Psychodietetyk w podróży

Weganka w podróży a rzeczywistość

28 września 2015

W styczniu tego roku postanowiłam przejść na weganizm. Traktowałam tę decyzję jako swoisty eksperyment i próbę – ja, miłośniczka serów, postanowiłam całkiem z nich zrezygnować na rzecz „tofu i samych warzyw”.
Początki były super – ciągle eksperymentowałam w kuchni, wymyślając lub testując nowe dania. Pierwsza próba weganizmu w podróży nastąpiła w trakcie wypadu w góry. Bez problemu jednak sobie z tym poradziłam, przygotowując część potraw przed wyjazdem i biorąc zapas odpowiednich produktów ze sobą. Dieta wegańska podczas trekingu dostarczała mi odpowiedniej ilości kalorii, bo nie czułam się ani zmęczona, ani osłabiona. Generalnie było ok. Również podczas planowania wesela okazało się, że bez problemu mogę zamówić dla siebie wegańskie potrawy, będące modyfikacją tych, które później jedli wszyscy goście.

Przed wyjazdem w miesięczną podróż poślubną byłam nastawiona optymistycznie, wierząc, że w jej trakcie również uda mi się utrzymać wegańską dietę. Turecka rzeczywistość szybko zweryfikowała moje plany. Jednak prawda jest taka, że już w Rumunii i Bułgarii zdecydowałam się na odstępstwa od wybranej przeze mnie diety. Bo z całym szacunkiem, być na Bałkanach i nie zjeść burka, który jak wiadomo wegański nie jest? W Turcji jednak pojawiły się schody i to bardzo duże. Dość szybko przekonałam się na własnej skórze, że pojęcie weganizmu praktycznie tam nie istnieje, zaś wegetarianizm też może być opacznie rozumiany. W tureckiej rzeczywistości wegetariańskie są bowiem ryba i kurczak. O ile tę pierwszą, część osób, które rezygnują z mięsa, włącza do swojej diety, o tyle ten drugi raczej w diecie jaroszy (semiwegetarian) czy wegetarian się nie pojawia. Generalnie, gdybym chciała utrzymać w Turcji wegańską dietę, musiałabym jedynie jeść pasterską sałatę (lub jakikolwiek inny zestaw warzyw) i pitę. Raczej nikt długo by nie pociągnął na takim zestawie, który pewnie po pierwszym tygodniu i tak by się znudził. Oczywiście zdarzały się miejsca, w których wegetarianizm rozumiany był prawidłowo i wtedy można było spokojnie zjeść pidę z serem i warzywami, czy przepyszne gozleme z różnymi dodatkami (tę potrawę akurat można skonsumować w wersji wegańskiej, choć nie ma pewności, czy aby na pewno w cieście nie znalazło się mleko). Jeśli trafialiśmy do miejsca, w którym ktokolwiek gadał po angielsku, to istniał cień szansy, by dokładnie wytłumaczyć, co ma się znaleźć w mojej potrawie. Prawda jest jednak taka, że czasami bywało tak, że parę dni z rzędu w ogóle nie jadłam obiadu, bo trafialiśmy do miejsc, w których nawet wegetariańskich potraw nie było, a możliwość jakiegokolwiek dogadania się była zerowa (plus nie mieliśmy czasu na dalsze poszukiwania, w efekcie Marek jadł, a ja się mogłam co najwyżej poprzyglądać). Stąd też zrezygnowałam z jakichkolwiek kombinacji i przez większość wyjazdu żywiłam się sałatkami wszelkiej maści, pidami z samym serem lub serem i warzywnymi dodatkami, gozleme oraz pitą. Im dalej od turystycznych miejsc, tym trudniej o wegetariańskie potrawy.

Mój ulubiony zestaw śniadaniowy – bazlama, jogurt, ser, świeże warzywa

bazlamaCzy wróciłam do weganizmu po powrocie z podróży? I tak, i nie. Nie trzymam się weganizmu aż tak restrykcyjnie, jak przez pierwszych sześć miesięcy. Złożyło się na to kilka rzeczy. Przede wszystkim, choć dbałam o odpowiednie proporcje substancji odżywczych, to w trakcie wegańskiej diety posypały mi się paznokcie i włosy, co było niezbyt przyjemne, w szczególności na chwilę przed ślubem. Kiedy włączyłam z powrotem sery do diety, okazało się, że paznokcie przestały się łamać, a włosy rozdwajać i kruszyć. Do mleka nie wróciłam, bo i wcześniej omijałam go szerokim łukiem. Sery jem od czasu do czasu, starając się jednak sięgać głównie po warzywa, zboża, kasze i owoce.

Bywało i tak, że kiedy wszyscy zajadali się rybami, ja jadłam kaszę i warzywa pod różną postacią (wszystko vege).

wegankaCzy uważam mój eksperyment za nieudany? Oczywiście, że nie, bo nie planowałam aby weganizm był moim stałym stylem żywienia. Na pewno dzięki niemu poszerzyłam mój repertuar potraw i dań, które zaczęły gościć na moim stole. Jednak wiem, że o ile w domu i na krótkich wyjazdach jestem w stanie się go trzymać, o tyle w trakcie dłuższych podróży wolę się skupiać na czymś innym, niż ciągłe zastanawianie się, czy uda mi się coś zjeść, a jeśli tak, to gdzie i jak długo będę tego miejsca szukać.

TAG
POWIĄZANE WPISY