Post Top 10 najbardziej widokowych miejsc w Albanii pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>1. PÓŁWYSEP RODONIT
Naszym numerem jeden jest niewątpliwie Półwysep Rodonit, położony praktycznie w połowie linii brzegowej Albanii. Dojechać do niego możemy odbijając z autostrady łączącej Tiranę i Durres. Miejsce to odwiedziliśmy dwukrotnie – najpierw w sierpniu 2013, a później w styczniu 2015. Przede wszystkim na sam wierzchołek półwyspu prowadzi piękna, bardzo widokowa droga. Praktycznie co chwilę można się na niej zatrzymywać, by wyłapywać co ciekawsze ujęcia. Po dotarciu na sam kraniec Rodonitu, znajdujemy się obok cerkwi i miejsca, gdzie można rozbić namiot (o ile nie wieje huraganowy wiatr). Lecz najciekawszy widok rozciąga się ze ścieżki wiodącej do ruin zamku, wzdłuż stromych klifów. Na Rodonicie postanowiliśmy w tym roku stworzyć geocachingową skrytkę, aby pokazać to miejsce innym podróżnikom. I was też gorąco zachęcamy do odwiedzin na tym widokowym i pięknym półwyspie.
2 PRZEŁĘCZ LLOGARA
Prędzej czy później każdy, kto podróżuje autem, na stopa czy autobusem trafia w to miejsce. Zasadniczo od przełęczy tej rozpoczyna się najbardziej widokowa część trasy wzdłuż albańskiego wybrzeża. Kiedy po raz pierwszy trafiliśmy na nią w 2012 roku, zachwytom nie było końca. Widok na Korfu (które widać przy dobrej widoczności), na góry mające po 2000m n.p.m., na Morze Jońskie.
3. TWIERDZA W BERACIE
Berat sam w sobie jest miejscem pięknym i chyba nie trzeba nikogo specjalnie namawiać, aby się tam udał. Według nas najlepszym punktem widokowym w tym mieście jest twierdza, górująca nad dzielnicą Tysiąca Okien. Naszym zdaniem rozciąga się stamtąd jedna z ciekawszych panoram w Albanii.
4. WAROWNIA LEQURES
Saranda jako miasto może Wam się nie spodobać. Jednak widok z warowni górującej nad tą turystyczną destynacją na pewno przypadnie Wam do gustu. Panorama miasta połączona z górującym nad okolicą Korfu naprawdę robi wrażenie.
5. ZAMEK ROZAFA
W okolicach Shkodry znajdziemy oczywiście wiele ciekawych punktów widokowych, ale dwa z nich znajdują się w bliskim sąsiedztwie. Pierwszy to oczywiście tytułowy zamek Rozafa, drugi zaś to niewielkie wzgórze na przeciwko niego (w stronę Szkodry). Z obu miejsc będziemy mogli cieszyć się piękną panoramą miasta, widokiem na Jezioro Szkoderskie czy Alpy Albańskie.
6. DROGA DO BAJRAM CURRI
Ciężko wyznaczyć na tej trasie (droga SH5 i SH22) jedno, wyjątkowo widokowe miejsce. Zasadniczo cały czas towarzyszą nam piękne pejzaże i choć droga jest długa, pełna zakrętów, od których może zemdlić bardziej wrażliwe osoby, to jednak otoczenie rekompensuje wszelkie niewygody i trud związany z pokonaniem dystansu dzielącego Shkodrę od Bajram Curri. Warto!
7. DAJTI
Kiedy spaceruje się po Tiranie nie czuć, że to miasto jest aż tak duże. Dopiero nabranie dystansu i spojrzenie na albańską stolicę z góry, pozwalają dostrzec jej ogrom. Umożliwia nam to wzgórze Dajti, na które z Tirany poprowadzona jest kolej gondolowa. Niewątpliwie nasze doznania estetyczne będą tam mocno uzależnione od widoczności, która w bardzo upalne dni jest zazwyczaj dość słaba. Według nas warto się na Dajti udać w nocy (kolej jeździ do 22), by zobaczyć rozświetloną Tiranę. My niestety nie mieliśmy okazji, by doświadczyć tego na własnej skórze (a zasadniczo oczach), ale kto powiedział, że tam nie wrócimy?
8. ZAMEK PETRELE
Tuż obok Tirany odnajdziemy kolejny świetny punkt widokowy. Zamek Petrele, bo o nim mowa, choć sam w sobie jest urokliwy, to jednak widoki rozciągające się z jego okolic są dużo bardziej niż on imponujące. Najpiękniejsze jest to, że gdzie by nie spojrzeć, tam są góry.
9. SARISALLTIKUT
Wzgórze Sarisalltikut góruje nad samą Krują – miasteczkiem, które przyciąga wielu turystów, również tych w zorganizowanych wycieczkach. Jednak prawda jest taka, że większość z tych osób przespaceruje się po bazarku w Kruji, zajrzy do twierdzy i na tym zwiedzanie tych okolic się kończy. Jednak wjazd autem lub wejście na Sarisalltikut może dostarczyć nam nieco większych wrażeń, niż przechadzka po mieście. Z góry widać bowiem spory kawałek Albanii (podobno prawie połowę kraju, ale nie popadałabym w taką przesadę). Niemniej jednak będziemy mogli zobaczyć Tiranę, wybrzeże Adriatyku, oraz północną część kraju.
10. DURRES
To albańskie miasto jest dość często omijane przez turystów, gdyż na pierwszy rzut oka nie oferuje nic ciekawego ani ładnego. Dużo bloków, ogromnych apartamentowców, port. To wszystko jakoś nie zachęca. Jednak my przekonaliśmy się, że Durres może być nie tylko ciekawym miejscem do zwiedzania, ale ma też ukryty pejzażowy potencjał. Jeden z ciekawych punktów widokowych znajduje się na wzgórzu z antenami, nieopodal willi Zoga. Teren ten jest teoretycznie ogrodzony, ale raczej nikt nie będzie się przejmował Waszą obecnością tam, w szczególności, że patrząc po Instagramie miejscowi również chętnie odwiedzają to miejsce.
Post Top 10 najbardziej widokowych miejsc w Albanii pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Post Naszych 15 najlepszych zdjęć z Albanii pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Nasz pierwszy wyjazd do Albanii i nasze pierwsze zdjęcia z tego kraju. Do niektórych po prostu mamy sentyment, choć nie prezentują jakiś wybitnych walorów. Ot – mamy z nimi związanych wiele wspomnień.
Nad Krują
Skalne Okno w Gjileke (Dhermi)
Kwintesencja Albanii, obok Ksamilu
W Albanii byliśmy wtedy raptem kilka dni, więc i zdjęć nie przywieźliśmy za dużo. Jednak te dwa, wybrane przez nas zdjęcia, dobrze obrazują albański klimat.
Albania z przymrużeniem oka. Uchwycone we Vlorze
Okołoburzowe Jezioro Shkoderskie
Niewątpliwie z tego wyjazdu przywieźliśmy najwięcej najlepszych fot. Przede wszystkim mieliśmy rewelacyjną pogodę, byliśmy we wspaniałych, widokowych miejscach i jak wariaci robiliśmy zdjęcia dwoma aparatami i dwoma kamerkami GoPro
Dolina Valbony (to zdjęcie zdobi nasze mieszkanie)
Pole kapusty w Kukaj
Standardowe zdjęcie z Beratu. Ale jakże urokliwe!
Plaża Gjipe została wyróżniona w tym zestawieniu dwoma zdjęciami, bo nie mogliśmy się zdecydować, które jest najlepsze. Niemniej jednak fota nr 1 doczekała się wywołania i wisi w naszej sypialni.
Ksamil – owszem jest turystyczny, zatłoczony i pełny Polaków. Ale potrafi też zauroczyć.
Saranda to kolejny, albański kurort, który potrafi się spodobać nawet tym, którzy za kurortami nie przepadają.
Zimowa Albania okazała się być strzałem w dziesiątkę, choć śnieg spotkaliśmy dopiero wyjeżdżając z niej. Było mroźno, ale słonecznie i niesamowicie widokowo.
Sylwestrowy, wieczorny Durres.
Półwysep Rodonit i niespokojny Adriatyk (1.01.15)
W drodze do Macedonii. Pożegnalne, zimowe zdjęcie.
Post Naszych 15 najlepszych zdjęć z Albanii pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Post Albania – wnętrze kraju. Film pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Na filmie będziecie mogli odwiedzić z nami Tiranę, Petrele, Berat, Syri i Kalter, ruiny miasta Phoinike, Gjirokastrę, Libohove, Dhardę oraz Korczę. Bez zbędnego gadania, zapraszamy Was na seans.
PS. Włączajcie wersję HD
Post Albania – wnętrze kraju. Film pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Post 15 miast, które musisz odwiedzić w Albanii pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Na pierwszy ogień idzie oczywiście Albania. Głównie przez wzgląd na alfabet, ale również moją „najlepszą” znajomość tego kraju (pod „najlepszą” rozumiem oczywiście bardziej rozległą niż ograniczająca się do 2-3 popularnych destynacji dla plażowiczów). W tym zestawieniu skupiłam się na miastach, miasteczkach i wsiach, które według mnie należy odwiedzić, będąc w tym pięknym kraju. Kolejność alfabetyczna.
Niewątpliwie Berat jest moim ulubionym miastem w Albanii i nie będę się z tym zbytnio kryć. Położony w bardziej południowej części kraju, między Lushinje a Tepeleną przyciąga całkiem spore grupy turystów. Zapytacie się, dlaczego? Cóż Berat, choć nie jest wymuskanym i dopieszczonym w każdym calu miastem, to znany jest ze swych dwóch dzielnic – Goricy i Mangalem. Ta druga zwana jest dzielnicą tysiąca okien, gdyż w nocy, gdy w domach zapalane jest światło, cała jaśnieje. Z Mangalem, a dokładniej z twierdzy, rozciąga się fenomenalny wprost widok na dolinę rzeki Ossum oraz okoliczne wzgórza. No właśnie – samo położenie Beratu jest jego kolejnym atutem. To bardzo widokowe miasto, raj dla fotografów oraz osób, lubiących się włóczyć wśród wąskich, brukowanych uliczek.
Butrint jako taki nie jest obecnie zamieszkany (pomijam stadko żółwi), lecz jest miastem – ruiną, położoną na samym południu Albanii, tuż przy granicy z Grecją. Po uiszczeniu odpowiedniej opłaty można go zwiedzać. Polecam poruszać się pod prąc, wtedy mamy większą szansę na ciszę i spokój (wiem to z doświadczenia). Butrint jako taki zmieniał się przez wieki, stąd na jego terenie znajdziecie budowle z różnych okresów historycznych. Sporo doświadczył, a wszystko ze względu na swe mocno strategiczne położenie. Według mnie jest jednym z najważniejszych miejsc, jakie należy odwiedzić będąc czy to w Ksamilu, czy to w Sarandzie.
Wśród turystów odwiedzających Albanię toczy się mały spór o to, które z miast – Berat czy Gjirokasta są tymi najpiękniejszymi. Chwilowo nie widać, która z frakcji ma przewagę. Oba miasta są ciekawe, jednak dla każdego istotne będzie co innego. Gjirokastra rzeczywiście jest miastem srebrnych dachów i nie chodzi tu o biżuteryjny kruszec, z jakiego zostały wykonane, lecz o kolor kamieni, które bez zaprawy, jeden na drugim, są poukładane niczym typowe dachówki. Dachy są niewątpliwie ważnym elementem Gjirokastry. Oprócz tego, w mieście znajdziecie wpisaną na listę UNESCO twierdzę wraz z wystawą różnego rodzaju militariów. Rozciąga się z niej piękny widok na okolicę, a srebrne dachy widziane z góry tłumaczą, skąd Gjirokastrę określa się tak, a nie inaczej.
Każdy, kto przebywa w Albanii i nie jest abstynentem, dość szybko zaczyna kojarzyć lokalne marki piwa. I niekoniecznie musi ich spożywać Bóg wie ile, ale po prostu w Albanii nie ma zbyt dużo browarów. Jeden z nich znajduje się w Korçy, mieście położonym w południowo – wschodniej części kraju. Jednak Korça znana jest nie tylko z piwa oraz festiwalu piwnego, lecz przede wszystkim z ogromnej, nowej i rzucającej się w oczy katedry, która góruje nad centrum miasta. I choć sama budowla jest naprawdę dość duża, to jej wnętrze nie jest już tak ogromne.
Jeszcze do niedawna o Kruji można było przeczytać, że jest to jedno z nielicznych miejsc w Albanii, gdzie można zakupić jakiekolwiek pamiątki. Ten stan rzeczy już dawno uległ zmianie, lecz Kruja nadal jest miejscem chętnie odwiedzanym przez turystów. Stylizowany na turecki bazarek pozwala zaopatrzyć się w kaszmirowe szale czy tkane dywany; twierdza, daje możliwość poznania nie tylko historii tego miejsca dzięki Muzeum Skanderbega (albańskiego bohatera narodowego za czasów tureckich najazdów), ale również kultury kraju, dzięki Muzeum Etnograficznemu znajdującemu się na jej terenie. Natomiast z górującego nad miastem wzgórza Sarisalltikut rozciąga się widok na prawie pół Albanii.
Generalnie sam Ksamil nie jest zbyt piękny – ot nadmorski kurort jakich na Bałkanach jest na pęczki. Jednak z nie każdego kurortu roztacza się tak piękny widok na Korfu, a gdyby się uprzeć, można by na tę grecką wyspę dopłynąć w pław. Niewątpliwie jest to idealne miejsce dla tych, którzy podczas urlopu chcą tylko plażować i imprezować. Dla nas – Polaków Ksamil ma dodatkowy bonus – ponieważ przyjeżdża nas tam bardzo dużo, są organizowane dyskoteki z polską muzyką. Oczywiście pewnie w innych nadmorskich miejscowościach, jak Vlora czy Saranda też na nie natrafimy, lecz w Ksamilu ilość Polsków na metr kwadratowy jest największa.
Libohove znajduje się dość blisko drogi SH4. Mało znana, niezbyt popularna wśród turystów, a szkoda! Znajduje się tam bowiem ponad 500letni platan – zdrowe, piękne i naprawdę ogromne drzewo, które nawet na mnie, choć dendrologia nie jest moją pasją, zrobiło wrażenie. Jego korona ma 800-900m2 i gdyby chcieć zbudować pod nim dom, to można by tego dokonać nie dotykając ani jednej gałęzi. Pod samym platanem znajduje się natomiast knajpka, która od pokoleń prowadzi ją w tym właśnie miejscu. Nawet sam Lord Byron zachwycił się tym miejscem!
Niewątpliwie tylko Maceodnia czerpie garściami z turystycznych walorów Jeziora Ochrydzkiego. Jednak Albania, mająca dostęp do morza, traktuje posiadanie dostępu do jeziora bardziej jako ciekawostkę. Wzdłuż linii brzegowej nie znajdziemy zbyt wielu kurortów, a jedynym który ma jakieś znaczenie jest Pogradec. To duże miasto wita każdego, to wjeżdża do Albanii od strony Macedonii. Ma zagospodarowane plaże, skąd rozciąga się przyjemny widok na okolice Jeziora Ochrydzkiego. Z racji położenia na wysokości 650m n.p.m. panuje w nim łagodny klimat, stąd latem będziecie mogli zakosztować tam wysokich temperatur, ale nie aż takich upałów, jak nad morzem.
Choć w Pogradecu byłam, to nie mam stamtąd żadnych zdjęć, nadających się do publikacji (nie, nie ma na nich nic zdrożnego, po prostu nie są za piękne. Stąd też prezentuję fotografie dostępne w sieci.)
Petrele to niewielka miejscowość, położona na wzgórzu, tuż przy trasie łączącej Tiranę z Elbasanem. Większość osób mija ją bez większego zainteresowania, choć według mnie jest jednym z ciekawszych i bardziej widokowych miejsc w okolicy. W Petrele znajduje się bowiem zamek, odrestaurowany w ostatnim czasie, który kiedyś był siedzibą siostry Skanderbega. Obecnie znajduje się tam restauracja, lecz z samego zamku możemy podziwiać całą okolicę, a jest na co popatrzeć.
Saranda to duże, nadmorskie miasto z ogromną liczbą hoteli, restauracji i klubów. Jest to również miasto portowe, skąd promem lub wodolotem można udać się na Korfu. Oprócz rozlicznych udogodnień dla turystów, kryje też w sobie kilka miejsc, które koniecznie trzeba odwiedzić. Jednym z nich jest zamek Lekuresit, skąd roztacza się jedna z piękniejszych panoram na całą okolicę – widać całą zatokę, praktycznie całe miasto, Korfu oraz pobliskie Jezioro Butrint. Na wschód Phoiniqe i okoliczne wzgórza.
Niewątpliwie każdy, kto wjeżdża do Albanii od północnej strony, musi zahaczyć o Shkodrę. Jest to największe miasto tej części kraju i stanowi pierwsze miejsce, w którym człowiek bardzo szybko zaznajamia się z albańskim ruchem drogowym. My tego doświadczyliśmy w 2012 roku, ale od tego czasu Shkodra niesamowicie się zmieniła. Trwające remonty w centrum miasta się zakończyły i teraz możemy podziwiać naprawdę piękne oblicze tego miasta. Oprócz centrum, Shkodra ma do zaoferowania również ruiny zamku Rozafa (przy wylocie z miasta w stronę Tirany), z których roztacza się fenomenalny wprost widok na Jezioro Shkoderskie oraz Alpy Albańskie.
Theth odwiedziliśmy w 2016 roku. Do czterech razy sztuka i ostatecznie dojechaliśmy do tej górskiej miejscowości (a zasadniczo wsi). Mamy mieszane uczucia. Z jednej strony otoczenie Theth jest piękne i to dla niego warto wybrać się w tę część gór Prokletije. Z drugiej strony sama wieś jest typowym miejscem turystycznym, gdzie brak klimatu i historycznego ducha, o którym wspomina wiele przewodników. Theth to na pewno dobra baza wypadowa na trekking oraz ciekawy pomysł na jedno lub dwudniową wycieczkę.
Według mnie, jeśli interesujemy się jakimś krajem, chcemy go lepiej poznać itd., to powinniśmy odwiedzić jego stolicę. Tirana wzbudza skrajne emocje, ale należy jej przyznać, że nie pozostaje obojętna. Jest ruchliwa, zakorkowana i niezbyt piękna według pewnych standardów. Jeśli zatem lubicie „typowe” europejskie miasta z architektonicznym ładem i monumentalnymi budowlami, to pewnie w Tiranie się nie odnajdziecie. Natomiast według mnie jest to ciekawe, pełne kontrastów miasto. A jeśli chcielibyście spojrzeć na Tiranę z dystanse, to warto wjechać koleją gondolową na górę Dajti, skąd rozciąga się rozległa panorama miasta. Wtedy dopiero można dostrzec ogrom albańskiej stolicy.
Zasadniczo Valbona to wieś i gdyby nie była położona w takim, a nie innym miejscu, to nikt by tam nie zaglądał. Ale ponieważ ulokowana jest wśród szczytów Prokletije przyciąga amatorów trekkingu i wspinaczki, a także wszystkich tych, którzy chcą obcować z piękną i dziką przyrodą. Jej jedynym minusem jest to, że położona jest dość nisko, więc planując trekking trzeba mieć na względzie dość długie zdobywanie wysokości. Mimo wszystko jednak wysiłek się opłaca, gdyż górskie krajobrazy wprost zniewalają. Sama Valobna coraz bardziej nastawiona jest na turystów. Znajdziecie więc tam rozliczna campingi, kilka restauracji, pensjonatów i hoteli. Ceny są niskie i pozwalają na bardzo niskobudżetowe spędzenie tam czasu.
Vlora to ważny ośrodek turystyczny i portowy centralnej części Albanii. Stąd można popłynąć promem do Włoch, tu jeszcze mamy Adriatyk. To całkiem spore miasto bardzo prężnie się rozwija, stawiając na modernizację nabrzeża (plany zakładają jego przebudowę w ciągu najbliższych 2-3lat) oraz tworzenia różnorakich udogodnień dla turystów. Jest to niewątpliwie kolejne miejsce dla tych, którzy chcą plażować i imprezować, ale z racji swego położenia, może być też doskonałą bazą wypadową do zwiedzania innych zakątków Albanii.
Post 15 miast, które musisz odwiedzić w Albanii pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Post Bałkany 2014. Część 8 – Berat, gomisteri i nie-nasza dzika plaża pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Chyba pierwszy raz odkąd jesteśmy w podróży nie wstajemy skoro świt. Po prostu nie odczuwamy takiej wewnętrznej potrzeby.
Ja mimo wszystko nieco wcześniej wypełzam z namiotu, by przygotować szopską sałatkę na śniadanie. Marek leniuchuje nieco dłużej, ale gdy już powraca do świata żywych i aktywnych odkrywa, że w tylnej, prawej oponie mamy flaka. Zatem kiedy ja kroję warzywa, Marek zmienia koło. Po posiłku jeszcze chwilę ogarniamy się bez większego pośpiechu i około godziny 10 jedziemy do Beratu. Droga do tego miasta jest w remoncie (lub jak kto woli w stanie totalnej rozpierduchy), więc jest mocno wyboista i zakurzona. Mimo wszystko szybko docieramy do centrum, które przedzielone jest przez rzekę Ossum. Po naszej prawej stronie, na stoku wzgórza znajduje się dzielnica Gorica, a po naszej lewej starówka – twierdza, czyli Mangalem – dzielnica tysiąca okien. Porzucamy Kiankę u stóp tej drugiej i ruszamy na zwiedzanie. Najpierw zaglądamy do informacji turystycznej, gdzie za 340lek kupujemy mapę dwóch dzielnic (przy okazji wpisuję się do pamiątkowej księgi, w której widnieją wpisy ludzi z całego świata), po czym wyruszamy na drugą stronę rzeki do Goricy. Gdy się tam znajdujemy, dostrzegamy, że osłona przeciwsłoneczna, którą zakryliśmy przednią szybę w Kiance zaczęła fruwać nad autem. Marek idzie ratować sytuację, a ja skrywam się w cieniu jednego z kamiennych budynków. Gdy tak czekam, dołącza do mnie starszy Albańczyk, który pyta się, czy jestem z Anglii. Gdy tłumaczę, że z Polski, zaczyna wyczyniać jakieś dziwne rzeczy – wydaje nieartykułowane dźwięki i trzęsie się. Dopiero po dłuższej chwili, gdy zaczyna mi tłumaczyć, jaka temperatura panuje teraz w Albanii, orientuję się, że starszy pan chciał mi pokazać, że w moim kraju jest zimniej, niż w jego. O ja niedomyślna. Szkoda tylko, że nie mogłam nagrać jego przedstawienia.
Marek właśnie się dowiaduje, jak działają albańscy krisznowcy. Otrzymuje ulotkę dotyczącą aplikacji mobilnej, przez którą może czytać Biblię i rozważać na temat Boga
W drodze do Goricy, z widokiem na Mangalem
Tajemnicze wzgórze – Never, a może kiedyś Enver?
Wąskie uliczki Goricy
Hostel rekomendowany przez Lonely Planet…no dobra, nie hostel, a tabliczka
Dachy Goricy i widok na Mangalem
Gdy Marek wraca wyruszamy w głąb Goricy. Na wielu budynkach widać napis „shitet”, czyli na sprzedaż, lecz w części nadal mieszkają ludzie. W dzielnicy tej znaleźć też można Berat Backpackers Hostel rekomendowany przez Lonely Planet. Chwilę plączemy się wśród kamiennych budynków i uliczek Goricy, po czym schodzimy do mostu o tej samej nazwie, co dzielnica i przechodzimy na drugą stronę Ossum. Najpierw wspinamy się do kościółka widocznego poniżej najwyższego punktu zamku. Jednak pomimo kluczenia po zaułkach, nie udaje nam się tam dostać. Kręcimy się zatem po wąskich i urokliwych uliczkach starówki, by w końcu dotrzeć do drogi wiodącej do twierdzy. Jest ona zbudowana z wyjątkowo wyślizganych kamieni. Podchodzenie nią pod dość strome wzniesienie jest nie lada wyzwaniem, niezależnie od tego, jakie obuwie się posiada. Ja maszeruję w japonkach, więc generalnie cały odcinek na górę wzmacniam mięśnie łydek
Wejście do twierdzy jest płatne – 100lek od osoby. Oczywiście można też wejść na jej teren bocznymi wejściami, gdzie raczej nie natkniemy się na bileterów. My jednak postanowiliśmy przejść przez główną bramę, a 100leków to nie fortuna (raptem 3zł). W obrębie murów twierdzy znajdują się domy, wciąż tętni tam codzienne życie. Miejsce to jest wyjątkowo fotogeniczne, a z murów okalających twierdzę rozciągają się fenomenalne widoki na Berat i okolicę. Tuż za bramą wjazdową znajduje się urokliwa cerkiew św. Teodora, która ma dość nietypowy kształt i wygląda, jakby wyrastała wprost z brukowanego placyku. Niestety była zamknięta, więc nie mogliśmy zajrzeć do jej środka, które podobno kryje piękne freski i ikony. Za to na jej zewnętrznych ścianach rozwieszone były tkane i haftowane obrusy, które można było zakupić na pamiątkę. My jednak nie decydujemy się na zakup i wzdłuż murów idziemy w głąb twierdzy. Po drodze usiłujemy również podjąć kesza, jednak nie mamy przy sobie Garmina, a z telefonem nie za wiele możemy zdziałać. Coś nam nie idzie z tym geocachingiem w Albanii. Po tej poszukiwawczej porażce idziemy do punktu widokowego z flagą Albanii, z którego niczym z lotu ptaka można oglądać Goricę.
Za murami twierdzy. Cerkiew św. Teodora
Widok na Berat i Ossum
Most
Widok na Goricę
Później docieramy do najwyższego puntu twierdzy, poniżej którego znajduje się budynek dawnego kościoła. Pilnujący go mężczyzna zachęca nas do zajrzenia do środka. Mieszanką czterech języków (albańskiego, włoskiego, niemieckiego i angielskiego) oraz gestami tłumacz nam, że za czasów komunizmu kościół był zamknięty, ikony, które się w nim znajdowały schowano lub zniszczono a sam budynek został przebudowany do celów mniej religijnych. Obecnie we wnętrzu dawnej świątyni oglądać można ikony oraz inne przedmioty, które zachowały się sprzed czasów komuny. Nasz przewodnik chciał nam sprzedać jakąś pamiątkę z Beratu, m.in. kalendarz z Tirany na 2010 rok.
To, co pozostało ze świątyni
Spacerujemy dalej. Mijamy między innymi pasące się konie, a ja podjadam komuś z ogródka dojrzałą, słodką i pyszną figę. Schodzimy również do cerkwi św. Trójcy, która również jest zamknięta. Z jej okolic ozciąga się jednak piękny widok na okoliczne wzgórza, więc choćby z tego powody warto się pofatygować w jej okolice. Powoli kierując się w stronę bramy natrafiamy jeszcze na „wielką głowę”, jak to Marek ładnie określił, z którę koniecznie chciał się sfotografować. Później czekało nas zejście wyjątkowo śliską drogą. Przy okazji obserwujemy, jak pod górę podjeżdża ekipa motocyklistów z Włoch. Dwóch z nich bez problemu pokonało kamienne lodowisko, lecz trzeci utknął na środku drogi. Jego motocykl co chwilę gasł i ześlizgiwał się w dół. Nagle, za nim pojawił się terenowy samochód lokalnej policji, który nie mogąc się rozpędzić również zgasł i zaczął się ślizgać. Na to wszystko pojawił się czwarty, włoski motocyklista, który przepchnął kolegę wraz z jego pojazdem na bok. Policjanci jednak sami zaczęli mieć spore problemy, by ruszyć z miejsca, lecz po kilku próbach ich auto złapało jako taką przyczepność i ruszyło pod górę. Ta rodzajowa scenka przyciągnęła sporą liczbą gapiów, którzy w sumie nie wiem, skąd się wzięli, bo generalnie po Beracie i jego turystycznych atrakcjach nie kręciło się zbyt wiele osób.
Cerkiew św. Trójcy
Marek i „Wielka Głowa”
Przed opuszczeniem miasta posilamy się burkami oraz schładzamy zimnymi napojami. A z samym wyjazdem z Beratu mamy trochę przygód. Przede wszystkim chcieliśmy pojechać dalej drogą SH74 do antycznych ruin w Byllis, jednak po wyjechaniu poza linię domów okazało się, że ma ona szutrową nawierzchnię. Mając w perspektywie jechanie nią naprawdę przez wiele kilometrów, szybko rezygnujemy z tego pomysłu. Później, chcąc skrócić sobie powrót do głównej drogi wiodącej przez Berat, gubimy się w wąskich uliczkach poniżej Goricy. Tam natrafiamy na nadgorliwego Albańczyka, który zawzięcie nam tłumaczył, jak mamy jechać. Na szczęście jakoś udaje nam się wyplątać z tego wąskiego labiryntu i obrać kierunek na Fier. Na nasze nieszczęście okazuje się, że również i ta droga nie należy do najlepszych. Braki w nawierzchni są tam standardem, a rozwijane prędkości nie należą do najszybszych. Z racji mozolnego tempa, rezygnujemy z Byllisu, co nie zmienia faktu, że po drodze możemy zobaczyć pewne albańskie ciekawostki. Pierwszą z nich są pola naftowe i jeżdżące do/z nich ogromne, dziwne pojazdy. Drugą perełką tej trasy jest Posejdonas. Niech zdjęcia tego budynku same przemówią. Dodam tylko, że Posejdonasa Marek wypatrzył jakiś czas temu na pewnym facebookowym fp z dziwnymi budowlami, lecz nie wiedzieliśmy wtedy, że znajdziemy go właśnie w Albanii i to kompletnie przez przypadek.
Posejdonas – tak daleko od morza…
Pola naftowe przy drodze do Fier
Przy tym pojeździe Kianka naprawdę wyglądała na mikroskopijną
Z Fier kierujemy się na Vlorę, jednak zanim tego dokonaliśmy, postanowiliśmy zajechać do gomisteri, czyli punktu oponiarskiego, aby naprawić naszą oponę. W zakładzie nikt nie mówi po angielsku, w efekcie Marek rozmawia przez telefon z córką właściciela, której tłumaczy, co nas do tego miejsca sprowadza. Opona zostaje poddana diagnozie, która szybko ujawnia, że wbił się w nią gwóźdź. Po ok. 30min zostaje ona naprawiona i gotowa do ewentualnego dalszego użycia. Kiedy przychodzi do płacenia okazuje się, że my mamy tylko samą grubą gotówkę, a pan z obsługi nie ma jak wydać. Ostatecznie płacimy mu dwoma Żubrami, które znów wywołują uśmiech na twarzy kolejnego Albańczyka. Jaki z tego morał? Jadąc za granicę należy zabrać trochę piwa z Polski, bo nigdy nie wiadomo, kiedy się może przydać.
Przejazd przez Fier jak zwykle jest dość chaotyczny, lecz później wjeżdża się na autostradę i szybko dociera do Vlory. Tam jak zwykle zaopatrujemy się na Rruga Kosova w produkty spożywcze oraz pyszne burki z naszej ulubionej piekarni. Z zapasem najpotrzebniejszysz rzeczy, ruszamy drogą wzdłuż wybrzeża do Orikum. Jest sobota, na trasie panuje spory ruch, w szczególności w stronę Tirany (powroty po całodziennym plażowaniu). Za Orikum kierujemy się w stronę przełęczy Llogarase. Tu trzeba dodać, że nawierzchnia na tej trasie uległa sporej degradacji w porównaniu do zeszłego roku. Kiedy zaczynamy zjeżdżać w stronę Morza Jońskiego, otwiera się widok na Himare i Dhermi oraz Korfu, które w tym roku jest znacznie lepiej widoczne (rok temu, przez cały wyjazd mieliśmy naprawdę słabą widoczność). Na jednym z punktów widokowych spotykamy Polaków. Głowa rodziny zadaje nam sporo pytań, ale oboje z Markiem odnosimy wrażenie, że pan nie odrobił swojej przygotowawczej pracy domowej przed podróżą do Albanii. Smurf Maruda to przy nim pełen optymizmu lekkoduch. „To w każdej wiosce nie ma banku lub bankomatów?” „Drogi w Albanii są fatalne, nie da się tu normalnie jeździć.” „Gdzie ja mam robić zakupy, skoro nie ma tu marketów??”A wystarczyło choć odrobinę poczytać przed wyjazdem i nie byłoby takiego zaskoczenia.
Najlepsze pekara we Vlorze, przy Rruga Kosova
I najlepsze burki
Zjeżdżamy nieco niżej i dostrzegamy naszą dziką plażę oraz wiodący do niej asfalt. To fenomen, bo jeszcze w kwietniu tego roku nie było tam tej nowej drogi, a wiemy to od znajomych, którzy spędzali w Albanii swój wiosenny urlop. Przed wakacjami Albańczycy zebrali się w sobie i nie dość, że położyli asfalt, to przy plaży zbudowali sporą dyskotekę, którą również dostrzegamy z góry. Gdy docieramy do zjazdu na plażę okazuje się, że droga nie jest w 100% ukończona, ale i tak jest milion razy lepsza niż rok temu, gdy mieliśmy problemy z wyjechaniem z niej. Po dojechaniu na sam dół czujemy się, jakbyśmy się znaleźli w zupełnie obcym nam miejscu. Niby widoki te same, ale ogólnie jest jakoś inaczej, gorzej…Nad całą okolicą góruje biały budynek dyskoteki. Poniżej niej, na samej już plaży powstało kilka knajpianych przybytków. Wszędzie walają się tony śmieci, a za każdym skalnym zaułkiem czają się kolejne, prowizoryczne bary. Po chwili poszukiwań znajdujemy miejsce na rozbicie obozowiska. W nocy pięknie widać gwiazdy oraz drogę mleczną. Kiedy decydujemy się położyć spać, w dyskotece zaczyna się impreza, a na plażę przybywa zgraja głośnych Albańczyków. Ta noc w Albanii jest moją osobistą traumą i chyba najgorszym wspomnieniem z tego wyjazdu. Dj miał chyba niespożyte pokłady energii, gdyż od 21 do 4 nad ranem grał po prostu non stop, bez żadnej przerwy. Pół biedy, że nie puszczał tylko techno, a jedynie zmiksowane różne, popularne kawałki. Nie zmienia to faktu, że był w stanie obrzydzić mi wiele piosenek, które do tej pory lubiłam. Dopiero po 4 rano muzyka nieco cichnie, aż w końcu całkiem milknie, co oboje z Markiem przyjmujemy z ogromną ulgą. Przy okazji jesteśmy wściekli na samych siebie, że przyjechaliśmy na już nie-naszą dziką plażę w sobotę, gdyż było do przewidzenia, że w trakcie weekendu będą tam tłumy i raczej nie zaznamy spokoju. Jednak to, czego doświadczyliśmy w jakiś sposób przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Cóż… Bałkany zmieniają się szybko, a Albania jeszcze szybciej.
Wietrzna przełęcz Llogarase
Stadko kóz, a poniżej nie-nasza nie-dzika plaża
Romantyczna nie-nasza nie-dzika plaża
Post Bałkany 2014. Część 8 – Berat, gomisteri i nie-nasza dzika plaża pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Post Pozdrowienia z Albanii! pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>Jak doskonale wiecie wyruszyliśmy z Kielc w sobotę, 9 sierpnia. W ciągu tego jednego dnia dotarliśmy za Sarajewo, w okolice miejscowości Foca, gdzie nocowaliśmy na dziko, nieopodal drogi.
Poranny widok z naszego noclegu w Bośni i Hercegowinie
Następnego dnia, czyli w niedzielę wyruszyliśmy w dalszą drogę. Najpierw dotarliśmy do przejścia granicznego z Czarnogórą, znanego nam z zeszłego roku, gdyż przysporzyło nam sporo konsternacji i zadziwienia. Następnie przejechaliśmy się fascynującym i robiącym spore wrażenie kanionem Pivy.
Marek i widok na kanion z tamy
Po przejechaniu Czarnogóry, przez Niksic oraz Podgoricę, dotarliśmy koło południa do przejścia granicznego z Albanią. Tam, w samo południe, utknęliśmy na jakieś 40 minut w kolejce do przejścia granicznego. Generalnie do naszego ulubionego, bałkańskiego kraju wjechaliśmy z lekka ugotowani. Z tego powodu od razu udaliśmy się nad Jezioro Szkoderskie by nieco się orzeźwić. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że jezioro ma temperaturę zupy i bynajmniej nie da się w nim schłodzić. Później był spacer po Shkodrze i nieudane próby zakupu internetu. Ale o tym innym razem. Tego samego dnia, czyli w niedzielę chcieliśmy się udać do Valbony. I nawet nam się to udało, lecz w znacznie dłuższym czasie, niż ten wyliczony przez Google Maps. W każdym razie dotarliśmy do doliny późno w nocy i od razu udało nam się trafić na darmowy camping!!
Sama Valbona jest miejscem pięknym i wartym odwiedzenia na dłużej niż tylko pare dni. Generalnie dolina położona jest dość nisko i jednodniowych tras, jakie można stamtąd robić jest nie za wiele. My zrobiliśmy w sumie dwie. Nie udało nam się dotrzeć do Thetu, bo moja głowa miała spotkanie z głazem, które skończyło się guzem, płaczem i sporym bólem mego czerepu. Ale jeśli już zdarzy wam się walnąć głową w głaz w drodze do Thetu to znamy idealne miejsce, w którym można się zrelaksować po takiej traumie
Wodospad – idealny po uderzeniu w głowę
Opuszczamy Valbonę w środę i w Bajram Curri usiłujemy nabyć internet. Po jednej nieudanej próbie i drugiej z perypetiami stajemy się posiadaczami 3GB internetu oraz iluś tam minut rozmów w cenie ok.40zł. Szczęśliwi jedziemy w stronę Radomire – miasteczka, z którego wyrusza się na najwyższy szczyt Albanii i Macedonii czyli Maja e Korabit (Golem Korab po macedońsku). Najpierw dotarliśmy do Kukes, po drodze zgarniając kesza. Tam zrobiliśmy małe zapasy i wyruszyliśmy do Radomire. Okazało się, że w międzyczasie Albańczycy zrobili nową drogą między Kukes a Peshkopi. Do samego Radomire wiedzie jednak niezbyt dobra, szutrowa droga. Ale jeśli Kianka dała radę, to chyba każdy samochód sobie poradzi. Generalnie Radomire okazało się być najbardziej przyjaznem miasteczkiem w Albanii i do tego miejscem, gdzie spotkaliśmy samych poliglotów. Ale z rozmów tych wynikało dla nas jedno – możemy się rozbić na dziko ponad wsią, wszyscy się cieszą z przybycia turystów i nikt, a w szczególności pasterze, nie będą nas niepokoić. Kolejny darmowy nocleg bardzo nas cieszy
Na drodze do Radomire
Na noclegu w Radomire
Jak wiecie z facebooka, w czwartek 14 sierpnia 2014 o godzinie 12:30 stanęliśmy na szczycie najwyższego szczytu dwóch krajów czyli po albańsku Maja e Korabit, a po macedońsku Golem Korab. Z trekkingiem tym wiąże się sporo informacji, więc na szczegóły poczekacie do naszego powrotu. W każdym razie przeszliśmy ponad 21km i zajęło nam to ponad 10h.
Na najwyższym szczycie Albanii i Macedonii
Dziś, to jest w piątek, skoro świt wyruszyliśmy do Tirany przez Kukes i później autostradą. Naszym dzisiejszym celem była góra Dajti, na którą z Tirany, z dzielnicy Kinostudio wiedzie jedyna kolej gondolowa w Albanii. Tym razem nie mieliśmy ambicji trekkingowych, więc w towarzystwie dwóch rozgadanych Włochów i jednej przerażonej Albanki trzymajacej mnie całą jazdę na górę za nogę, dotarliśmy pod szczyt góry Dajti. Widok na Tiranę jest stamtąd genialny, jednak widoczność była dziś słaba. Mimo wszystko miejsce godne polecenia. Później ruszyliśmy do galerii handlowej, by w tamtejszym Carrefurze zrobić większe zakupy (również te prezentowe). Dalej, naszym celem był zamek Petrele przy drodze do Elbasanu. Miejsce ciekawe, zadbane, ale jakoś niezbyt dla nas przyjazne (o tym też później). Stamtąd ruszyliśmy w stronę Beratu. Z przygodami pod postacią sprawdzania kiankowych kół, zdejmowania jednego koła i ciągłego nasłuchiwania czy „buczy”. Cóż albo mamy schizy, albo Kianka zmieniła swój głos…
W gondoli, tym razem sami
Tak jak wspominałam obecnie przebywamy na płatnym campingu obok Beratu (5EUR od osoby za noc). Możemy wreszcie podładować wszystkie nasze sprzęty elektroniczne, gdyż do tej pory cierpieliśmy na znaczący brak prądu. Chyba cierpieliśmy też na brak porządnej kąpieli, gdyż każde z nas po wyjściu spod prysznica było wyjątkowo szczęśliwe
Jakie mamy dalsze plany? Jutro zwiedzanie Beratu i chyba droga na naszą dziką plażę (SZOK – zbudowali na nią asfaltową drogę!!!!!!!!!!!!!!! Choć w sumie było to do przewidzenia i wiedzieliśmy, że to nastąpi prędzej czy później.) Generalnie jesteśmy jeden dzień do przodu w naszych planach, więc mamy troszkę więcej czasu do pokręcenia się po południu Albanii. A mamy jeszcze co zwiedzać, więc więcej szczegółów już wkrótce.
Pozdrawiamy Was gorąco z gorącej Albanii,
ruda & Marek
Post Pozdrowienia z Albanii! pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.
]]>