Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-includes/pomo/plural-forms.php on line 210

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-content/plugins/wp-super-cache/wp-cache-phase2.php on line 1167

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 77

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 87

Warning: Creating default object from empty value in /wp-content/themes/journey/framework/options/core/inc/class.redux_filesystem.php on line 29

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Różne – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl Subiektywne spojrzenie rudej i Marka na Bałkany, podróże i nie tylko! Thu, 07 Jun 2018 07:00:36 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.6 http://balkany.ateamit.pl/wp-content/uploads/2014/12/DSC09337-5497cfcbv1_site_icon-32x32.png Różne – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl 32 32 80539066 Czwarte urodziny bloga, czyli jak blogowanie może zmienić całe życie http://balkany.ateamit.pl/czwarte-urodziny-bloga-czyli-jak-blogowanie-moze-zmienic-cale-zycie/ http://balkany.ateamit.pl/czwarte-urodziny-bloga-czyli-jak-blogowanie-moze-zmienic-cale-zycie/#respond Sun, 24 Sep 2017 16:41:59 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=10468 Kolejne urodziny bloga i kolejne małe podsumowanie ostatniego roku.

Post Czwarte urodziny bloga, czyli jak blogowanie może zmienić całe życie pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Minął kolejny rok. Dokładnie 20 dni po moich trzydziestych urodzinach, blog obchodzi swoją skromną, czwartą rocznicę. Wciąż wydaje mi się, że założyłam go tak niedawno, ale 4 lata to sporo czasu, by mogło się dużo wydarzyć. A sądzę, że ostatni rok był dla mnie i bloga dość przełomowy. Co się zatem wydarzyło od poprzednich urodzin?

Inny wymiar blogowania

Przez ostatni rok miałam okazję współpracować z wyd. Pascal, dla którego dokonałam aktualizacji Praktycznego Przewodnika Bałkany. Było to spore wyzwanie, które pochłonęło wiele z mojego cennego czasu. Czy było warto podjąć się tego wyzwania? Oczywiście, że tak! Wiadomo, przysporzyło mi to kilku hejterów, ale równocześnie poznałam czy to osobiście, czy przez internet wiele osób, którym nowa wersja przewodnika przypadła do gustu, a zawarte w nim rady czy rekomendację pomogły zaplanować wycieczkę po krajach Półwyspu Bałkańskiego. Przewodnik jest obecnie wyprzedany i nowy nakład planowany jest w najbliższym czasie. Postaram się poprawić wszelkie błędy czy niejasności, które powstały podczas jego tworzenia, tak by kolejne wydanie było jeszcze lepsze. Oprócz tego udało mi się opublikować kilka artykułów w prasie papierowej. Obie te rzeczy przeniosły nieco bloga ze świata wirtualnego do realnego.

Spotkania

W szczególności w pierwszej połowie 2017 r. udało mi się zorganizować kilka spotkań z Wami w ramach bałkańskich prezentacji. Widzieliśmy się we Wrocławiu, Katowicach, Bielsku-Białej, Warszawie i Katowicach. Oczywiście będę kontynuować ideę tych spotkań, docierając do większej ilości miast z coraz to nowszym materiałem. Takie spotkania face to face z Wami to dla mnie przyjemność sama w sobie. Przede wszystkim dlatego, że mogą gadać o Bałkanach nawet kilka godzin i nikt nie patrzy na mnie jak na wariatkę. Wy przestajecie być dla mnie jakimś zlepkiem imion i nazwisk z facebooka czy pseudonimami z komentarzy na blogu czy instagramie. Ja przestaję być dla Was jakąś rudą z internetu, a kimś z krwi i kości (no i pewnej dozy tłuszczyku).

Tak, zarabiam na blogu

Co jakiś czas pojawia się osoba, która postanawia zarzucić mi, że zarabiam na blogu, co według niej wyklucza bycie autentycznym i rzetelnym. Nie, nie ukrywam tego, że zarabiam na części z publikowanych tu treści. Ba! Nie wolno mi tego ukrywać, bo zabrania mi tego prawo. Stąd też każdy post powstający we współpracy z marką, czy to na zasadzie barteru, czy też z normalną wypłatą pieniężną musi być na blogu odpowiednio oznaczony. W moim przypadku wpisy te znajdują się w kategorii Sponsorowane. Jak możecie się przekonać ich ilość wcale nie jest zatrważająca, w porównaniu do wszystkich innych artykułów, które powstawały za darmo, bez niczyjego wsparcia. Czy to w takim razie czyni mnie nierzetelną? Nie sądzę. Inna sprawa, że zarabianie na blogu to nie zbrodnia, w szczególności, że zrezygnowałam z wszelkiego rodzaju banerów, pop-upów czy innych wkurzających rzeczy, które mogłyby Wam utrudnić przeglądanie bloga. A jeśli komuś nie podobają się wpisy sponsorowane, to może ich po prostu nie czytać. Jednak każdy test, recenzja czy jakakolwiek inna forma współpracy, reprezentuje moją lub naszą subiektywną opinię. Zastrzegamy sobie zawsze prawo do opinii negatywnej, jeśli coś nam się nie spodoba lub nie sprawdzi.

Tak, blog to moja praca

Często słyszę, że blog to nie praca. I o ile pada to z ust osób z blogowaniem niezwiązanych, to jestem to jeszcze w stanie zrozumieć. Ale gdy twierdzą tak niektórzy blogerzy i to zarabiający na blogu znacznie większe sumy niż ja, to wtedy zaczynam się dziwić. Bo doskonale wiem ile czasu pochłania tworzenie wpisów, ogarnianie social mediów, wymyślanie kolejnych podróży, by przywieźć materiały, które nakarmią bloga. Ktoś powie – to czysta przyjemność i hobby. I oczywiście tak jest, ale po pewnym czasie blogowanie wchodzi na trochę inny wymiar, który staje się bliższy zawodowej pracy, a nie jedynie fanaberii i pisaniu dla rodziców i przyjaciół. Oczywiście nie zarabiam jedynie na blogu, ale również ze zleceń, które otrzymuję, bo ktoś widzi jaką pracę włożyłam w bloga. Stąd też często piszę teksty jako copywriter, a 95% z nich dotyczy szeroko pojętej turystyki. Więc tak naprawdę całe moje życie, przez ostatnie lata kręci się wokół podróży i Bałkanów. I wiecie co? Dobrze mi z tym!

Co dalej?

Planów jest dużo. Przede wszystkim kończę teraz pracę nad aktualizacją dwóch przewodników dla wyd. Pascal. Tym razem nowej wersji doczeka się Praktyczny Przewodnik Albania i Praktyczny Przewodnik Chorwacja. Oba pewnie pojawią się na wiosnę. Oprócz tego planuję wydać własną książkę, również o Bałkanach, będącą połączeniem przewodnika/poradnika z naszymi wspomnieniami i doświadczeniami. Jednak to na razie plan, który jak zacznie się krystalizować, to na pewno Was o tym poinformuję. Niemniej dzięki temu spełniłoby się moje marzenie z dzieciństwa o staniu się autorką. W przypadku przewodników jestem nią tylko połowicznie, bo bazuję na gotowym materiale, do którego czasem coś dopiszę, czasem coś zmienię lub wykreślę. W planach są oczywiście kolejne, bałkańskie podróże, ale jak to w naszym przypadku bywa, będą one spontaniczne. Jednak pewne pomysły kiełkują. Wspólnie z Markiem chodzi nam już od dawna idea wgryzienia się mocniej w biznes turystyczny. Rok temu nam się to z różnych względów nie udało, więc może uda się teraz? Kto wie! Chciałabym też jeszcze mocniej zaangażować się w promowanie Bałkanów, dlatego na jesień i zimę będę szykować dla Was kolejne prezentacje podróżnicze. Szczegóły już wkrótce!

Dziękuję!

Urodziny to nie tylko czas refleksji i planów, ale przede wszystkim podziękowań. Niniejszym chciałabym podziękować Wam, czytelnikom bloga Bałkany według Rudej, bo bez Was ta strona by po prostu nie istniała. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo motywująca jest dla mnie każda wiadomość z zapisem Waszych bałkańskich wrażeń, wspomnień czy krótkich podziękowań. Dziękuję za każdy komentarz czy zwykły, mały, głupi lajk. Te prozaiczne na pierwszy rzut oka rzeczy sprawiają, że chce mi się dla Was pisać jeszcze więcej. Chciałabym także podziękować Markowi, który angażuje się w bloga coraz bardziej i widzi w nim coraz większy potencjał. Dziękuję także wyd. Pascal, że we mnie uwierzyli i wierzą dalej. Oprócz tego dziękuję Rudym Rodzicom, że wspierali mnie i wspierają w każdej, nawet najbardziej szalonej decyzji. Podziękowania należą się także Danusi i Tomaszowi, którzy w tym roku wsparli mnie w trakcie moich prezentacji na południu Polski, oraz na których pomoc mogę liczyć w każdym aspekcie blogowania. Nie mogłabym też zapomnieć o Tomasie, który dzielnie zwalcza wszelkie błędy i inne atrakcje, które od strony technicznej potrafi zgotować mi blog.

Przede mną i przed Wami kolejny rok z Bałkanami. Mogę Wam niniejszym obiecać, że będzie on jeszcze bardziej owocny!

 

Post Czwarte urodziny bloga, czyli jak blogowanie może zmienić całe życie pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/czwarte-urodziny-bloga-czyli-jak-blogowanie-moze-zmienic-cale-zycie/feed/ 0 10468
30 faktów na temat Marka na jego 30-te urodziny, czyli czego o nim nie wiecie! http://balkany.ateamit.pl/30-faktow-na-temat-marka/ http://balkany.ateamit.pl/30-faktow-na-temat-marka/#respond Thu, 27 Jul 2017 06:32:10 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=10191 Z okazji 30-tych urodzin Marka będziecie mieli okazję lepiej go poznać. Oto 30 faktów na jego temat!

Post 30 faktów na temat Marka na jego 30-te urodziny, czyli czego o nim nie wiecie! pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Rok 2017 jest dla mnie i Marka bardzo ważny, bo oboje kończymy 30 lat. Tak, jesteśmy rówieśnikami, między którymi jest jakieś półtora miesiąca różnicy. Marek swoje urodziny obchodzi 27 lipca i z tej okazji postanowiłam przygotować wpis, dzięki któremu lepiej go poznacie.

1. Marek – dziecko dwóch pedałów

Nie nie, ja tego zdania nie wymyśliłam. Ukute zostało przez rodziców Marka, którzy od maleńkości musieli ogarniać jego rowerową pasję. „Wiesz, inne matki to sobie siedziały na ławeczkach, czytały książki, a ja ganiałam za małym Markiem po całym osiedlu, bo ten śmigał na swoim małym rowerku i nigdy nie miał dosyć.” – tak dzieciństwo Marka wspomina jego Mama Ewa. Generalnie teraz już ganiać za nim nie musi, bo tę rolę przejęłam ja. Często jest tak, że teoretycznie jesteśmy razem na wycieczce rowerowej, ale w jej trakcie głównie oglądam plecy Marka na horyzoncie i usiłuję wypluć płuca oraz stracić nogi, by za nim nadążyć. A wracając jeszcze do Markowych Rodziców – sami też mnóstwo jeździli na rowerach, więc miłość Marka do dwóch kółek nie wzięła się znikąd.

Marek rower

Marek rower

2. Marek ma siostrę

Tego większość z Was nie wie, ale Marek nie jest jedynakiem, bo ma starszą siostrę Alicję. Ala wraz ze swoją dużą familią mieszka niedaleko nas.

3. Pierwsze Bałkany z rodzicami

Marek dużo wcześniej ode mnie zawitał na Bałkanach, bo już dwa lata po zakończeniu wojny, pojechał do Chorwacji ze swoimi rodzicami. Nie za wiele pamięta z tego okresu, ale od czego są zdjęcia i wspomnienia jego rodziców. Na tej podstawie można odtworzyć tamtą podróż. Np. że w jej tracie Marek żywił się głównie pizzą. A tak na poważnie. Jak przez mgłę Marek pamięta zbombardowany Dubrownik, który wtedy jeszcze nie był odbudowany, a także liczne, ostrzelane budynki, po których w samej Chorwacji, w szczególności na wybrzeżu, praktycznie nie ma już śladu.

Marek

Marek

 

4. Połączył nas remont sklepu

Generalnie nigdy nigdzie nie wspominaliśmy, jak i gdzie się poznaliśmy. Generalnie mniej więcej w tym samym czasie zaczęliśmy pracę w pewnym sklepie sportowo-outdoorowym. Marek pracował tam jako serwisant rowerowy oraz sprzedawca. Ja zajmowałam się głównie sprzedażą oraz ogarniałam sklep internetowy. W pierwszym, wspólnym tygodniu pracy zamieniliśmy ze sobą może dwa zdania. A w drugim tygodniu pracy byliśmy już razem. A wszystko za sprawą wspólnie przeprowadzanego remontu sklepu.

5. Marek prawie wegetarianin

Marek, jak większość znanych mi facetów, nie gotuje. A to oznacza jedno – je to, co sama mu przygotuję. Ponieważ jestem wegetarianką, to mięsa nie przyrządzam. Mam taką złotą zasadę, że nie podam komuś czegoś, czego sama nie jestem w stanie spróbować. Efekt jest tego taki, że Marek skazany jest w domu na dietę wege. Oczywiście w restauracjach oraz na wyjazdach żywi się mięsem. Czasem dokarmia go też jego mama.

6. A co do warzyw…

…Marek chronicznie nie cierpi pomidorów (choć zupę pomidorową oraz keczup mógłby jeść na okrągło), za to pasjami może wcinać ogórki.

7. Najpierw warszawiak, teraz mieszkaniec wsi

Marek oryginalnie pochodzi z Warszawy, w której się urodził i w której mieszkał przez 13 lat. Od 2000 roku jest dumnym mieszkańcem podwarszawskiej wsi. Zresztą w 2015 dołączyłam do niego, gdyż jestem tu na stałe zameldowana, jako jego małżonka.

Marek

8. Marek całe życie mieszka ze swoimi rodzicami

W przeciwieństwie do mnie Marek nigdy nie wyprowadził się z domu, by studiować gdzieś indziej. I całe życie mieszka ze swoimi rodzicami. My zajmujemy piętro domu, a Markowi Rodzice parter. Dzięki temu możemy mieć spory zwierzyniec, czyli dwa psy i dwa koty. Na wakacje jeździmy na zakładkę, co sprawia, że nasi milusińscy zawsze mają opiekę.

9. To Marek wymyślił imiona dla naszych kotów

Nasze dwa kocury wabią się Pimki i… Mózg. Kiedy usłyszałam, że mam do kota wołać Mózg, stwierdziłam, że Marek chyba oszalał. Ale imiona zostały i o dziwo naprawdę do kotów pasują.

10. A na drugie imię mu Ryszard

Czyli tak jak na pierwsze ma Rudy Tata.

11. Marek złota rączka

Generalnie Marek jest osobą, która potrafi zrobić coś z niczego. Tyczy się to nie tylko napraw rowerów, ale remontów, urządzania wnętrz itd. Coś, co mnie się w głowie i wyobraźni nie mieści, on jest w stanie zrobić!

12. Marek był w Indiach…

…choć tego kompletnie nie pamięta. Otóż Babcia Marka pracowała na placówce dyplomatycznej w Indiach i zaprosiła do siebie swoją córkę oraz wnuki. Marek miał wtedy 3 latka. Zapewne większość z Was z tego okresu nie za wiele pamięta. Z Markiem jest podobnie. No ale, może powiedzieć, że był pod Taj Mahal.

13. Loty samolotami

Marek pierwszy raz leciał samolotem, gdy miał 3 lata i był to lot do wspomnianych powyżej Indii. Drugi raz na pokład samolotu wsiadł w 2016 roku, gdy lecieliśmy razem do Macedonii.

14. Marek jest świetnym kierowcą

I potwierdzą to wszyscy ci, którzy mieli okazję z nim jechać. Odkąd jest kierowcą miał tylko jeden, poważniejszy wypadek (zakończony dachowaniem i skasowaniem ulubionego auta Markowej Mamy, za złomowanie którego kupiła zestaw talerzyków). Od tamtej pory nie miał nawet stłuczki, ani nie dostał mandatu za przekroczenie prędkości.

Marek

15. Marek pracuje jako…

…mechanik. Aczkolwiek zajmuje się bardzo wąskim wycinkiem samochodowej rzeczywistości.

16. Prawdziwy turysta

Marek studiował turystykę i rekreację, ale na studiach tych zrobił tylko licencjat. Wcześniej miał małą przygodę z Politechniką Warszawską.

17. Raczej piwosz

Marek bardziej woli piwo lub coś mocniejszego, a kompletnie nie przepada za winem. Jak to mawia: „Każde wino smakuje jak wino.” I tyle w temacie.

18. Jak ryba w wodzie

Generalnie Marek jest typem osoby, która jak widzi wodę, to musi do niej wejść. Kiedy już jest nad morzem i ma maskę z rurką, to potrafi znikać na kilka godzin, w trakcie których ja się stresuję, czy nic mu się nie stało. W temacie pływania absolutnie się rozmijamy, bo ja za wodą nie przepadam, nie lubię się w niej taplać, a najlepiej, jak mam grunt pod nogami. Dlatego wszelkie rybki i inne wodne stworzenia oglądam później na filmikach nagranych przez Marka.

Marek

19. Tańczeniu mówi nie

Marek absolutnie nie lubi tańczyć. Wyjątkiem było nasze wesele, przed którym chodziliśmy na kurs tańca, by opanować nasz pierwszy taniec ale również po to, by Marek nauczył się radzić sobie na parkiecie także z mamami, ciotkami itd. Na innych weselach tańczy, jak się upije. Kiedy to on zaczyna mnie wyciągać na parkiet, oznacza to dla mnie, że z mym małżonkiem nie jest już najlepiej. Na dyskoteki nie chodzimy, na koncertach np. Dubiozy Kolektiv stoi jak słup soli i się nie porusza.

20. Ma słuch muzyczny

Można by przypuszczać, że Marek nie lubi tańczyć z racji braku słuchu i wyczucia rytmu. Okazuje się, że nic bardziej mylnego. Marek ma słuch muzyczny, łatwo zapamiętuje melodie, a jak sobie podśpiewuje (np. w trakcie jazdy autem), to trafia w dźwięki. Notorycznie twierdzi, że nie ma wyczucia rytmu, ale ja uważam, że jest inaczej.

21. Marek jest małomówny

Generalnie Marek jest osobą bardzo oszczędną w słowach. No chyba, że trafi się ktoś, kto chce porozmawiać na interesujący go temat, czyli rowery, bike parki, Bałkany, podróże, narty, góry itp. Kiedy jego rodzice mnie poznali, to stwierdzili, że będę mówić za siebie i za Marka. I faktycznie może czasami tak jest. Marek rękami i nogami broni się przed występowaniem ze mną podczas prezentacji podróżniczych, natomiast chętnie rozmawia z Wami w kuluarach. Kiedy nagrywamy filmy również rzadko kiedy się odzywa, zrzucając cały ciężar opowieści na mnie.

22. Łowca adrenaliny

O Marku można napisać, że jest odważny, ale też sam poszukuje wszelkich zajawek, które dostarczają adrenaliny. Inaczej zapewne nie mógłby jeździć w DH, bawić się w ski toury itp.

23. Marek nie czyta bloga

Ogólnie nie raz bywało tak, że w trakcie rozmowy ze znajomymi, wyciągane były jakieś wątki, które opisałam w jakimś artykule na blogu, a Marek nie miał bladego pojęcia, o co chodzi. Ogólnie nie chce mu się czytać moich tekstów i nie robił tego ani na początku powstania bloga, ani teraz.

24. Marek generalnie praktycznie niczego nie czyta

Za to ma u mnie dużego minusa, gdyż w ogóle nie czyta żadnych książek. Raz na rok zdarzy mu się przekartkować gazetę i to głównie po to, żeby obejrzeć zdjęcia lub obrazki. Nie wiem, jak można nie czytać. Ale jak widać da się bez tego żyć.

25. Za to świetnie czyta mapy

Z czytaniem map Marek nie ma najmniejszego problemu. Ba! Ma wrodzony dar do znajdowania mniej oczywistych, czy mniej znanych miejsc. I tyczy się to tak Bałkanów, jak i Polski. To dzięki niemu odkryłam wiele nowych miejsce w Województwie Świętokrzyskim, o których wcześniej nie miałam zielonego pojęcia.

26. Marek…lunatykuje

I niestety najczęściej zdarza mu się to na wyjazdach i to dodatkowo pod namiotem. Raz usiłował z niego uciec, na szczęście mam dość czujny sen, więc go powstrzymałam. Ale żeby nie było, to pod tym kątem się dobraliśmy, bo ja też mam dość bogatą historię lunatykowania. Przy czym teraz mi się to praktycznie nie zdarza, a Marek, gdy jest pełnia lub jest bardzo zmęczony, gada przez sen, wstaje z łóżka, czasami zrywa się jak oparzony i mnie przy okazji straszy. Jako dziecko chciał w nocy wyjść przez okno pensjonatu, w którym nocował z rodzicami. Na szczęście okno było zakratowane. Generalnie lunatykowanie to ciekawa sprawa i chętnie bym kiedyś mocniej temat zbadała, w szczególności, że obiekt badawczy mam pod ręką (dosłownie i w przenośni).

27. Markowi marzy się…

…podróż do Kanady i Nowej Zelandii. Jeśli chodzi o tę pierwszą, to głównie ze względu na znajdujące się tam bike parki i absolutną możliwość wyszalenia się na rowerze. Jeśli zaś chodzi o tę drugą, to głównie ze względu na góry, niesamowite krajobrazy i piękno w czystej postaci. Ja pod jego marzeniami podpisuję się obiema rękami i nogami, bo też chciałabym się tam kiedyś wybrać. A póki co, Bałkany 🙂

28. Filmowiec

W przeciwieństwie do mnie, Marek ma niesamowitą wyobraźnię, jeśli chodzi o montowanie filmów. Ja generalnie nie ogarniam tego, jak z nagranych przez nas ujęć cokolwiek złożyć, by miało to jakiś sens. Natomiast Marek nie dość, że nie ma z tym problemów, to jeszcze naprawdę mu to wychodzi. Ograniczeniem w kwestii filmów jest dla niego niestety nasz sprzęt, za pomocą którego nie zawsze da się nagrać dokładnie tego, co chcemy i w takiej jakości, jaka nam się marzy. Ale może kiedyś i to się zmieni. Póki co dzielimy się z Wami takimi materiałami, jakie jesteśmy w stanie przygotować.

Marek

29. Fotograf

Marek nie tylko zajmuje się kwestią filmową, lecz również coraz częściej robi zdjęcia. I muszę przyznać, że naprawdę ma oko. Fakt faktem czasami robimy dokładnie te same ujęcia, ale zdarzają się również pewne różnice. Wtedy zachwycam się kadrami, jakie uda się Markowi uchwycić.

30. Wyjątkowo spokojny człowiek

O Marku można bez wątpienia powiedzieć jedno – mało co jest w stanie wyprowadzić go z równowagi. Generalnie denerwuje się rzadko. Są oczywiście pewne elementy rzeczywistości, które są w stanie doprowadzić go na skraj. Np. gdy montuje filmy i coś nie idzie po jego myśli. Wtedy nasz komputer jest obsypany dość dużą ilością przekleństw. Podobnie dzieje się, gdy coś psuje się w jednym z jego rowerów. Albo gdy dron postanawia przestać latać. Nie powiem, czasami sama go wyprowadzam z równowagi, ale na tę kwestię spuszczę zasłonę milczenia. Bo i tak uważam, że Marek jest ode mnie dużo bardziej spokojny i cierpliwy. I m.in. za to go kocham!

 

 

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Post 30 faktów na temat Marka na jego 30-te urodziny, czyli czego o nim nie wiecie! pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/30-faktow-na-temat-marka/feed/ 0 10191
Bałkańskie, świąteczne życzenia http://balkany.ateamit.pl/balkanskie-swiateczne-zyczenia/ http://balkany.ateamit.pl/balkanskie-swiateczne-zyczenia/#comments Wed, 24 Dec 2014 06:51:50 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=2997 Moi mili, Boże Narodzenie to taki czas, gdy oprócz dawania prezentów i ich otrzymywania, składamy sobie życzenia – osobiście, telefonicznie, smsami, mailowo czy za pomocą kartek pocztowych. Życzymy sobie nawzajem różnych rzeczy – głównie zdrowia, szczęścia i jeszcze raz pieniędzy. Ja chciałabym nieco poszerzyć krąg tych banalnych sformułowań i życzyć Wam nieco więcej. Przede wszystkim: […]

Post Bałkańskie, świąteczne życzenia pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Moi mili, Boże Narodzenie to taki czas, gdy oprócz dawania prezentów i ich otrzymywania, składamy sobie życzenia – osobiście, telefonicznie, smsami, mailowo czy za pomocą kartek pocztowych.
Życzymy sobie nawzajem różnych rzeczy – głównie zdrowia, szczęścia i jeszcze raz pieniędzy. Ja chciałabym nieco poszerzyć krąg tych banalnych sformułowań i życzyć Wam nieco więcej. Przede wszystkim:

– podróży, nie tylko tych na Bałkany (choć w najbliższym czasie będę Was usilnie nakłaniać do odwiedzenia tego zakątka Europy);

– żebyście mogli spędzić więcej czasu w podróży niż poza nią, a co za tym idzie wyrozumiałego szefa, który na to pozwoli (niniejszym pozdrawiam wszystkich szefów i szefów wszystkich szefów);

– pięknej pogody, zarówno tej przejawiającej się w warunkach atmosferycznych, jak i pogody ducha;

– dużej dawki dobrego humoru, która przyda się, gdy pogoda atmosferyczna postanowi nie dostosować się do życzenia opisanego powyżej;

– życzliwych dusz wokół, które będą Was wspierać we wszystkich działaniach, pomagać podnieść się w trudniejszych chwilach i cieszyć się razem z Wami z sukcesów;

– mniej wyboistych, za to ciekawych i widokowych dróg;

– spontanicznie podejmowanych decyzji (bierzcie przykład z nas – w ciągu paru minut jazdy samochodem z wesela znajomych 20tego grudnia zadecydowaliśmy, że jedziemy na Sylwestra do Albanii. Można? Można!! 😀 );

– niezapominania o marzeniach i dążenia do ich realizacji;

– po prostu szczęścia 🙂

Życzenia Świąteczne

Post Bałkańskie, świąteczne życzenia pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkanskie-swiateczne-zyczenia/feed/ 5 2997
Nowa odsłona Bałkanów według Rudej http://balkany.ateamit.pl/nowa-odslona-balkanow-wedlug-rudej/ http://balkany.ateamit.pl/nowa-odslona-balkanow-wedlug-rudej/#comments Fri, 12 Dec 2014 08:08:46 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=2924 Parę słów o tym, co zmieniło się na blogu i dzięki komu.

Post Nowa odsłona Bałkanów według Rudej pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
No i stało się! Po ponad roku, wreszcie zebrałam się w sobie, żeby postawić bloga na nowych, ładniejszych nogach. Droga do tego celu nie była prosta, miła, szybka, przyjemna, ani też usłana różami (no chyba, że były to róże składające się z samych kolców), ale ostatecznie udało się osiągnąć to, co zamierzałam. Oczywiście nie udałoby mi się to bez wsparcia, ale o tym za chwilę!

dofbCo zmieniło się względem poprzedniej strony? Przede wszystkim adres. Pożegnałam się w wordpress.com i wykupiłam własną, bałkańską i rudą domenę czyli balkanyrudej.pl. Nadal jednak możecie wchodzić na bloga przez stary adres, tyle tylko, że przekierowanie od razy odeśle Was na nowe, blogowe podwórko. Kolejna zmiana to połączenie Bałkanów według Rudej z Podróżami według Rudej. Zapytacie się – a po co? Przecież blog bałkański powinien skupiać się tylko na tym jednym temacie. Oczywiście macie rację i tak będzie. Jednak prowadzenie dwóch blogów, na dwóch stronach okazało się nie być najlepszym pomysłem. Podróże zarosły kurzem, pajęczynami, a karaluchy urządzały tam sobie grę w zbijaka (uwierzcie mi na słowo, nie był to fajny widok). Zadecydowałam, że oba blogi będą połączone do tego momentu, w którym nie okaże się, że np. więcej podróżuję po innych zakątkach świata czy Europy niż po Bałkanach. Wtedy nastąpi rozwód i powstanie osobnej dla innych wojaży strony. Ale ponieważ szybko się na to nie zanosi, zatem w dziale Nie tylko Bałkany znajdziecie opisy głównie górskich eskapad po Polsce, Czechach i Słowacji. Myślę, że ważną i z punktu widzenia czytelnika przydatną zmianą jest menu, które ułatwi Wam nawigację. A w poszukiwaniu informacji i konkretnych tematów pomoże Wam wyszukiwarka w prawym, bocznym pasku.

Oczywiście blog nie jest jeszcze w 100% moim ideałem, ale z czasem na pewno osiągnę ostateczny cel. Możecie też być pewni, że w najbliższym czasie ukaże się sporo wpisów, gdyż mam do nadrobienia czas, podczas którego nic nie publikowałam, a co za tym idzie zaniedbałam Was, jako moich czytelników. Ci, którzy śledzą fb wiedzieli, że trwają prace nad blogiem, ale wiadomo, nie każdy siedzi non stop we wszystkich możliwych social mediach.

Generalnie jednak, to wszystko o czym tu piszę, nie mogłoby się wydarzyć, gdyby nie czterech mężczyzn, którzy z ogromnym poświęceniem, spokojem i cierpliwością pomagali mi przez ostatnie dwa tygodnie.

Zacznę od Tomasza, znanego Wam z wyprawy na Bałkany w 2010 roku. Jest takie powiedzenie, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. I rzeczywiście, Tomasz, mimo dzielącej nas odległości (ja – Wawa, on – południe Polski), był w stanie poruszyć niebo i ziemię, by mój blog w ogóle się przeniósł. Tomasz – nawet nie wiesz, jak jestem Ci wdzięczna!!

Durgą osobą, której chciałabym podziękować jest Maciej – szef Tomasz, dzięki któremu mój blog ma ciepły kąt na ich firmowym serwerze. Ślicznie dziękuję w imieniu swoim i bloga 🙂

Trzecią osobą jest Marek, który musiał znosić mnie przez ostatni czas oraz tyrady pokroju „Będąc młodą blogerką…”. Kochanie, dzięki, że nie wysłałeś mnie do wszystkich diabłów!

Na koniec najważniejsza, a zarazem najdłuższe podziękowania wędrują do Pana Marcina, który spadł mi z nieba w naprawdę kryzysowym momencie. Jeśli potrzebowalibyście pomocy przy Waszych blogach i poszukujecie osoby, która jest cierpliwa, nie będzie się dziwić pytaniom z cyklu „A dlaczego to u mnie nie działa?”, wykazywać się będzie ogromnym profesjonalizmem oraz dużą dozą spokoju i opanowania, to uderzajcie jak w dym do Pana Marcina. Uwierzcie mi na słowo, nie miał ze mną lekko, gdyż moje zdolności informatyczne choć nie ograniczają się do włączenia i wyłączenia komputera, to jednak w niektórych kwestiach mogę siebie nazwać „ignorantką”. Na szczęście, Pan Marcin to profesjonalista i dzielnie zniósł moje prośby i pytania. Także Panie Marcinie – stokrotne dzięki. Dla mnie i dla bloga zrobił Pan naprawdę dużo.

Jeśli chcielibyście się skontaktować z Panem Marcinem i skorzystać z oferty Jego firmy, to zajrzyjcie na stronę -> klik.

nonameWas moi mili czytelnicy zapraszam na zwiedzanie bloga. Księgę skarg, zażaleń i pochwał otwieram w komentarzach pod tym wpisem. Opowiedzcie o swoich wrażeniach, napiszcie, co Wam się podoba lub nie podoba, co powinnam zmienić. W miarę możliwości i umiejętności, będę wprowadzać Wasze sugestie w życie.

Z bałkańskim pozdrowieniem,

ruda

Zapisz

Post Nowa odsłona Bałkanów według Rudej pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/nowa-odslona-balkanow-wedlug-rudej/feed/ 21 2924
Kossakowski i Wojciechowska raz jeszcze http://balkany.ateamit.pl/kossakowski-i-wojciechowska-raz-jeszcze/ http://balkany.ateamit.pl/kossakowski-i-wojciechowska-raz-jeszcze/#comments Mon, 01 Dec 2014 15:49:55 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=2250 Czy programy Kossakowskiego i Wojciechowskiej przyczyniają się do pogłębiania bałkańskich stereotypów?

Post Kossakowski i Wojciechowska raz jeszcze pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Jakiś czas temu popełniłam wpis, w którym krytykowałam dwa programy podróżnicze – jeden tworzony przez Przemka Kossakowskiego, drugi tworzony przez Martynę Wojciechowską.

Wspominałam w nim, że pogłębiają one bałkańskie stereotypy ukazując tylko niewielki, często bardzo specyficzny wycinek tamtejszej bogatej kultury. Spotkało się to z Waszym sporym odzewem i nadal wpis ten, jest jednym z częściej czytanych na blogu. Nie baliście się ze mną nie zgodzić, często krytykując moje spojrzenie i „ograniczenie” w podejściu do tematu. Obserwowałam to, co dzieje się pod artykułem i czekałam. A na co? Na dobry moment, by podzielić się z Wami moją rzeczywistą opinią na temat tej dwójki podróżników. A jest ona nieco odmienna, niż ta, zaprezentowana wcześniej.

Otóż wpis „Kossakowski i Wojciechowska, czyli o pogłębianiu bałkańskich stereotypów” był formą swoistej zaczepki. Chciałam sprowokować Was do dyskusji na ciekawy temat, jakim jest kreowanie rzeczywistości w mediach oraz tworzenie stereotypów. Oczywiście głównie oberwało się mnie, ale akurat tego się spodziewałam i byłam na to psychicznie przygotowana. I nie, nie mam rozdwojenia jaźni związanego z prezentowaniem w stosunkowo krótkim czasie kompletnie różnych podejść do jednego tematu. Po prostu czasem dobrze jest zrobić małe zamieszanie, bo z chaosu potrafią powstać ciekawe rzeczy. Ale może zacznę od tego, co tak naprawdę sądzę na temat „Kobiety na krańcu świata” oraz „Szósty zmysł – Bałkany”.

Poniższe zdjęcie, okraszone jeszcze tytułem „Na Bałkanach, mimo asfaltowych dróg, nadal najbardziej popularnym pojazdem jest osiołek.”, byłoby idealnym przykładem na to, że również sami możemy pogłębiać przeróżne stereotypy krążące na temat odwiedzanych przez nas krajów. Uwieczniona na fotografii scenka, miała miejsce nad Jeziorem Ohrydzkim, przy campingu Elsani. Jednak drogą tą przemknął tylko jeden osiołek, za to samochodów bez liku. Jaki tego wniosek?

Zacznę od kobiet, bo mają pierwszeństwo. Jak wspominałam we wcześniejszym wpisie lubię programy Martyny Wojciechowskiej. Nie raz się przy nich wzruszyłam, uśmiechnęłam od uch do ucha, czy zatrzymałam na moment, by przemyśleć różne kwestie. Odcinki, które Pani Martyna poświęciła Bałkanom były bardzo dobre i ukazywały kobiety, które reprezentują wierzenia czy tradycje powoli zanikające. Tak było w przypadku zaprzysiężonych dziewic w Albanii, czy handlu dziewicami w Bułgarii, wśród niewielkiej grupy etnicznej Kalajdżów. Przede wszystkim bohaterki odcinków były ukazane w bardzo ciepły i pozytywny sposób. Choć może tradycje te szokują lub budzą nasz sprzeciw, to są one tylko niewielką częścią ogromnej całości, jaką jest bałkańska kultura. Owszem, ktoś może stwierdzić, że całe Bałkany są zacofane, ludzie tam są dziwni bo np. postanawiają wyzbyć się swej płciowości i stać się kimś innym. Ale czy można wydawać taki osąd na podstawie dwóch odcinków telewizyjnego programu, który aby przyciągnąć widzów musi oferować coś ciekawego, nietypowego, szokującego, zabawnego lub kompletnie odjechanego, by w ogóle ktoś to obejrzał? Ja to rozumiem i nie potępiam, bo obejrzałam wszystkie odcinki „Kobiety na krańcu świata” i dobrze mi z tym. Nie żałuję czasu, jaki na nie poświęciłam, bo stanowiły idealną odskocznię od często szarej rzeczywistości.

Przejdźmy teraz do Pana Przemka, któremu w poprzednim wpisie najbardziej się oberwało. Przede wszystkim wyjaśnię jedną rzecz – obejrzałam wszystkie odcinki poświęcone Bałkanom i dawno się tak dobrze nie bawiłam. Piszę to na wypadek, gdyby ktoś mi zarzucił, że krytykuję lub chwalę coś, czego nie widziałam. Generalnie dawno nie miałam okazji zapoznać się z tak dobrze i „z jajem” przygotowanej telewizyjnej serii. Pan Przemek to niewątpliwie przystojny facet, mający dużo czaru i naturalności, a do tego odwagi i determinacji, ale przede wszystkim ma bardzo dużo dystansu do samego siebie. Nie sądzę, by każdy facet był w stanie pokazać swe lęki czy słabości przed kamerami, mając z tyłu głowy świadomość, że obejrzy to ktoś więcej niż on sam. Gdyby nie to, że jestem zaręczona, to mogłabym napisać, że jest „ideałem” dla każdej podróżującej baby. Niestety nie mogę tak napisać, więc nie piszę 😉 W swej podróży przez Bałkany Pan Przemek odwiedza Rumunię, Serbię i Macedonię. W każdym z tych krajów poszukuje znachorów i uzdrowicieli oraz poddaje się ich zabiegom. Upuszczanie krwi, podcinanie języka, picie podejrzanych naparów – to tylko niektóre rzeczy, które na własnej skórze i niektórych częściach ciała testuje Pan Przemek. Czasami jest strasznie, czasami zabawnie ale niewątpliwie ciekawie. Bo szary obywatel, raczej nie będzie miał środków ani odwagi, by w trakcie podróży testować ofertę bałkańskich znachorów. Z wypiekami na twarzy oglądałam kolejne odcinki i powiem szczerze byłam cholernie zawiedziona, kiedy seria się skończyła. Niestety już serie poświęcone Ukrainie i Rosji nieco mniej mnie wciągnęły, ale nie twierdzę, że są gorsze, a po prostu inne.

I znów może znaleźć się ktoś, kto powie, że Bałkany są zacofane, bo ludzie często bardziej niż w tradycyjną medycynę wierzą tam w znachorów i innych uzdrowicieli. Z drugiej strony, ile razy słyszeliście o tym, że ktoś w Polsce, zdesperowany z powodu niemożności wyleczenia siebie lub kogoś bliskiego, poszukuje alternatywnych sposobów odzyskania zdrowia? Łatwo jest generalizować, trudniej zgłębić temat, w szczególności, jak temat bezpośrednio nas nie dotyczy lub zbytnio nie interesuje.

Tak czy inaczej oba programy są według mnie godne polecenia i poświęcenia im czasu. Ale, czy należy je traktować jako programy podróżnicze? Ja bym je nazwała socjologiczno – podróżniczymi, bo tak naprawdę wyprawa do danego kraju jest tłem (głównie kulturowym. społecznym), natomiast głównym elementem jest poznawanie ludzi, ich wierzeń, kultury, doświadczeń, spojrzenia na świat. Ani Pani Martyna, ani Pan Przemek nie skupiają się na turystycznych walorach odwiedzanych krajów, natomiast ukazują historie, których większość turystów nie dostrzegłaby lub nawet nie miałaby szansy do nich dotrzeć. W ten oto sposób możemy spojrzeć na różne regiony świata i Europy w zupełnie inny sposób. Ale czy pogłębia on jakiekolwiek stereotypy? Absolutnie nie. Bo pamiętajcie, że do wszystkiego, również do tego tego, co oglądamy na ekranach komputerów lub telewizorów, należy mieć zdrowy dystans 🙂

PS. A na koniec podrzucam Wam linka do mojego ulubionego odcinka z serii „6 Zmysł. Bałkany”. Dowiecie się z niego, dlaczego należy umieć się opanować, w szczególności w sytuacji, gdy cygańska królowa macha Wam nad głową dwoma mieczami. Miłego oglądania 😉

http://player.pl/programy-online/kossakowski-szosty-zmysl-balkany-odcinki,2020/odcinek-4,magiczne-spotkanie-w-palacu,S00E04,27457.html

PS.1 Chciałabym, abyście wrócili na chwilę do zdjęcia, które zamieściłam na początku tego wpisu i zastanowili się, ile razy wiedzieliście w gazetach lub na blogach, tendencyjne i oparte na stereotypach wpisy. Z mojego dotychczasowego doświadczenia wynika, że my blogerzy bardzo często popełniamy błąd opisywania czegoś tylko z jednej strony. Podpadły nam drogi w Albanii? To napiszemy tylko o ich fatalnym stanie, nie wspominając ani słowem o tym, ile nowych tras powstaje w tym kraju. Zatruliśmy się podczas pobytu w Nepalu? Nie wspomnimy o tym, że nie zachowaliśmy zasad zdrowego rozsądku i zjedliśmy coś z niepewnego źródła. Itd. itd. W ten sposób my, jako internetowa opinia publiczna również pięknie pogłębiamy przeróżne stereotypy czy obiegowe opinie, które niejednokrotnie mają większy i bardziej złożony wymiar. Ale temu zjawisku poświecę osobny wpis.

Zapisz

Post Kossakowski i Wojciechowska raz jeszcze pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/kossakowski-i-wojciechowska-raz-jeszcze/feed/ 11 2250
Podchoinkowe, podróżnicze, nie tylko bałkańskie prezenty http://balkany.ateamit.pl/podchoinkowe-podroznicze-nie-tylko-balkanskie-prezenty/ http://balkany.ateamit.pl/podchoinkowe-podroznicze-nie-tylko-balkanskie-prezenty/#comments Thu, 27 Nov 2014 08:39:53 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=2209 Święta Bożego Narodzenia już tuż tuż, a Mikołajki praktycznie za chwilę. Ja zasadniczo wszystkie prezenty mam już na ten rok zakupione, bo od lat to finansowe przedsięwzięcie rozkładam na 2-3miesiące, by nie dobić się na raz wydatkami. Ale jeśli jeszcze nie wiecie, co kupić swoim najbliższym, albo co byście chcieli sami dostać, to służę pomocą […]

Post Podchoinkowe, podróżnicze, nie tylko bałkańskie prezenty pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Święta Bożego Narodzenia już tuż tuż, a Mikołajki praktycznie za chwilę. Ja zasadniczo wszystkie prezenty mam już na ten rok zakupione, bo od lat to finansowe przedsięwzięcie rozkładam na 2-3miesiące, by nie dobić się na raz wydatkami. Ale jeśli jeszcze nie wiecie, co kupić swoim najbliższym, albo co byście chcieli sami dostać, to służę pomocą i małymi sugestiami. Dodam tylko, że wpis nie jest sponsorowany i nikt nie „zmusił” mnie do zaprezentowania akurat takiego zestawy produktów (to tak na wszelki wypadek, jakby mi ktoś coś chciał zarzucić).

1. Książki, książki i jeszcze raz mapy

Odkąd mój Kindle umarł śmiercią naturalną, a raczej elektroniczną, bardzo szybko przeprosiłam się z książkami w wersji papierowej. Kupuję ich znów całkiem sporo, co oczywiście odczuwa mój budżet. Niemniej jednak to właśnie książki odkąd pamiętam królują pod moją rodzinną choinką. Sama je kupuję moim najbliższym. I tu małe sprostowanie – kupuję je wszystkim oprócz Marka, bo po prostu on nigdy nic nie czyta. Ani mojego (w sumie to poniekąd naszego) bloga, ani książek. Na początku naszego związku popełniłam ten błąd i kupiłam mu dwie książki poświęcone rowerom. Efekt był taki, że sama je przeczytałam, po czym mu streściłam. W każdym razie, jeśli wiecie, że adresaci Waszych prezentów czytają, to książka zawsze będzie strzałem w dziesiątkę. A literatura podróżnicza strzałem w setkę!

Obecnie wybór książek poświęconych podróżom jest naprawdę imponujący. Możemy zakupić czyjeś podróżnicze wspomnienia, przewodniki czy albumy ze zdjęciami z najbardziej wymyślnych zakątków świata. Do wyboru do koloru, zarówno pod kątem cen, jak i jakości.

Możemy też stworzyć własną książkę lub też fotoksiążkę, w której zawrzemy zdjęcia ze wspólnej podróży czy wyrypy z osobą, która ma być adresatem prezentu. Spersonalizowane, od serca, wymagające trochę wysiłku i kreatywności, więc na pewno zostanie docenione. Porządne fotoksiążki można zakupić nawet od 39zł za 28stron (tak, wiem, to nie jest najtaniej, ale stosunek ceny do jakości jest jak najbardziej trafiony). Nieco słabszej jakości, ale w miarę do przyjęcia, można dostać za 19zł plus jakieś 9zł za przesyłkę.

Nasza fotoksiążka ze wspomnieniami z Albanii 2014

fotoksiązka

A co mogę polecić z książek typowo bałkańskich?

Powtórnie narodzony, Margaret Mazzantini

Bałkany wyobrażone, Maria Todorova

Dzika EuropaJezernik Bozidar

Bałkany – terror kultury,  Ivan Čolović

Przewodniki Lonely Planet po Bałkanach

Bałkańskie zapiski kuchenne, Iliana Genew – Puhalewa

Ręka, której nie kąsasz; Kraj, gdzie nigdy się nie umiera, Ornela Vorpsi

Na wschód od Tatarii. Podróże po Bałkanach, Bliskim Wschodzie i Kaukazie, Robert David Kaplan

Chorwacja. Przewodnik historyczny, Stanisław Koper

Miłość na gruzach Kosowa, Izabela Chojnacka

Samotnie przez BałkanyAnna Jackowska

Dziennik pisany później; Jadąc do Babadag,  Andrzej Stasiuk

Tito. Zagadka stulecia, Pero Simić

Rumunia. Podróże w poszukiwaniu diabła, Michał Kruszona

Wojna umarła, niech żyje wojna, Ed Vulliamy

Jakbyś kamień jadła, Wojciech Tochman

Oprócz książek, każdy podróżnik będzie zachwycony z mapy lub przewodnika, w szczególności jeśli wiadomo, że wybiera się lub wybieramy się z nim wspólnie na jakiś bardziej odległy wyjazd. Wiadomo, każdy przed podróżą zbiera materiały, informacje itd., więc prezent, który w tym pomoże, na pewno będzie trafiony. Jeśli chodzi o wydawnictwa godne polecenia, to z zagranicznych map często sięgam po te z Freytag&Berndt (aczkolwiek czasami zdarzają się na nich błędy), natomiast z polskich map sięgam po ExpressMap oraz Compass.

2. Planszówki

Moda na gry planszowe trwa. Z Markiem jesteśmy ogromnymi fanami spędzania czasu w ich towarzystwie, a także mamy to szczęście, że wielu naszych znajomych podziela tę pasję. Jeśli chodzi o podróżnicze planszówki, to prym wiedzie znana, lubiana i najbardziej grywalna (tak wynika z naszego doświadczenia, jak i przeróżnych opinii w internecie) z gier czyli Ticket to Ride (Wsiąść do pociągu). Podstawę gry stanowi mapa Europy lub USA, przeznaczona dla 5 graczy. Cała zabawa polega na realizowaniu ticketów, a dokładniej wyznaczonych przez nich tras, używając do tego celu kart koloru i wagoników. W trakcie rozgrywki oczywiście dochodzi do spięć i konfliktów z innymi graczami, co tylko dodaje grze kolorytu. Obecnie, na rynku są również dodatki do podstawy, czyli plansze z innymi mapami: Afryki, Indii i Szwajcarii, Azji, Holandii. Oprócz tego dostępne są inne wersje tej samej gry, czyli Marklin, Nordic Countries. Cena podstawy to ok. 115zł, ceny dodatków wahają się od 80zł do 100zł.

Autor Wsiąść do pociągu, czyli Alan R. Moon stworzył również nieco bardziej uwspółcześnioną wersję gry, czyli Linie Lotnicze Europa. Planszówka ta jest nieco zbliżona do wersji pociągowej, lecz w niej bardziej od realizacji tras liczy się odpowiednie inwestowanie i obracanie gotówką. Akurat w Linie Lotnicze nie miałam jeszcze okazji zagrać, ale powiem szczerze, że nie mogę się doczekać! Cena: ok.110zł.

ticket to ride
3. Gadżety do GoPro

Posiadacze tych kamerek na pewno ucieszą się z wszelkiego rodzaju gadżetów, dedykowanych temu sprzętowi. Warto jednak zawczasu zrobić wywiad, co dany delikwent/delikwentka już posiada. Nie będę tu wymieniać wszystkich, możliwych opcji, ale skupię się na jednej, która podbiła moje serce i rozbawiła do łez.

Przedstawiam Państwu: Kapturek Przeciwwietrzny. Wybaczcie, ale nawet jak o tym piszę, to trzęsę się ze śmiechu. Otóż Kapturek ma niwelować szumy wywołane przez pęd powietrza, np. podczas nagrywania kamerką, gdy jest ona przyczepiona na zewnątrz auta. Kapturek jest uroczy, włochaty i kremowy. Cóż więcej mogę o nim powiedzieć? Że mnie kompletnie rozbroił 😉 Cena: od 14zł.

Czyż nie wygląda uroczo?

http://www.xrec.pl/produkt,2487.html

http://www.xrec.pl/produkt,2487.html

4. Ciuchy przydatne w podróży

Choć niezaprzeczalnie jestem babą, to na modzie kompletnie się nie znam. Oczywiście mam na myśli „high fashion” prezentowaną na anorektycznych modelkach. Znam się za to na ciuchach outdoorowych wszelkiej maści, bo w swej karierze pracowałam w 3 różnych sklepach z ubraniami (oraz sprzętem) sportowymi/trekkingowymi. Uważam zatem, że dla osób podróżujących zawsze dobrym prezentem jest oddychająca koszulka (a można też je zrobić z jakimś spersonalizowanym nadrukiem), termiczna bluza czy przeciwdeszczowa kurtka. Pojawia się tu kwestia nieśmiertelnych skarpetek. Czy wypada je komuś dać na prezent? Według mnie tak, jeśli będą to jakiś zbajerzony model z CoolMaxem czy inną wełną Merynosów. W każdym razie, w kwestii ubrań należy zrobić odpowiednio wcześnie wywiad (lub przegrzebać szafkę z ubraniami), by dowiedzieć się, czego brakuje lub czego potrzeba naszemu adresatowi prezentu.

Moim numerem jeden jeśli chodzi o podróżnicze ubrania, jest oczywiście odzież oddychająca, która sprawdza się zarówno podczas powolnych przechadzek w bardziej ciepłych krajach, jak i w trakcie aktywniejszego poznawania świata, np. na rowerze. Moim numerem dwa są wielofunkcyjne chusty, które sprawdzą się nie tylko w trakcie zimnych dni, ale również gdy panuje upał. Nie inwestowałabym jednak w drogie, oryginalne Buffy, a sięgnęła po rodzime produkty, które w większości nie ustępują tym z wyższych, zagranicznych półek.

Ale tak naprawdę inwencja prezentowa nie zna granic i w np. Markowi sprezentowałam parę lat temu trekkingowe buty, w których chodzi do teraz, więc prezent był jak najbardziej trafiony oraz wynikał z aktualnych potrzeb. Ale akurat z takim prezentem bym uważała, w szczególności jeśli nie znacie numeru obuwia, jaki nosi osoba, którą chcecie obdarować np. trekkingowymi trzewiczkami czy wspinaczkowymi baletkami (które i tak wymagają przymierzenia i dopasowania do własnej stopy).

https://www.flickr.com/photos/atbaker/4226873721/sizes/l

https://www.flickr.com/photos/atbaker/4226873721/sizes/l

5. Wszelka elektronika przydatna w podróży

Tu oczywiście pojawia się kwestia finansowa, która może spowodować, że nie zdecydujemy się na zakup prezentów z tego działu. Bo w podróży może się przydać wiele rzeczy, od drona po lustrzankę czy GPSa. Dobrym wyjściem z sytuacji, jest złożenie się na taki droższy prezent w kilka osób. Takie podejście panuje np. w rodzinie Marka (a zasadniczo to już w prawie mojej rodzinie), dzięki czemu w zeszłym roku pod choinkę dostałam nawigację Garmina (złożył się na nią Marek i jego rodzice). Zatem jeśli chcemy obdarować kogoś ipadem, obiektywem do lustrzanki, netbookiem czy dronem (Tu mała rada – uważajcie z nazywaniem dronem innych latających maszyn, bo może pojawić się ktoś, kto koniecznie będzie chciał Wam udowodnić, że gadacie głupoty! 😉 ), to dogadajcie się z rodziną i/lub znajomymi i w kilka osób złóżcie się na jeden, większy prezent.

No dobra, my tu o prezentach, ale czy one w ogóle są w święta istotne? To odwieczne pytanie rodzi sporo kontrowersji. Bo przecież święta mają znacznie większy i głębszy wymiar, niż tylko wybieranie i dostawanie odpowiednich (ale czy zawsze?) prezentów. Osobiście, jak pewnie większość z Was, lubię je otrzymywać, jednak są one tylko dodatkiem do większej całości, jaką jest wspólne przebywanie z bliskimi mi osobami, zdarcie sobie gardła podczas śpiewania kolęd czy przeróżne wspominki. I choć pewnie zdarzy Wam się dać lub dostać kompletnie nietrafiony prezent, to absolutnie nie warto się na tym skupiać lub przejmować, bo zazwyczaj intencje osoby, która nam go dała były dobre, ale może z niewiedzy lub innego powodu nie udało się go jej do nas dopasować. Cieszmy się z nadchodzącego czasu adwentu, cieszmy się z nadchodzących świąt, bo to piękny, kolorowy i optymistyczny czas, który pozwoli nam naładować baterie na resztę roku i kolejne podróże 🙂

Zapisz

Post Podchoinkowe, podróżnicze, nie tylko bałkańskie prezenty pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/podchoinkowe-podroznicze-nie-tylko-balkanskie-prezenty/feed/ 37 2209
Podróżniczy hipsterzy? Backpackerzy! http://balkany.ateamit.pl/podrozniczy-hipsterzy-backpackerzy/ http://balkany.ateamit.pl/podrozniczy-hipsterzy-backpackerzy/#comments Sun, 09 Nov 2014 10:38:37 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=2115 Odkąd sama prowadzę bloga, dużo częściej przyglądam się trendom panującym w podróżniczym świecie – jakie kierunki są popularne; w jaki sposób ludzie podróżują; co robią, by wyjazd był jak najbardziej niskobudżetowy, itd. W efekcie tych obserwacji i poszukiwań informacji zostałam doprowadzona do całej idei backapckingu i wielu stron poświęconych temu sposobowi podróżowania. I do jakich […]

Post Podróżniczy hipsterzy? Backpackerzy! pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Odkąd sama prowadzę bloga, dużo częściej przyglądam się trendom panującym w podróżniczym świecie – jakie kierunki są popularne; w jaki sposób ludzie podróżują; co robią, by wyjazd był jak najbardziej niskobudżetowy, itd.

W efekcie tych obserwacji i poszukiwań informacji zostałam doprowadzona do całej idei backapckingu i wielu stron poświęconych temu sposobowi podróżowania. I do jakich doszłam wniosków? Ano takich, że wielu backpackerów uważa się za lepszych od innych turystów, podróżujących chociażby jak ja i Marek samochodami.

garryknight, CC BY-SA 2.0, https://www.flickr.com/photos/garryknight/2799555653/sizes/l

garryknight, CC BY-SA 2.0, https://www.flickr.com/photos/garryknight/2799555653/sizes/l

I tu od razu mała uwaga. Nie uważam, że wszystkie osoby, które pakują plecak i jadą w świat mają te hipsterskie zapędy. Sama uprawiałam swego czasu tramping, czyli oprócz plecaka zabierałam ze sobą namiot, butlę z gazem, karimatę, śpiwór itd. i przemierzałam Bałkany, Słowację czy Polskę, będąc w jakiś sposób samowystarczalą. Uwielbiałam i nadal uwielbiam ten sposób podróżowania, ale jednak jeżdżenie Kianką też ma swój urok. Nie zmienia to faktu, że nie uważam się za lepszą od kogoś, kto np. podróżuje rowerem, czy motocyklem albo na stopa. Jednak po lekturze kilku backapckingowych, zagranicznych blogów poczułam się jakby mi ktoś usilnie chciał wmówić, że prawdziwym turystą jest tylko ten, kto swój cały dobytek dźwiga na plecach. No właśnie, ale czy można zdefiniować prawdziwego turystę?

Jakiś czas temu odbyłam z jedną znajomą rozmowę na temat prowadzenia bloga, spisywania swoich podróżniczych doświadczeń itd. Wtedy padło pytanie: „A nie boisz się, że ktoś ci zarzuci, że wozisz wygodnie dupę samochodem i że to co robisz nie jest wcale takie nadzwyczajne?” Przede wszystkim ja nigdy nie uważałam, że to co robię jest nadzwyczajne. Bo każdy może wsiąść w auto i pojechać na Bałkany czy do Europy Zachodniej. Taka jest teoria, bo wcale nie wszyscy i nie każdy ma odwagę zorganizować swój wyjazd od A do Z. No ale pomijając ten drobny fakt, to moje i Marka podróże nie są ani jakieś super hardcorowe, ani wybitne. Po prostu eksplorujemy zakątek Europy, który nas fascynuje i dzielimy się zdobytą wiedzą z innymi. Owszem, parę razy dostałam informację zwrotną, że ktoś po Bałkanach jeździ więcej ode mnie, częściej, ma większą wiedzą itd., tyle że z nikim się tą wiedzą nie dzieli. No i tu pojawia się kwestia zdefiniowania prawdziwego turysty. Dla mnie jest to niemożliwe, bo jest tyle rodzajów i form podróżowania, że jednoznaczne określenie go jest bardzo trudne. Ale jest parę cech, które według mnie prawdziwy turysta powinien posiadać. Przede wszystkim powinien z szacunkiem odnosić się do kraju, jego mieszkańców i reprezentowanej przez nich kultury. A po drugie powinien chcieć uczyć się nowej rzeczywistości, jaką zastaje w wybranej przez niego podróżniczej destynacji.

No dobrze, a co z backpackerami? Cóż wielu z nich uważa się za prawdziwych turystów, którzy prezentują jedyną słuszną formę podróżowania po świecie. Jak to argumentują?

Backpackera nie ogranicza środek transportu. Czyli w wolnym tłumaczeniu mówiąc, część backpeckerów uważa, że jadąc autem czy motocyklem jesteśmy ograniczeni tym, gdzie za pomocą tego środka transportu możemy dotrzeć. Ogólnie spotkałam się też z opinią, że podróżowanie samochodem jest passe. Inna sprawa, że ta sama osoba pisała również z zachwytem, jak to udawało jej się złapać kolejne auta na stopa i dzięki temu przemieszczać się z punktu A do punktu B. Więc podróżowanie własnym autem jest złe, płacenie za benzynę jeszcze gorsze, ale korzystanie z podwózki jest już jak najbardziej na miejscu. Wiadomo, wielu backpackerów chce podróżować za jak najmniejsze pieniądze, a jednak auto musi mieć paliwo, ubezpieczenie, aktualny przegląd itd., a to kosztuje. Z drugiej strony, skoro nawet taka Kianka może służyć za pokój sypialny, to generalnie każde auto pozwoli nam zaoszczędzić na noclegach (o ile oczywiście godzimy się na pewne niewygody). Odniosłam też wrażenie, że część backpackerów uważa, że jak ktoś podróżuje za pomocą własnego środka transportu, to z niego nie zsiada/nie wysiada z niego, a co za tym idzie, nie używa do przemieszczania własnych nóg. Życzę zatem powodzenia komuś, kto chciałby np. starówkę Dubrownika objechać autem 😉

Backpacker nosi swój dobytek na plecach. Czyli w wolnym tłumaczeniu, jego podróż wymaga więcej wysiłku. Ale nie chodzi mi tutaj o ten związany z dźwiganiem ciężkiego wora, a o fakt planowania wszystkiego od początku do końca. Hmm… brzmi znajomo, choć wcale nie jesteście backpackerami? No właśnie, jeśli podróżujemy na własną rękę, nie ważne w jaki sposób, to mamy świadomość tego, że musimy sami wszystko zaplanować, zapewnić itd. Jeśli się na to nie godzimy, to wykupujemy wycieczkę zorganizowaną w biurze podróży i jedyne, o co się martwimy, to o naładowanie baterii w telefonie i aparacie. Jednak zauważyłam, że wielu backpackerów sądzi, iż tylko oni tak naprawdę muszą zaplanować swoje wojaże, zadbać o znalezienie noclegu lub miejsca na namiot, zapewnienie sobie transportu itd. Bo przecież jak ktoś jedzie autem, to to auto wie gdzie ma jechać i samo się kieruje. Kianka też tak ma, ale jest zbyt wstydliwa, w efekcie potrzebuje naszej nawigacyjnej ingerencji..

Backpackerzy są bliżej. Czyli w wolnym tłumaczeniu, według nich mają szansę na bliższy kontakt z mieszkańcami danego kraju/regionu, są bliżej przyrody. A wszystko dzięki temu, że korzystają z lokalnej infrastruktury od transportu na sklepach kończąc; nocują pod namiotem na dziko itd. Owszem, zgodzę się z tym, że podróżując autem ma się mniej szans na interakcje z miejscowymi. Choć z drugiej strony, jak ktoś tych interakcji chce, to je będzie miał, nie ważne czym i jak się przemieszcza. Z tym obcowaniem z przyrodą również się nie zgodzę, że jest tylko domeną backpackerów. Z auta też się w końcu wysiada i można mieć piękny nocleg, trekking, spacer w cudownych okolicznościach przyrody.

obscure allusion, CC BY-SA 2.0, https://www.flickr.com/photos/26158205@N04/2456363834/sizes/o/

obscure allusion, CC BY-SA 2.0, https://www.flickr.com/photos/26158205@N04/2456363834/sizes/o/

Tylko backpackerzy tworzą podróżnicze społeczności. Czyli w wolnym tłumaczeniu, tylko „plecakowicze” integrują się na polu ich wspólnego stylu podróżowania. Mają swoje hostele, swoje serwisy itd. Zapominają jednak, że jeśli prowadzą bloga, to równocześnie przynależą do sporego grona blogerów podróżniczych, którzy chociażby w Polsce tworzą całkiem fajną ekipę, która potrafi wspierać się w promowaniu, czy innych działaniach. Są też ekipy podróżujących po świecie motocyklistów, rowerzystów, społeczność autostopowiczów i wiele innych. Ale nie, według backpeckerów tylko oni są społeczni.

Generalnie też wielu backpackerów podkreśla swoją wybitną indywidualność, bycie alternatywnym, czasem bardziej zdystansowanym względem pewnym wydarzeń czy miejsc. Według mnie tworzą właśnie taką hipsterską otoczkę wokół siebie. Sama, jak już wcześniej wspomniałam, uprawiałam przez wiele lat tramping. Też dźwigałam 25kilowy plecak, mając tam swój dobytek, jeździłam na stopa oraz transportem publicznym. Tyle, że wtedy mówiłam o tym, że jadę na trekking np. po Małej i Wielkiej Fatrze, albo po bałkańskich górach. Teraz należy mówić o wyprawie trampingowej lub backpackerskiej (choć to drugie sformułowanie jest raczej częściej używane). I w tych dwóch słowach często kryje się poczucie bycia lepszym, zdefiniowanym w ramach pewnych założeń, przynależącym do pewnej społeczności i grupy. No i może właśnie o to backpackerom chodzi. Że na co dzień nie czują, że gdzieś przynależą. Za to w podróży stają się kimś, kto swoją postawą reprezentuje pewną ideę. Więc może stąd bierze się tworzenie tej całej hipsterskiej otoczki, tego poczucia bycia bardziej alternatywnym od tych, którzy podróżują własnym środkiem transportu?

W tym moim wywodzie bazowałam na tekstach, jakie przeczytałam na anglojęzycznych, zagranicznych blogach. W Polsce znam wiele osób uprawiających tramping i backpacking, które zachowują się „normalnie”, nie twierdząc, że ich sposób podróżowania jest znacznie lepszy od mojego czy od kogoś, kto przemierza świat np. na rowerze; że jest jedynie słusznym. Ja wychodzę z założenia, że każdy poznaje świat w taki sposób, w jaki mu odpowiada. Jedni spoglądają przez okna samochodów, inni z rowerowego siodełka, jeszcze inni przemierzają kontynenty na piechotę, inni żeglują. Czy ktoś z tej grupy jest lepszy od innych? Nie. Bo wszystkich tych ludzi łączy jedno – chęć poznawania świata, ruszenia się z miejsca, zobaczenia czegoś więcej. Moim zdaniem w tym przypadku nie ważny jest środek, który nas do tego celu doprowadzi, a samo jego osiągnięcie.

Pozdrawiam zatem wszystkich backpackerów, rowerzystów, żeglarzy, motocyklistów, autostopowiczów (którzy w większości też mogą się nazwać backpackerami), osoby podróżujące samochodami, konno, na osiołku, wielbłądzie, quadzie, hulajnodze, kajakiem, balonem i czymkolwiek jeszcze. Bo wszyscy jesteśmy jedną, wielką podróżniczą rodziną i tego się trzymajmy, a nie twórzmy jakieś sztuczne i nikomu niepotrzebne podziały!!

 PS. Wszystkich Was, zarówno hipsterskich backpackerów, jak i pozostałych podróżników zachęcam do dyskusji na temat tego, kim jest prawdziwy turysta i czy można go w ogóle zdefiniować. Jestem bardzo ciekawa Waszych przemyśleń na ten temat!

Post Podróżniczy hipsterzy? Backpackerzy! pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/podrozniczy-hipsterzy-backpackerzy/feed/ 41 2115
Bałkański weekend w Krakowie http://balkany.ateamit.pl/balkanski-weekend-w-krakowie/ http://balkany.ateamit.pl/balkanski-weekend-w-krakowie/#comments Sat, 04 Oct 2014 06:35:21 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=1904 Jak połączyć podróże po Polsce z Bałkanami? Podpowiadamy w kontekście naszego pobytu w Krakowie.

Post Bałkański weekend w Krakowie pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Tak się złożyło, że przedostatni weekend września mogliśmy spędzić w Grodzie Kraka, mieście, które od zawsze było numerem jeden mojej listy miejsc, w których chciałabym zamieszkać. Zatem, jak to się stało, że mieszkam pod Warszawą?

Historia jest dość zawiła, ale generalnie związana była z tym, że dostałam się na psychologię na UW, a nie na UJ. Zasadniczo nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, jednak tęsknota za Krakowem pozostała. Niestety od paru lat zawsze stanowiło ono dla mnie miasto tranzytowe, przez które tylko przemykałam albo bardzo wcześnie rano, albo późno wieczorem, bez możliwości pozostania tam na dłużej. W ten wrześniowy weekend było jednak inaczej, a wszystko za sprawą zaproszenia, jakie otrzymaliśmy od Hotel Ibis Kraków Centrum. Dzięki niemu mogliśmy spędzić dłuższą chwilę w moim ulubionym mieście południowej Polski.

Do Krakowa przybyliśmy w sobotę, koło godziny 11. Całą drogę z Kielc lał deszcz, a kiedy wjechaliśmy do naszego miasta docelowego okazało się, że pogoda wcale nie chce nas rozpieścić promieniami, błękitnym niebem i ciepłem. Szybka analiza sytuacji i zamiast jechać prosto do hotelu, zarządzam, że najpierw musimy odwiedzić Nową Hutę. Akurat w ten weekend trwała tam impreza pt. Zajrzyj do Huty 6, podczas której można było za darmo poznać wiele nowohuckich atrakcji i ciekawostek. Niestety było za późno, by zapisać się na wycieczki z przewodnikiem, ale tak czy inaczej postanowiliśmy zwiedzić tę dzielnicę na własną rękę. Pomocny z tym był oddział MHK na os. Słoneczne 16. Tam, oprócz wystawy „Nowa Huta dla Wolnej Niepodległej”, można było zdobyć darmowe mapki, informatory i książeczki, dzięki którym dużo łatwiejsze było indywidualne zwiedzanie. My dodatkowo wsparliśmy się Geocachingiem, który wyznaczył nieco naszą marszrutę. Zajrzeliśmy zatem na nowohuckie łąki, do dawnego Kina Świt (obecnie jest to dom handlowy), do Teatru Ludowego oraz do tworzącego się właśnie Muzeum PRL w dawnym budynku Kina Światowid. W tym ostatnim miejscu odbywała się wystawa „Kadrowanie PRLu”. Zaprezentowano na niej fotografie dwóch autorów: Henryka Hermanowicza i Jerzego Szota, którzy uwieczniali PRL na dwa różne sposoby. Pierwszy z nich ukazywał radosne oblicze tej epoki, natomiast drugi szarzyznę i czasami brzydotę tego okresu, choć jak podkreślał sam autor „świat wokół był brzydki, ale ludzie piękni i to oni stanowili najważniejszy element jego fotografii”.

Na wystawie w MHK w Nowej Hucie

MHK Nowa Huta

Na osoby, które zapisały się na wycieczkę z przewodnikiem, czekał ten oto uroczy autobus

Nowa Huta autobus

autobus

Świt

świt

Z zalanej deszczem Nowej Huty skierowaliśmy się do centrum, by zameldować się w Hotelu Ibis. Trafiamy tam bez najmniejszego problemu, oczywiście z pomocą nawigacji. Po odbyciu formalności, otrzymujemy karty do naszego pokoju, mapkę i mini przewodnik po Krakowie oraz możliwość zaparkowania na parkingu podziemnym, co w szczególności nas cieszy, gdyż w Kiance mamy schowane rowery i niewskazane by było, żeby stała na zewnątrz. Nasz pokój znajduje się na ostatnim, szóstym piętrze i jak się okazuje, po lekkim wychyleniu przez okno, mamy widok na Wawel, do którego z Hotelu Ibis Centrum (centrum jest tu słowem kluczem) jest jakieś 600m. Po przepakowaniu, wyruszamy na spacer. Niestety przez pogodę nasz plan zwiedzania Krakowa na rowerze kompletnie nie wypalił, choć akurat gdy wyruszamy na spacer przestaje padać.

Widok z hotelowego okna

wawel hotel ibis

W hotelowym pokoju z naszymi zdobycznymi mapkami i folderami

Ibis hotel łóżko

Wzdłuż bulwarów wiślanych docieramy najpierw w okolice Wawelu, któremu tylko machamy na powitanie znad brzegu rzeki i maszerujemy dalej. Przy kładce Ojca Bernatka odbijamy w ulicę Mostową, która wyprowadza nas na Kazimierz. Zasadniczo nie trzeba chyba nikomu mówić, że jest to wyjątkowe miejsce w Krakowie, mające swój specyficzny klimat, przyciągające rozlicznych turystów, chcących zatopić się w jego wąskich i wyjątkowo fotogenicznych uliczkach. My natomiast lądujemy jak większość pewnie spacerowiczów na pl. Nowym, znanym przede wszystkim z zapiekanek. Marek, który od pewnego czasu marudzi, że jest głodny, kupuje zapiekankę serową, która nawet dla niego stanowi potrawę szczelnie wypełniającą żołądek. Niestety nie możemy dłużej zabawić na Kazimierzu, gdyż na 17:15 musimy stawić się na Rynku Głównym. A wszystko dlatego, że postanowiliśmy zwiedzić jego podziemia. Ta turystyczna trasa cieszy się ogromną popularnością, a bilety można wykupić na konkretną godzinę. Jest to o tyle dziwne, że i tak zwiedza się samemu (oczywiście jest opcja wykupienia droższego wariantu z przewodnikiem), ale może chodzi o to, by o określonych porach nie robiło się zbyt tłoczno. Tak czy inaczej miejsce godne polecenia, ale jeśli chcielibyście się czegoś więcej dowiedzieć na temat podziemi, a także historii Krakowa, to lepiej wybrać się tam z przewodnikiem. Ilość eksponatów i informacji, jaką można tam przyswoić jest ogromna, więc my z Markiem czuliśmy się z lekka zagubieni. Jednak jedną z ciekawszych atrakcji muzeum była waga, na której można było sprawdzić swoją masę ciała wyliczoną w dawniej używanych w Krakowie miarach, m.in. kamieniach, funtach czy centarach. Najzabawniejsze było to, że waga stwierdziła, iż ważę więcej niż Marek. Pomijając ten drobny szczegół, po zważeniu każdy może otrzymać stosowny wydruk oraz możliwość przeliczenia wyników na obecnie stosowane miary (można tego dokonać za pomocą zlokalizowanego tuż obok komputera). W podziemiach czas płynie szybko i człowiek nie nudzi się ani sekundy.

Na krakowskim Kazimierzu, w zapiekankowym zagłębiu na pl. Nowym

Krakowski Kazimierz

Inspirujący Kazimierz

Kraków Kazimierz

Kraków Kazimierz

Kraków Kazimierz

Kraków Kazimierz

Kraków Kazimierz

Krakowski, krwiożerczy gołąb 😉

Kraków Kazimierz

W podziemiach krakowskiego rynku

Podziemia rynku Kraków

Podziemia rynku Kraków

Podziemia rynku Kraków

DSC00342

Po wyjściu na powierzchnię udaliśmy się na ulicę Czystą, gdzie znajdował się nasz bałkański akcent pobytu w Krakowie. Przygotowując się do tego wypadu oczywiście nie omieszkałam dokonać przeglądu oferty restauracyjnej Grodu Kraka pod kątem Bałkanów. Okazało się, że w mieście tym jest tylko jedna knajpka oferująca jedzenie z tego rejonu Europy (reszta albo się nie reklamuje w sieci, albo po prostu nie istnieje). Bałkanica, bo o niej mowa, to kameralna restauracja, oddalona nieco od gwarnego i przepełnionego turystami Rynku. Jeśli planowalibyście się tam wybrać, to zarezerwujcie wcześniej stolik. Ale nie dlatego, że Bałkanica przeżywa codziennie oblężenie, ale po to by otrzymać sporą lampkę czerwonego lub białego wina. Menu oczywiście bardziej nastawione jest na mięsożerców, ale na szczęście tego dnia akurat serwowany był burek ze szpinakiem (zasadniczo codziennie burkowe wypełnienie jest inne, zatem lepiej na wejściu zapytać się kelnera, co danego dnia serwują). Ja zamawiam więc burka, a marek burgera Zagrzeb. Na dania nie musimy zbyt długo czekać. Burek jest smaczny, ale zbyt mocno przebija w nim smak klarowanego masła. Marek zasadniczo nie narzeka na swojego burgera, choć stwierdza, że mięso jest raczej słabszej jakości, stąd może ukryto go w burgerze. Mimo wszystko jednak oboje się najedliśmy i ogólnie byliśmy zadowoleni z dań. Po posiłku postanowiliśmy przetestować serwowane w Bałkanicy rakije. Pani kelnerka nie miała z nami lekko, w szczególności, że musiała się wspinać po nie na najwyższą z półek, ale z uśmiechem na twarzy podeszła do tego wyzwania. Postanowiliśmy wziąć po kieliszku każdej z czterech dostępnych rakii czyli gruszkowej, orzechowej (która dla mnie była jednak bardziej likierem) oraz dwóch standardowych. Piliśmy po połowie każdego rodzaju i dyskutowaliśmy o walorach smakowych poszczególnych trunków. Moją faworytką oczywiście stała się rakija gruszkowa, która dodatkowo była mocno zmrożona, co wzmacniało tylko jej smak.

Mała reklama w Bałkanicy

Bałkanica

Happy ruda z żarełkiem

Bałkanica

Czas w Bałkanicy upłynął nam bardzo miło, lecz na nas czekał jeszcze nocny Kraków. Do północy włóczymy się po mieście, obserwując jak tętni życiem. Koło 22 nadciąga nad miasto mgła, która tworzy wyjątkowo jesienny klimat. Akurat wtedy spacerujemy wzdłuż Wisły i fotografujemy nabrzeże, które rozświetlone jest m.in. przez imprezowe barki, z których dochodziły do nas dźwięki hucznych dyskotek. Po prawie 15km jakie przeszliśmy po Grodzie Kraka, wracamy do hotelu na zasłużony odpoczynek.

Kraków nocą – nawet widać nasz hotel 😉

Kraków nocą

Niedziela nie była dla nas już tak intensywna. Długo wylegujemy się w łóżku, w szczególności, że pogoda za oknem nie zachęca do zbyt szybkiego opuszczania ciepłych pieleszy. Dodatkowo możemy zastanowić się, czy ibisowe łóżka są wygodne. Zasadniczo hotele tej sieci wprowadziły nowy typ super wygodnych łóżek, czym chwalą się na każdym kroku. Również obok recepcji znajduje się łóżko do testów, na którym leżą pluszowe misie. Można zatem przed decyzją o wykupieniu noclegu sprawdzić, czy jest ono dla nas komfortowe, odpowiednio twarde lub miękkie. Cóż, owszem, łóżko jest wygodne (choć ja preferuję nieco bardziej miękkie materace), ale niestety za wysokie dla osób mających 160cm wzrostu i mniej. Ja osobiście musiałam z niego zeskakiwać. Mimo wszystko jednak godne pochwały i naśladownictwa jest to, że hotel aż tak interesuje się i dba o komfort snu swoich gości, a co więcej inwestuje w badania mające podnieść wygodę oferowanych przez nich łóżek. Co by jednak nie mówić na temat łóżek, to Ibis Centrum w Krakowie ma genialną lokalizację, która pozwala na zaoszczędzenie czasu podczas zwiedzania miasta. Wszędzie jest stamtąd blisko, dojazd autem dogodny, a dzięki temu, że nie jest przy głównej arterii komunikacyjnej, panuje tam cisza i spokój.

Łóżko w hotelowym lobby czeka na każdego, kto chce je przetestować

Ibis Łóżko Lobby

Kianka i Ibis

Kianka i Ibis

Pożegnalne zdjęcie hotelu

Ibis Kraków

Zanim opuszczamy Kraków idziemy jeszcze na mały spacer, podczas którego zaopatruję się w hurtową ilość obwarzanków, bez których pobyt w tym mieście jest niepełny. Są oczywiście moje ulubione obwarzanki z serem, lecz niestety pani u której kupuję, nie ma tych z ciemnej mąki. Z siatką pachnącą sezamem, makiem i serem wracamy do Kianki i wyruszamy w drogę powrotną do Warszawy.

Można by powiedzieć, nie samym Bałkanami żyje człowiek, ale z drugiej strony fajnie jest je odnajdywać w różnych częściach Polski. Warto jest również lepiej poznawać własną ojczyznę, by nie usłyszeć później „no tak, chwalisz cudze, a swojego nie znasz”. Kraków znam akurat całkiem dobrze, bo mieszkając przez lata w Kielcach, to właśnie do tego miasta najczęściej jeździłam na jednodniowe wypady z rodzicami. Jednak nadal mam w tym mieście co odkrywać i nadal będę chciała do niego wracać, gdyż ma swój urok i niepowtarzalny klimat.

Na koniec jeszcze małe podziękowania dla Hotelu Ibis Kraków Centrum za zmobilizowanie do odwiedzenia Krakowa i możliwość spędzenia miłych chwil w tym mieście.

PS. Dla tych, którzy śledzą hotelowe trendy i interesują się zmianami w tej branży kilka filmików dot. Ibisowych łóżek:

Ibis Sleep Art

http://www.youtube.com/watch?v=5pQnq74JEGw

http://www.youtube.com/watch?v=CgH9zpAx-z4&list=UUucYQlB_kV5RKdwYF7X2ZWg

Nowe łóżka

http://www.youtube.com/watch?v=_KQmNlY9nzI

http://www.youtube.com/watch?v=F14g_QvDacU

http://www.youtube.com/watch?v=gIGZdRhOTYM

http://www.youtube.com/watch?v=vUNYG6dSvNY

Post Bałkański weekend w Krakowie pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkanski-weekend-w-krakowie/feed/ 10 1904
Bałkany według Rudej są na Piątkę http://balkany.ateamit.pl/balkany-wedlug-rudej-sa-na-piatke/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-wedlug-rudej-sa-na-piatke/#comments Mon, 29 Sep 2014 08:57:37 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=1876 Ci, którzy obserwują fb oraz Instagram wiedzą, że wczoraj wzięłam udział w Biegu na Piątkę, który odbywał się równolegle do 36. PZU Maratonu Warszawskiego. Był to mój biegowy debiut na tego typu imprezie, ale już wiem, że nie będzie to ostatni raz. Biegowy apetyt rośnie w miarę jedzenie i na oku mam już bieg na […]

Post Bałkany według Rudej są na Piątkę pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Ci, którzy obserwują fb oraz Instagram wiedzą, że wczoraj wzięłam udział w Biegu na Piątkę, który odbywał się równolegle do 36. PZU Maratonu Warszawskiego. Był to mój biegowy debiut na tego typu imprezie, ale już wiem, że nie będzie to ostatni raz. Biegowy apetyt rośnie w miarę jedzenie i na oku mam już bieg na 10km oraz półmaraton. Ale te plany raczej będę realizować w przyszłym roku.

W tym, będę dalej trenować i dążyć do wyznaczonych przez siebie celów. Bo nie samymi Bałkanami żyje człowiek i na co dzień powinien znajdować dla siebie coś, co go motywuje, cieszy, sprawia przyjemność. Dla mnie czymś takim jest sport, a przede wszystkim bieganie i rower 🙂 Wczoraj naładowałam swój organizm toną endorfin, bo oprócz biegu na 5km, zafundowaliśmy sobie z Markiem i jego rodzicami trasę rowerową na 50km. To tyle tej prywaty, w następnych wpisach wracamy do bardziej podróżniczych tematów. A póki co zapraszam Was na zdjęcia z wczoraj wykonane przez Marka, bo jak wiadomo bieganie z lustrzanką może spowalniać!

Na parę minut przed startem

Bieg na Piątkę

Bieg na Piątkę

Yared Shegumo, zwycięzca Maratonu Warszawskiego z 2013 roku, tym razem biegł na Piątkę

Yared

Przemysław Babiarz jako komentator sprawdzał się całkiem dobrze

Przemysław BabiarzNo i wystartowali

Bieg na piątkę

Zanim ja zdążyłam przebić się i znaleźć w połowie mostu, to Yared już biegł w drugą stronę 😉  Tu jeszcze na początku biegu.

Yared

Meta była na płycie stadionu, co jak dla mnie było chyba największą atrakcją biegu. Tu Markowi udało się mnie nawet wyłapać, choć jak sam stwierdził, ciężko mnie było dostrzec zza wyższych biegaczy.

Bieg na piątkę

Oczywiście na płycie stadionu finiszowali również maratończycy

Stadion Narodowy

A na koniec pamiątkowe zdjęcie z Natalią, która była moją biegową przewodniczką podczas Biegu na Piątkę 🙂

ruda i Natalia

PS. Bardzo żałowałam, że nie mam zrobionej blogowej koszulki, gdyż podczas biegu można było zobaczyć koszulkowe reklamy wielu fundacji, organizacji, grup biegowych itp. Choć dla mnie hitem była koszulka pewnego jegomościa. Była w kolorze czarnym, a na niej widniał biały napis: „Biegam w czarnym, bo to jest pogrzeb moich słabości”. Nic dodać, nic ująć 😀

PS. Dla ciekawskich: mój czas netto 26min54sec, czas brutto 29min03sec

Post Bałkany według Rudej są na Piątkę pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-wedlug-rudej-sa-na-piatke/feed/ 14 1876
Blogerką być, czyli pierwsze urodziny Bałkanów według Rudej http://balkany.ateamit.pl/blogerka-byc-czyli-pierwsze-urodziny-balkanow-wedlug-rudej/ http://balkany.ateamit.pl/blogerka-byc-czyli-pierwsze-urodziny-balkanow-wedlug-rudej/#comments Tue, 23 Sep 2014 15:59:34 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=1854 23 września 2013 roku podjęłam męską decyzję o założeniu bloga. Nosiłam się z tym zamiarem już wcześniej, ale brakowało mi odwagi i wiary we własne siły. Uważałam, że Bałkany są mało egzotyczne, że przebicie się z blogiem poświęconym tylko temu regionowi Europy to słaby pomysł. Mimo wszystko jednak, zachęcona przez znajomych i rodzinę, postanowiłam stworzyć […]

Post Blogerką być, czyli pierwsze urodziny Bałkanów według Rudej pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
23 września 2013 roku podjęłam męską decyzję o założeniu bloga. Nosiłam się z tym zamiarem już wcześniej, ale brakowało mi odwagi i wiary we własne siły. Uważałam, że Bałkany są mało egzotyczne, że przebicie się z blogiem poświęconym tylko temu regionowi Europy to słaby pomysł. Mimo wszystko jednak, zachęcona przez znajomych i rodzinę, postanowiłam stworzyć Bałkany według Rudej.

Początkowo blog miał nieco innych, bardziej mroczny wygląd, ale dzięki Waszym sugestiom stał się jaśniejszy i bardziej czytelny. Pierwszych kilka miesięcy z życia bloga, to spisywanie wspomnień z kolejnych wypraw – tej z 2010 roku, jak i tej z 2012. Później przyszedł czas na nieco bardziej urozmaicone wpisy, więc pojawił się Psychodietetyk w podróży czy Bałkańskie Lektury, które dopiero będę mocniej rozwijać. W tym roku pojawiła się również relacja z Bałkanów 2013, a także prawie relacja „na żywo” z sierpniowej Albanii.

14900737558_a98c4e5539_b

źródło: flickr, CC BY 2.0, https://www.flickr.com/photos/cherrylet/

Prowadzenie bloga to z jednej strony czysta przyjemność, z drugiej zaś jest to zajęcie wymagające czasu, cierpliwości i determinacji. W szczególności na początku, gdy na stronę zagląda dosłownie kilka osób na krzyż. Nie powiem, że Bałkany według Rudej mają teraz tysiące wejść dziennie, bo tak nie jest. Mimo wszystko udało mi się dotrzeć do sporej rzeszy odbiorców, o czym może świadczyć fakt, iż będąc teraz na Bałkanach spotkałam dwie grupy osób, które przed wyjazdem natknęły się na mojego bloga i dodatkowo rozpoznały mnie w realu. Czy może być coś lepszego od człowieka, który podchodzi i mówi „O to ty jesteś ta ruda z bloga o Bałkanach!” Naprawdę, było mi bardzo miło, bo dostałam jasną informację zwrotną, że to co robię nie idzie w próżnię. Zresztą, otrzymywałam i otrzymuję od Was sporo maili, które również wskazują na to, że czytacie bloga oraz że ufacie mi na tyle, by poprosić o pomoc w planowaniu Waszych wypraw. Jest to dla mnie spore wyróżnienie, gdyż nie uważam się za bałkańską ekspertkę. Są ludzie, którzy jeżdżą w ten region Europy dłużej ode mnie i zapewne mają większe doświadczenie niż ja. Problem polega jednak na tym, że wielu z nich w przeciwieństwie do mnie nie prowadzi blogów, zatem nieco trudniej jest do nich dotrzeć. Stąd też blogosfera, w szczególności podróżnicza, skraca dystans między piszącym, a czytelnikiem. Stąd też uważam, że blogosfera będzie się dalej rozwijać i zasadniczo każdy może znaleźć w niej miejsce. I choć życie blogera raczej nie jest usłane różami, to może dawać satysfakcję, a w przyszłości jakieś bardziej materialne profity.

No dobrze, koniec tych górnolotnych wynurzeń, czas na konkrety oraz ciekawostki z życia bloga 😉

– Przez rok, na Bałkanach według Rudej powstało 111 wpisów (ten jest 112), 527 tagów oraz 19 kategorii tematycznych.

– Wraz ze mną opublikowaliście 518 komentarzy do wszystkich wpisów.

– Oczywiście najwięcej odwiedzin mam z Polski, na drugim miejscu są Niemcy, później USA, Czarnogóra i Albania. Generalnie bardzo dużo wejść mam właśnie z bałkańskich krajów, co wyjątkowo mnie raduje.

– Najpopularniejszym, czyli najczęściej czytanym przez Was wpisem jest „Bałkany 2012. Część 2 – Trasa Transfogarska„. Sporym wzięciem cieszą się również wpisy o Albanii.

– Najciekawsze i najzabawniejsze są jednak frazy, dzięki którym google odnajduje w odmętach internetu mojego bloga. Numerem jeden jest oczywiście Trasa Transfogarska, później Kossakowski Bałkany oraz Bałkany rudej. Jednak wśród takich typowych można by powiedzieć fraz, znajdują się swoiste perełki, do których należą: ubranie na Bałkany; jak zagadać do Bułgarki; Albania, Saranda prostytucja; jak dostać używki w Makarska; biegunka i wymioty na Bałkanach (to chyba mój ostatni ulubieniec); marzenia Polaków o wyjeździe do Australii (wybaczcie, ale kompletnie nie rozumiem tego powiązania z moim blogiem).

– Fp Bałkanów osiągnęło na ten moment 941 lajków, z których każdy jest dla mnie na wagę złota, gdyż dzięki nim mogę docierać do coraz większej grupy odbiorców, którzy może nie będą na bieżąco śledzić bloga, ale chociaż otrzymają bałkańskie informacje przez facebooka.

– Spędziłam niezliczone godziny na pisaniu, obrabianiu zdjęć i łączeniu tego wszystkiego w jedną całość.

Czy z perspektywy tego roku uważam, że wysiłek się opłacił i było warto bloga zakładać? Odpowiedź oczywiście brzmi – tak. Przede wszystkim uporządkowałam informacje, które od tych paru lat skrzętnie zbierałam i zapisywałam w zeszycie. Po drugie dowiedziałam się, że takich bałkańskich zapaleńców jest na świecie więcej i wcale nie odbiegam od pewnej normy. Bo kto raz pojedzie na Bałkany, ten po prostu się w nich zakochuje.

Rozpoczynam zatem drugi rok Bałkanów według Rudej. Nadciągnie wiele zmian, ulepszeń i nowości, które mam nadzieję przyjmiecie z entuzjazmem. Oczywiście nadal liczę się z Waszym zdaniem, więc wszelkie uwagi i słowa krytyki związane z blogiem, są mile widziane. Mam też nadzieję, że jeszcze się mną nie znudziliście i nadal będziecie odwiedzać mnie na tym blogowym, bałkańskim podwórku.

Pozdrawiam ciepło,

ruda i jej roczne, blogowe dziecko 😉

Post Blogerką być, czyli pierwsze urodziny Bałkanów według Rudej pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/blogerka-byc-czyli-pierwsze-urodziny-balkanow-wedlug-rudej/feed/ 12 1854