Bałkany 2015/16 Bośnia i Hercegowina

Zimowe Bałkany 2015/16. Wstęp

7 stycznia 2016

Drugi raz z rzędu postanowiliśmy spędzić Sylwestra na Bałkanach. Rok wcześniej wiele osób reagowało na nasz pomysł z dużą dozą dezaprobaty, niedowierzania lub traktowała nas jak niegroźnych wariatów. Bo przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie jeździ zimą w ten region Europy. Gdyby zrobić wśród Polaków szybką sondę i zadać im pytanie: Z jaką porą roku kojarzą Ci się Bałkany?, to sądzę, że 90% odpowiedzi wskazywałaby na lato. W końcu większość z nas jeździ tam, by wygrzać się w słońcu, potaplać w ciepłym morzu czy też pochodzić wśród rozgrzanych górskich skał. Ale śnieg i mrozy na Bałkanach, to dla wielu osób zbyt duże poświęcenie, w szczególności, że wiążą się z nimi gorsze warunki na drogach, dużo wolniejsze przemieszczanie się, a jak dorzuci się do tego krótki dzień, to taki wyjazd przestaje wyglądać atrakcyjnie. Jednak dla nas zima na Bałkanach ma wiele plusów, inaczej nie wrócilibyśmy tam ponownie w grudniu.

Na przełomie 2015 i 2016 nasz wybór padł na Sarajewo. Miała być Serbia i zwiedzanie tamtejszych atrakcji. Miała, ale z różnych względów ten pomysł upadł. Dlaczego? Nie chcę, abyście potraktowali tej części wpisu, jako „gorzkich żali”, ale wydaje mi się, że warto tu dodać małe wyjaśnienie. Otóż podczas targów turystycznych w Warszawie poznałam świetną ekipę Serbów z tamtejszej organizacji turystycznej. Bardzo zapalili się do naszego pomysłu, aby pokazać ich kraj z zimowej perspektywy oraz zachęcić Polaków do wyjazdu tam również poza ścisłym sezonem. Sami z siebie od razu zaproponowali nam, że pomogą w organizacji, a nawet mieli nam załatwić darmowe noclegi. Zostałam poproszona o to, by wszystkie nasze pomysły, sugestie, pytania oraz to „co oferujemy w zamian” spisać mailowo. Tak też uczyniłam, lecz na odpowiedź musiałam czekać prawie dwa tygodnie. Pierwsza wiadomość, jaką otrzymałam, zawierała listę hosteli w jednym z miast, w których mogę sobie zarezerwować nocleg (dodajmy, dość drogi). Drugi mail zawierał linki do stron, które i tak już zdążyłam w międzyczasie przejrzeć oraz kilka informacji, które jak się później okazało, były błędne (co zweryfikowali nasi bałkańscy przyjaciele – Zuza i Piotr, którzy spędzili w Serbii kilka ostatnich dni). Miałam jeszcze otrzymać trzeciego maila, ale na niego się już nie doczekałam. Powiem szczerze, poczułam się olana i doszłam do wniosku, że skoro ktoś nie chce mojego zaangażowania i pomocy w promowaniu lokalnej turystyki, to ja nie mam zamiaru robić tego na siłę. W międzyczasie zmieniła się też koncepcja naszego wyjazdu – doszliśmy do wniosku, że nie chce nam się robić typowej objazdówki, tylko z racji krótkiego dnia znaleźć taką bazę wypadową, która pozwoli na dużo różnych aktywności bez potrzeby ciągłego jeżdżenia. Wybór padł na Sarajewo.

Dlaczego Sarajewo? Przede wszystkim ze względu na jego położenie, bliskość pięknych gór, stoków narciarskich (którymi zainteresowany był Marek) oraz możliwość spędzenia miłego czasu w samym mieście, gdy zapadnie już zmrok. Dodatkowo z Kielc do Sarajewa jesteśmy w stanie dojechać w jeden dzień. Fakt, zajmuje to 17h (pomijając autostrady na Słowacji, Węgrzech i Chorwacji), ale jest to do zrobienia. Istotnym argumentem za Bośnią były również ceny – kraj ten nie należy do najdroższych, a na Bookingu udało nam się znaleźć sensowny nocleg w dobrej cenie i to praktycznie w samym centrum z parkingiem nie na ulicy.

Mgły/smog miały swój plus – nie było widać nic poza górami.

Skakavac

Wyjazd ten różnił się od dotychczasowych również tym, że towarzyszyli nam nasi znajomiKarolina i Przemas. Zdecydowali się w sumie na tydzień przed planowaną datą wyruszenia, ale jak sądzę, nie żałowali. Nasza czteroosobowa ekipa bawiła się w swoim gronie świetnie. My z Markiem robiliśmy poniekąd za przewodników, bo samo Sarajewo i niektóre jego okolice znamy już całkiem dobrze. Z drugiej strony razem poznawaliśmy też nowe miejsca i wspólnie mogliśmy się nimi zachwycać. Tak było w przypadku chociażby Lukomiru – najwyżej położonej wsi w Bośni i Hercegowinie. W kontekście tej wycieczki również pojawiła się nowość względem poprzednich, bałkańskich wypadów – mieliśmy przewodnika. I to nie byle kogo, bo Abida Jasara, najwspanialszego człowieka, jakiego poznałam w ostatnim czasie. Dla mnie i Karoliny stał się takim bałkańskim tatą. Jego po prostu nie da się nie lubić. Skarbnica wiedzy odnośnie wojny oraz obecnej sytuacji w kraju, a także chodzące poczucie humoru i optymizmu. Pomijam fakt, że Abid przyczynił się do destrukcji moich okularów, które później musiałam skleić na taśmę klejącą, ale biorąc pod uwagę, w jakich okolicznościach do tego doszło, nie byłam w stanie się nawet zdenerwować.

Tylko 20km od Sarajewa. Góry, cisza i my.

Bjelasnica

Jak zapewne już się domyślacie oraz kojarzycie z naszych wpisów z facebooka, wyjazd ten był naprawdę bardzo udany. Mogę się pokusić o stwierdzenie, że był jednym z lepszych, jeśli nie najlepszym. I piszę to dzień po powrocie do kraju, przepełniona emocjami, wspomnieniami i po zjedzeniu bałkańskiego śniadania, na które składał się chleb z Banja Luki, kajmak i ajwar. Ale nawet, gdy nieco ochłonę, to chyba nadal będę uważać, że zimowe wyjazdy na Bałkany są the best. Tak rok temu, jak i teraz byliśmy praktycznie jedynymi turystami, a w wielu miejscach mogliśmy przebywać kompletnie sami. W sezonie ciężko jest tego zakosztować. Dodatkowo znów trafiliśmy na naprawdę dobrą pogodę. Pomijam smogo-mgłę, która przez pierwsze dwa dni naszego pobytu utrzymywała się w Sarajewie. Za to w tym samym czasie w górach panowała wiosna. Zimą dużo łatwiej jest też nawiązać kontakt z miejscowymi, których niezmiernie dziwi fakt, że jacyś turyści przybyli do ich kraju w takim dość nietypowym terminie.

Absolutnie sami przy wodospadach Jajce. Co z tego, że w śnieżycy!

Jajce

Żeby już nie przedłużać tego wstępu, chciałabym tylko napisać, że będziemy Was w najbliższym czasie przekonywać, że zimowe Bałkany są dla Was, że warto się przełamać i zmienić nieco perspektywę ich postrzegania. Na pewno nie pożałujecie!

TAG
POWIĄZANE WPISY