Post Selime i legenda Star Wars pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Jadąc do Selime od strony Doliny Ihlary zaczęliśmy dostrzegać tabliczki z napisami: „Zapraszamy do wioski Star Wars”, „Camping z widokiem na Star Wars” itd. Szybka konsultacja z Wujkiem Googlem i oto, czego się dowiadujemy: „Tak, w Selime kręcone były sceny do najstarszych części Gwiezdnych Wojen!” „Nie, Selime było tylko inspiracją dla Georga Lucasa.” Zacznijmy od tego, że w Selime znajduje się niesamowita formacja skalna zwana Katedrą, która wraz z mniejszymi skalnymi domami tworzy krajobraz niczym z innej planety. Miejsce to zamieszkiwane było m.in. przez Hetytów, Asyryjczyków, Persów, a także Rzymian. Później również w okresie Bizancjum czy Imperium Osmańskiego przebywali tam ludzie. W Selime funkcjonował klasztor, w którym wielu znamienitych duchownych zdobyło swoje wykształcenie. Katedra jest największym, skalnym obiektem na terenie Kapadocji, którego potęgę można poczuć stojąc u jego podstawy. A kiedy człowiek uświadomi sobie, że jest to ogromna skała, w której wykuto pomieszczenia i korytarze, wtedy zaczyna doceniać przodków, którzy zamieszkiwali ten teren i wykazywali się wyjątkowym polotem i fantazją.
Ten nieco surrealistyczny krajobraz niewątpliwie pobudza wyobraźnię, w szczególności mieszkańców, chcących jeszcze bardziej rozreklamować Selime. Jednak legenda Gwiezdnych Wojen zaczęła zyskiwać na popularności dzięki samym turystom, którzy przyjeżdżając tam, zaczynali rozpoznawać w krajobrazie fragmenty ujęć z filmu Georga Lucasa. Prawda jest jednak taka, że Star Wars filmowane były w Tunezji, a nie w Turcji. Jednak, jak w każdej legendzie, również i w tej jest małe ziarnko prawdy. Na forum starwarslocation.com pada stwierdzenie: „Selime mogło być inspiracją do stworzenia filmowych domów w Naboo. Jednak cała idea o kręceniu Star Wars właśnie w Selime może wynikać z faktu, że nagrywano tam sceny do filmu Man Who Saved the World aka Turkish Star Wars.”
I tak okazuje się, że legenda może przyczynić się do marketingowego sukcesu, a jeśli dorzuci się do tego niewielki chaos informacyjny, to już w ogóle można mówić o sporym szczęściu, jaki dzięki temu wszystkiemu ma Selime. Oczywiście same Star Wars i George Lucas na tym nie tracą, bo jeśli faktycznie katedra z Kapadocji zainspirowała znanego reżysera do wykreowania futurystycznego świata, to stało się to z dużą korzyścią dla filmu. Bowiem kto był w tym rejonie Turcji ten wie, jak jest wspaniały, różnorodny i ciekawy.
Na zakończenie, z dedykacją dla wszystkich fanów Star Wars oraz Kapadocji, kilka dronowych ujęć z Slime. NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI!
Post Selime i legenda Star Wars pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Post Albania w przewodnikach pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Przewodnikiem, z którego korzystaliśmy podczas naszej pierwszej wyprawy do Albanii, był ten napisany przez Gillian Gloyer, a wydany przez National Geographic i Bradt (oba wydawnictwa występują na okładce). Zasadniczo autorka postarała się, by zebrać jak najwięcej praktycznych informacji oraz ciekawostek dotyczących tego bałkańskiego kraju. W 2010 roku część z nich była jeszcze aktualna, lecz po paru latach wiele z nich już się zdezaktualizowała. Niewątpliwie momentami przewodnik czyta się jak naprawdę dobrą książkę przygodowo-historyczną. Czasami jednak człowiek zaczyna się zastanawiać, czy autorka aby na pewno była we wszystkich, opisywanych przez siebie miejscach. Przykład? Strona 38 dotycząca komunikacji i map: Wszystkie ogólnie dostępne mapy drogowe Albanii wydają się opiera na tym samym źródle z początku lat 90., pełnym rażących błędów – jak choćby nieistniejące jezioro zaraz na południe od Elbasanu (…). Przejdźmy teraz na stronę 113, dotyczącą Elbasanu i jego okolic: Na jednodniową wycieczkę z Elbasanu można wybrać się do sztucznego jeziora Banja, stworzonego w latach 80. XX wieku na potrzeby elektrowni wodnej (…). Wszystko fajnie, ale to właśnie tego jeziora nie ma już w Albanii. Sprawdziliśmy, bo zapominając o tym, co było napisane na stronie 38, pojechaliśmy go zobaczyć. Owszem, teren do którego dotarliśmy był naprawdę urokliwy, ale jeziora nie zobaczyliśmy. Stąd też na przewodnik ten czasami trzeba uważać i czytać go z naprawdę dużym zrozumieniem i uwagą. Jeśli jednak poszukujecie źródła z wieloma ciekawymi informacjami, to warto sięgnąć właśnie po publikację Gillian Gloyer.
Na „Albania & Kosovo” wydawnictwa Blue Guide, autorstwa Jamesa Pettifera trafiłam po raz pierwszy w hostelu w Shkodrze. Od razu rzucił mi się w oczy ogrom informacji, jaki zawiera. Stanowi kompendium wiedzy historycznej i kulturowej na temat Albanii. Jednak z przewodnikiem tym jest mały problem. Pisany był bowiem dobrych kilka lat temu, a obecnie jest wznawiany tylko z niewielkimi poprawkami. W efekcie możemy tam np. przeczytać, że jadąc do Shkodry należy zabrać ze sobą gumiaki, bo po ulewnych deszczach, miasto bywa zalane (z doświadczenia wiem, że gumiaki po dużych opadach nie są tam aż tak potrzebne). Te perełki tylko umilają lekturę, bo jednak najważniejsze jest to, że autor przewodnika spędził naprawdę sporo czasu zbierając informacje historyczne z bardzo wielu, różnych źródeł. Jeśli zatem interesuje Was pogłębianie wiedzy na temat Albanii, to jest to propozycja dla Was. Od razu też zaznaczę, że przewodnik jest tylko po angielsku i w Polsce praktycznie nie ma możliwości jego zakupu (za to bez większego problemu dostaniecie go w Anglii).
„Albania” Stanisława Figiela wydawnictwa Rewasz najczęściej towarzyszyła nam w trakcie albańskich podróży. Przede wszystkim dlatego, że ma niewielki format i zajmuje mało miejsca. Stanowi też całkiem poręczny zbiór informacji na temat tego kraju. Nie zawsze jednak prawdziwych. Przykład? Autor błędnie opisał pozostałości starożytnego miasta Oricum, zapominając o dodaniu pewnego ważnego faktu. Na zachód od portu, u samej nasady półwyspu Karaburun, nad niewielką laguną, znajdują się pozostałości starożytnego miasta Oricum. Aby tam dojechać, należy skręcić w prawo na skrzyżowaniu zaraz za mostem. Boczna droga wraca na brzeg morza, po czym wiedzie wzdłuż plaż na zachód, doprowadzając po ok. 3km do terenu wykopalisk. Wszystko fajnie, ale ruiny znajdują się na terenie działającej jednostki wojskowej. Aby je zobaczyć, należy u strażnika zostawić paszporty, a następnie pod opieką przewodnika-archeologa udać się do miejsca, w którym znajdują się pozostałości antycznego miasta. Nie da się tam dojechać autem, ani dotrzeć jakąkolwiek boczną ścieżką, no chyba, że mamy ochotę zostać posądzonymi o włamanie się na teren wojskowy. Archeologa nie ma w poniedziałki, co już też przetestowaliśmy, w efekcie nie mieliśmy okazji zobaczyć antycznej strony Oricum. W przypadku tego przewodnika na uwagę zasługuje część poświęcona albańskim górom, ale to chyba dlatego, że została napisana przez innego autora – Piotra Krzywdę. Jego opis wejścia na Maja e Korabit, w połączeniu z trackami z Wiki Loc bardzo nam pomogły w trakcie zdobywania tego najwyższego szczytu Albanii i Macedonii. Mimo pewnych błędów przewodnik Figiela wielokrotnie pomagał nam w trakcie podróży i zwiedzania. Zatem mogę Wam go śmiało polecić.
„Albania” wydawnictwa Pascal występuje pod dwiema postaciami – jako forma ilustrowana i praktyczna. Ta pierwsza posiada dużo obrazków, trochę treści (niezbyt pogłębionej i ciekawej), więc można go traktować bardziej jako…album. W przypadku przewodnika praktycznego, zdjęć prawie nie ma, za to jest sporo treści. Niestety wydany został z nieaktualnymi informacjami. Przede wszystkim dowiecie się, że na Półwysep Rodonit nie dojedziecie zwykłym autem, a jedynie terenówką, a sama podróż będzie trwała kilka godzin. Problem polega na tym, że na sam półwysep wiedzie piękna asfaltowa, niesamowicie widokowa droga. Podróż nie zajmuje kilku godzin, no chyba, że będziemy się co chwila zatrzymywać na robienie zdjęć. Przewodniki praktyczny Pascala jest też dla mnie trochę nieczytelny i trudno znajduje się w nim informacje. Jednak jest to moje subiektywne odczucie.
W tym zbiorczym przewodniku, obejmującym 6 krajów, nad którym mieliśmy okazję pracować z Markiem, znajdziecie również rozdział poświęcony Albanii. Oczywiście nie wyczerpuje on tematu tego kraju, gdyż nie mogłam w nim zamieścić wszystkich miejsc, ale jeśli planujecie objazdówkę po Bałkanach i Albania jest w Waszych planach, to przewodnik ten powinien być dla Was wystarczający. Jeśli jednak bywacie w tym kraju dość często i szukacie czegoś mniej tuzinkowego, to lepiej sięgnijcie po publikacje koncentrujące się tylko na nim.
Na rynku znajdziecie jeszcze kilka innych przewodników po Albanii, jednak nie opiszę ich, z kilku względów. Część jest absolutnie nie warta uwagi, a przynajmniej jednego nie miałam okazji zbyt dogłębnie przejrzeć, więc nie będę udawać, że wiem na jego temat wszystko. Jednak jeśli chcecie sprawdzić, czy przewodnik jest rzetelny, sprawdzajcie co pisze na temat ruin Oricum. My zrobiliśmy taki test w jednej księgarni i okazało się, że polskie przewodniki, jak jeden mąż powielają informację, że można dotrzeć do nich jakąś ścieżką, pomijając w ogóle kwestię istnienia tam bazy wojskowej. Natomiast przewodniki zagraniczne w większości wskazują, że teren należy do wojska. Życzę Wam zatem owocnego planowania, miłej lektury i oczywiście zawsze służę radą na temat Albanii
Post Albania w przewodnikach pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Post Lot balonem w Kapadocji, czy warto? pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Należy się liczyć z naprawdę wczesną pobudką. Mieliśmy umówiony transport o 4:20, więc o 3:40 byliśmy już na nogach. Busik zbiera po drodze innych klientów i zawozi do miejsca, w którym czeka obsługa firmy baloniarskiej. Tam otrzymuje się identyfikatory oraz wpisuje swoje dane osobowe do formularza (imię, nazwisko, płeć, narodowość oraz datę urodzenia). W cenie lotu jest również śniadanie, mocno kontynentalne, czyli jakaś słodka bułka i coś do picia (kawa, herbata, sok). Po około 30 minutach można podejść do napełniających się gorącym powietrzem balonów i przyjrzeć się, jak pracuje obsługa takiego lotu. Później następuje upychanie do kosza – w naszym leciało ponad 20 osób i było dość ciasno, ale bez dramatu. Problemem bardziej było to, że dominującą nacją, która lata balonami są Chińczycy lub Japończycy, więc należy liczyć się z tym, że ciągle będzie się dostawało „selfistickiem” lub miało czyjąś głowę lub rękę na zdjęciu. Oprócz tego robią wokół siebie sporo harmideru, co potrafi być nieco irytujące, w szczególności, gdy człowiek ma ochotę pokontemplować w spokoju i ciszy widoki. Najbardziej spektakularną częścią lotu jest moment, w którym balon wznosi się na 700 metrów (tak było w naszym przypadku, inne balony wznosiły się wyżej) i następuje wschód słońca, który wynurza się zza góry. Następnie balon jeszcze chwilę lata a następnie ląduje…na naczepie terenówki. To był chyba najbardziej zaskakujący moment całego balonowego przedsięwzięcia, bo szczerze mówiąc spodziewaliśmy się lądowania na trawie. A tu proszę, chwila moment i jedziemy w balonie, na naczepie. Po wyjściu z kosza wznoszony jest toast szampanem, otrzymuje się pamiątkowy certyfikat lotu oraz można kupić zdjęcie (grupowe/indywidualne) wykonywane przez obsługę balonu tuż przed jego odlotem. Koszt to jedyne 10TL. Inne agencje baloniarskie dają np. pamiątkowe medale lub inne prezenty.
Zacznę od pozytywów. Lot naprawdę jest widokowy, bo i okolica ma sporo do zaoferowania, gdy patrzy się na nią z lotu ptaka. Wschód słońca widziany z powietrza też ma swój urok. Ogromne wrażenie robi ilość balonów startująca w tym samym momencie. Niebo dość szybko się nimi zapełnia, a chwilami lecą one naprawdę blisko siebie. Niewątpliwie przyjemnym uczuciem jest uczestniczenie w tak dużym przedsięwzięciu. Również zobaczenie z bliska, jak funkcjonuje balon, jak się nim steruje oraz jak wylądować nim na naczepie było naprawdę ciekawe. I to w sumie tyle.
Cóż…wszyscy mówili lub pisali: „Lot balonem nad Kapadocją był najwspanialszym doświadczeniem w moim życiu!”; „Niezapomniane przeżycie!”; „Lot wart jest wszystkich pieniędzy.” itd. itd. Dla nas nie było to najwspanialsze doświadczenie, które byśmy jakoś mocno przeżywali. Wsiedliśmy do balonu, przelecieliśmy się nad Kapadocją i tyle. Zapewne sporo w tym winy/zasługi pilota, który np. przez 10 minut snuł się nad polem kapusty i sadem z jabłkami, gdy obok był piękny i widokowy kanion. Wylot był naszym zdaniem nieco za wcześnie, w efekcie brakowało światła, które mogłoby rozświetlić piękne skały Kapadocji. W sumie przez większość czasu balon latał dość nisko (oprócz jednego momentu, gdy wybiliśmy się 700 metrów ponad ziemię). Niestety w każdej firmie baloniarskiej można trafić na pilota, który:
– wybierze niezbyt ciekawą trasę lotu;
– nie będzie latał zbyt wysoko;
Więc zawsze jest ryzyko, że wydając nawet 250EUR od osoby, możecie nie być zbyt zadowoleni z samego lotu. Zapewne zadajecie sobie pytanie, czy mimo wszystko warto się zdecydować? Według nas – nie. Lepiej zostawić sobie pieniądze na inne przyjemności, a zamiast lecieć balonem, wybrać się do Red Valley, gdzie po wdrapaniu się na punkt widokowy będziecie mieli wspaniały widok na wznoszące się i lądujące balony. Pieniądze zostają w kieszeni, a efekty wizualne będą równie niesamowite, co z perspektywy balonowego kosza. Również na naszym campingu jest świetny punkt widokowy, z którego każdego ranka można oglądać balony, z których część przelatuje wprost nad głową.
Nie, nie żałujemy, bo możemy sobie dopisać do listy doświadczeń życiowych „lot balonem nad Kapadocją”. Mamy wiele wspaniałych zdjęć i sam lot będziemy miło wspominać. Niemniej jednak szkoda nam nieco wydanych pieniędzy, bo naprawdę spodziewaliśmy się czegoś bardziej spektakularnego. Nasz zawód balonowym doświadczeniem może też wynikać z faktu, że posiadając drona wiele miejsc możemy obejrzeć z lotu ptaka, dzięki czemu posiadamy nieco szerszą perspektywę patrzenia na odwiedzane miejsca. Z samej Kapadocji mamy już kilka dronowych filmów, które ukazują piękno tego regionu. Oczywiście, czym innym jest oglądanie nagranych ujęć, a czym innym samodzielne patrzenie na świat z lotu ptaka, niemniej jednak spodziewaliśmy się większej ekscytacji.
Decyzji o locie balonem za Was nie podejmiemy. Jednak zastanówcie się, czy Wasze fundusze pozwalają na taki wydatek? Czy koniecznie chcecie mieć na swoim życiowym koncie doświadczenie pt. „Lot balonem w Kapadocji”? Czy naprawdę jest to Wasze marzenie? Może po prostu my nie jesteśmy stworzeni do latania balonem, stąd nasz lekki zawód. Zatem nie sugerujcie się naszym zdaniem, lecz po prostu na spokojnie rozważcie wszystkie za i przeciw. Bo może się okazać, że lot balonem będzie dla Was naprawdę najwspanialszym doświadczeniem w życiu. Dla nas niestety nie był.
Kilka danych technicznych:
Z jaką agencją lecieliśmy? Cihangiroglu Balloons
Ile trwał lot? Mniej niż godzinę
Ile zapłaciliśmy? 125EUR od osoby (cena wynegocjowana przez właściciela campingu)
Co obejmowała cena? Transfer, śniadanie kontynentalne, lot balonem, pamiątkowy certyfikat oraz kieliszek szampana.
Skąd startowaliśmy? Z drogi z Goreme do Open Air Museum
Gdzie lądowaliśmy? Przy drodze wylotowej z Goreme w stronę Uchisar
Post Lot balonem w Kapadocji, czy warto? pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Post Balkan Orient Trip – Kapadocja pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Generalnie od pierwszego poranka w Goreme już wiedzieliśmy, że nie będzie się dało tutaj wyspać. Od 4:30 nad naszymi głowami huczą balony i mimo szczerych chęci nie da się spać. Zresztą od razu człowiek myśli: „Wschód słońca. Balony. Zdjęcia!!”. I mimo tego, że jeszcze dobrze nie przejrzał na oczy, już leci jak głupi z aparatem, dronem i GoPro na punkt widokowy, który ma 50 metrów od namiotu.
Może te zdjęcia to foto banał, bo każdy już takie widział, ale cóż…taka właśnie jest Kapadocja o świcie!
Pierwszy dzień w Kapadocji poświęciliśmy na włóczenie się po okolicach Goreme. Najpierw zawitaliśmy w Open Air Museum, a później wędrowaliśmy wśród skał i drapiących roślin, w palącym słońcu, za to z niesamowitymi widokami.
W Kapadocji ciągle trafia się na widokowe punkty.
Co Wam to przypomina?
Widok z Campingu Panorama
Nasz kolejny dzień był jeszcze bardziej intensywny. Zamek, podziemne miasto, galeria sztuki na zboczu góry, trzy przepiękne doliny i kilka wspaniałych punktów widokowych. Działo się!!
Galeria sztuki na zboczu wzgórza made by Andrew Rogers
W Dolinach Zelve
Przed zachodem słońca
A jutro, czyli w piątek 14.08, czeka nas wyjątkowo wczesna pobudka, bo o jakiejś 3:40 czasu lokalnego, czyli 2:40 czasu polskiego, ponieważ udało nam się wynegocjować dobrą cenę za lot balonem i mimo pewnych finansowych obiekcji postanowiliśmy sfinansować sobie tę atrakcję. Prawda jest taka, że pewnie do Kapadocji prędko nie wrócimy i później moglibyśmy żałować, że się nie zdecydowaliśmy na lot. A większość osób twierdzi, że było to niesamowite doświadczenie. Przekonamy się sami
Post Balkan Orient Trip – Kapadocja pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>