Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-includes/pomo/plural-forms.php on line 210

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-content/plugins/wp-super-cache/wp-cache-phase2.php on line 1167

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 77

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 87

Warning: Creating default object from empty value in /wp-content/themes/journey/framework/options/core/inc/class.redux_filesystem.php on line 29

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Boka Kotorska – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl Subiektywne spojrzenie rudej i Marka na Bałkany, podróże i nie tylko! Thu, 07 Jun 2018 07:00:36 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.6 http://balkany.ateamit.pl/wp-content/uploads/2014/12/DSC09337-5497cfcbv1_site_icon-32x32.png Boka Kotorska – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl 32 32 80539066 Czarnogóra według Rudych Rodziców http://balkany.ateamit.pl/czarnogora-wedlug-rudych-rodzicow/ http://balkany.ateamit.pl/czarnogora-wedlug-rudych-rodzicow/#comments Thu, 03 Mar 2016 18:00:38 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=6263 Moi rodzice zabierają Was w dalszą podróż po Bałkanach. Tym razem odwiedzicie wraz z nimi Czarnogórę.

Post Czarnogóra według Rudych Rodziców pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Zapraszam Was na drugi wpis moich rodziców, którzy tym razem zabierają Was do Czarnogóry. Był to drugi kraj na ich roadtripowej, bałkańskiej mapie, podczas ich pierwszego, samodzielnego wypadu na Półwysep.

Tym razem udajemy się do Czarnogóry, czyli maleńkiego kraju, który w nazwie ma „góry”. I to jest prawdą, Bośnia jest górzysta, ale prawdziwe górskie doznania były dopiero przed nami. Wyjazd z Trebinje w kierunku granicy, stanowił istną „radość o poranku”. Nasza ukochana blondynka ze słodkim głosem, czyli nawigacja, tylko trzy razy kazała nam się trzymać lewego pasa, a następnie kazała zawracać w kierunku Sarajewa, przeciągając nas przez jakieś dziwaczne uliczki. Uratowała nas męska decyzja męża, który powiedział: „mam cię…..”, po czym pojechał dalej prosto. W tym momencie nasza nawigacyjna koleżanka się odwiesiła i załapała właściwy kierunek. Góry, góry i coraz wyższe góry stają się naszymi przewodnikami i partnerami podroży.

Kierunek Kotor – widoki obłędne, droga niesamowicie kręta i górzysta, a z nieba leje się żar. Ja podziwiam, a mąż klnie ile wlezie, bo nie ma gdzie stanąć, żeby zrobić zdjęcia i dać odpocząć samochodowi. Tragedią jest spotkanie ciężarówki z kamieniami (budowa dróg) lub drewnem, istny obłęd, więc prędkość podróżna spada do 40 km/h, trzeba hamować silnikiem, żeby nie spalić klocków hamulcowych.

Kierujemy się w stronę Kotoru. Przejście graniczne było i minęło, ale z niejakim zdziwieniem. To, co mąż dwa razy omijał, myśląc, że to kolejne bramki na autostradzie okazało się przejściem granicznym. Tym razem słodka blondi miała rację. My wyglądamy wybrzeża, które nieśmiało pojawia się  pomiędzy wzgórzami, pomału docieramy do Boki Kotorskiej, robi się ludniej, wakacyjnie i radośniej, jest morze, są knajpki, plaże i słońce, jest cudnie. Kotor zostawiamy z lewej strony, a my kierujemy się  do miejscowości położonej na przeciwległym brzegu Boki, do Muo, w którym mamy wynajęty pensjonat. Dojazd do niego to osobna bajka, jedynie pionowo pod górę, a od muru do muru przejazd na grubość lakieru. Pensjonat i właściciele suuuuuper, polecamy, a własny taras z widokiem na Bokę i Kotor warte tych pieniędzy. Odpoczynek i czeka nas spacer do Kotoru, jakieś 2,5 km w jedną stronę. Jedyny feler, to ta niesamowicie wąska nadmorska droga, która zmusza do przyklejania się do murów domów, gdy nadjeżdża samochód, a właściwie, gdy próbują się dwa wyminąć. Chyba najmądrzej i najbezpieczniej byłoby wskakiwać do wody. Docieramy do bram miasta w momencie, gdy kończy się targ rybny (zapach w tym upale jest daleko odmienny od perfumerii), a wśród zamykających się kramów uwijają się dość mocno spasione koty, które są motywem przewodnim tego miasta i mają się całkiem dobrze. Jest wściekle gorąco i duszno, na zapleczach licznych knajpek widać wystawiane miseczki z wodą i różnymi „specjałami” typu krewetki, rybie łby i inne pyszności. Między nimi przechadzające się koty, które wąchają te specjały, przyglądają się im, ale i tak idą dalej. Niczym jak turyści, tu już jadłem, tam wczoraj, a krewetek nie lubię….

Kotor

Kotor

Kotor

Koty w Kotorze są u siebie i mają się bardzo dobrze, są karmione, no wręcz na etacie, ba, mają nawet swoje muzeum. A  w nim koty w muzyce, rzeźbie, malarstwie, na pocztówkach, w książkach z całego świata. Koty ze swoimi słynnymi właścicielami, koty w literaturze, na porcelanie… Raj dla kociarzy!

Muzeum Kotów Kotor

Muzeum Kotów Kotor

Jesteśmy głodni, więc w knajpce vis a vis wejścia do kociego muzeum zamawiamy pizzę z owocami morza, naprawdę dobrą i czarnogórskie piwo, a do tego jak spod ziemi wyrasta kot, który reflektuje na pizze. Znika w tym samym momencie, w którym nasze talerze stają się puste.W pewnym momencie poszła przez Kotor fama, że przybyła do miasta Monika Belluci, a wraz z plotką (?) pojawili się liczni paparazzi. My Moniki nie spotkaliśmy, ale może inni mieli nieco więcej szczęścia.

Kotor

Wróciliśmy do pensjonatu i spędzamy cudny wieczór na tarasie – zachodzące słońce i bajkowe widoki, a w nocy niestety piekiełko. Przyszedł wiatr, który poprzewracał meble na tarasie, a nasze pranie właściciele zbierali w dużym promieniu od pensjonatu.

Kotor

Kotor

Kotor

Kotor

Kotor

Rano nadal sakramencko wiało, więc po wyruszeniu w dalszą drogę w stronę Baru, zatrzymujemy się na kawę w kawiarni, gdyż oboje z mężem cierpimy z powodu strasznego bólu głowy. Przejazd przez góry widokowo obłędny, ale wiatr robi swoje, a temperatura wcale nie spada, mimo, że przez chwilę nawet kropiło. Po lewej stronie mijamy ogromną białą cerkiew (będącą w trakcie budowy), jedną z największych, jaką widziałam i docieramy do miasta Bar, nowego, bo do Starego Baru mamy jeszcze kawałek. Stary Bar to cudownie zachowane średniowieczne miasto z domami, kościołami, akweduktem, cysternami nadal pełnymi wody.

Czarnogóra

Czarnogóra

Stary Bar

Stary Bar

Stary Bar

Stary Bar

Z Baru ruszyliśmy w kierunku albańskiej granicy, ale najpierw natknęliśmy się na wypadek, w trudnym górskim terenie, który mocno nas spowolnił. Na drodze chaos połączony z paranoją i istnym obłędem, po 40 minutach docieramy na stację benzynową i po zatankowaniu na full udajemy się na albańską granicę, niestety planując naszą podróż nie wzięliśmy pod uwagę, że będziemy ją przekraczać w piątek, a to jak wiadomo weekendu początek.

Jesteśmy uczestnikami tragikomedii w stylu „nikt nic nie wie”, żar osiąga 40 stopni. Po 2 godzinach już widać zabudowania przejścia, ale zabawa dopiero się zaczyna, te napisy i rysunki nad 4 pasami, w niczym nie pomagały, a trwa spektakl, kto silniejszy i bardziej zdesperowany jedzie, reszta, w tym i my stoimy. Wysiadam, ale sorry, nadal nie ogarniam, ustawiamy się na skrajnym lewym pasie przy samym budynku strażnicy. Po pewnym czasie orientujemy się, że trwa tu dziwny proceder – do samochodów na albańskich i kosowskich blachach podchodzą dziwni rozprowadzacze, którzy oficjalnie wręczają kierowcom kasę, kierowcy zamiast ruszać do przodu wpuszczali przed siebie sunący poboczem samochód, który w ten sposób omijał kolejkę wbijając się na chama  i powodując wściekłość karnie stojących turystów. Po kolejnym takim „razie” wszyscy desperaci włączyli klaksony wywabiając większe siły pograniczników. Panowie wzięli się do roboty, co skończyło się wycelowaniem broni w kierunku cwaniaka i wywleczeniu go z kolejki, co przypłacił rozwaleniem zderzaka o hydrant, a to zaś spotkało się z aprobatą turystów (klaksony) i nagle (!) znaleźliśmy się w Albanii. Ale to już kolejna opowieść. Mama Rudej

Post Czarnogóra według Rudych Rodziców pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/czarnogora-wedlug-rudych-rodzicow/feed/ 18 6263
Nasze najwspanialsze, bałkańskie noclegi na dziko http://balkany.ateamit.pl/nasze-najwspanialsze-balkanskie-noclegi-na-dziko/ http://balkany.ateamit.pl/nasze-najwspanialsze-balkanskie-noclegi-na-dziko/#comments Wed, 14 Oct 2015 09:16:26 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=3958 Zapraszamy Was na zestawienie naszych najwspanialszych noclegów na dziko, które najmocniej zapadły nam w pamięć.

Post Nasze najwspanialsze, bałkańskie noclegi na dziko pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Nie jest żadną tajemnicą, że nasze wyjazdy staramy się organizować jak najbardziej niskobudżetowo. Oczywiście, jeżdżąc autem w pewien sposób sobie to utrudniamy, bo Kianka musi coś jeść, a benzyna swoje kosztuje. Dlatego też oszczędzamy na innych aspektach naszych podróży, w tym przede wszystkim na noclegach. Wyruszając na Bałkany latem z góry zakładamy, że będziemy nocować głównie na dziko, od czasu do czasu odwiedzając campingi (zdarzają się również bezpłatne pola namiotowe), żeby zażyć na nich normalnej kąpieli i podładować liczne sprzęty elektroniczne. Naszą świecką tradycją stało się to, że za każdym razem gdy poszukujemy miejsca noclegowego na dziko, przy okazji odkrywamy jakieś wspaniałe, widokowe i powalające na kolana miejsce. Poniższe zestawienie prezentuje nasze najciekawsze i najczęściej przez nas wspominane noclegi.

1. Nad Boką Kotorską (Czarnogóra)

Był kwiecień 2012, od ponad tygodnia przemierzaliśmy Bałkany. Ja po dwóch latach powróciłam nad Zatokę Kotorską, która uraczyła nas piękną, słoneczną pogodą. Wieczór postanowiliśmy spędzić w górach, w paśmie Lovocen, skąd rozciąga się piękny widok na Kotor oraz Zatokę Herceg Novi. Idealne wprost miejsce na nocleg znaleźliśmy przy jednym z 27 zakrętów. Choć nie dało się robić namiotu, a w zatoczce, w której zaparkowaliśmy Kiankę było trochę śmieci, to widok na okolicę był wprost powalający.

Boka Kotorska

2. Ksamil i jego półwysep (Albania)

O Ksamilu pisałam kilkakrotnie, jako o miejscowości bardzo często wybieranej przez turystów, w szczególności tych z Polski. Nam udało się spędzić tam naprawdę miły czas, bez towarzystwa tłumów. Jak? Nocowaliśmy na niewielkim półwyspie, porośniętym oliwnym gajem, położonym na zachód od samego Ksamilu. I choć codziennie budził nas donośny koncert cykad i nie było tam dogodnego wejścia do morza (sporo skał), to i tak widoki oraz błoga cisza (no nie zawsze, bo w nocy czas umilały nam polskie i albańskie dyskoteki) oraz spokój były tym, czego w sezonie nie zakosztowalibyśmy w samym Ksamilu.

Ksamil

3. Multi-kulti Radomire (Albania)

Albania zaskakiwała nas nie raz. Sporym i miłym zaskoczeniem był na przykład pobyt w Radomire. Z miejscowości tej startują szlaki na Maja e Korabit (najwyższy szczyt Albanii). Wioska położona z dala od głównej, przelotowej drogi wróżyła ewentualne problemy z komunikowaniem się z miejscowymi. Jednak z racji odbywającego się tam od prawie tygodnia wesela, do Radomire zjechali Albańczycy z różnych stron świata, którzy za pracą wyprowadzili się z ojczyzny. Efekt? Nie dość, że bez problemu mogliśmy się porozumieć, to jeszcze dowiedzieliśmy się, gdzie możemy rozbić namiot. Choć może samo miejsce noclegowe nie było super widokowe, to bardzo mile je wspominamy. No i ten szmer potoków, który tuliła nas do snu oraz droga mleczna tuż nad naszymi głowami. Bajka!

Radomire

4. Półwysep Rodonit (Albania)

Teoretycznie wjazd na sam kraniec półwyspu, gdzie znajduje się miejsce na rozbicie namiotu, źródełko z wodą, cerkiewka, plaża oraz rozliczne bunkry jest płatne. Ale jeśli w sezonie przyjedziemy wczesnym rankiem lub po południu, to nie będziemy musieli uiszczać opłaty, a poza sezonem problem ten w ogóle znika. Nocleg w tym miejscu pod wieloma względami jest świetny – dostęp do słodkiej wody, dostęp do kąpieliska oraz możliwość pospacerowania po okolicy, np. do zrekonstruowanych ruin zamku. Tak bardzo polubiliśmy Rodonit, że 1 stycznia 2015 założyliśmy tam geocachingową skrytkę. W 2016 roku za wjazd na teren półwyspu zapłaciliśmy całe 100 leków (3 zł). Dodatkowo okazało się, że na miejscu zrobiono toalety (darmowe), sama plaża jest sprzątana i znajdują się na niej leżaki oraz parasole do wynajęcia.

Rodonit

5. Z widokiem na Meteory (Grecja)

W 2012 roku na chwilę „wyskoczyliśmy” z Albanii do Grecji, by odwiedzić Meteory. Niestety ceny panujące w tym kraju z lekka nas poraziły. W efekcie nawet gdybyśmy chcieli, to i tak nie zdecydowalibyśmy się na nocleg w hotelu/hostelu/pensjonacie. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dziki, samochodowy nocleg znaleźliśmy nieopodal Kalampaki, nad rzeką Potamos. Widok na skały, które skrywają monastyry zapadł nam na długo w pamięć.

Meteory

6. Pomiędzy Sarandą a Ksamilem (Albania)

W 2012 roku odwiedziliśmy Bałkany poza sezonem (kwiecień i fragment maja). Dawało nam to dużo większą swobodę w trakcie poszukiwań dzikich miejscówek noclegowych. Tak też było w przypadku noclegu, jaki znaleźliśmy pomiędzy Sarandą a Ksamilem, obok niewielkiej, skalistej i pełnej jeżowców zatoczki. Mieliśmy stamtąd piękny widok na Sarandę, nad którą w nocy rozbłyskiwały sztuczne ognie.

Albania

7. Kruja z lotu ptaka (Albania)

Nad Krują znajduje się wzgórze Sarisalltikut, z którego rozciąga się podobno widok na prawie pół Albanii. Rzeczywiście widać stamtąd Tiranę, okolice Shkodry czy okoliczne, rozliczne wyższe i niższe góry. Samą Kruję można podziwiać niemalże jak z lotu ptaka. Na wzgórzu Sarisalltikut mieliśmy okazję nocować w 2012. Kianka, parking, rozłożone na płasko siedzenia i hotel nam nie był potrzebny.

Kruja

8. Z Dubrovnikiem u stóp (Chorwacja)

Był to nocleg typu: nie próbujcie tego sami, w szczególności w sezonie. Generalnie w Chorwacji jest prawny zakaz nocowania na dziko, jednak w 2012 byliśmy tam w kwietniu, więc na szczęście dla nas nie było nikogo, kto mógłby się nas przyczepić. Nocleg z widokiem na Dubrovnik znaleźliśmy obok wzgórza Srd, na sporym wypłaszczeniu, które jak mniemamy było czymś w rodzaju parkingu. Choć całą noc niemiłosiernie wiało, Kianką telepało na wszystkie strony i pogoda była raczej niezbyt dla nas łaskawa, to nocny widok na rozświetlony Dubrovnik wart był wszystkiego.

Dubrovnik

9. Wśród Melnickich i Rożeńskich piramid (Bułgaria)

Polana poniżej Rożeńskiego Monastyru jest znana przez podróżników i górołazów, którzy kręcą się w tym rejonie Bułgarii. Na niewielkim stoku, obok opuszczonego kościoła, przy którym znajduje się źródełko z wodą, jest wyjątkowo dogodnym miejscem noclegowym. Miałam okazję być tam dwukrotnie i za każdym razem było tam po prostu świetnie.

Rożen

10. Przy Trasie Transfogaraskiej (Rumunia)

Niewątpliwie Rumunia jest idealnym krajem do nocowania na dziko. Sami Rumunii uwielbiają obozować w różnych bardziej lub mniej widokowych miejscach. Jednym z nich jest Trasa Transfogaraska, wzdłuż której rozbitych jest wiele namiotów. Nie ma się co dziwić – miejsca na obozowiska są wprost idealne – niewielkie, trawiaste niecki przy potokach lub po prostu spore polany. My nocowaliśmy nad potoczkiem, po południowej stronie trasy. Jeden z lepszych i bardziej komfortowych noclegów na dziko.

Trasa Transfogaraska

11. Przy Transaplinie (Rumunia)

Druga co do popularności trasa samochodowa w Rumunii. O ile w wyższych partiach drogi nocować nie można, o tyle niżej znaleźć można wiele miejscówek noclegowych. Największą popularnością cieszy się dolina potoku Lotru, wzdłuż której latem obozowało naprawdę sporo osób, głównie jednak z Rumunii. Nawet po ciemku zdołaliśmy znaleźć dogodne miejsce noclegowe.

Transalpina

12. Z widokiem na Herceg Novi (Czarnogóra)

Był to nasz pierwszy nocleg w 2012 roku w Czarnogórze. Mieliśmy trochę przygód w trakcie jego poszukiwań, np. wjechaliśmy na drogę, która zamieniła się w rwący potok. Miejsce noclegowe znaleźliśmy przy drodze, z której rozciągał się przepiękny widok na Herceg Novi i przylegającą do niego zatokę. Choć nocowaliśmy w aucie, to do tej pory wspominam z lekkim rozrzewnieniem zachód słońca, jaki mogliśmy stamtąd podziwiać.

Herceg Novi

13. Obok gorących źródeł i ujścia kanionu Lengarica (Albania)

Pierwszy raz w tej okolicy byliśmy w 2014 roku, jednak wtedy nie zdecydowaliśmy się na nocleg w tym miejscu, choć obozowało tam wtedy kilka ekip z terenówkami. Gdy wróciliśmy tam w 2016 roku okazało się, że nie ma nikogo, kto by chciał tam spać pod namiotami. Przez chwilę nawet zastanawialiśmy się, czy może pojawił się jakiś zakaz w tym temacie. Jednak dość szybko nasze wątpliwości rozwiał Eni – lokalny przewodnik. Nasze obozowisko rozstawiliśmy w pewnym oddaleniu od kamiennego mostu, w miejscu gdzie rośnie trochę krzewów. Rano zostaliśmy jedynie poproszeni przez parkingowego o uiszczenie opłaty za postój, która wynosiła całe 4,50 zł.

Lengerica

14. Powyżej Kratova (Macedonia)

Kratovo jest jednym z rzadziej odwiedzanych i mało docenianych miejsc w Macedonii. Jednak to urokliwe miasto, położone w kraterze wygasłego wulkanu, potrafi rozkochać w sobie od pierwszego wejrzenia. My jednak nie zdecydowaliśmy się na nocleg w samym Kratovie, a udaliśmy się powyżej niego, by rozbić obozowisko pośród malowniczych, trawiastych wzgórz, tuż obok szosy wiodącej do Gorno Kratovo.

Kratovo

15. W parku w Star Dojran nad Jeziorem Dojran (Macedonia)

Ten nocleg może nie do końca zasługuje na miano najwspanialszego, ale na miano najdziwniejszego na pewno. Mieliśmy bowiem spore problemu ze znalezieniem campingu lub jakiegokolwiek sensownego miejsca na rozbicie się w okolicach Star Dojran. Jednak okazało się, że sporo osób obozuje w niewielkim parku na końcu promenady wiodącej wzdłuż brzegu jeziora. Niewiele myśląc zdecydowaliśmy się pójść w ich ślady. Nie był to nocleg idealny, gdyż w nocy obok nas usadowiła się dość głośna, imprezująca ekipa, ale przynajmniej była to opcja w 100% darmowa.

Star Dojran

16. Przy Krupie na Vrbasu (Bośnia i Hercegowina)

O tym, że przy potoku można przenocować, dowiedzieliśmy się od właściciela knajpki znajdującej się powyżej parkingu obok Krupy na Vrbasu. Po drugiej rzeki znajduje się całkiem przyjemna, niewielka polana. Miejsce wydawałoby się idealne. My mieliśmy małego pecha, bo tego dnia, w jednym z domów, imprezowa ekipa postanowiła rozkręcić imprezę, która trwała przez całą noc. Pod tym kątem na pewno ten nocleg do idealnych nie należał, ale jeśli nie przyjedziecie tam w sobotę, to macie szansę, że do snu będzie Was kołysać szum wodospadów, a nie dyskotekowe bity.

Krupa na Vrbasu

17. Nocleg przy szosie P14 (Czarnogóra)

Szosa P14 wiedzie m.in. przez Park Narodowy Durmitor, gdzie niestety jest całkowity zakaz obozowania na dziko poza wyznaczonymi miejscami. My, jadąc od strony miejscowości Trsa postanowiliśmy rozbić obozowisko na jednej z rozległych polan, wśród niesamowicie ukształtowanego terenu. O jego różnorodności dowiedzieliśmy się rano, bo namiot stawialiśmy w całkowitej ciemności. Miejsce, w którym zdecydowaliśmy się zatrzymać, nie było objęte ochroną parku narodowego.

18. Plaża Velipoji (Albania)

Velipoja to nadmorski kurort położony tuż przy granicy z Czarnogórą. Kawałek na południe od miasta dalej ciągnie się piaszczysta plaża. Im bliżej wydmy oddzielającej tę okolicę od miasta Shengjin, tym robi się nieco mniej tłoczno i bardziej dziko. Tam postanowiliśmy przenocować w sierpniu 2016 roku. Wspaniały zachód słońca, praktycznie brak innych ludzi i… świnie sprzątające plaże. Czy można chcieć więcej?? 😉

Velipoja plaża

19. W porcie promowym w Komani (Albania)

Ten nocleg nie do końca był dzikim noclegiem, bo namiot robiliśmy na… deskach hotelowego tarasu, znajdującego się w przystani promowej w Komani. Nocleg ten mieliśmy w pełni darmowy, trochę wietrzny, ale bez wątpienia widokowy i najdziwniejszy ze wszystkich, jakie kiedykolwiek mieliśmy.

20. W Górach Sinjajevina (Czarnogóra)

W górach Sinjajevina byłam trzykrotnie – dwa razy podczas wyprawy z Tomaszem w 2010 r. oraz raz z Markiem w trakcie sierpniowej wizyty na Bałkanach w 2017 r. Wtedy też udało nam się dotrzeć na rowerach do kościółka w Rużicy, natomiast nocleg zorganizowaliśmy sobie przy innym kościele, do którego mogliśmy bez większych przeszkód dojechać Kianką. Widoki tak czy inaczej były zniewalające. Nie wiem tylko dlaczego, ale nie zrobiliśmy żadnej foty, na której byłby rozbity namiot.

21. U podnóża Gór Prenj, między Jeziorem Boracko a Mostarem (Bośnia i Hercegowina)

Cudowne tereny na dziki nocleg znajdziecie przy szutrowej drodze nr R435a, która przebiega u podnóża gór Prenj, łączącej okolice Jeziora Boracko z okolicami Mostaru. Świetne tereny są także przy szosie z Nevesinje. Rozległe łąki usiane kamieniami, niewielkie wzniesienia i fenomenalne widoki. Czego chcieć więcej??

22. Nad Jeziorem Blidinje (Bośnia i Hercegowina)

Po raz pierwszy w Blidinje byliśmy w grudniu 2017 i już wtedy wiedzieliśmy, że musimy tam wrócić. Okazja nadarzyła się w trakcie majówki 2018. Wpadliśmy tam tylko na chwilę, głównie na nocleg. Miejsce na biwak znaleźliśmy przy południowym brzegu jeziora. Można tam dojechać bitą, szutrową drogą, która wiedzie do stojących nieopodal chałup (w kwietniu nikogo tam nie było). W nocy mieliśmy żabi koncert oraz dość niskie temperatury, za to poranne widoki zrekompensowały te drobne niedogodności.

Blidinje

Blidinje

23. Przy schronie Glavaš (Chorwacja)

Podczas majówki 2018 planowaliśmy zdobyć najwyższy szczyt Chorwacji, czyli Dinarę. Oczywiście udało nam się na niego wdrapać, natomiast naszą bazą wypadową na trekking był schron Glavaš. A raczej nie sam schron, a jego okolice. I musimy przyznać, że to wymarzone miejsce na nocleg. Jest stół i łatwy, studnia, z której można nabrać wody do mycia, sporo równego, trawiastego placu do zaparkowania auta czy postawienia namiotu. Szlak na Dinarę wychodzi bezpośrednio ze schronu, więc z samego rana wystarczy tylko wstać, ogarnąć się i wyruszyć w góry.

Glavaš

Glavaš

24.  Przy twierdzy Goražda (Czarnogóra)

Nocleg powyżej Kotoru już jest na tej liście, ale obozowanie przy twierdzy Goražda będzie dużo bardziej dogodne, niż przy szosie P1. Do fortu dojechać można asfaltową, wąską szosą. My zaparkowaliśmy Logana z namiotem w pewnym oddaleniu od budowli, jednak naszym zdaniem (po porannym spacerze), najlepiej obozować w bliskim sąsiedztwie głównego wejścia do niej. Jest tam więcej równego placu, a i widoki są rozleglejsze. Choć na panoramę rozciągającą się po przebudzeniu w namiocie dachowym też nie mogliśmy narzekać. Zresztą, przekonajcie się sami, jak jest tam pięknie.

Goražda Kotor

Goražda Kotor

25. Bukumirsko Jezero (Czarnogóra)

Bukumirsko Jezero zachwyciło nas zanim do niego dotarliśmy. A wszystko za sprawą niesamowicie widokowej szosy, jaka do niego wiedzie, a która odbija z innej widokowej drogi (nr 4 wokół regionu Korita). Samo jezioro nie należy do największych, ale za to ma malownicze położenie. Na początku maja na otaczających go szczytach leżało sporo śniegu. Nad brzegiem jeziora znaleźć można stół i dwie ławy, są też tablice informacyjne. To także dobra baza wypadowa na trekking po Kučkiej planinie. Od głównej, asfaltowej szosy nad jezioro odchodzi szutrowa droga, którą bez problemu pokonają auta osobowe.

Bukumirsko Jezero

Bukumirsko Jezero

Bałkańskie noclegi na dziko – garść uwag

Wymienione powyżej bałkańskie noclegi na dziko tylko w niewielkim procencie nadają się do nocowania w sezonie, choć w przypadku Albanii okazuje się, że znacząca większość z nich nawet w lipcu i w sierpniu nie jest w ogóle okupowana przez innych obozowiczów. Planując niskobudżetowy wypad na Bałkany możecie rozważyć nocowanie na dziko, jako sposób na zaoszczędzenie pieniędzy. Pamiętajcie jednak, by kierować się zdrowym rozsądkiem i obozować w takich miejscach, w których na pewno nie będziecie nikomu przeszkadzać, ewentualnie zapytacie się kogoś o zgodę. Zazwyczaj z jej uzyskaniem nie ma najmniejszego problemu.

Wszystkie noclegi znajdziecie na poniższej mapie.

Zapisz

Post Nasze najwspanialsze, bałkańskie noclegi na dziko pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/nasze-najwspanialsze-balkanskie-noclegi-na-dziko/feed/ 35 3958
Bałkany 2013. Część 12 – wszystkie drogi prowadzą do Kotoru i nie tylko http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-czesc-12-wszystkie-drogi-prowadza-do-kotoru-i-nie-tylko/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-czesc-12-wszystkie-drogi-prowadza-do-kotoru-i-nie-tylko/#comments Wed, 23 Jul 2014 17:28:18 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=1601 Przez pierwsze dwa wyjazdy na Bałkany, nasze drogi zawsze prowadziły do Kotoru, miasta, które za każdym razem zachwyca.

Post Bałkany 2013. Część 12 – wszystkie drogi prowadzą do Kotoru i nie tylko pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
22 sierpień 2013

Tak jakoś wychodzi, że za każdym razem, gdy jestem na Bałkanach, to odwiedzam Kotor. I tym razem nie mogło być inaczej. Z Zatoki Jaz udajemy się właśnie do Kotoru, przede wszystkim by złapać darmowe wifi, które w tym mieście jest wyjątkowo łatwo dostępne (wystarczy usiąść przy głównej bramie, wiodącej na starówkę).

Z racji tego, że sierpień to jednak nadal szczyt sezonu, w Kotorze kłębią się tłumy turystów, m.in. również dlatego, że na nabrzeżu „zaparkowane” są gigantyczne statki wycieczkowe. Oprócz nich, zacumowane są wyglądające na drogie żaglówki i motorówki.

Kotorska starówka

Kotor

Mały stateczek

Boka Kotorska

Zanim rozpoczniemy spacer po starówce, zasiadamy przed wcześniej wspominaną bramą główną i buszujemy po internecie. Sprawdzamy prognozy pogody i aktualizujemy naszego facebooka. Po kilku minutach, w trakcie których kilkakrotnie ktoś usiłuje nam wcisnąć wycieczkę autokarową wokół Boki Kotorskiej, ruszamy na spacer. Marek po chwili odkrywa wejście na cytadelę, po której jak dotąd nie mieliśmy okazji wejść. Przechadzka po murach nie jest zbyt popularnym zajęciem w Kotorze, o czym świadczy fakt, że wędrujemy sami. Niewątpliwym plusem jest to, że możemy na Kotor spojrzeć z góry, czyli z nieco innej perspektywy. Przez czyjąś posesję (coś na kształt ogródka położonego na murach) udaje nam się opuścić mury i zejść na starówkę. Zatapiamy się w urokliwych uliczkach tego śródziemnomorskiego miasta i nawet tłumy turystów jakoś nam nie przeszkadzają. Zaglądamy do kilku sklepików, w których kupujemy prezenty i inne drobiazgi.

Na kotorskich murach

Kotor

Kotor

Okno

Kotor

Kot w Kotorze

kot w kotorze

Powoli żegnamy się z Kotorem i drogą wzdłuż Boki jedziemy w stronę Niksica. Droga odbija mniej więcej w połowie Zatoki Kotorskiej i przez góry wiedzie w głąb kraju. Jest to droga bardzo widokowa, ale szczerze mówiąc trochę nam się dłuży. Przed samym Niksicem otwiera się widok na jezioro z licznymi wysepkami i półwyspami. Jest to Slanske Jezero, które zasługuje na uwagę i zrobienie mu chociaż kilku zdjęć.

Slanske Jezero

Slanske Jezero

Gdy docieramy do samego Niksica, robimy zakupy w pekarze oraz sklepie Roda. Samo miasto, które choć dobrze kojarzy nam się z czarnogórskim piwem, to jednak nie zachęca do bliższego poznania. Opuszczamy je i ruszamy w stronę Plużine oraz Pivskiego Jezera. Droga jest całkiem przyjemna i niezbyt ruchliwa. Towarzyszą nam widoki na skąpany słońcem Durmiotr, w który nie pojechaliśmy, gdyż miało być tam burzowo oraz zimno. Cóż prognozy swoje, a życie swoje… Po drodze zajeżdżamy do Pivskiego Monastyru, jednak szczerze mówiąc nie znaleźliśmy tam niczego ciekawego. Jedziemy zatem dalej, aż do Plużine, które chyba kiedyś chciało być miejscowością turystyczną, ale mu nie wyszło. Owszem, samo Pivskie Jezero jest imponujące, lecz ciężko się w nim wykąpać z prostej przyczyny – stromy i skalisty brzeg, który uniemożliwia zejście do wody. Zbiornik utworzony jest sztucznie, wśród stromo opadających wzgórz. W efekcie widokowo jest super ale użytkowo absolutnie nie… Odwiedzamy w tym rejonie nawet dwa campingi, ale żaden nie zachęca nas do pozostania, gdyż absolutnie nie ma tu co robić, a jest dopiero 12!

Pivskie Jezero

Pivskie Jezero

Pivskie Jezero

Postanawiamy zatem przejechać się górską drogą w stronę Bośni i Hercegowiny, która zaczyna się za mostem nad jeziorem. Początek tej trasy powala nas na kolana i przy okazji mnie doprowadza do zawału. Na wjeździe wita nas tunel ze skrzyżowaniem i skalnym oknem. Wygląda niesamowicie i kilka osób oprócz nas fotografuje go w środku. Później mnie robi się słabo, gdyż jedziemy pod górę ciemnymi tunelami, drogą, na której są same zakręty, a praktycznie za co drugim czai się wściekła ciężarówka sunąca w dół. Co chwila mam ochotę uciec z Kianki, natomiast Marek wygląda na niewzruszonego.

Skrzyżowanie w tunelu

Plużine

Widok na Pivskie Jezero

Pivskie Jezero

Kianka i tunel

tunel

Docieramy do miejscowości Trsna, gdzie droga w prawo odbija na Żablijak, a w lewo na Nikovici i Scepan Polije. My ruszamy w stronę Bośni, czyli w lewo. Widoki powalają, choć od czasu do czasu znów trzeba minąć się z wielkimi ciężarówkami. Powoli zastanawia nas, skąd na tym pustkowi biorą się te drogowe potwory, ale odpowiedź mamy poznać dopiero za chwilę. Kilka razy zatrzymujemy się na plenery widokowe, przy okazji rozglądając się za jakimś noclegiem. Nie możemy się jednak zdecydować, co zrobić, więc po prostu jedziemy przed siebie. Mijamy Nikovici, za którym trwa remont drogi i dzięki temu rozwiązuje się zagadka wielkich ciężarówek. Przez kilka kilometrów jedziemy po ubitym szutrze (wcześniej był normalny asfalt). W sumie cieszymy się, że nie zdecydowaliśmy się wcześniej na nocleg, gdyż następnego dnia, gdy byłby wylewany asfalt, nie mielibyśmy szansy tędy przejechać.

Pięknie, górsko, widokowo

góry

SONY DSC

SONY DSC

Następną, większą miejscowością, do jakiej docieramy jest Crkvicko Polje. Przebiega tamtędy sporo szlaków pieszych i rowerowych, które są dość dobrze i jasno oznakowane. Oprócz tego znajduje się tam Jugoslovian Camp, do którego jednak nie zajeżdżamy. Jedziemy natomiast w stronę Tary, gdyż widzieliśmy sporo strzałek do znajdujących się tam pól namiotowych oraz firm raftingowych. Nie interesował nas jednak spływ rzeką, a zwykły nocleg i ewentualna możliwość popluskania się w wodzie. Generalnie campingi są, dojazd do nich wiedzie stromą drogą, natomiast ich funkcjonowanie jest z lekka dziwne. Na jednym pytam się o możliwość noclegu, jednak dowiaduję się, że camping jest full. Pomijam drobny fakt, że nie widzieliśmy na nim żywego człowieka (oprócz właściciela). No cóż, nie to nie. Jedziemy jeszcze dalej w dół, ale kolejne mijane campingi wyglądają na jeszcze bardziej wymarłe, a sama droga staje się coraz gorsza. Zawracamy więc i postanawiamy zjechać do samej granicy i tam czegoś poszukać. Jedziemy sobie radośnie w dół, aż tu nagle mamy skrzyżowanie – po lewej stronie widzimy czarnogórskie przejście graniczne, a po prawej bośniackie. Ogarnia nas spora konsternacja, gdyż my znajdujemy się po środku i nie do końca wiemy, co ze sobą począć. Nie chcąc być posądzonymi o nielegalne opuszczanie Czarnogóry, idziemy na przejście graniczne z mapą i usiłujemy wytłumaczyć pogranicznikowi naszą sytuację. Ten generalnie nie bardzo rozumie, o co nam chodzi i dlaczego panikujemy. Każe nam natomiast jechać na przejście bośniackie. Tam sprawdzone zostają nasze paszporty oraz zielona karta. W ten oto sposób, trochę nieplanowanie, jesteśmy w Bośni i Hercegowinie, w dolinie rzeki Driny. Wszystko fajnie, ale nie chcieliśmy tu tak szybko przybyć. Na szczęście dla nas Marek, tuż za granicą dostrzega camping (Camping Hum). Postanawiamy zapytać się o możliwość noclegu. Koszt to 5EUR za całą naszą wesoła ferajnę, co akurat bardzo nas cieszy. Jest dostęp do łazienek a cały teren jest super ogarnięty. Od razu zaprzyjaźniamy się z obozową sunią. Nasza przyjaźń jest tak zażyła, że aż rozbijamy namiot na świeżo zrobionej przez nią kupie (było ciemno, więc nie zauważyliśmy tego drobnego szczegółu). Wieczór spędzamy z miłym i gadatliwym opiekunem campingu. Rozmawiamy o naszych podróżach, o tym dlaczego ominęliśmy podczas trwającego właśnie wyjazdu Serbię („Serbia to kraj festiwali muzycznych, musicie tam kiedyś pojechać!!”). Po długim dniu szybko jednak udajemy się spać do naszego namiotu, który już nie był rozbity na psiej kupie.

Crkvicko Polje

Cervicko Polje

Zachód słońca nad doliną Tary i Driny

SONY DSC

Post Bałkany 2013. Część 12 – wszystkie drogi prowadzą do Kotoru i nie tylko pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-czesc-12-wszystkie-drogi-prowadza-do-kotoru-i-nie-tylko/feed/ 15 1601
Bałkany 2013. Część 11 – dawno nas tu nie było, czyli znów w Czarnogórze http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-czesc-11-dawno-nas-tu-nie-bylo-czyli-znow-w-czarnogorze/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-czesc-11-dawno-nas-tu-nie-bylo-czyli-znow-w-czarnogorze/#comments Fri, 18 Jul 2014 11:01:19 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=1586 Kilka wspomnień z przejazdu Trasą P1 łączącą Cetynię z Boką Kotorską.

Post Bałkany 2013. Część 11 – dawno nas tu nie było, czyli znów w Czarnogórze pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
21 sierpień 2013

Po mocno nieprzespanej i burzowej nocy już o 6 jesteśmy na nogach. Jest pochmurno, a nad górami szaro i jakoś tak mało zachęcająco. Ogarniamy Kiankę i decydujemy się jechać do Czarnogóry. Najzabawniejsze jest to, że absolutnie nie planowaliśmy odwiedzania tego kraju. Nie mieliśmy ze sobą ani mapy, ani przewodnika, wielkie nic. Uznaliśmy, że Albania nie chce nas już na swoim terytorium, więc należy zmienić destynację.

Dalsze suszenie po wczorajszej burzy

Kianka

W miejscowości przed Koplikiem Marek kupuje najtańsze jak dotąd burki – 75gr za sztukę. Za pozostałe leki tankujemy Kiankę na stacji benzynowej przed przejściem granicznym w Hani Hotit. Granicę przekraczamy sprawnie, nikt niczego od nas nie chce. Warto podkreślić, że drogi ze Shkodry do Hani Hotit i droga z Hani Hotit do Podgoricy są dokończone i jedzie się nową trasą. Po albańskiej stronie jest to obwodnica omijająca mniejsze miejscowości, a w Czarnogórze znajdziemy nowiutki asfalt. W zeszłym roku trwał tam remont i z tego powodu było tam niezłe zamieszanie.

Na spokojnie zjeżdżamy do Podgoricy, gdzie chcemy złapać trochę darmowego wifi oraz przespacerować się po centrum stolicy. Parkujemy Kiankę blisko nowego mostu na Moracy i idziemy do centrum. Przechodzimy przez most i znajdujemy się na uliczce z licznymi knajpami i sklepami. Udaje nam się złapać darmowe i otwarte wifi. Marek sprawdza prognozy, według których na wybrzeżu ma być w miarę ładnie, ale w głębi kraju już niekoniecznie. Postanawiamy zaopatrzyć się w jakąś mapę kraju, żeby nie jeździć po omacku. W księgarni, na jaką udaje nam się trafić, nie mają zbyt dużego wyboru, więc bierzemy najdokładniejszą z map w cenie 5EUR. Robimy jeszcze zakupy w sklepie Rhoda i jedziemy na południe.

Most nad rzeką Moracą w Podgoricy

Most Podgorica

Naszym pierwszy celem jest Jezersky Vyrh w paśmie Lovocen, na który nie dotarliśmy w zeszłym roku z powodu zalegającego jeszcze śniegu. Za Cetinje wjeżdżamy na górską drogę wiodącą na Lovocen. Oczywiście jest wąska, kręta i prowadzi przez mocno urozmaicony teren. W pewnym momencie na czołowe zderzenie wyjeżdża nam zza zakrętu jakiś szalony taksówkarz, ale na szczęście dla wszystkich jakoś się wymijamy. Na przełęczy odbijamy w stronę Jezerskiego Vrhu. Na sam szczyt nie dało się podjechać z racji trwającego remontu, który dotyczył również samego Mauzoleum Njegusa znajdującego się na samej górze. Mimo wszystko wychodzimy wyżej, by rozejrzeć się po okolicy. Widok jest zacny, lecz mocno zamglony.

Lovocen

Lovocen

Radośni w Lovocenie

Lovocen

Pimki to czy Mózg?*

Lovocen

Zjeżdżamy drogą, która w zeszłym nie udało nam się przejechać. Jest węższa, niż trasa z Cetinje, dlatego należy być ostrożnym i jechać wolno. Po drodze zaglądamy na kilka punktów widokowych, z których rewelacyjnie widać Bokę Kotorską, która po prostu jest piękna. Niestety tym razem widoczność jest naprawdę słaba, a wszystko przysłania mgiełka. Co ciekawe, tuż przed kotorską starówką „zaparkował” gigantyczny wprost statek wycieczkowy.

Boka Kotorska i stateczek

Boka Kotorska

Kotor

Kotor

Jedziemy dalej, tym razem znaną nam już dobrze trasą z 25 serpentynami. Oczywiście zatrzymujemy się przy zakręcie nr 14, przy którym nocowaliśmy rok wcześniej. Robimy tam sobie popas a w naszym objazdowym menu są kanapki z kajmakiem. Nasz dalszy plan obejmuje poszukiwania jakiegoś campingu, by móc wyspać się na spokojnie pod namiotem. Początkowo za cel obieramy sobie Półwysep Lustica, jednak nie udaje nam się niczego znaleźć, co by chociaż wyglądało jak camping. Ostatecznie, w miejscowości Bigova odwiedzam sklep, by podpytać się miejscowych o to, gdzie możemy się udać. Dowiaduję się, że spory camping jest w miejscowości Jaz, przed Budvą. Postanawiamy się tam wybrać, po drodze zaopatrując się oczywiście w burki.

Pamiętny zakręt nr 14 😉

Boka Kotorska

Mój Albanin 😉

Albanin

Po dotarciu na miejsce okazuje się, że camping nie prezentuje się zbyt okazale, a do tego kręcą się tam tłumy plażowiczów nie będących mieszkańcami tego terenu. Plaża natomiast jest ładna i zadbana. Mamy wybór – jest część cała kamienista, kamienisto – piaszczysta, piaszczysta oraz miejsce dla nudystów (patrząc w kierunku morza, to najbardziej na lewo, za skałami). Koszt noclegu to 12,10EUR za naszą wesołą ferajnę. Nie mało, ale szczerze mówiąc nie mamy ochoty na dalsze poszukiwania, więc decydujemy się zostać. Szybko rozbijamy obozowisko i idziemy potaplać się w morzu. Woda jest zimna, a nad naszymi głowami ciągle latają samoloty. Warto dodać, że Zatoka Jaz leży idealnie na trasie zejścia samolotów lądujących na lotnisku w Tivat.

Zatoka i camping Jaz

Zatoka Jaz

Wieczorem idziemy na spacer wzdłuż plaży. Mijamy po drodze wypasioną knajpę Posejdon, schowaną w cieniu rozłożystych drzew. Docieramy również na plażę nudystów, jednak nie dołączamy do paru osób, które siedzą tam bez jakiegokolwiek odzienia. Resztę wieczoru spędzamy siedząc na plaży i pijąc piwko. Oczywiście mimo późnej pory czynne są sklepiki i puby oferujące drinki i przekąski.

Wieczorny spacer

JAz

Zatoka Jaz i samolot lecący do Tivat

Zatoka Jaz

* Z Markiem mamy dwa koty, a dokładniej dwa biało-rude kocury, które wabią się Pimki i Mózg. Kiedyś nazywali się inaczej, ale po tym, gdy wterynarz odkrył, iż mają jajeczka i są chłopcami, byliśmy zmuszeni nadać im nieco bardziej męskie imiona. Marek wpadł na Pimkiego i Mózga i tak już zostało. Dobrze, że nasze kocury nie wiedzą, że ich imiona pochodzą od dwóch szczurów. W każdym razie, na Bałkanach ciągle spotykaliśmy biało-rude kociaki, dzięki czemu trochę mniej tęskniliśmy za naszymi wariatami 😉

Post Bałkany 2013. Część 11 – dawno nas tu nie było, czyli znów w Czarnogórze pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-czesc-11-dawno-nas-tu-nie-bylo-czyli-znow-w-czarnogorze/feed/ 10 1586
Bałkany 2012. Część 8- Kotor i jego impresje http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-8-kotorskie-impresje/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-8-kotorskie-impresje/#comments Sat, 07 Dec 2013 12:18:47 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=955 Boka Kotorska - to właśnie dzięki niej Czarnogóra zwana jest "fiordem nad Adriatykiem". Nasze impresje stamtąd zebrane w jednym wpisie.

Post Bałkany 2012. Część 8- Kotor i jego impresje pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
18.04.2012 Czyli pierwszy tydzień w podróży!

Poranek pierwszy raz od naprawdę długiego czasu budzi nas słońcem. Wreszcie nie słyszymy kropli deszczu bębniących o szyby i dach Kianki. Jest to prawdziwy sukces.

Z naszej bazy noclegowej obserwujemy, jak nad zatoką snują się chmury. Panuje dość rześka, acz przyjemna temperatura. Szybko się ogarniamy i zjeżdżamy nad morze, by tam skonsumować śniadanie. Zatrzymujemy się w okolicy miejscowości Zelenika. Nad morzem dalej unoszą się chmury, więc wszystkie widoki wokół nas są mocno przyćmione. Na szczęście słońce jest się w stanie do nas przebić, co jest z jego strony bardzo miłe.

Nadmorskie śniadanie

Zelenika

Na ławeczce, tuż przy samym morzu gotuję wykwintne śniadanie złożone z chińskiej zupki i batonika na deser. Siedząc w tym miejscu, postanawiamy wyjechać powyżej zatoki, by dotrzeć do wodospadu, który dostrzegliśmy z naszej wczorajszo – dzisiejszej bazy noclegowej.

Po posiłku wyruszamy do miejscowości Melijne, skąd na rondzie odbijamy w stronę pamiętnego z powodu policji Trebinje. Po przejechaniu kilku zakrętów, kierujemy się za znakami w prawo, na 3 cerkwie (w Sasovici, Lastvie i jeszcze jednej miejscowości zaczynającej się na R). Droga jest wąska, ale w dużej mierze asfaltowo – betonowa. Wiedzie wśród domostw i małych pól uprawnych. Widać, że tutejsi mieszkańcy żyją głównie w wypasu owiec i krów. Po drodze jakaś staruszka pozdrawia nas uśmiechem i machaniem laską (choć Marek odczytał to jako: „nie jedźcie tam”). Pniemy się dalej ku górze, by za miejscowością Lastva trafić na genialną wprost miejscówkę na camping, czy jak w naszym przypadku odświeżenie się i relaks. Znajduje się tam ława z widokiem na zatokę, jakaś zamknięta o tej porze roku chatka oraz, co najważniejsze, jest tam wyprowadzone źródełko z wodą (za pomocą zwykłej rury). Dzięki temu możemy się trochę odświeżyć, umyć włosy i stać się odrobinę bardziej czyści.

Kąpiel

w okolicach Lastvy

Widokowo

AdriatykOdświeżeni i pachnący ruszamy na poszukiwanie wodospadu, który był słyszalny z miejsca naszej kąpieli. Wśród ścieżek wydeptanych przez zwierzaki kręcimy się, by znaleźć dobry punkt, z którego moglibyśmy obejrzeć wodospad. Niestety  trawiasto – krzaczaste zbocze nie bardzo chce nam ułatwić to zadanie. Koniec końców widzimy wodospad tylko z daleka.

Wracamy do Kianki i jedziemy dalej górską drogą, tak aby dojechać do Kamenari (według mapy była taka możliwość), położonego nad Zatoką Kotorską. Niestety droga z każda chwilą staje się coraz trudniejsza dla naszej mało terenowej Kianki. Ostatecznie docieramy do czyjegoś gospodarstwa, przy którym droga się urywa. Witają nas tam zdziwione spojrzenia tamtejszych mieszkańców. Zapewne nie często zapuszczają się tam turyści, a już w szczególności tak charakterystycznym pojazdem. Mimo, że nie udało nam się trasą tą zjechać do Kamenari, to i tak warto było tam zawitać.

Jedna z cerkiewek na trasie

czarnogórska cerkiew

Zawracamy więc i udajemy się na dół, by wzdłuż wybrzeża dotrzeć do Zatoki Kotorskiej. Po drodze zatrzymujemy się w kilku punktach widokowych. Na szczególną uwagę zasłużył wodospad, który przepływa pod trasą wiodącą wzdłuż zatoki, tylko wtedy, gdy jest wysoki poziom wód gruntowych i dużo opadów. Kiedy byłam w tym miejscu 2 lata wcześniej we wrześniu i rok później w sierpniu, wodospad nie istniał.

Dużo wody w dużym wodospadzie

wodospad przy Boce Kotorskiej

wodospad Kotor

Naszym następnym przystankiem był mój ukochany Perast. Mimo, że odwiedziłam go dwa lata wcześniej z Tomaszem, to znów zachwyciłam się tym miejscem. Oczywiście popłynęliśmy na wyspę Gospa od Škrpjela. Tym razem kosztowało nas to po 5EUR od osoby, a nie 4EUR jak dwa lata wcześniej. Było też tam znacznie więcej ludzi. Wczesna godzina plus popularne turystycznie miejsce  równa się sporej ilości turystów. Ale na szczęście nikt nikomu nie wchodzi w drogę. Dzięki zorganizowanym wycieczkom, które znalazły się wraz z nami na wysepce, udaje nam się wejść do kościółka Matki Boskiej na Skale, gdzie możemy obejrzeć jego dość mroczne wnętrze, marynistyczne obrazy oraz makiety wysepek.

W drodze na wysepkę

Perast

Na wysepce

Gospa od Škrpjela

Moja już tradycyjna fota z Gospa od Škrpjela

ruda na Gospa od Škrpjela

ruda na wysokości

ruda na Gospa od ŠkrpjelaPerast widziany z wody

perast

Groźne góry?

Lovocen

Wracamy na stały ląd, by zagłębić się w urokliwe uliczki Perastu. Jest cudownie, ciepło i wreszcie wakacyjnie. Idziemy do pozostawionej poza miastem Kianki i jedziemy w stronę naszego kolejnego celu, jakim oczywiście jest Kotor. Po drodze zatrzymujemy się w Pekarze, aby zakupić coś na obiad. Bierzemy dwie buły z serem oraz jakąś gigantyczną bułę dla wiecznie głodnego Mrka. Płacimy 3.60EUR i gdy chcemy już wychodzić, okazuje się,  że jedna z monet mająca być 1EUR, okazała się być 1levem. W popłochu usiłujemy uzbierać brakującą kwotę z bardzo drobnych euro centów. Mój portfel został w oddalonej od nas Kiance. Robi się niezręcznie i gdy w końcu decyduję się pobiec do samochodu, sprzedawca stwierdza: „Nie macie pieniędzy? Trudno, idźcie, nie ważne!” Powiedział to w tak życzliwy sposób, że chyba naprawdę wyglądaliśmy albo na bardzo  głodnych, albo na bardzo biednych, albo na jedno i drugie. Posileni pysznym jedzeniem docieramy do Kotoru. Kiankę parkujemy nieopodal mariny, w uliczce biegnącej od ronda. Idziemy prosto na znaną mi już dość dobrze starówkę, kierując się od razu na mury obronne i fortecę. W tym roku za wejście płacimy 3EUR od osoby, a nie 2EUR jak dwa lata wcześniej. Ale w ramach tej wyższej kwoty otrzymujemy mapkę  fortecy(fakt mało czytelną). Cóż: zmiany, zmiany, zmiany.

Zaczynamy wędrówkę ku górze. Po drodze mijamy ekipę remontującą ścieżkę wiodącą na szczyt fortu. Potrzebny im sprzęt i materiały przytransportowały tu na swych grzbietach muły, które kiedy je mijamy, pasą się na trawie, przy ścieżce. Kiedy jesteśmy już prawie u celu naszej wędrówki, zaczyna padać, co jest akurat typowe dla Boki Kotorskiej. Praktycznie codziennie zdarza się tutaj przelotny deszcz, mniej więcej między 12 a 14. Chronimy się na chwilę pod sporą tują i przez dłuższy czas obserwujemy toczące się w dole życie zatoki. Kiedy słońce zaczyna przebijać się przez chmury, wyruszamy w dalszą drogę. Docieramy do Zamku św. Ivana, najwyższego punktu fortecy. Widoki są przepiękne, zarówno na góry jak i na Bokę. Schodząc z zamku znajdujemy odbicie szlaku, które przez małą furtkę w murze wyprowadza nas poza obręb fortecznych murów. Znajdujemy się na górskiej polanie, usianej licznymi kamieniami. Znajdują się tu ruiny domów oraz dobrze zachowana cerkiewka. Malo kto tu zagląda, trzymając się głównych arterii fortecy. Inna sprawa, że nie pamiętam aby furtka, przez która się tu dostaliśmy, była otwarta dwa lata wcześniej. Jak widać warto wracać w te same miejsca, gdyż można odkryć coś zupełnie nowego.

Grupa remontowa

forteca Kotor

W drodze do Zamku Św. Ivana

forteca Kotor

Kotor z lotu ptaka

Kotor

Spod cerkwi wiedzie szlak do Kotoru, którym jeśli by ktoś chciał podchodzić, to nie zapłaci złamanego euro centa. Jak trafić na ten szlak? Nic prostszego. Wystarczy idąc w stronę Dobroty, minąć starówkę Kotoru, przejść most na rzece i tuż za nim skręcić w prawo, w uliczkę wiodącą wzdłuż koryta potoku. Za parkingiem, a tuż przed jakimś zakładem, należy obrać ścieżkę wzdłuż ogrodzenia. Tam pojawiają się oznakowania szlaku. Teraz wystarczy przekroczyć rzekę i wyraźnymi, kamiennymi zakosami wdrapać się na górę. Szkoda, że nie wiedzieliśmy o tym wcześniej, zaoszczędzilibyśmy 6EUR.

Cerkiew poza murami kotorskiej fortecy

cerkiew Lovocen Kotor

Fragment fortecy widziany ze szlaku do Kotoru

forteca Kotor

Wracamy do malowniczej, kotorskiej starówki. W jednym ze sklepików z pamiątkami kupuję pocztówki, które obiecałam wysłać kilku osobom. Siadamy przed główną, kotorską bramą, gdzie zabieram się za pisanie pozdrowień, a Marek w tym czasie odkrywa, że w miejscu tym można złapać w pełni działające, darmowe WiFi. Dzięki temu możemy znów sprawdzić prognozy, napisać maile i uzupełnić Kiankowy profil.

Kiedy wysyłam kartki na poczcie, zaczyna znów padać. Niestety tym razem jest to regularna ulewa. Kierujemy się w stronę Kianki, robiąc po drodze piwne zakupy. Naszym kolejnym celem jest Park Narodowy Lovocen, a dokładniej wiodąca do niego droga mająca 25 zakrętów. Tuż przed tunelem wiodącym do Tivat, należy skręcić na Cetinje (są tam wyraźne znaki). Droga od początku do końca robi na nas niesamowite wrażenie. Widoki z każdym, pokonywanym kilometrem stają się coraz piękniejsze. Kiedy deszcz nieco ustaje, a słońce wychodzi zza chmur, powstaje wyjątkowo malownicza tęcza.

Tęczowo

tęcza nad Kotorem

Pniemy się coraz wyżej. Po drodze znajdujemy genialne miejsce na nocleg, z takim widokiem, że szczęka opada do kostek. Jedynym mankamentem jest to, że chyba ktoś wcześniej rozebrał w tym miejscu samochód i leżała tam cała masa śmieci, w tym szkieł. Rozbicie namiotu zatem całkiem odpada, ale od czego ma się Kiankowego campera. Opuszczamy tę miejscówkę z założeniem, że wrócimy tu, jeśli wyżej nie znajdziemy nic ciekawego. A dalej były kolejne zakręty. Kiedy mijamy ten z nr 25, droga wznosi się łagodnie ku górze, trawersując strome zbocze. W pewnym momencie przejeżdżamy przez wykuty w litej skale tunel. Dalej docieramy w okolice miejscowości Njegusi, skąd odbijają liczne, górskie szlaki. Znajduje się tam też kilka domostw, jakieś knajpki, które w kwietniu raczej nie tętnią życiem.

Widok z trasy

widok na Kotor

Za skalnym tunelem

Lovocen i Kianka

Postanawiamy wrócić na wcześniej upatrzoną miejscówkę noclegową przy zakręcie nr 14. Po drodze machamy do już wcześniej mijanego rowerzysty. Jedziemy w dół, by po chwili dotrzeć do naszej bazy. Widok zniewala: Zatoka Herceg Novi, lotnisko w Tivat, Zatoka Kotorska i sam Kotor, góry wokół. Istna bajka.

Gdy tak kontemplujemy widoki, zjeżdża do nas „nasz znajomy” rowerzysta. Okazuje się być w połowie Amerykaninem, a połowie Francuzem, który przez dwa lata mieszkał w Turcji. Właśnie był w drodze ze Stambułu do Francji, gdzie miał odwiedzić swoją rodzinę. Po krótkiej pogawędce i zrobieniu sobie nawzajem zdjęć, pożegnał nas i pognał dalej w dół. Widzimy go później, na którymś z niżej położonych zakrętów.

Zdjęcie zrobione przez znajomego rowerzystę

Kianka i Boka Kotorska

Nasz znajomy rowerzysta

rowerzysta

Wieczór upływa nam na zachwycaniu się zmieniającym się krajobrazem. Najpierw niesamowity zachód słońca, później coraz bardziej rozświetlające się miejscowości w dole. Generalnie idealne miejsce na fotograficzne wyżycie się. Niestety odczuwam  dość silnie brak statywu, którego z bliżej nieokreślonych przyczyn nie zabrałam z Polski. Przy nocnych zdjęciach wspomagamy się Kianką i murkiem, którzy całkiem dobrze spisują się w roli statywu.

Zachód słońca na Tivat i Herceg Novi

Tivat i Herceg Novi

Kotorska noc

noc w Kotorze

Bałkany jako takie oferują naprawdę wiele, wspaniałych widokowo miejsc. Jednak moim zdaniem, trasa wiodąca na pasmo Lovocenu, jest w pierwszej piątce najpiękniejszych widokowo dróg.

A poniżej jeszcze dowód na to, że w Kiance można nocować. Zdjęcie nie zawiera lokowania produktu 😉

nocleg w Kiance

Post Bałkany 2012. Część 8- Kotor i jego impresje pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2012-czesc-8-kotorskie-impresje/feed/ 8 955
Bałkany 2010. Część 10 – znad morza w góry Prokletije http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-10-w-gory-prokletije/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-10-w-gory-prokletije/#comments Fri, 25 Oct 2013 10:47:07 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=511 Wraz z Tomaszem przenosimy się znad cudownego, czarnogórskiego wybrzeża, w głąb kraju, w góry Prokletije.

Post Bałkany 2010. Część 10 – znad morza w góry Prokletije pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
13.09.10 Wstajemy skoro świt, opuszczamy kwaterę i idziemy do jakiegoś monastyru, o którym przeczytał gdzieś Tomasz. Niestety nie udaje nam się znaleźć celu wędrówki. Idziemy zatem do Autobusovej Stanicy, by złapać autobus do Budvy. Gdy tam docieramy widzimy, jak Czech, który poprzedniego dnia mignął nam przy kotorskiej starówce, zatrzymuje jakiś autokar. Skąd wiedzieliśmy, że to Czech? Miał przypiętą do plecaka małą, czeską flagę. Wracając do dworcowej scenki rodzajowej. Okazuje się, że nam również pasuje złapany przez Czecha autobus i  wsiadamy do niego.

Jedziemy do Budvy, położonej nad samym Adriatykiem, a nie jak Kotor nad zatoką. Będąc już na miejscu, usiłujemy w informacji turystycznej położonej na dworcu autobusowym, zdobyć jakąś mapkę miasta i okolicy. Niestety nic takiego tam nie mają. Informatory zawierają jedynie spis restauracji i hoteli. Samo miasto zwiedzamy krótko – zaglądamy na urokliwe, maleńkie stare miasto z wąskimi uliczkami. Niestety sightseeing z ciężkimi worami nie należy do najwygodniejszych i najprzyjemniejszych. W szczególności, że po za starówką w Budvie w sumie nie ma nic ciekawego, gdyż jest to typowy, spory ośrodek turystyczny, nastawiony na plażowiczów i imprezowiczów.

Klimatyczna starówka w Budvie

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

Takie tam niedrogie stateczki

SONY DSC

Postanawiamy z Tomaszem opuścić Budvę i udać się do Baru – największego, czarnogórskiego portu (największego portu byłej Jugosławii). Znajduje się tu również ostatnia (lub początkowa, zależy z której strony na to spojrzeć) stacja kolejowa, łącząca Czarnogórę z resztą Europy. Niestety Bar poznajemy od jego silnie przemysłowej części, więc czujemy się na dzień dobry mocno odstraszeni. Wtedy nie wiedzieliśmy, że tuż obok znajduje się perełka regionu, czyli ruiny Starego Baru, położone u podnóża pięknego pasma Rumija. Ale nic straconego, powrócę tam w 2012.

Póki co decydujemy z Tomaszem, że nadmorskie wędrowanie nie jest nam pisane, więc postanawiamy udać się w góry, które polecił nam nasz bułgarski przyjaciel ze schronu Konczeto. Chcemy jechać w góry Prokletije, czyli pasmo leżące na granicy czarnogórsko – albańskiej. Plan był prosty – dostać się do Plav leżącego nad Plavsko Jezero, później do Gusinje, a na koniec do Doliny Grbaje.

Na dworcu kolejowym, w kolejce do kasy widzimy znajomego Czecha. Uśmiechamy się do niego, on do nas i tyle. Kupujemy z Tomaszem bilety za 7.40EUR z Baru do Kolasina. Jazda pociągiem w Czarnogórze to niezapomniane wrażenie. Kolej poprowadzona jest wysoko w górach, ciągle jedzie się przez tunele, by tylko na chwilę wychylić się na widoki.

Widoki z pociągu

SONY DSC

SONY DSC

Wysiadamy na dworcu w Kolasinie i jakie jest nasze zdziwienie, gdy oprócz nas pojawia się tam też nasz Czech. Jak się za chwilę okaże, ma on takie same plany, jak i my, czyli właśnie góry Prokletije. We trójkę, z pomocą tubylców trafiamy na dworzec autobusowy. Do Plav mamy autobus dopiero za dwie godziny, czyli o 16:50. Czech postanawia dostać się tam na stopa, więc nas opuszcza. My z Tomaszem robimy zakupy, posilamy się, żłopiemy kawę oraz zbieramy informatory o tutejszych górskich regionach z informacji turystycznej.

Jedyne zdjęcie z Kolasina

SONY DSCWracamy na dworzec autobusowy. Jakieś 10minut przed odjazdem, widzimy jak znajomy Czech biegnie w naszą stronę. Okazało się, że owszem, złapał stopa. Problem polegał na tym, że droga, którą zaczął jechać, jest nieprzejezdna. W efekcie musiał biec 5km z powrotem do Kolasina.

We trójkę wsiadamy do autobusu i za 7EUR od osoby (5EUR ze zniżką studencką) jedziemy do Plav. Praktycznie cała droga mija nam na wspomnieniach i górskich opowieściach. Czech okazał się być kolejarzem i zjeżdża Europę pociągami, gdyż ma spore zniżki, a czasami jeździ za darmo. Pokazał nam swoje zdjęcia z Alp, w których był w tym roku.

Do Plav docieramy, gdy już się ściemnia. Podczas debaty nad wzięciem taksówki i zaproponowania 15EUR za przejazd do doliny Grbaje, pojawia się kierowca autobusu i proponuje nam podwózkę do naszego punktu docelowego, w zaproponowanej przez nas cenie. Po chwili zjawia się jego znajomy, który wpakowuje nas do samochodu i po 30min jazdy jesteśmy 1500m od albańskiej granicy, obok Eko Katun Grbaje, miejsca polecanego przez znajomego Bułgara. Wchodzimy do środka, a tam wita nas paru brodatych gości, w kącie stoi strzelba. Moja pierwsza myśl: „Jezus Maria terroryści. Uciekajmy stąd.” Po chwili okazało się, że jeden z brodaczy to właściciel przybytku. Wraz z resztą obsługi zatroszczyli się o to, abyśmy wybrali jak najlepsze miejsce na rozbicie namiotu (2EUR od osoby za noc), pokazali gdzie są toalety i prysznic. Jedno z pierwszych pytań jakie zostało mi zadane przez jednego z gości z obsługi było to, czy mam facebooka. Kurde, praktycznie koniec świata, noc, a tu takie przyziemne tematy mnie dopadają. Cóż… Nasz Czech spotyka tam swoich rodaków i z nimi jedzie na nocleg.

My wypijamy po piwku  za 1.2EUR i udajemy się na odpoczynek. Kiedy kładziemy się do namiotu, zaczyna nas niepokoić jakiś dziwny dźwięk: chrobotanie połączone z drapaniem. Mamy mysz! Przekopujemy nasze rzeczy, sprawdzamy wszystkie namiotowe zakamarki, ale wrednego gryzonia nie ma. Idziemy spać z nadzieją, że mysza nie dorwie się do naszego jedzenia.

14.09.10 O 6 rano budzi nas Czech. My jednak stwierdzamy, że nigdzie się nam nie spieszy, w szczególności, że bez mapy nie chcemy ruszać się w góry. Kiedy w końcu wychodzę z namiotu, prawie padam na twarz z wrażenia (dodam też, że było okropnie dużo rosy i trawa była śliska). Wczoraj nie było widać gór, ale dzisiaj. WOW! To mój jedyny komentarz. Po prostu szok, co za piękno!

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSCKiedy oboje wyszliśmy już z szoku, koło 10 wyruszamy spacerem do Gusinje. Wcześniej Tomek dowiaduje się u gazdy, że w Plav znajduje się informacja turystyczna, w której można zakupić mapę. Do Gusinje idziemy malowniczą, ośmiokilometrową trasą. W miasteczku łapiemy płatnego stopa do Plav. Tam, obok domu kultury, znajduje się Turystyczna Organizacja (od przystanku autobusowego należy iść w górę, po 5minutach, po prawej stronie, obok białego budynku domu kultury, znajduje się drewniana chatka Organizacji Turystycznej). Kiedy tam docieramy, nikogo nie ma, ale po chwili odnajduje się pracownik, który sprzedaje nam mapy Proketije (4EUR). Dowiedzieliśmy się również, że jeśli chcemy przekroczyć granicę z Albanią, to musimy zameldować się u straży granicznej.

W drodze do Gusinje

SONY DSCZaopatrzeni w mapy i dawkę wiedzy, idziemy do eleganckiej kawiarni na cappuccino (1.6EUR za kawę z gałką lodów, takie ceny to ja rozumiem). Później usiłujemy złapać autobus do Gusinje, co według miejscowych jest niemożliwe – musimy wziąć taksówkę. Kiedy proponujemy taksówkarzowi, że damy mu 4EUR za podwózkę do Gusinje, ten upiera się przy 5EUR, więc nie korzystamy z jego usług. Idziemy powoli drogą w kierunku Gusinje. Przy okazji zaglądamy do źródeł rzeki Lim. Gdy wracam z powrotem na drogę, udaje nam się zatrzymać szkolny autobus i za 1EUR od osoby jedziemy z chmarą dzieciaków do Gusinje. Stanowimy dla nich nie lada atrakcję.

Atrakcja Plav – dziwne budynki

SONY DSCPlavsko Jezero

SONY DSC

Po dotarciu do celu, udajemy się na komisariat policji. Tam dowiadujemy się, że ostatni posterunek straży granicznej jest w Vusanje. Jest to cenna informacja, w szczególności, gdybyśmy chcieli zdobywać króla Prokletije czyli Maja e Jezerces, znajdującego się po albańskiej stronie. Zostajemy jednak wpisani do policyjnej księgi, gdzie jak udało mi się dojrzeć, zameldowanych było sporo obcokrajowców, ale głównie Czechów. Generalnie panowie policjanci byli bardzo sympatyczni i pomocni.

W Gusinje

SONY DSC

Po załatwieniu kwestii formalnych, idziemy na piwo. Knajpek w Gusinje jest pod dostatkiem. Siadamy przed jedną z nich i zamawiamy po zimnym browarze. Niestety wszędzie sprzedawane są tylko butelki o pojemności 0.33l. Lepsze to niż nic. Gdy tak sączymy pierwsze piwko, skąpo ubrana kelnerka przynosi nam kolejne butelki. Gdy mówimy, że jeszcze nie zamawialiśmy drugiej partii, stwierdza, że to od gościa siedzącego w środku. W efekcie wypijamy po 5 piw, z czego płacimy za jedno. Nasz dobroczyńca w końcu wychodzi z knajpki, my zaczynamy mu dziękować, na co on stwierdza (cytat oryginalny) „We are the same. I am refugee, you are turists. We all people, we are the same.” Trochę nas z Tomaszem zatkało. Szybko nas jednak odetkało, gdy dostaliśmy kolejne dwa piwa od panów siedzących przy stoliku obok. Prawdopodobnie Czarnogórcy myśleli, że upiją nas tymi małymi piwkami. Zapomnieli chyba, że jesteśmy Polakami 😉 W każdym razie siedząc tam, zaobserwowaliśmy jeszcze jedną rzecz. Wszyscy faceci jakoś dziwnie mi się przyglądali. Kurde przecież się nawet ostatnio myłam, więc o co chodzi? Później jednak nas olśniło – w knajpkach nie było żadnych kobiet (oprócz naszej skąpo ubranej kelnerki). Rejon ten jest silnie muzułmański, kobiety chodzą w chustach na głowie, a ja stanowiłam wyjątek. Do tego siedziałam w knajpie z facetem i piłam piwo. Szok!

W końcu zmywamy się z pubu, gdyż lokalni darczyńcy piwa, chcieli abyśmy skorzystali z ich ofert noclegowych. Po drodze do naszego Eko Katunu robimy zakupy. Gdy już wracamy widokową trasą przez dolinę, zgarnia nas samochodem znajomy gazda, mający już za pasażerów dwójkę czeskich turystów (cóż za zaskoczenie).

SONY DSC

SONY DSCNa miejscu spotykamy się z naszym Czechem, który tego dnia przemierzył trasę graniową. Wieczór spędzamy z Czechami, pijąc rakiję z herbatą (0.7EUR za kieliszek Rakiji).

W Katunie

SONY DSC

Kładąc się do namiotu znów słyszymy grasującą gdzieś mysz. Kolejne przekopywanie namiotu i nagle słyszę: „Ruda…to nie mysz, to moja mata samopompująca.” Okazało się, że w macie zrobiła się dziura i to ona wydawała te chroboczące dźwięki. Dawno się tak nie uśmiałam!!

Zapisz

Post Bałkany 2010. Część 10 – znad morza w góry Prokletije pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-10-w-gory-prokletije/feed/ 3 511
Bałkany 2010. Część 9 -pożegnanie z Bułgarią, powitanie z Czarnogórą http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-9/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-9/#comments Thu, 24 Oct 2013 11:51:46 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=464 11.09.10 Ostatni dzień w Bułgarii Wstajemy skoro świt, bo już o 6 rano i szybkim marszem udajemy się na dworzec autobusowy. Znajduje się tam sklepik z przepysznym pieczywem, gdzie są znaleźć można przepyszne burki ze słonym, bałkańskim serem. Smakują wyśmienicie, również za sprawą sympatycznej, starszej pani sprzedawczyni. O 7:30 siedzimy w autobusie do Sofii. Niestety […]

Post Bałkany 2010. Część 9 -pożegnanie z Bułgarią, powitanie z Czarnogórą pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
11.09.10 Ostatni dzień w Bułgarii

Wstajemy skoro świt, bo już o 6 rano i szybkim marszem udajemy się na dworzec autobusowy. Znajduje się tam sklepik z przepysznym pieczywem, gdzie są znaleźć można przepyszne burki ze słonym, bałkańskim serem. Smakują wyśmienicie, również za sprawą sympatycznej, starszej pani sprzedawczyni.

O 7:30 siedzimy w autobusie do Sofii. Niestety zamiast na Central Station lądujemy na jakimś kompletnym zadupiu, jakieś 7km od naszego celu. Koniec końców łapiemy taksówkę i za 10levów dojeżdżamy do właściwego miejsca. Taksówkarz chwali się nam po drodze, że zna polski i usiłuje wymówić „Grzegorz Brzęczyszczykiewicz”, co muszę przyznać, udało mu się naprawdę nieźle.

Na głównym dworcu, w informacji, dowiadujemy się, gdzie możemy złapać autobus do Czarnogóry. Tuż obok znajduje się po prostu dworzec międzynarodowy, z licznymi biurami oferującymi przejazdy na różnych trasach. Odnajdujemy tę, która oferuje bilety do stolicy Czarnogóry – Podgoricy, niestety z przesiadką w Nishu (Serbia). Cena biletów to 90levów od osoby.

Do 16, o której startuje nasz Nish Express, robimy zakupy i obżeramy się przed drogą. W aptece usiłuję kupić bandaż, ale niestety ta sztuka mi się nie udaje, gdyż trafiam na wyjątkowo mało ogarnięte panie farmaceutki.

Do Nishu docieramy po godzinie 19. Na dworcu panuje totalne zamieszanie, nikt nic nie wiem, wszyscy biegają, coś krzyczą. Ogólnie: masakra. Usiłujemy się w tym wszystkim połapać i odnaleźć nasz autobus docelowy. W końcu nasz autokar się zjawia, ale pojawia się kolejny problem. Mamy źle wypisane bilety. Na szczęście jeden z kierowców załatwia nam właściwą wersję, na której zostało umieszczone przeliczenie levów na serbskie dinary.

W autokarze panuje ogólne zamieszanie – tu jakiś koleś dłubie sobie w stopie, tam inny gość pali sobie papierosa, a jakaś laska ciągle się do nas przypieprza, że zajęliśmy jej miejsce z biletu, choć każdy generalnie siadał, gdzie chciał.

Jedziemy w tej przemiłej atmosferze dość długo przez Serbię. Koło 1-2 w nocy przekraczamy serbsko –  czarnogórską granicę. Odkrywamy również, że nasz autokar nie kończy trasy w Podgoricy, lecz w Herceg Novi, które leży nad zatoką o tej samej nazwie, tuż obok Boki Kotorskiej, która była naszym celem.

12.09.10 Czarnogóra – Fiord nad Adriatykiem

Koło 5 rano byliśmy w Podgoricy. Dokupujemy bilet do Herceg Novi, lecz trochę dziwi nas cena – tylko 8 euro, choć nasz gps pokazywał dość długą trasę. Nie wiedzieliśmy jeszcze, że nie pojedziemy tak, jak chciała nasza nawigacja.

Z czarnogórskiej stolicy wyjeżdżamy, gdy zaczyna świtać. Powoli zaczynamy podziwiać pierwsze widoki. Przed 8 docieramy nad Budvę i witamy się z Adriatykiem. Po całej nocy w autobusie, widok ten był wyjątkowo kojący. Dalsze pejzaże utwierdzają nas w przekonaniu, że warto się było przemęczyć.

Poranna Budva

Budva o świcie

Docieramy do miejscowości Tivat, gdzie nasz gps pokazuje 70km do Herceg Novi. Nawigacja nie wzięła jednak pod uwagę, że zamiast objeżdżać całej Boki , można po prostu wsiąść na prom i skracając sobie drogę, dotrzeć do Herceg Novi. Z pokładu promu podziwiamy widoki i zaczynamy rozumieć, czemu przewodnik Bezdroży pisał, iż Czarnogóra jest fiordem nad Adriatykiem.

Na promie

SONY DSC

SONY DSC

Pierwsze kotorskie widoki

SONY DSC

W Herceg Novi zatrzymujemy się na chwilę w małej, przydworcowej kawiarence, gdzie za 1EUR wypijamy po pysznym cappuccino. Później wsiadamy do autobusu jadącego do Kotoru i oboje nie jesteśmy w stanie odkleić się od okien. Widoki po prostu rozwalają nas na łopatki.  Po drodze mijamy Perast słynący z dwóch, sztucznie utworzonych wysepek. Od razu stwierdzamy, że musimy się tam udać i koniecznie popłynąć na jedną z nich.

Docieramy do Kotoru. Kręci się tam bardzo dużo turystów. W końcu jest to jedna z większych atrakcji tego rejonu. Przyjeżdża tu sporo wycieczek z Dubrovnika, gdyż tak naprawdę z Chorwacji jest tutaj rzut beretem.

Usiłujemy w informacji turystycznej dowiedzieć się o jakiś tani nocleg, ale mało ogarnięta, pracująca tam kobietka nie jest w stanie nam zbytnio pomóc. Dziewczyna z agencji turystycznej sugeruje znalezienie czegoś w miejscowości Dobrota, położonej tuż obok Kotoru w stronę Perastu. Tam też się udajemy, po zjedzeniu szybkiego śniadania na rynku kotorskiej starówki (jest tam pekara, ale mają drogie i średnio dobre bułki i pieczywo).

W pierwszym odwiedzonym w Dobrocie domu postanawiamy przenocować. Nie chcemy tracić czasu na szukanie noclegu, więc zgadzam się na kwotę 12.5EUR od osoby. Notabene właściciel pensjonatu był Włochem, który nie bardzo znał inne języki poza włoskim, więc dogadywanie się z nim stanowiło lekkie wyzwanie. Aczkolwiek wymachiwanie rękami okazało się być najbardziej uniwersalnym językiem 😉

Po doprowadzeniu się do ładu, wyruszamy na zwiedzanie Kotoru. To czarnogórskie miasteczko, położone u podnóża pasma Lovocen, powstało w średniowieczu. Jest świetnie zachowane, a jego niewielkie, wąskie uliczki, tworzą klimatyczny, kamienny labirynt. Oczywiście jak większość miast tego rejonu Europy, ma typowo śródziemnomorski klimat. Obecnie aby się do niego dostać, nie trzeba przejeżdżać przez góry (aczkolwiek można), gdyż po II wojnie światowej wykuto tunel, łączący go bezpośrednio z Tivatem.  Kotor wpisany jest na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO.

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

Kotorska starówka otoczona jest murami. Główna brama, zwana Morską wprowadza nas w magiczny świat Kotoru. Zaraz za murami napotykamy Gradski Tornaj, czyli wieżę zegarową, zbudowaną podobno przez Wenecjan. Mnie i Tomasza jednak bardziej od starówkowych zabytków interesują ruiny fortu, górujące nad całym miastem. Za 2EUR od osoby zaczynamy wspinaczkę na fort. Widoki są stamtąd po prostu rewelacyjne. Nie będę próbowała ich opisywać, niech zdjęcia same przemówią.

Kotorska starówka z lotu ptaka

Kotor - starówka

W forcie

Kotor fort

SONY DSC

Przystań w Kotorze

Spalona przez słońce ruda

Bardzo ruda ruda

Pogoda nieco się psuje, więc schodzimy do starówki, gdzie relaksujemy się przy szklanicy zimnego piwa. Na obiad wracamy na chwilę na kwaterę, gdzie robimy sobie coś na kształt szopskiej sałaty, tyle że z serem feta.  Gdy tak siedzimy i pałaszujemy zieleninę jak króliki, znów wychodzi słońce i robi się pięknie.

Postanawiamy jak najszybciej udać się do urokliwego Perastu. Mamy wyjątkowe szczęście, gdyż na stopa łapiemy bułgarski autokar. Fakt faktem musimy zapłacić 2EUR, ale docieramy do naszego celu szybciej, niż się tego spodziewaliśmy.

Perast jest o tej porze dużo spokojniejszy, niż Kotor. Nie kręcą się tu wycieczki zorganizowane (wtedy była godzina 15-16, ale w 2012 roku byłam tam wcześnie rano i wycieczek zorganizowanych było naprawdę sporo).Nas najbardziej interesują dwie wysepki sveti Djordje i Gospa od Škrpjela. Na tę drugą można popłynąć łódkami lub większymi stateczkami. Nam udaje się tam dopłynąć niewielką łódeczką, za 4EUR od osoby.

Z wyspą Gospa od Škrpjela wiąże się pewna legenda. Została on utworzona sztucznie w miejscu, w którym kiedyś podobno była skała, na której znaleziono obraz Madonny. Mieszkańcy przenieśli go do kościoła św. Mikołaja w Peraście, ale dziwnym trafem obraz trzykrotnie sam wracał na skałę. W końcu mieszkańcy zaczęli wysypywać w miejscu odnalezienia obrazu kamienie oraz zatapiać statki nieprzyjacielskie. W ten sposób tłumaczy się powstanie wysepki oraz kościoła Matki Boskiej na Skale. Sam kształt wysepki nawiązuje do kształtu statku, a we wnętrzu kościółka można znaleźć mnóstwo motywów marynistycznych, w tym wiele ciekawych obrazów. Do tego z wysepki jest przepiękny widok na morze i góry. Ale niech zdjęcia same opowiedzą o malowniczości tego miejsca.

Kościół w Peraście

Perast - kościół

SONY DSC

Wysepki

SONY DSC

W drodze do…

SONY DSC

Sveti Djordje

SONY DSC

Kościół Matki Boskiej na Skale

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

ruda siłacz

SONY DSC

Wysepki dwie i Perast w tle

SONY DSC

Płyniemy z powrotem do Perastu i przy filiżance cappuccino analizujemy mapę Czarnogóry, planując dalszą część pobytu.

SONY DSC

Widoczki okołoperastowe

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSC

SONY DSCPowrót do Dobroty okazuje się nie być taki prosty. Łapanie stopa staje się karkołomnym zadaniem, gdyż tradycja autostopu jest jeszcze w Czarnogórze troszkę obca. W końcu Tomek wypatruje parkę Czarnogórców wsiadających do samochodu. Zagaduje do nich i w ten sposób jedziemy do Dobroty. Dziewczyna tłumaczy nam, że Czarnogórcy boją się brać obcych, a w szczególności obcokrajowców na stopa. Nasza rozmówczyni opowiadam nam również, że ostatniego Sylwestra spędzili w Poznaniu i że wtedy Polacy byli im bardzo pomocni. Stwierdza: „So it’s our duty to help you!” Śmiała się również z turystów, którzy przybywając nad Bokę Kotorską, myśleli, że są nad dużym jeziorem, a nie nad morzem. Pracując w hotelu często słyszała prośbę o pokój z widokiem na jezioro. Na szczęście my jesteśmy nieco bardziej douczonymi turystami. Dowiadujemy się również, że autobusy do Budvy, która była naszym jutrzejszym celem, jeżdżą co pół godziny. Po miłej wspólnej podróży, znów jesteśmy w Dobrocie.

Wieczór spędzamy na miejskiej plaży, obserwując zmagania wędkarzy z rybami nie chcącymi się złapać na wędkę. No cóż, jakoś się im nie dziwię, znaczy się rybom, a nie wędkarzom 😉

Post Bałkany 2010. Część 9 -pożegnanie z Bułgarią, powitanie z Czarnogórą pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2010-czesc-9/feed/ 6 464