym skrócie. Jeśli będziemy mieć w trakcie majówki dostęp do internetu (na co się szczerze mówiąc nie zanosi), to postaramy się Was informować na bieżąco o naszych planach.
Post Konjic i okolice, czyli dlaczego warto odwiedzić ten region Bośni i Hercegowiny wg Visit Konjic pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Post Zimowy spacer po Konjic i wizyta w Zanat pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>
Zanim opowiemy Wam nieco więcej na temat samego Konjic, warto zacząć od tego, jaka jest geneza jego powstania według miejscowej legendy. Otóż nieopodal jeziora Boračko, w jednej z dolin gór Prenj, była niewielka wioska. Mieszkała tam z dwójką dzieci uboga wdowa. Pewnego wieczora do wioski przybył samotny wędrowiec. Był zmęczony i brudny po długiej podróży. Zapytał w kilku domach, czy mógłby się tam zatrzymać, by odpocząć i posilić się. Nikt jednak nie chciał ugościć nieznajomego. W końcu zapukał również do drzwi domu, w którym mieszkała wdowa. Kobieta bez zbędnych pytań przyjęła go w swoje skromne progi i nakarmiła. Kiedy nieznajomy jadł, powiedział wdowie, że wioska wkrótce zostanie zniszczona przez zbliżające się do niej zło. Kazał ją jej opuścić z pierwszymi promieniami słońca. Jestem tylko wysłannikiem, miałem przekazać wiadomość ale wszyscy w wiosce mnie odrzucili. Tylko ty nie bałaś się mnie wpuścić do domu i wysłuchać. Przekazał jej również instrukcje, co ma uczynić. Zabierz ze sobą dzieci i wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Zapakuj je na konia i udaj się w stronę wysokiej góry na północnym-zachodzie. W miejscu, w którym koń się zatrzyma i trzy razy kopnie kopytem w ziemię, tam na pewno będziesz bezpieczna i będziesz mogła założyć nowy dom. Kiedy kobieta obudziła się następnego ranka, nieznajomego już nie było. Wdowa nie wiedziała co zrobić i czy wierzyć w przepowiednię wędrowca. Opowiedziała o wszystkim sąsiadom, ale ci ją wyśmiali. Ponieważ jednak bała się o życie swoje oraz dzieci, następnego ranka zapakowała dobytek na konia i wyruszyła w podróż według wskazówek nieznajomego. Przeprawa przez górę zajęła jej kilka dni. Po tym czasie dotarła do szerokiej doliny. Tam jej koń zaczął się nieco wyrywać i podskakiwać. Nagle pochylił się i trzy raz kopnął kopytem w ziemię. W tym miejscu wdowa osiedliła się ze swoimi dziećmi, tak jak podpowiedział jej nieznajomy wędrowiec. I w ten sposób powstała osada Konjic, której nazwa oznacza ni mniej ni więcej jak małego konika.
Po zwiedzaniu bunkra mieliśmy jakieś 40 minut przerwy, które spożytkowaliśmy na posiłku w restauracji (to znaczy panowie spożytkowali, bo ja pozostałam tylko przy kawie). Później spotykamy się z Lamiją, z którą wyruszamy na krótki spacer po mieście. Zaczynamy oczywiście od kamiennego mostu, który powstał za czasów Imperium Osmańskiego w 1682 roku. Przez kilka wieków stał niewzruszony, spinając dwa brzegi Neretwy. Jednak w 1945 roku, w trakcie odwrotu niemieckich wojsk, został wysadzony. Na szczęście w 2009 roku udało się go zrekonstruować i znów stanowi swoisty symbol Konjic.
Na lewym brzegu rzeki rozciąga się niewielka, lecz urokliwa starówko. Lamija zwraca naszą uwagę na jedno miejsce – niewielkie źródełko z wodą. Według legendy to właśnie tu niewielki, dzielny konik należący do wdowy, miał trzykrotnie uderzyć kopytem w ziemię. Generalnie miejsce to wygląda na tyle niepozornie, że gdyby nie Lamija, to w ogóle byśmy się nim nie zainteresowali.
Naszym kolejnym celem są stećki, czyli grobowce Bogomiłów. Rozsiane są po terenie całej Bośni i Hercegowiny i w 2016 roku znalazły się pod ochroną UNESCO. Kilka z nich zobaczyć można również w Konjic, choć są nieco zaniedbane i nie wyglądają zbyt pięknie.
Konjic to nie tylko legendy, most i bunkier. Miasto to słynie przede wszystkim ze swoich wyrobów z drewna, które tworzone są przez kilka rodzin, przekazujących sobie z pokolenia na pokolenie tradycje tego rzemiosła. Wraz z Lamiją udajemy się do jednego z salonów, w których zobaczyć można na czym polega fenomen tych produktów. Przy okazji po drodze mijamy sklep mięsny. Wiecie, że jeszcze do niedawna był to jedyny kantor w mieście. Jak się chciało wymienić pieniądze, to trzeba było wpaść do sklepu mięsnego. Co jak co, ale na to byśmy nie wpadli.
Zanat – bo to do niego udaliśmy się, aby zobaczyć wyroby z drewna, to rodzinny biznes prowadzony od kilku pokoleń. Historia tej firmy zaczyna się jakieś 100 lat temu, gdy pradziadek obecnych właścicieli natknął się na pięknie zdobione wyroby z drewna, pochodzące z jednej z niewielkich wsi nieopodal Konjic. Jako zapalony hobbysta dość szybko opanował technikę rzeźbienia. Przekazał ją następnie swojemu synowi, który założył warsztat i zaczął na większą skalę produkować wyroby z drewna na sprzedaż. Szybko miało się okazać, że jest duże zainteresowanie ich produktami, w efekcie w okolicy powstało jeszcze kilka podobnych firm. W Zanat można przede wszystkim kupić meble oraz elementy dekoracyjne. Wszystkie charakteryzuje doskonałe wykonanie oraz misterne, niemalże koronkowe zdobienia. Obecnie projektanci mebli skupiają się na połączeniu współczesności z tradycją, stąd krzesła oraz stoły nawiązują nieco do skandynawskiego designu. Kiedy byliśmy w Zanat akurat szykowali się do targów w Monachium i część ekspozycji była spakowana. Niemniej to, co zobaczyliśmy, po prostu nas zachwyciło. Oboje z Markiem chętnie zapakowalibyśmy większość rzeczy do Kianki i zabrali ze sobą. Niestety ceny były nieco poza naszym zasięgiem.
Choć zimą nie wyczerpaliśmy możliwości, jakie oferuje Konjic, to niewątpliwie poznaliśmy je nieco lepiej, niż na wiosnę. Miasto to ma wyjątkowo przyjemny i luźny klimat. Latem można zasiąść nad brzegiem Neretwy w jednej z knajpek by zrelaksować się przy nargili. Zarówno latem, jak i zimą warto udać się na spacer po starówce i okolicach mostu. Konjic to także doskonała baza wypadowa na rafting, wycieczki w góry, głównie w masyw Prenji, ale także do kanionu rzeki Rakitnicy czy do Lukomiru. Osoby szukające bardziej statycznego wypoczynku mogą zaszyć się w jednej z miejscowości nad Jablanickim Jeziorem. Nawet w szczycie sezonu nie spotkacie tu tłumów, które kierują się w stronę Mostaru, przez Konjic jedynie przejeżdżając. Będziemy tu wracać, gdyż mamy w planach eksplorować okoliczne góry zarówno na rowerze, jak i pieszo. I Was zachęcamy do odwiedzin w gościnnym Konjic.
Post Zimowy spacer po Konjic i wizyta w Zanat pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Post Zwiedzając Bunkier Tito z Visit Konjic pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>
Zacznijmy od samej historii bunkra. Otóż jego budowa trwała od 1953 do 1979 roku i była jednym z najlepiej strzeżonych sekretów Jugosławii. Miał on być bowiem schronieniem dla Josipa Broz Tity i 350 osób – głównie najbliższych współpracowników dyktatora oraz wysokich rangą dygnitarzy, na wypadek ataku nuklearnego. Mogli w nim mieszkać, bez wychodzenia na powierzchnię, przez 6 miesięcy. Bunkier powstał nieopodal Konjic, nad brzegiem rzeki Neretwy, w głębi góry Zlatar. Najniższy punkt tego obiektu sięga 280 metrów pod powierzchnią ziemi. Składa się na niego 12 bloków, takich jak kuchnia, jadalnia, szpital, biura, sale konferencyjne, centrum komunikacyjne, pomieszczenia techniczne (m.in. ze zbiornikami na olej czy klimatyzatorem), zbiornik na wodę oraz oczywiście prywatne pomieszczenia Tity i Jovanki. Według obecnych wyliczeń, budowa bunkra kosztowała 4,9 biliona dolarów, co czyni go najdroższą inwestycją na terenie Jugosławii, zaraz po podziemnym lotnisku Zeljava w Bihac oraz porcie morskim w Splicie.
Jeszcze przed wyjazdem do Bośni i Hercegowiny nawiązaliśmy kontakt z agencją turystyczną Visit Konjic, która zaprosiła nas do siebie, by wspólnie z nimi zwiedzić bunkier Tito oraz samo miasto. Konjic mieliśmy okazję odwiedzić w maju 2016 roku, jednak byliśmy tam bardzo krótko i zasadniczo za dużo nie zobaczyliśmy. Z Sarajewa ruszamy koło 10, gdyż umówieni jesteśmy w biurze agencji o 11:30 (zwiedzanie bunkra mamy zaplanowane na godz. 12). Jazda autostradą mija nam sprawnie, mimo że pada śnieg, a widoczność nie należy do najlepszych. Odcinek od Tarčin, gdzie kończy się autostrada, odrobinę nam się dłuży, gdyż górską drogą snują się liczne ciężarówki, które nie rozwijają zbyt dużej prędkości. Do Konjic docieramy punktualnie. Melduję naszą trójkę w biurze Visit Konjic, gdzie poznaję Lamiję – naszą przewodniczkę. Dostajemy od niej jeszcze pół godziny wolnego, gdyż musi wypełnić dokumenty pozwalające na wjazd na teren bunkra, który wciąż należy do wojska. W tym czasie idziemy na krótki spacer – zaglądamy na kamienny most oraz wpadamy na kawę do restauracji Konak.
Piękny, kamienny most w Konjic
O umówionej godzinie stawiamy się pod biurem Visit Konjic, skąd na dwa auta jedziemy do bunkra. Kierujemy się na wschód, wzdłuż Neretwy. Za mostem skręcamy w lewo i zaczynamy jechać z powrotem w stronę miasta. Po ok. 1,5 km docieramy do bramy pilnowanej przez strażnika. Lamija wręcza mu dokument z naszymi danymi osobowymi i zostajemy wpuszczeni na teren wojskowy. Auta parkujemy w niedużej odległości od wejścia do bunkra. Przy nim spotykamy grupę z Niemiec wraz z lokalną przewodniczką. Generalnie w bunkrze pracuje na stałe pięciu żołnierzy. Jeszcze do niedawna, aby w ogóle móc go zwiedzać, należało uzyskać zgodę od Ministerstwa Obrony, które tego typu prośby rozpatrywało w ciągu 7 dni. Obecnie najprostszą opcją na wizytę w bunkrze jest skorzystanie z oferty jednej z agencji turystycznych (przy czym Visit Konjic organizuje większość wycieczek do tego obiektu) lub z jedną z przewodniczek zatrudnionych bezpośrednio w Obiekcie 0 (taka jest oficjalna nazwa bunkra). Przewodniczki te głównie opiekują się i prezentują wystawę instalacji artystycznych (autorów z całego świata), jaka wypełnia sporą część pomieszczeń. Przed wejściem do bunkra zostawiamy nasze kurtki, gdyż w jego wnętrzu panuje stała temperatura. Aby bunkier zachował swój wygląd, a wszystkie pozostawione w nim sprzęty mogły wciąż działać, musi być w nim utrzymana minimalna temperatura 21 stopni. Latem bywa tu jeszcze cieplej. – podkreśla Lamija. My nie narzekamy, gdyż możemy na chwilę zapomnieć o mrozie panującym na zewnątrz.
Zwiedzanie rozpoczynamy w długim, szerokim tunelu, do którego bez problemu mogły wjechać ciężarówki. Następnie zapuszczamy się w głąb bunkra, wędrując wąskimi korytarzami, z których można wejść do kolejnych pomieszczeń. Pytamy się Lamiji, czy Tito w ogóle odwiedził bunkier. Prawdopodobnie nie, ale niestety, ze względu na to, że obiekt ten był ściśle tajny, nie ma dokumentów, które jednoznacznie wskazywałyby na to, że dyktator kiedykolwiek tu przyjechał. Bunkier nigdy nie został wykorzystany do żadnych celów. Stąd też całe wyposażenie, jakie można tam znaleźć, choć ma już swoje lata, to wygląda na nowe. Np. maszyny marki Siemens, które miały służyć kodowaniu i rozkodowywaniu wiadomości. Odkąd bunkier powstał, codziennie włączany jest w nim system wentylacyjny oraz cała elektryka. Dzięki temu wszystko działa i nie ma tu praktycznie żadnych awarii. Największą radochę sprawia nam możliwość wejścia do pomieszczenia klimatyzatora, gdzie, jak słusznie podpowiedziała mi wcześniej Lamija, muszę trzymać okulary, by nie zwiało mi ich z twarzy. Oczywiście w trakcie zwiedzania mijamy liczne instalacje artystyczne. Są one jednak tak stworzone, że nie dominują w przestrzeni bunkra, a jedynie ją wypełniają i uzupełniają. Niektóre z nich są naprawdę świetne, a niektóre no cóż, są tak artystyczne, że aż strach. W trakcie zwiedzania rozmawiamy z Lamiją na temat tajemnic związanych z bunkrem. W Konjic nadal żyje człowiek, który brał czynny udział w budowie bunkra i wie na jego temat naprawdę dużo. Problem polega na tym, że kiedy się z nim spotkałam i zadałam ok. 10 pytań, to odpowiedział zdawkowo na cztery z nich, a resztę przemilczał. Mam wrażenie, że on wciąż żyje w poprzednim ustroju i nie chce wyjawić praktycznie żadnych informacji związanych z tym miejscem. Tak, jakby się bał ewentualnych konsekwencji. Lamija podkreśla również, że większość osób budujących bunkier, nawet nie wiedziało, przy czym tak naprawdę pracuje. Budowniczowie byli przywożeni w grupach, na okres kilku tygodni. Ponieważ w trakcie podróży mieli zawiązane oczy, nie byli w stanie określić, gdzie tak naprawdę są. Po skończeniu pracy byli wywożeni i nigdy więcej już tu nie wracali. W ten sposób udało się zachować istnienia bunkra w absolutnej tajemnicy przez bardzo długi czas.
Tunel prowadzący w głąb góry
Przy właściwym wejściu do wnętrza bunkra
Jeden z korytarzy
Zdjęcia dyktatora wiszą w całym bunkrze
Dyktator musi wisieć wyżej
W fotelu Tito
Siemensy jak nowe
Sala konferencyjna
Tunel prowadzący do zbiorników z wodą
Przykłady instalacji artystycznych, jakie zobaczyć można w bunkrze
A na deser filmowe podsumowanie zwiedzania Bunkra Tito
W całej Bośni i Hercegowinie działa coraz więcej agencji turystycznych, które oferują albo wycieczki po całym kraju, albo koncentrują się na wybranym jego fragmencie. Z Visit Konjic będziecie mogli poznać zarówno samo miasto, jak i jego najbliższe okolice. W ofercie tej agencji znajdziecie wyprawy górskie rowerowe i piesze, raftingi, wycieczki do Lukomiru, jeziora Boračko czy kanoning w rzece Rakitnice. Generalnie Konjic i okolice oferują bardzo dużo tym, którzy chcą spędzać czas aktywnie. W biurze agencji otrzymacie bezpłatne mapy ze szlakami pieszymi i rowerowymi, a także wszelkie informacje potrzebne do tego, by zwiedzać ten region Bośni i Hercegowiny. Visit Konjic to również prawdziwi pasjonaci, którzy chętnie dzielą się swoją wiedzą, ale także chętnie pogadają z Wami na tematy niekoniecznie związane z turystyką. Wszystkie osoby pracujące w agencji mówią po angielsku, więc nie ma najmniejszych kłopotów z porozumieniem się. Na pewno warto skorzystać z ich oferty, jeśli chcecie mieć do dyspozycji świetnych przewodników, dzięki którym dużo się dowiecie i spędzicie miło i aktywnie czas.
Biuro Visit Konjic znajduje się blisko Kamiennego Mostu
Adres: Donje Polje bb, poslovni prostor 2
88400 Konjic
Post Zwiedzając Bunkier Tito z Visit Konjic pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Post 20 zdjęć, które sprawią, że pokochacie Bośnię pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Widok z okolic Bjelasnicy
Okolice Lukomiru
Z okolic Wodospadu Skakavac
Okolice Prozor
Lukomir z lotu drona
Widok z Sarajewa, z Białej Twierdzy
Medjugorie z Góry Krzyża
Krupa na Vrbasu
Jajce
Jablanica i Neretwa
Trebinje
Nad rzeką Trebisnjicą, fot. Rudy Tata
Most w Konjic
Mostar
Tor bobslejowy na zboczach góry Trebevic
Prawdziwa, śnieżna zima w Banja Luce
Wieczorne Sarajewo, fot. Rudy Tata
Nocne Sarajewo
Post 20 zdjęć, które sprawią, że pokochacie Bośnię pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Post Mostar, Konjic, Jablanica i Krupa na Vrbasu pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Zasadniczo wcześniej na pewno warto by było zatrzymać się w Stolac, by zobaczyć ruiny zamku oraz położone nieopodal cmentarzysko bogomiłów (Radmilja). Jednak my realizowaliśmy tę trasę podczas drogi powrotnej do Polski i dysponowaliśmy dość ograniczoną ilością czasu. Dlatego też pierwszy przystanek zaplanowaliśmy w Mostarze. Tego miasta chyba nie trzeba nikomu reklamować. Kamienny most na Neretwie, urokliwa starówka i tłumy turystów, które również pod koniec maja przetaczały się przez Mostar. Skoczkowie również byli obecni, ale żaden nie zdecydował się na skok, kiedy my kręciliśmy się po okolicy.
Konjic zauroczył nas już jakiś czas temu, gdy obejrzeliśmy dronowy filmik nagrany stamtąd. Droga do niego wiedzie wzdłuż brzegu Jablanicko Jezero, gdzie znaleźć można liczne campingi oraz pensjonaty. Jest naprawdę pięknie i widokowo. Jedyny minus jest taki, że droga jest wąska i mocno ruchliwa. Sam Konjic chyba lepiej wyglądał na filmie, niż w rzeczywistości. Nie jest brzydki, lecz brakuje mu klimatu. Kamienny most jest nieco większy niż ten w Mostarze, ale samo miasto wydaje się… dość puste i bez wyrazu. Kiedy spacerujemy chwilę jego uliczkami, przyglądamy się sesji poślubnej oraz grupie emerytowanych Niemców w strojach trekingowych. Miasto położone jest tuż u podnóża gór Prenj, Visocica i Bjelasnica. Jedną z większych atrakcji tych okolic jest polodowcowe jezioro Boracko. Musimy tu wrócić, gdy będziemy mieć więcej czasu, by zaliczyć treking po tutejszych górach.
Przez Jablanicę przejeżdżaliśmy w drodze do Konjic. Zatrzymaliśmy się tam jednak dopiero jadąc w stronę Banja Luki. Miasto to znane jest z powodu zwycięskiej Bitwy nad Neretwą, która miała miejsce w trakcie II Wojny Światowej. Partyzantom udało się odeprzeć atak wojsk Państw Osi, czyli Trzeciej Rzeczy, Japonii oraz Włoch. Jedną z pamiątek po tym wydarzeniu jest Muzeum Wojny, w którym znajdują się zbiory związane ze słynną bitwą. Drugą pamiątką zaś jest most, który najpierw zbombardowany został w trakcie działań wojennych, a później jego rekonstrukcja została wysadzona na potrzeby nominowanego do Oskara filmu „Bitwa nad Neretwą”. Co ciekawe, podczas kręcenia tej sceny powstało tak dużo dymu, że ostatecznie ujęć tych nie wykorzystano w samym filmie. Zatem most, który obecnie można oglądać w Jablanicy, jest filmową rekonstrukcją. Należy jednak dodać, że wyjątkowo malowniczą. Natomiast po tej samej stronie, co muzeum, stoi lokomotywa z jednym wagonem. Tłem dla nich jest masyw Prenj. Bo warto też podkreślić, że Jablanica jest też ważnym ośrodkiem turystyki górskiej i sportów zimowych. Jak to trafnie ujął autor przewodnika wyd. Bradt, gdyby taka miejscowość była w Szwajcarii, szybko stałaby się prężnie działającym kurortem, przyciągającym tłumy turystów.
Z Jablanicy w stronę Banja Luki jedziemy drogą M16.2. Poniekąd czuliśmy się, jakbyśmy przenieśli się nagle do Szwajcarii. Droga wijąca się wśród wzgórz, wzdłuż brzegu jeziora. Niewielkie, lecz urokliwe i zadbane miejscowości przycupnięte nad taflą wody. Widoki, jakich bogatsza, górska koleżanka – Szwajcaria, na pewno by się nie powstydziła. Jedne z piękniejszych i bardziej spektakularnych widoków zaczynają się za miejscowością Prozor. Po jednej stronie błyszczy tafla Ramsko jezero, do którego niestety nie mam czasu podjechać. W dole Prozor, a za nim poszarpane, skaliste szczyty, na których w maju jeszcze leży śnieg. I właśnie dlatego kochamy Bośnię. Kraj ten posiada tak różnorodne krajobrazy, jak chyba żadne inne, bałkańskie państwo. Gdzie się nie pojedzie, tam zobaczyć można coś innego.
Na trasie tej nie mogliśmy nie odwiedzić wodospadów Jajce. Byliśmy przy nich w styczniu, gdy padał gęsty śnieg i warunki były ogólnie niesprzyjające. W maju prezentowały się równie imponująco, niestety w godzinach mocno popołudniowych były już w cieniu. Ale to nic, nadal uważam, że Jajce to jedno z ładniejszych miast w Bośni, które na pewno dużo bardziej warto jest odwiedzić, niż taką Banja Lukę.
Hitem naszej trasy bez wątpienia były wodospady Krupa na Vrbasu. Jeśli poszukujecie miejsca na wskroś sielankowego, które w upalne dni przyniesie pożądane ukojenie, to jest to propozycja dla Was. Samochód można zostawić na niewielkim parkingu, poniżej jednego z młynów. Kupić przy nim można kilka rodzajów mąki z różnych zbóż. Wzdłuż wodospadów, jak i dalej wzdłuż rzeki, po obu jej stronach, poprowadzone są ścieżki. Doprowadzają one do źródeł Krupy, lecz choć GPS twierdził, że znajdują się one stosunkowo blisko, to po prawie 40 min marszu nie udało nam się do nich dotrzeć. Ponieważ zaczynało się robić ciemno, zawróciliśmy w stronę parkingu.
Tuż przy nim, obok wspomnianego wcześniej młyna, znajduje się też kilka domów oraz knajpka Slapovi Krupe. Napić się tu można zimnego piwa oraz zjeść ustipci podawane z serem lub szynką. Za 4 piwa, jedną dużą porcję ustipci oraz pomidorową sałatkę płacimy w przeliczeniu na złotówki jakieś 27 zł, a jesteśmy naprawdę najedzeni. W międzyczasie rozmawiamy z właścicielem knajpki, który wcześniej mieszkał w Banja Luce, a od niedawna po dziadkach przejął dom w Krupie na Vrbasu. Przy okazji zagadujemy go o camping, który znajduje się poniżej głównej szosy przebiegającej przez miejscowość. „O tej porze roku może jeszcze nie być czynny, ale bez problemu możecie się tam rozbić.” Na pytanie, a co jeśli będzie zamknięty, stwierdza: „Widzicie tamtą małą polankę po drugiej stronie rzeki? W sezonie sporo osób nocuje tam pod namiotami.” Powiem szczerze, że polanka od razu wpadła nam w oko, jako idealne miejsce noclegowe. Więc od razu stwierdziliśmy, że nie będziemy zjeżdżać do miejscowości, tylko rozbijemy się nad rzeką. Kiedy rozstawialiśmy namiot, Marek wyraził wątpliwość, czy uda nam się zasnąć przy huczącym wodospadzie. Szybko się jednak miało okazać, że coś innego nie da nam spać. Położyliśmy się koło 23, a o 1 na równe nogi postawiło nas rytmiczne dudnienie połączone z dźwiękiem „tucy tacy”. Początkowo myślałam, że jakimś cudem, ktoś podjechał w okolice naszego namiotu samochodem i głośno puszcza muzykę. Jakieś było nasze zdziwienie, gdy po wyjściu z naszego przenośnego domu zobaczyliśmy, że w garażu po drugiej stronie rzeki, samozwańczy DJ miksuje muzykę, a banda nawalonych ludzi buja się do jej rytmu. Mniej więcej po godzinie, ktoś ich chyba zmusił, żeby jednak przyciszyć tę dyskotekę. Niestety do samego rana towarzyszyły nam nie najprzyjemniejsze dla ucha dźwięki. Kiedy o 8 rano wygrzebałam się z namiotu, impreza dalej trwała w najlepsze. Wniosek jest z tego taki: jak chcecie nocować nad Krupą, to nie z soboty na niedzielę, bo może Was zaskoczyć garażowa dyskoteka. Pomijając ten drobny, acz znaczący szczegół, poranek nad Krupą był naprawdę urokliwy. Wodospady były pięknie oświetlone przez słońce, a sielankowość wyzierała z każdego zakamarka. Idziemy na spacer do położonego nieco wyżej Monastyru Krupa na Vrbasu, do którego ściągają autokary z wiernymi. Przed wejściem do cerkwi można kupić rakiję, mąkę, jaja oraz przeróżne przetwory. Szczerze mówiąc nie chce nam się żegnać z tą okolicą, która pozwala się naprawdę zrelaksować (o ile oczywiście nie trzeba „uczestniczyć” przez całą noc w trwającej nad rzeką imprezie). Jedno jest pewne – jeszcze tu wrócimy!
Nasza trasa, którą gorąco Wam polecamy. Moc wrażeń gwarantowana
Na deser oczywiście krótkie, filmowe podsumowanie naszej trasy. Myślę, że tych kilka ujęć również zachęci Was do obrania tej właśnie drogi przez Bośnię!
Post Mostar, Konjic, Jablanica i Krupa na Vrbasu pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>