Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 77

Warning: "continue" targeting switch is equivalent to "break". Did you mean to use "continue 2"? in /wp-content/plugins/jetpack/_inc/lib/class.media-summary.php on line 87

Warning: Creating default object from empty value in /wp-content/themes/journey/framework/options/core/inc/class.redux_filesystem.php on line 29

Warning: Cannot modify header information - headers already sent by (output started at /wp-includes/pomo/plural-forms.php:210) in /wp-includes/feed-rss2.php on line 8
Półwysep Rodonit – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl Subiektywne spojrzenie rudej i Marka na Bałkany, podróże i nie tylko! Thu, 07 Jun 2018 07:00:36 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=4.9.6 http://balkany.ateamit.pl/wp-content/uploads/2014/12/DSC09337-5497cfcbv1_site_icon-32x32.png Półwysep Rodonit – Bałkany według Rudej http://balkany.ateamit.pl 32 32 80539066 Na Półwyspie Rodonit – tu czas płynie inaczej http://balkany.ateamit.pl/polwyspie-rodonit-czas-plynie-inaczej/ http://balkany.ateamit.pl/polwyspie-rodonit-czas-plynie-inaczej/#comments Wed, 09 Nov 2016 18:05:01 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=8099 Trzeci raz na Półwyspie Rodonit. Czy było warto wracać? Co się tam zmieniło na przestrzeni lat?

Post Na Półwyspie Rodonit – tu czas płynie inaczej pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Po krótkim pobycie w Tiranie, podczas którego głównie skoncentrowaliśmy się na wizycie w BUNK’ART, wyruszyliśmy w stronę jednego z naszych ulubionych miejsc na terenie Albanii. Na Półwyspie Rodonit byliśmy jak do tej pory dwukrotnie – raz latem i raz zimą, i jeszcze nigdy nas nie zawiódł. Rewelacyjne widoki, możliwość nocowania na dziko, cisza i spokój.

Znów na Półwyspie Rodonit

Już od paru lat na sam Półwysep Rodonit dojechać można asfaltową drogą. Jest dość wąska i kręta, ale przy zachowaniu odpowiedniej ostrożności powinna dawać 100% satysfakcji i przyjemności z jazdy. Jedynie tuż za miejscowością Fushë-Draçi, z której jedzie się bezpośrednio na Rodonit, asfalt został nieco podmyty i są sporych wielkości wyrwy. Wolno bo wolno, ale da się pokonać ten odcinek. Dalej czekają na Was już tylko piękne widoki. W sierpniu towarzyszy nam zachód słońca. Tym razem trafiamy na opuszczony szlaban na wjeździe na sam kraniec półwyspu. Płacimy obłędną kwotę 100 leków (3 zł) za samochód i możemy jechać dalej. Gdy docieramy na polankę obok kościoła, gdzie nocowaliśmy 3 lata temu, zastanawiamy się, czemu nie widzimy żadnych rozbitych namiotów, zaparkowanych camperów itd. Za ostatnim razem był tu spory tłok. Mimo pewnych wątpliwości rozstawiamy nasze obozowisko. W międzyczasie widzimy, jak nadjeżdżają dwa auta terenowe. Marek pod nosem się śmieje, że to na pewno Polacy. Takie stwierdzenie nie było bezpodstawne, gdyż w ostatnim czasie widywaliśmy w Albanii Polaków jeżdżących głównie terenówkami. Po chwili okazało się, że i w tym przypadku tak było. Zanim jednak poznamy naszych rodaków idziemy na plażę.

Półwysep Rodonit

Zmiany, zmiany, zmiany i ognisko pełne opowieści

W trakcie spaceru na plażę dostrzegamy kilka zmian, jakie w ciągu ostatnich lat zaszły na Półwyspie Rodonit. Przede wszystkim postawiono tam toalety, jest również prysznic ze słodką wodą. Co więcej plaża oraz teren, na którym obozujemy, są sprzątane. Pewne wątpliwości budzi w nas fakt, że ekipa zajmująca się ich uporządkowywaniem wywozi na taczkach śmieci do lasu. Zapewne nie znikają tam w magiczny sposób, a są po prostu zakopywane, ale może z czasem Albańczycy dojdą do tego, że należy je jednak wywozić na wysypisko. Niemniej okolica jest czysta i zadbana. Kiedy Marek idzie pływać, ja zasiadam na plaży w towarzystwie Vranaca ProCorde i kontempluję widoki. W międzyczasie na plaży pojawia się dwójka Polaków z terenówkowej ekipy, jak się okazuje ojciec z córką i po chwili razem z Markiem taplają się w morzu. Mnie jednak dużo bardziej absorbuje para młoda, która robi sobie jakąś wymyślną sesję zdjęciową na plaży.  Później z poznanymi przez Marka Polakami oraz resztą ich ekipy z Wrocławia spędzamy większość wieczora, przy płonącym ognisku, opowiadając sobie nawzajem o podróżach tych bliższych i dalszych.

Spacer, żółwie, widoki

Wieczór na Półwyspie Rodonit był wyjątkowo zimny. Musieliśmy poubierać na siebie większość naszych ciepłych ubrań. Natomiast rankiem znów temperatura przypomniała nam o tym, że jest środek lata. Zaduch w namiocie, palące słońce i ani grama cienia. Bez zbędnych rozważań po prostu mkniemy na plażę i zanurzamy się w chłodnych wodach morza. Czysta przyjemność – tylko my i albańska przyroda. Około godziny 8 na plaży nie było jeszcze nikogo, więc mieliśmy ją tylko dla siebie. Jednak musimy powoli wyruszać w dalszą drogę. Zanim jednak opuścimy nasze ulubione miejsce noclegowe w Albanii, Marek wypuszcza drona i zaliczamy spacer w stronę ruin twierdzy. W drodze powrotnej do auta, trafiamy na żółwia, który niespiesznie przechodził przez drogę. Postanawiam mu nieco pomóc i przenoszę go do cienia. Żółwiowi chyba się to spodobało, bo natychmiast się w nich zaszył. Przynajmniej jest szansa, że choć tego dnia nikt go nie przejechał.

Półwysep Rodonit

Półwysep Rodonit

Półwysep Rodonit

Półwysep Rodonit

Półwysep Rodonit

dsc03168

dsc03174

„Niewiele osób wraca w te same miejsca.”

Takie zdanie powiedziałam do Marka, gdy ten zastanawiał się, dlaczego na Półwyspie spotkaliśmy tak mało obozujących osób. Cóż, prawda jest taka, że naprawdę nie ma zbyt wielu ludzi, którzy podobnie jak i my, odwiedza dość regularnie te same miejsca, kraje lub regiony. Więc ci, którzy już raz tam byli, zapewne wybierają się później gdzieś indziej. Sam Półwysep nie leży również na szlaku wycieczek zorganizowanych, a także wielu turystów indywidualnych go raczej omija, bo jest „nie po drodze”, czyt. nieco na uboczu względem głównych tras przelotowych. Z tego też powodu nie został jeszcze zadeptany, a pojedyncze zmiany, jakie tam zaszły, są dość kosmetyczne. Ułatwiają życie ale nie zmieniają charakteru tego miejsca. No dobrze, ale zapytacie się nas: „Czemu wciąż tam wracacie?” Przede wszystkim wiemy, że zawsze możemy liczyć tam na dogodne miejsce noclegowe. Z rozbiciem namiotu nie ma tam bowiem najmniejszego problemu. Dodatkowo na Półwyspie Rodonit jest po prostu pięknie i można się tam nieco odciąć od cywilizacji. A czy nie tego czasami szukamy podczas wakacji?

Rodonit z lotu drona

Od dłuższego czasu chcieliśmy tam pojechać z dronem, gdyż byliśmy pewni, iż Półwysep Rodonit zaprezentuje się w pełnej krasie. I się nie zawiedliśmy. O ile z perspektywy gruntu wygląda imponująco, to z lotu ptaka tudzież drona robi jeszcze większe wrażenie. Zresztą przekonajcie się sami, oglądając zebrany tam materiał filmowy.

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Post Na Półwyspie Rodonit – tu czas płynie inaczej pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/polwyspie-rodonit-czas-plynie-inaczej/feed/ 10 8099
Nasze najwspanialsze, bałkańskie noclegi na dziko http://balkany.ateamit.pl/nasze-najwspanialsze-balkanskie-noclegi-na-dziko/ http://balkany.ateamit.pl/nasze-najwspanialsze-balkanskie-noclegi-na-dziko/#comments Wed, 14 Oct 2015 09:16:26 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=3958 Zapraszamy Was na zestawienie naszych najwspanialszych noclegów na dziko, które najmocniej zapadły nam w pamięć.

Post Nasze najwspanialsze, bałkańskie noclegi na dziko pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Nie jest żadną tajemnicą, że nasze wyjazdy staramy się organizować jak najbardziej niskobudżetowo. Oczywiście, jeżdżąc autem w pewien sposób sobie to utrudniamy, bo Kianka musi coś jeść, a benzyna swoje kosztuje. Dlatego też oszczędzamy na innych aspektach naszych podróży, w tym przede wszystkim na noclegach. Wyruszając na Bałkany latem z góry zakładamy, że będziemy nocować głównie na dziko, od czasu do czasu odwiedzając campingi (zdarzają się również bezpłatne pola namiotowe), żeby zażyć na nich normalnej kąpieli i podładować liczne sprzęty elektroniczne. Naszą świecką tradycją stało się to, że za każdym razem gdy poszukujemy miejsca noclegowego na dziko, przy okazji odkrywamy jakieś wspaniałe, widokowe i powalające na kolana miejsce. Poniższe zestawienie prezentuje nasze najciekawsze i najczęściej przez nas wspominane noclegi.

1. Nad Boką Kotorską (Czarnogóra)

Był kwiecień 2012, od ponad tygodnia przemierzaliśmy Bałkany. Ja po dwóch latach powróciłam nad Zatokę Kotorską, która uraczyła nas piękną, słoneczną pogodą. Wieczór postanowiliśmy spędzić w górach, w paśmie Lovocen, skąd rozciąga się piękny widok na Kotor oraz Zatokę Herceg Novi. Idealne wprost miejsce na nocleg znaleźliśmy przy jednym z 27 zakrętów. Choć nie dało się robić namiotu, a w zatoczce, w której zaparkowaliśmy Kiankę było trochę śmieci, to widok na okolicę był wprost powalający.

Boka Kotorska

2. Ksamil i jego półwysep (Albania)

O Ksamilu pisałam kilkakrotnie, jako o miejscowości bardzo często wybieranej przez turystów, w szczególności tych z Polski. Nam udało się spędzić tam naprawdę miły czas, bez towarzystwa tłumów. Jak? Nocowaliśmy na niewielkim półwyspie, porośniętym oliwnym gajem, położonym na zachód od samego Ksamilu. I choć codziennie budził nas donośny koncert cykad i nie było tam dogodnego wejścia do morza (sporo skał), to i tak widoki oraz błoga cisza (no nie zawsze, bo w nocy czas umilały nam polskie i albańskie dyskoteki) oraz spokój były tym, czego w sezonie nie zakosztowalibyśmy w samym Ksamilu.

Ksamil

3. Multi-kulti Radomire (Albania)

Albania zaskakiwała nas nie raz. Sporym i miłym zaskoczeniem był na przykład pobyt w Radomire. Z miejscowości tej startują szlaki na Maja e Korabit (najwyższy szczyt Albanii). Wioska położona z dala od głównej, przelotowej drogi wróżyła ewentualne problemy z komunikowaniem się z miejscowymi. Jednak z racji odbywającego się tam od prawie tygodnia wesela, do Radomire zjechali Albańczycy z różnych stron świata, którzy za pracą wyprowadzili się z ojczyzny. Efekt? Nie dość, że bez problemu mogliśmy się porozumieć, to jeszcze dowiedzieliśmy się, gdzie możemy rozbić namiot. Choć może samo miejsce noclegowe nie było super widokowe, to bardzo mile je wspominamy. No i ten szmer potoków, który tuliła nas do snu oraz droga mleczna tuż nad naszymi głowami. Bajka!

Radomire

4. Półwysep Rodonit (Albania)

Teoretycznie wjazd na sam kraniec półwyspu, gdzie znajduje się miejsce na rozbicie namiotu, źródełko z wodą, cerkiewka, plaża oraz rozliczne bunkry jest płatne. Ale jeśli w sezonie przyjedziemy wczesnym rankiem lub po południu, to nie będziemy musieli uiszczać opłaty, a poza sezonem problem ten w ogóle znika. Nocleg w tym miejscu pod wieloma względami jest świetny – dostęp do słodkiej wody, dostęp do kąpieliska oraz możliwość pospacerowania po okolicy, np. do zrekonstruowanych ruin zamku. Tak bardzo polubiliśmy Rodonit, że 1 stycznia 2015 założyliśmy tam geocachingową skrytkę. W 2016 roku za wjazd na teren półwyspu zapłaciliśmy całe 100 leków (3 zł). Dodatkowo okazało się, że na miejscu zrobiono toalety (darmowe), sama plaża jest sprzątana i znajdują się na niej leżaki oraz parasole do wynajęcia.

Rodonit

5. Z widokiem na Meteory (Grecja)

W 2012 roku na chwilę „wyskoczyliśmy” z Albanii do Grecji, by odwiedzić Meteory. Niestety ceny panujące w tym kraju z lekka nas poraziły. W efekcie nawet gdybyśmy chcieli, to i tak nie zdecydowalibyśmy się na nocleg w hotelu/hostelu/pensjonacie. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Dziki, samochodowy nocleg znaleźliśmy nieopodal Kalampaki, nad rzeką Potamos. Widok na skały, które skrywają monastyry zapadł nam na długo w pamięć.

Meteory

6. Pomiędzy Sarandą a Ksamilem (Albania)

W 2012 roku odwiedziliśmy Bałkany poza sezonem (kwiecień i fragment maja). Dawało nam to dużo większą swobodę w trakcie poszukiwań dzikich miejscówek noclegowych. Tak też było w przypadku noclegu, jaki znaleźliśmy pomiędzy Sarandą a Ksamilem, obok niewielkiej, skalistej i pełnej jeżowców zatoczki. Mieliśmy stamtąd piękny widok na Sarandę, nad którą w nocy rozbłyskiwały sztuczne ognie.

Albania

7. Kruja z lotu ptaka (Albania)

Nad Krują znajduje się wzgórze Sarisalltikut, z którego rozciąga się podobno widok na prawie pół Albanii. Rzeczywiście widać stamtąd Tiranę, okolice Shkodry czy okoliczne, rozliczne wyższe i niższe góry. Samą Kruję można podziwiać niemalże jak z lotu ptaka. Na wzgórzu Sarisalltikut mieliśmy okazję nocować w 2012. Kianka, parking, rozłożone na płasko siedzenia i hotel nam nie był potrzebny.

Kruja

8. Z Dubrovnikiem u stóp (Chorwacja)

Był to nocleg typu: nie próbujcie tego sami, w szczególności w sezonie. Generalnie w Chorwacji jest prawny zakaz nocowania na dziko, jednak w 2012 byliśmy tam w kwietniu, więc na szczęście dla nas nie było nikogo, kto mógłby się nas przyczepić. Nocleg z widokiem na Dubrovnik znaleźliśmy obok wzgórza Srd, na sporym wypłaszczeniu, które jak mniemamy było czymś w rodzaju parkingu. Choć całą noc niemiłosiernie wiało, Kianką telepało na wszystkie strony i pogoda była raczej niezbyt dla nas łaskawa, to nocny widok na rozświetlony Dubrovnik wart był wszystkiego.

Dubrovnik

9. Wśród Melnickich i Rożeńskich piramid (Bułgaria)

Polana poniżej Rożeńskiego Monastyru jest znana przez podróżników i górołazów, którzy kręcą się w tym rejonie Bułgarii. Na niewielkim stoku, obok opuszczonego kościoła, przy którym znajduje się źródełko z wodą, jest wyjątkowo dogodnym miejscem noclegowym. Miałam okazję być tam dwukrotnie i za każdym razem było tam po prostu świetnie.

Rożen

10. Przy Trasie Transfogaraskiej (Rumunia)

Niewątpliwie Rumunia jest idealnym krajem do nocowania na dziko. Sami Rumunii uwielbiają obozować w różnych bardziej lub mniej widokowych miejscach. Jednym z nich jest Trasa Transfogaraska, wzdłuż której rozbitych jest wiele namiotów. Nie ma się co dziwić – miejsca na obozowiska są wprost idealne – niewielkie, trawiaste niecki przy potokach lub po prostu spore polany. My nocowaliśmy nad potoczkiem, po południowej stronie trasy. Jeden z lepszych i bardziej komfortowych noclegów na dziko.

Trasa Transfogaraska

11. Przy Transaplinie (Rumunia)

Druga co do popularności trasa samochodowa w Rumunii. O ile w wyższych partiach drogi nocować nie można, o tyle niżej znaleźć można wiele miejscówek noclegowych. Największą popularnością cieszy się dolina potoku Lotru, wzdłuż której latem obozowało naprawdę sporo osób, głównie jednak z Rumunii. Nawet po ciemku zdołaliśmy znaleźć dogodne miejsce noclegowe.

Transalpina

12. Z widokiem na Herceg Novi (Czarnogóra)

Był to nasz pierwszy nocleg w 2012 roku w Czarnogórze. Mieliśmy trochę przygód w trakcie jego poszukiwań, np. wjechaliśmy na drogę, która zamieniła się w rwący potok. Miejsce noclegowe znaleźliśmy przy drodze, z której rozciągał się przepiękny widok na Herceg Novi i przylegającą do niego zatokę. Choć nocowaliśmy w aucie, to do tej pory wspominam z lekkim rozrzewnieniem zachód słońca, jaki mogliśmy stamtąd podziwiać.

Herceg Novi

13. Obok gorących źródeł i ujścia kanionu Lengarica (Albania)

Pierwszy raz w tej okolicy byliśmy w 2014 roku, jednak wtedy nie zdecydowaliśmy się na nocleg w tym miejscu, choć obozowało tam wtedy kilka ekip z terenówkami. Gdy wróciliśmy tam w 2016 roku okazało się, że nie ma nikogo, kto by chciał tam spać pod namiotami. Przez chwilę nawet zastanawialiśmy się, czy może pojawił się jakiś zakaz w tym temacie. Jednak dość szybko nasze wątpliwości rozwiał Eni – lokalny przewodnik. Nasze obozowisko rozstawiliśmy w pewnym oddaleniu od kamiennego mostu, w miejscu gdzie rośnie trochę krzewów. Rano zostaliśmy jedynie poproszeni przez parkingowego o uiszczenie opłaty za postój, która wynosiła całe 4,50 zł.

Lengerica

14. Powyżej Kratova (Macedonia)

Kratovo jest jednym z rzadziej odwiedzanych i mało docenianych miejsc w Macedonii. Jednak to urokliwe miasto, położone w kraterze wygasłego wulkanu, potrafi rozkochać w sobie od pierwszego wejrzenia. My jednak nie zdecydowaliśmy się na nocleg w samym Kratovie, a udaliśmy się powyżej niego, by rozbić obozowisko pośród malowniczych, trawiastych wzgórz, tuż obok szosy wiodącej do Gorno Kratovo.

Kratovo

15. W parku w Star Dojran nad Jeziorem Dojran (Macedonia)

Ten nocleg może nie do końca zasługuje na miano najwspanialszego, ale na miano najdziwniejszego na pewno. Mieliśmy bowiem spore problemu ze znalezieniem campingu lub jakiegokolwiek sensownego miejsca na rozbicie się w okolicach Star Dojran. Jednak okazało się, że sporo osób obozuje w niewielkim parku na końcu promenady wiodącej wzdłuż brzegu jeziora. Niewiele myśląc zdecydowaliśmy się pójść w ich ślady. Nie był to nocleg idealny, gdyż w nocy obok nas usadowiła się dość głośna, imprezująca ekipa, ale przynajmniej była to opcja w 100% darmowa.

Star Dojran

16. Przy Krupie na Vrbasu (Bośnia i Hercegowina)

O tym, że przy potoku można przenocować, dowiedzieliśmy się od właściciela knajpki znajdującej się powyżej parkingu obok Krupy na Vrbasu. Po drugiej rzeki znajduje się całkiem przyjemna, niewielka polana. Miejsce wydawałoby się idealne. My mieliśmy małego pecha, bo tego dnia, w jednym z domów, imprezowa ekipa postanowiła rozkręcić imprezę, która trwała przez całą noc. Pod tym kątem na pewno ten nocleg do idealnych nie należał, ale jeśli nie przyjedziecie tam w sobotę, to macie szansę, że do snu będzie Was kołysać szum wodospadów, a nie dyskotekowe bity.

Krupa na Vrbasu

17. Nocleg przy szosie P14 (Czarnogóra)

Szosa P14 wiedzie m.in. przez Park Narodowy Durmitor, gdzie niestety jest całkowity zakaz obozowania na dziko poza wyznaczonymi miejscami. My, jadąc od strony miejscowości Trsa postanowiliśmy rozbić obozowisko na jednej z rozległych polan, wśród niesamowicie ukształtowanego terenu. O jego różnorodności dowiedzieliśmy się rano, bo namiot stawialiśmy w całkowitej ciemności. Miejsce, w którym zdecydowaliśmy się zatrzymać, nie było objęte ochroną parku narodowego.

18. Plaża Velipoji (Albania)

Velipoja to nadmorski kurort położony tuż przy granicy z Czarnogórą. Kawałek na południe od miasta dalej ciągnie się piaszczysta plaża. Im bliżej wydmy oddzielającej tę okolicę od miasta Shengjin, tym robi się nieco mniej tłoczno i bardziej dziko. Tam postanowiliśmy przenocować w sierpniu 2016 roku. Wspaniały zachód słońca, praktycznie brak innych ludzi i… świnie sprzątające plaże. Czy można chcieć więcej?? 😉

Velipoja plaża

19. W porcie promowym w Komani (Albania)

Ten nocleg nie do końca był dzikim noclegiem, bo namiot robiliśmy na… deskach hotelowego tarasu, znajdującego się w przystani promowej w Komani. Nocleg ten mieliśmy w pełni darmowy, trochę wietrzny, ale bez wątpienia widokowy i najdziwniejszy ze wszystkich, jakie kiedykolwiek mieliśmy.

20. W Górach Sinjajevina (Czarnogóra)

W górach Sinjajevina byłam trzykrotnie – dwa razy podczas wyprawy z Tomaszem w 2010 r. oraz raz z Markiem w trakcie sierpniowej wizyty na Bałkanach w 2017 r. Wtedy też udało nam się dotrzeć na rowerach do kościółka w Rużicy, natomiast nocleg zorganizowaliśmy sobie przy innym kościele, do którego mogliśmy bez większych przeszkód dojechać Kianką. Widoki tak czy inaczej były zniewalające. Nie wiem tylko dlaczego, ale nie zrobiliśmy żadnej foty, na której byłby rozbity namiot.

21. U podnóża Gór Prenj, między Jeziorem Boracko a Mostarem (Bośnia i Hercegowina)

Cudowne tereny na dziki nocleg znajdziecie przy szutrowej drodze nr R435a, która przebiega u podnóża gór Prenj, łączącej okolice Jeziora Boracko z okolicami Mostaru. Świetne tereny są także przy szosie z Nevesinje. Rozległe łąki usiane kamieniami, niewielkie wzniesienia i fenomenalne widoki. Czego chcieć więcej??

22. Nad Jeziorem Blidinje (Bośnia i Hercegowina)

Po raz pierwszy w Blidinje byliśmy w grudniu 2017 i już wtedy wiedzieliśmy, że musimy tam wrócić. Okazja nadarzyła się w trakcie majówki 2018. Wpadliśmy tam tylko na chwilę, głównie na nocleg. Miejsce na biwak znaleźliśmy przy południowym brzegu jeziora. Można tam dojechać bitą, szutrową drogą, która wiedzie do stojących nieopodal chałup (w kwietniu nikogo tam nie było). W nocy mieliśmy żabi koncert oraz dość niskie temperatury, za to poranne widoki zrekompensowały te drobne niedogodności.

Blidinje

Blidinje

23. Przy schronie Glavaš (Chorwacja)

Podczas majówki 2018 planowaliśmy zdobyć najwyższy szczyt Chorwacji, czyli Dinarę. Oczywiście udało nam się na niego wdrapać, natomiast naszą bazą wypadową na trekking był schron Glavaš. A raczej nie sam schron, a jego okolice. I musimy przyznać, że to wymarzone miejsce na nocleg. Jest stół i łatwy, studnia, z której można nabrać wody do mycia, sporo równego, trawiastego placu do zaparkowania auta czy postawienia namiotu. Szlak na Dinarę wychodzi bezpośrednio ze schronu, więc z samego rana wystarczy tylko wstać, ogarnąć się i wyruszyć w góry.

Glavaš

Glavaš

24.  Przy twierdzy Goražda (Czarnogóra)

Nocleg powyżej Kotoru już jest na tej liście, ale obozowanie przy twierdzy Goražda będzie dużo bardziej dogodne, niż przy szosie P1. Do fortu dojechać można asfaltową, wąską szosą. My zaparkowaliśmy Logana z namiotem w pewnym oddaleniu od budowli, jednak naszym zdaniem (po porannym spacerze), najlepiej obozować w bliskim sąsiedztwie głównego wejścia do niej. Jest tam więcej równego placu, a i widoki są rozleglejsze. Choć na panoramę rozciągającą się po przebudzeniu w namiocie dachowym też nie mogliśmy narzekać. Zresztą, przekonajcie się sami, jak jest tam pięknie.

Goražda Kotor

Goražda Kotor

25. Bukumirsko Jezero (Czarnogóra)

Bukumirsko Jezero zachwyciło nas zanim do niego dotarliśmy. A wszystko za sprawą niesamowicie widokowej szosy, jaka do niego wiedzie, a która odbija z innej widokowej drogi (nr 4 wokół regionu Korita). Samo jezioro nie należy do największych, ale za to ma malownicze położenie. Na początku maja na otaczających go szczytach leżało sporo śniegu. Nad brzegiem jeziora znaleźć można stół i dwie ławy, są też tablice informacyjne. To także dobra baza wypadowa na trekking po Kučkiej planinie. Od głównej, asfaltowej szosy nad jezioro odchodzi szutrowa droga, którą bez problemu pokonają auta osobowe.

Bukumirsko Jezero

Bukumirsko Jezero

Bałkańskie noclegi na dziko – garść uwag

Wymienione powyżej bałkańskie noclegi na dziko tylko w niewielkim procencie nadają się do nocowania w sezonie, choć w przypadku Albanii okazuje się, że znacząca większość z nich nawet w lipcu i w sierpniu nie jest w ogóle okupowana przez innych obozowiczów. Planując niskobudżetowy wypad na Bałkany możecie rozważyć nocowanie na dziko, jako sposób na zaoszczędzenie pieniędzy. Pamiętajcie jednak, by kierować się zdrowym rozsądkiem i obozować w takich miejscach, w których na pewno nie będziecie nikomu przeszkadzać, ewentualnie zapytacie się kogoś o zgodę. Zazwyczaj z jej uzyskaniem nie ma najmniejszego problemu.

Wszystkie noclegi znajdziecie na poniższej mapie.

Zapisz

Post Nasze najwspanialsze, bałkańskie noclegi na dziko pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/nasze-najwspanialsze-balkanskie-noclegi-na-dziko/feed/ 35 3958
BST 2014/15. Część 7 – z wiosennej Albanii do zimowej Macedonii http://balkany.ateamit.pl/bst-201415-czesc-7-z-wiosennej-albanii-do-zimowej-macedonii/ http://balkany.ateamit.pl/bst-201415-czesc-7-z-wiosennej-albanii-do-zimowej-macedonii/#comments Tue, 02 Jun 2015 15:29:14 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=4233 Pierwszego dnia nowego, 2015 roku wyruszyliśmy w drogę z Albanii do Macedonii. Nie wiedzieliśmy jednak, że czekają nas dość ciekawe przygody, jak choćby posądzenie o przemyt narkotyków oraz atak zimy dekady.

Post BST 2014/15. Część 7 – z wiosennej Albanii do zimowej Macedonii pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
1 stycznia 2015 – czyli pierwszy dzień nowego roku

Pobudka w nowym, 2015 roku jest słoneczna i dość rześka (w nocy wyłączyliśmy klimatyzację). Na zewnątrz jest pięknie, choć aura nieco bardziej przypomina wiosnę niż środek zimy. Zabieramy się za pakowanie naszego majdanu, przy okazji próbując doczyścić nasze rzeczy z syropu z baklavy, który zalał również pół pokoju. Nauczka na przyszłość – po zakupie baklavy należy zjeść ją natychmiast, a nie zanosić w pojemniczku do hotelu, bo może się to skończyć cukrową katastrofą. Po spakowaniu i zrobieniu pamiątkowych zdjęć na balkonie oraz przed hotelem, wyruszamy w drogę do Macedonii.

Poranny widok z okna

Tak było ciepło, że nawet na te kilka sekund mogliśmy wyskoczyć na balkon w t-shirtach 😉

Durres

Pożegnanie z Durres

Durres

Zanim jednak przekroczymy granicę, chcemy odwiedzić miejsce, które dwa lata wcześniej wyjątkowo przypadło nam do gustu. Chodzi o Półwysep Rodonit, znajdujący się na północ od Durres. Dotrzeć do niego można skręcając bezpośrednio z autostrady do Tirany. Po wskazówki zajrzyjcie do poniżej mapki:

Jedziemy przez stosunkowo puste miejscowości. Oprócz tego, że jest dość wcześnie, to 1 stycznia również w Albanii jest dniem wolnym, stanowiącym odpoczynek po nocnym, sylwestrowym imprezowaniu czy biesiadowaniu w gronie rodziny i przyjaciół. Na Rodonit jedziemy jak po sznurku, aż w końcu docieramy do miejsca, w którym droga wije się po grzbietach niewielkich wzgórz. Roztacza się stamtąd widok na morze oraz ośnieżone góry, które stanowią osobliwy kontrast dla porastającej wzniesienia brązowawej, suchej trawy. Sakramencko wieje, ale dzięki temu na morzu tworzą się piękne, spienione i dość wysokie fale. Spokojny zazwyczaj Adriatyk, pokazuje wtedy swoje nieco bardziej dynamiczne oblicze. Gdy zatrzymujemy się na jednym z wyższych wzgórz, ja nie jestem w stanie wysiąść z Kianki, gdyż wiatr uniemożliwia mi otwarcie drzwi. Próbę sił wygrywa wiatr, a ja zostaję w bujającym się na boki aucie.

W drodze na Półwysep Rodonit

Rodonit

Rodonit

Po niezbyt długiej jeździe docieramy na sam koniec półwyspu – do miejsca, w którym w 2013 roku nocowaliśmy, gdzie znajduje się niewielka, lecz urokliwa cerkiew. Po wyjściu z samochodu, dopada nas wiatr, wciskający wszędzie słoną, morską wodę oraz piach. Ja po pięciu minutach absolutnie nic nie widzę przez okulary, na których zebrała się warstwa soli. Chroniąc aparaty staramy się uwiecznić żywiołową tego dnia przyrodę, która wyjątkowo urokliwie wyglądała w tej odsłonie. Szum fal miesza się z wyciem wiatru; słońce przyświeca; groźne, ośnieżone szczyty gór przyglądają nam się z oddali, a szalone fale starają się nas dosięgnąć swymi jęzorami. Spacer wzdłuż plaży kończymy założeniem nieopodal cerkwi kesza. Niestety, mimo starań i dobrego maskowania już miesiąc temu (czyli pod koniec kwietnia 2015) otrzymałam informację, że skrytka dostała nóg i zniknęła. Jest mi o tyle przykro, że w jej przygotowanie włożyłam sporo pracy i energii. Była opisana po polsku i po angielsku z informacją, czym jest i dlaczego należy ją zostawić w świętym spokoju. Do tego znajdowały się w niej pocztówki z Kielc oraz TravelBug, który również do kogoś należał i teraz już raczej nie wyruszy w dalszą podróż. Niemniej jednak, ekipa, która odkryła brak skrytki zamontowała w tym samym miejscu kesza zastępczego, który został niedawno odnaleziony przez innego geocachera. Zatem jeśli będziecie w Albanii, a geocaching jest czymś, co umila Wam podróż, to zajrzyjcie również na Rodonit.

Mocno wzburzony Adriatyk

Rodonit

Rodonit

Rodonit

Po pobycie na plaży decydujemy się przejść jeszcze w stronę ruin (a raczej rekonstrukcji) zamku. Po drodze mijamy spore stado owiec, które pasie się w okolicy okazałych bunkrów (zresztą w jednym z nich miały zrobioną zagrodę). Jest wśród nich sporo małych, rozbeczanych jagniątek, które nie są chyba zachwycone huraganowym wiatrem. Nie schodzimy do samego zamku, lecz zostajemy nieco wyżej, próbując utrzymać się na nogach w trakcie robienia zdjęć. Zachowanie równowagi okazuje się nie być sprawą oczywistą.

Owcze bunkry

Rodonit

Troszeczkę wiało

ruda

Ostatnie spojrzenie na Półwysep Rodonit

Rodonit

Żegnamy się z Rodonitem i wyruszamy w drogę do Macedonii. Najpierw wracamy na autostradę, którą docieramy do Tirany. Tam, kierujemy się do Elbasanu, do którego szybko mkniemy przez tunel.

Tirana dobrze nam życzy na nowy rok

Tirana

Piramida jak zwykle okupowana

Tirana

Dalej, nieco bardziej górską drogą jedziemy w stronę przejścia granicznego Qafë Thanë/Kjafasan, które znajduje się powyżej Jeziora Ochrydzkiego. Planujemy spędzić nad jeziorem chwilę, zwiedzając miejsca, w których nas jeszcze nie było. Im jednak jesteśmy bliżej Macedonii, tym robi się bardziej zimowo. Przed skrętem na przejście graniczne trafiamy na naprawdę spore zaspy oraz tira, który utknął w śniegu na amen. Na granicy jest równie wesoło, bo na środku albańskiej części również utknęła sporej wielkości ciężarówka i auta nadjeżdżające od strony Macedonii nie bardzo miały ją jak objechać. Zima w pełni!

Takie widoczki towarzyszyły nam w drodze do Macedonii

Albania

Albania

Albania

Kiedy przychodzi nasza pora przekraczania granicy, strażniczy dziwnie nam się przyglądają po czym każą zjechać na bok w celu „Auto Control”. Niestety nie wiemy kompletnie, gdzie mamy się udać. Dopiero po chwili, ktoś wskazuje nam spory hangar, znajdujący się po lewej stronie albańskiego przejścia. Gdy tam trafiamy, widzimy, jak przeszukiwane jest bułgarskie auto. W hangarze siedzi, a raczej skacze wyjątkowo aktywny pies, który na nasz widok usiłuje wyrwać się ze swojej smyczy. Kiedy Bułgarzy odjeżdżają, pogranicznicy zaczynają rozbebeszanie naszego auta. Wcześniej jednak pies, który jak szybko się zorientowałam miał znaleźć narkotyki, obwąchał nasze bagaże i wnętrze Kianki. Oczywiście niczego nie znalazł. Później wszystkie nasze graty zostały wyciągnięte z samochodu, a pogranicznicy zaczęli oglądanie kiankowego wnętrza. Następnie Kianka została podniesiona ku górze, a my mogliśmy w spokoju kontemplować jej zawieszenie oraz koła. Napisałam „w spokoju”? A nie, przepraszam, to spore niedomówienie. My byliśmy już mocno wkurzeni, bo traciliśmy bezsensownie czas, a do tego zachód słońca, który chcieliśmy spędzić nad jeziorem, właśnie nam zachodził (ach te uroki krótkich, zimowych dni). W międzyczasie, w trakcie tej jakże urokliwej kontroli padały jeszcze pytania z cyklu: a kim my dla siebie jesteśmy? (w końcu mamy dwa różne nazwiska), a gdzie byliśmy i co robiliśmy. Kiedy ta farsa ma się ku końcowi, pogranicznik gadający trochę po angielsku (bo drugi ni w ząb nie był komunikatywny w jakimkolwiek, poza albańskim języku) stwierdził: „Mr Marek auto control 3 hours. We didn’t… (i tu wskazał na migi na to, że powinni jeszcze zdjąć opony i sprawdzić, czy czegoś nie ma w ich wnętrzu). So I want to go for a coffee.” W tym momencie poirytowanie Marka znacząco wzrosło, bo gość ewidentnie chciał w łapę za to, że przeszukiwał nas tylko godzinę, a nie trzy. Mój zwykle spokojny mężczyzna stwierdza „Ja też bym poszedł na kawę!”, po czym oboje wsiadamy do auta i odjeżdżamy. Dodam tylko, że Marek nie cierpi kawy.

Niestety na wjeździe do Macedonii farsa trwa dalej. Tym razem jednak pogranicznicy bawią się z Markiem, który udał się do budki strażniczej, w zabawę „milion pytań w minutę”. A gdzie byliśmy, a skąd przyjechaliśmy, a gdzie jedziemy, ale gdzie byliśmy w Albanii, w którym hotelu, a ile dni byliśmy w Sarajewie, a dokąd się stamtąd udaliśmy, ale jak nazywał się nasz hotel w Durres, ile dni byliśmy w Sarajewie. I tak w kółko. Ostatecznie, łaskawie nas przepuszczają, ale dzięki temu do Macedonii wjeżdżamy, gdy zapada zmrok. Dodając do tego, że szybko się okazuje, iż wszystkie drogi w tym kraju są dość słabo przejezdne, to robi się nam jeszcze gorzej. Marek początkowo upiera się, by zjechać nad Jezioro Ochrydzkie. Ja uważam, że to zły pomysł. ale kto by się słuchał jakiejś baby. Efekt jest taki, że z ledwo odśnieżonej drogi musimy wyjeżdżać na wstecznym, gdyż jej dalszy fragment jest praktycznie nieprzejezdny.

Głodni i źli jedziemy do Strugi. Jednak i tam trafiamy na paraliż. Ulice są oblodzone, na poboczach leżą hałdy śniegu, piesi chodzą, a raczej usiłują chodzić po jezdniach. Dojeżdżamy do centrum, gdzie trafiamy na otwartą pizzerię. Nie wiele myśląc, szybko się w niej dekujemy. Wcześniej jednak musimy wyciągnąć kasę z bankomatu, by móc w ogóle zapłacić za jedzenie. We wnętrzu restauracji jest stosunkowo zimno, mimo postawionych dwóch gazowych piecyków. Pizza jest smaczna i pewnie chętnie byśmy dłużej posiedzieli, lecz musimy jeszcze dojechać do Skopje. Ze Strugi jedziemy w stronę Ochrydy, a następnie odbijamy na drogę E65. Asfalt jest niewidoczny spod warstwy śniegu, co nie nastraja optymistycznie, w szczególności, że jest to droga krajowa. Co chwilę widzimy stojące na poboczu tiry, które nie dały sobie rady z tymi warunkami. Dochodzimy do wniosku, że śnieg musiał spaść w przeciągu ostatnich dwóch dni i służby drogowe po prostu nie wyrabiały się z oczyszczaniem dróg. Kiedy tankujemy, podpytujemy się pracownika stacji, czy dojedziemy do Skopje. Twierdzi, że tak, lecz na pewno nie będzie to najszybsza podróż.

To zdjęcie nie ma żadnych walorów artystycznych, ale pokazuje, jak przyjemna zima zapanowała w Macedonii.

zima

Na szczęście, im bliżej macedońskiej stolicy, tym więcej pługów i piaskarek widzimy na trasie. A kiedy już w Gostivarze wskakujemy na autostradę, szybko pokonujemy odległość dzielącą nas od Skopje. Tam mieliśmy już zarezerwowany pokój w Hostelu Universe. O dziwo udało nam się tam trafić bez większych problemów. Na miejscu wita nas Goran – przesympatyczny młody właściciel, który zasypuje nas przeróżnymi cennymi wskazówkami oraz radami, co możemy robić w Skopje. Mimo zmęczenia uważnie słuchamy, ale przede wszystkim radujemy się z faktu, iż w pokoju jest kaloryfer, dzięki któremu panuje tam przyjemne ciepło. Inna sprawa, że w ogóle cieszymy się, że cali i zdrowi dotarliśmy do naszego dzisiejszego celu. Dawno nie widzieliśmy takiej zimy. Jak się szybko okaże, nie tylko my. Według Gorana był to największy atak zimy od  jakiś pięciu lat. No cóż, mamy zatem z Markiem niebywałe szczęście 😉

Post BST 2014/15. Część 7 – z wiosennej Albanii do zimowej Macedonii pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/bst-201415-czesc-7-z-wiosennej-albanii-do-zimowej-macedonii/feed/ 15 4233
Top 10 najbardziej widokowych miejsc w Albanii http://balkany.ateamit.pl/top-10-najbardziej-widokowych-miejsc-w-albanii/ http://balkany.ateamit.pl/top-10-najbardziej-widokowych-miejsc-w-albanii/#comments Mon, 20 Apr 2015 09:24:25 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=3961 Dokąd udać się w Albanii, by cieszyć się niezapomnianymi widokami? Podpowiadamy nasze typy.

Post Top 10 najbardziej widokowych miejsc w Albanii pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Jakiś czas temu, autor bloga Pan Horyzontu postawił mnie przed wyzwaniem stworzenia listy top 10 najciekawszych atrakcji turystycznych w Albanii. Jednak w trakcie tworzenia tej listy dość szybko się z Markiem przekonaliśmy, że nasze typy dotyczą miejsc, z których według nas roztaczają się jedne z najpiękniejszych widoków. Stąd też dzisiaj zapraszamy Was na naszą listę najbardziej widokowych miejsc w Albanii.

1. PÓŁWYSEP RODONIT

Naszym numerem jeden jest niewątpliwie Półwysep Rodonit, położony praktycznie w połowie linii brzegowej Albanii. Dojechać do niego możemy odbijając z autostrady łączącej Tiranę i Durres. Miejsce to odwiedziliśmy dwukrotnie – najpierw w sierpniu 2013, a później w styczniu 2015. Przede wszystkim na sam wierzchołek półwyspu prowadzi piękna, bardzo widokowa droga. Praktycznie co chwilę można się na niej zatrzymywać, by wyłapywać co ciekawsze ujęcia. Po dotarciu na sam kraniec Rodonitu, znajdujemy się obok cerkwi i miejsca, gdzie można rozbić namiot (o ile nie wieje huraganowy wiatr). Lecz najciekawszy widok rozciąga się ze ścieżki wiodącej do ruin zamku, wzdłuż stromych klifów. Na Rodonicie postanowiliśmy w tym roku stworzyć geocachingową skrytkę, aby pokazać to miejsce innym podróżnikom. I was też gorąco zachęcamy do odwiedzin na tym widokowym i pięknym półwyspie.

Rodonit

rodonit

2 PRZEŁĘCZ LLOGARA

Prędzej czy później każdy, kto podróżuje autem, na stopa czy autobusem trafia w to miejsce. Zasadniczo od przełęczy tej rozpoczyna się najbardziej widokowa część trasy wzdłuż albańskiego wybrzeża. Kiedy po raz pierwszy trafiliśmy na nią w 2012 roku, zachwytom nie było końca. Widok na Korfu (które widać przy dobrej widoczności), na góry mające po 2000m n.p.m., na Morze Jońskie.

Llogara

Llogara

3. TWIERDZA W BERACIE

Berat sam w sobie jest miejscem pięknym i chyba nie trzeba nikogo specjalnie namawiać, aby się tam udał. Według nas najlepszym punktem widokowym w tym mieście jest twierdza, górująca nad dzielnicą Tysiąca Okien. Naszym zdaniem rozciąga się stamtąd jedna z ciekawszych panoram w Albanii.

Berat

berat

4. WAROWNIA LEQURES

Saranda jako miasto może Wam się nie spodobać. Jednak widok z warowni górującej nad tą turystyczną destynacją na pewno przypadnie Wam do gustu. Panorama miasta połączona z górującym nad okolicą Korfu naprawdę robi wrażenie. Saranda

Saranda

5. ZAMEK ROZAFA

W okolicach Shkodry znajdziemy oczywiście wiele ciekawych punktów widokowych, ale dwa z nich znajdują się w bliskim sąsiedztwie. Pierwszy to oczywiście tytułowy zamek Rozafa, drugi zaś to niewielkie wzgórze na przeciwko niego (w stronę Szkodry). Z obu miejsc będziemy mogli cieszyć się piękną panoramą miasta, widokiem na Jezioro Szkoderskie czy Alpy Albańskie.Shkodra

Rozafa

6. DROGA DO BAJRAM CURRI

Ciężko wyznaczyć na tej trasie (droga SH5 i SH22) jedno, wyjątkowo widokowe miejsce. Zasadniczo cały czas towarzyszą nam piękne pejzaże i choć droga jest długa, pełna zakrętów, od których może zemdlić bardziej wrażliwe osoby, to jednak otoczenie rekompensuje wszelkie niewygody i trud związany z pokonaniem dystansu dzielącego Shkodrę od Bajram Curri. Warto!

albania

_DSC4797

7. DAJTI

Kiedy spaceruje się po Tiranie nie czuć, że to miasto jest aż tak duże. Dopiero nabranie dystansu i spojrzenie na albańską stolicę z góry, pozwalają dostrzec jej ogrom. Umożliwia nam to wzgórze Dajti, na które z Tirany poprowadzona jest kolej gondolowa. Niewątpliwie nasze doznania estetyczne będą tam mocno uzależnione od widoczności, która w bardzo upalne dni jest zazwyczaj dość słaba. Według nas warto się na Dajti udać w nocy (kolej jeździ do 22), by zobaczyć rozświetloną Tiranę. My niestety nie mieliśmy okazji, by doświadczyć tego na własnej skórze (a zasadniczo oczach), ale kto powiedział, że tam nie wrócimy?

Dajti

Dajti

8. ZAMEK PETRELE

Tuż obok Tirany odnajdziemy kolejny świetny punkt widokowy. Zamek Petrele, bo o nim mowa, choć sam w sobie jest urokliwy, to jednak widoki rozciągające się z jego okolic są dużo bardziej niż on imponujące. Najpiękniejsze jest to, że gdzie by nie spojrzeć, tam są góry.

Petrele

Petrele

9. SARISALLTIKUT

Wzgórze Sarisalltikut góruje nad samą Krują – miasteczkiem, które przyciąga wielu turystów, również tych w zorganizowanych wycieczkach. Jednak prawda jest taka, że większość z tych osób przespaceruje się po bazarku w Kruji, zajrzy do twierdzy i na tym zwiedzanie tych okolic się kończy. Jednak wjazd autem lub wejście na Sarisalltikut może dostarczyć nam nieco większych wrażeń, niż przechadzka po mieście. Z góry widać bowiem spory kawałek Albanii (podobno prawie połowę kraju, ale nie popadałabym w taką przesadę). Niemniej jednak będziemy mogli zobaczyć Tiranę, wybrzeże Adriatyku, oraz północną część kraju.

Kruja

Kruja

10. DURRES

To albańskie miasto jest dość często omijane przez turystów, gdyż na pierwszy rzut oka nie oferuje nic ciekawego ani ładnego. Dużo bloków, ogromnych apartamentowców, port. To wszystko jakoś nie zachęca. Jednak my przekonaliśmy się, że Durres może być nie tylko ciekawym miejscem do zwiedzania, ale ma też ukryty pejzażowy potencjał. Jeden z ciekawych punktów widokowych znajduje się na wzgórzu z antenami, nieopodal willi Zoga. Teren ten jest teoretycznie ogrodzony, ale raczej nikt nie będzie się przejmował Waszą obecnością tam, w szczególności, że patrząc po Instagramie miejscowi również chętnie odwiedzają to miejsce.

DSC03071

DSC03064


Zapisz

Post Top 10 najbardziej widokowych miejsc w Albanii pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/top-10-najbardziej-widokowych-miejsc-w-albanii/feed/ 13 3961
Naszych 15 najlepszych zdjęć z Albanii http://balkany.ateamit.pl/naszych-15-najlepszych-zdjec-z-albanii/ http://balkany.ateamit.pl/naszych-15-najlepszych-zdjec-z-albanii/#comments Tue, 03 Feb 2015 08:36:18 +0000 http://balkany.ateamit.pl/?p=3362 W jednym wpisie zebraliśmy nasze najlepsze zdjęcia, jakie udało nam się zrobić w trakcie kolejnych wyjazdów do Albanii.

Post Naszych 15 najlepszych zdjęć z Albanii pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
Ostatnio postanowiliśmy nieco pozmieniać naszą domową galerię foto i w tym celu przekopywaliśmy się przez bałkańskie, fotograficzne zbiory zebrane w ciągu ostatnich lat. Dość szybko okazało się, że potencjalnych zdjęć do wywołania mamy znacznie więcej niż miejsca na ścianach i choć mawia się, że od przybytku głowa nie boli, to nas z lekka rozbolała. Plusem tej sytuacji był pomysł, aby nasze najlepsze zdjęcie zebrać w jednym wpisie i choć w ten sposób je wyróżnić. Tak też narodził się poniższy zestaw fotografii.

2012 rok

Nasz pierwszy wyjazd do Albanii i nasze pierwsze zdjęcia z tego kraju. Do niektórych po prostu mamy sentyment, choć nie prezentują jakiś wybitnych walorów. Ot – mamy z nimi związanych wiele wspomnień.

Nad Krują

SONY DSC

Skalne Okno w Gjileke (Dhermi)

SONY DSC

Kwintesencja Albanii, obok Ksamilu

SONY DSC

Rok 2013

W Albanii byliśmy wtedy raptem kilka dni, więc i zdjęć nie przywieźliśmy za dużo. Jednak te dwa, wybrane przez nas zdjęcia, dobrze obrazują albański klimat.

Albania z przymrużeniem oka. Uchwycone we Vlorze

SONY DSC

Okołoburzowe Jezioro Shkoderskie

SONY DSC

Rok 2014 – sierpień

Niewątpliwie z tego wyjazdu przywieźliśmy najwięcej najlepszych fot. Przede wszystkim mieliśmy rewelacyjną pogodę, byliśmy we wspaniałych, widokowych miejscach i jak wariaci robiliśmy zdjęcia dwoma aparatami i dwoma kamerkami GoPro 😉

Dolina Valbony (to zdjęcie zdobi nasze mieszkanie)

_DSC4502

Pole kapusty w Kukaj

_DSC4682

Standardowe zdjęcie z Beratu. Ale jakże urokliwe!

_DSC5172

Plaża Gjipe została wyróżniona w tym zestawieniu dwoma zdjęciami, bo nie mogliśmy się zdecydować, które jest najlepsze. Niemniej jednak fota nr 1 doczekała się wywołania i wisi w naszej sypialni.

_DSC5395

_DSC5398

Ksamil – owszem jest turystyczny, zatłoczony i pełny Polaków. Ale potrafi też zauroczyć.

_DSC5575

Saranda to kolejny, albański kurort, który potrafi się spodobać nawet tym, którzy za kurortami nie przepadają.

_DSC5901

Rok 2014 – grudzień i 2015 – styczeń

Zimowa Albania okazała się być strzałem w dziesiątkę, choć śnieg spotkaliśmy dopiero wyjeżdżając z niej. Było mroźno, ale słonecznie i niesamowicie widokowo.

Sylwestrowy, wieczorny Durres.

image0364

Półwysep Rodonit i niespokojny Adriatyk (1.01.15)

image0379

W drodze do Macedonii. Pożegnalne, zimowe zdjęcie.

image0408

Post Naszych 15 najlepszych zdjęć z Albanii pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/naszych-15-najlepszych-zdjec-z-albanii/feed/ 19 3362
Bałkany 2013. Część 10 – ach te przeklęte góry! http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-czesc-10-ach-te-przeklete-gory/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-czesc-10-ach-te-przeklete-gory/#comments Mon, 14 Jul 2014 10:42:37 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=1563 Góry to góry i nie zawsze można przewidzieć, co planują zgotować turystom. Góry Prokletije postanowiły powitać nas nawałnicą.

Post Bałkany 2013. Część 10 – ach te przeklęte góry! pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
20 sierpień 2013

Skoro świt, czyli o godzinie 7 jesteśmy już na nogach. Słońce powoli zaczyna oświecać nasz mokry namiot, a temperatura panująca na zewnątrz robi się iście tropikalna. Po śniadaniu udajemy się na plażę, gdzie Marek chwile tapla się w wodzie, a ja usiłuję schować się przed słońcem.

Później wyruszamy wzdłuż brzegu by dotrzeć do ruin zamku. Niestety Półwysep Rodonit ma jeden zasadniczy feler. Otóż prądy morskie w tym rejonie jakoś tak działają, że wszystko, co pływa w morzu, ląduje właśnie tutaj. Zatem można skompletować sobie kilka par japonek lub innego plażowego obuwia, zebrać trochę materiału budowlanego lub usypać sporej wysokości górę z plastikowych butelek. Gorzej, że po tym całym śmietniku po prostu trzeba iść, bo cały brzeg wyścielony jest warstwą plastikowego badziewia. No niestety nie wygląda to zbyt dobrze…

Plaża i kąpielisko na Półwyspie Rodonit

Półwysep Rodonit

Gdy tak sobie wędrujemy, nagle plaża kończy się i choć widać już ruiny zamku, to postanawiamy dotrzeć do niego drogą lądową, a nie wodną, która zajęłaby nam znacznie więcej czasu. Wracamy zatem do obozowiska, po drodze zachodząc jeszcze do kościółka. Marek jednak zostaje stamtąd wyproszony, bo nie posiada na sobie koszulki. Idziemy zatem do namiotu, by Marek mógł przywdziać odpowiedni strój. Gdy docieramy do obozowiska okazuje się, że przeszło przez niego stado owiec, które wywlokło nasze śmieci i częściowo je skonsumowało. Polacy, obok których się ulokowaliśmy, próbowali jakoś przepędzić owce, ale te niezbyt się nimi przejmowali. Rozmawiamy z nimi o podróżowaniu po Albanii. Oni byli dopiero na początku swojej podróży, ale już zdążyli się przekonać czym jest styl jazdy po albańsku. Oprócz tego polecamy im odwiedzenie „naszej dzikiej plaży” – posiadali terenówkę, dzięki czemu zjazd do niej (a może przede wszystkim wyjazd) nie powinien być dla nich problematyczny.

Nasze obozowisko, kościółek i owce

Półwysep Rodonit

Wracamy w rejon kościółka, ale głównie po to, żeby się nieco opłukać. Woda jest wyjątkowo zimna, co w panującym upale jest prawdziwą rozkoszą. Kiedy już jesteśmy świeży, pachnący i odpowiednio ubrani, ruszamy do kościółka. Jego wnętrze jest skromne i zadbane. Ogólnie odwiedza go mnóstwo Albańczyków, którzy na Rodonit przybywają głównie by się pomodlić, a nie korzystać z plaży.

Kościółek vel cerkiew

Półwysep Rodonit

Rodonit

Po obfotografowaniu kościoła z każdej możliwej strony, idę do źródełka by napełnić puste butelki. Zaczepia mnie tam gość, który akurat czyni to, co ja mam dopiero w planach. Okazuje się być Polakiem spod okolic Bielska, podróżującym z żoną i dwiema córeczkami. Rozmawiamy o podróżach, górach itd. Kiedy mówimy mu (w międzyczasie dołączył do nas Marek), że planujemy dojechać do Thetu, stwierdza, że jego znajomi ze speleoklubu, którzy eksplorują tamtejsze jaskinie, mieli ostatnio trudności z dotarciem do tej wysokogórskiej miejscowości z powodu osuwisk skalnych. Nasz rozmówca zostaje zawezwany przez familię, a my natomiast zwijamy do końca nasze obozowisko. Później podjeżdżamy kawałek w stronę ruin zamku (należy skręcić w drogę obok budynku, w którym na noc zamykane są owce. Uwaga na psa!!). Porzucamy Kiankę w miejscu, gdzie szeroki dukt zamienia się w wąską ścieżkę. Ale widoki jakie stamtąd się rozciągają, są iście bajkowe. Morze widziane z góry wygląda o niebo lepiej, niż z jego poziomu. Trzymając się ścieżki zaczynamy schodzić coraz niżej. Przy okazji natrafiamy na sympatycznego żółwia, który chętnie pozuje ze mną do zdjęcia. W pewnym momencie docieramy do miejsca, skąd rozciąga się rewelacyjny widok na zamek. Same ruiny nie wprawiają nas w zachwyt, gdy już oglądamy je z bliska. Wszędzie oczywiście są hałdy śmieci, a ruiny są częściowo odbudowane, więc trącają nieco zbyt dużą nowoczesnością. Po krótkiej fotosesji opuszczamy ruiny i wracamy do Kianki i wyruszamy do Thetu. Warto w tym miejscu dodać, że opuszczając półwysep okazało się, że wjazd na niego jest płatny (wieczorem mijaliśmy jakąś budkę oraz podniesiony szlaban – w ciągu dnia pobierane są opłaty, lecz nie wiemy w jakiej wysokości).

Rajski widoczek

Półwysep Rodonit

Sesja z żółwiem

żółw

Ruiny zamku na półwyspie Rodonit

ruiny zamku Rodonit

Rodonitowe, plastikowe śmietnisko

Rodonit

Jedziemy przez Albanię w stronę północną. Najpierw autostradą w stronę Tirany, a później odbiciem na Fushe Kruje docieramy do drogi do Shkodry. Jedzie się całkiem dobrze i sprawnie. Przez Shkodrę przejeżdżamy bokiem, kierując się na przejście graniczne Hani Hotit. Za Koplikiem odbijamy na drogę do Thetu. Najpierw trochę się gubimy na rozjazdach, ale po naprostowaniu błędy mkniemy ku górze. Droga jest wąska i widokowa. Docieramy do Boge, gdzie kończy się asfalt ustępując miejsca szutrowi. Okazuje się, że droga wiodąca do Thetu jest w remoncie. Postanawiamy podjechać nieco wyżej, ale niestety krążące wokół czarne chmury postanawiają zawrzeć szeregi i robi się ciemno i nieprzyjemnie. Przy budynku, na którym widnieje napis Informacja Turystyczna zaczynam się kłócić o to, czy jechać dalej. Marek upiera się, żeby jechać, ja oponuję twierdząc, że jak nas ulewa złapie gdzieś wyżej na gorszym fragmencie drogi, to Kianka sobie nie poradzi i będziemy mieś spore kłopoty. Kiedy tak siedzimy w aucie i debatujemy zaczepia nas wyjątkowo specyficzna i chyba z lekka nawiedzona kobietka – właścicielka mini hotelu, restauracji i „pola namiotowego”. Zachęca nas do skorzystania z jej oferty noclegowej, jednak ciężko idzie dogadywanie się z nią, gdyż mówi mieszanką włoskiego, albańskiego i angielskiego. Nawet zjeżdżamy na chwilę na jej podwórko, ale gdy zaczyna padać, zarządzamy odwrót. Deszcz stopniowa zmienia się w ulewę, do której później dołącza olbrzymie gradobicie. Usiłujemy schować Kiankę w jakiś krzakach, gdyż lód niemiłosiernie wali w karoserię i szyby. Huk jest nieprawdopodobny. Niestety nie udaje nam się ukryć nigdzie auta, więc Marek wyskakuje na zewnątrz i rozkłada na dachu nasze ręczniki, koszule i karimaty, które mają zamortyzować uderzenia lodu. Drogą płynie rwący potok, grzmi, szaleje wichura i jest naprawdę nieprzyjemnie. Kiedy grad ustaje, postanawiamy zjeżdżać jak najniżej. Marek wrzuca mi pod nogi cały majdan leżący na dachu, w efekcie po paru minutach mamy w Kiance wodę, sięgająca mi do kostek. Zaczynam panicznie wylewać za pomocą kubka zbierającą się wodę, ale nie idzie mi to zbyt dobrze. Zatrzymujemy się kilkakrotnie po drodze, by wylać wodę z auta i wycisnąć wodę z gratów, ale za każdym razem jak tylko wysiadamy zaczyna bardziej padać. Cóż… Góry Przeklęte pokazały nam, co o nas sądzą.

W stronę Prokletije

Prokletije

Chyba troszkę pada…

Prokletije

Ubrana Kianka

Kianka

Gdy docieramy do drogi SH1 Shkodra – Hani Hotit, Marek stwierdza, że podjedziemy do campingu, którego reklamę widział wcześniej przy drodze. Camping prezentuje się całkiem dobrze i widać, iż jest nastawiony na bardziej zachodnich turystów. Marek idzie dowiedzieć się o koszt noclegu – 9 EUR za dwie osoby i Kiankę. Niby nie jest to dużo, ale postanawiamy przespacerować się i rozważyć ten wydatek. Jezioro Shkoderskie prezentuje się wyjątkowo pięknie, a widok na Rumiję jest rewelacyjny. Dodatkowo mamy świetlny spektakl i czarne chmury za naszymi plecami. Wzdłuż brzegu jeziora wiedzie droga, na którą wjeżdżamy Kianką, by zrobić sobie mały popas oraz wysuszyć ręczniki, ubrania i karimaty. Obwieszamy Kiankę niczym choinkę, a dzięki temu że mocno wieje, wszystko zaczyna szybko schnąć. Kiedy się ściemnia, decydujemy się na pozostanie w tym miejscu (po uprzednim schowaniu auta bardziej w krzakach) i darmowy nocleg. Obserwujemy również jak znad Shkodry mknie w naszym kierunku kolejna burza. Gdy przysypiamy w kiankowym wnętrzu pojawia się nagle gość na skuterze, który koło nas przejeżdża w jedną i drugą stronę. Później wraca z drugim gościem – właścicielem campingu i radośnie informują nas, że mamy sobie znaleźć inne miejsce na nocleg. W szalejącej burzy powracamy na drogę do Thetu, przy której Marek kojarzył jakieś miejsca na nocleg w aucie. Tam też nocujemy, lecz ciężko uznać tę noc za udaną. Budzimy się za każdym razem, gdy się błyska lub przejeżdża w naszym pobliżu jakiś samochód. Żałujemy strasznie, że nie mamy stałego dostępu do internetu, by na bieżąco sprawdzać prognozy pogody.

Iluminacja nad Jeziorem Shkoderskim

Jezioro Shkoderskie

Pasmo Rumija

Rumija

Suszenie gratów

Kianka

Zachód słońca nad Jeziorem Shkoderskim

Jezioro Shkoderskie

Post Bałkany 2013. Część 10 – ach te przeklęte góry! pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-czesc-10-ach-te-przeklete-gory/feed/ 7 1563
Bałkany 2013. Część 9 – Zvernec, wyciąganie auta z rowu i Półwysep Rodonit http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-czesc-9-zvernec-wyciaganie-auta-z-rowu-i-polwysep-rodonit/ http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-czesc-9-zvernec-wyciaganie-auta-z-rowu-i-polwysep-rodonit/#comments Tue, 08 Jul 2014 19:43:45 +0000 http://balkanyrudej.wordpress.com/?p=1535 Nasze albańskie przygody w okolicach Zvernec i Półwyspu Rodonit.

Post Bałkany 2013. Część 9 – Zvernec, wyciąganie auta z rowu i Półwysep Rodonit pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
19 sierpień 2013

Wstajemy w wyśmienitych, narzeczeńskich nastrojach. Od razu biegniemy wykąpać się w morzu, gdyż w naszym namiocie przez całą noc panowały iście tropikalne temperatury, które chyba przewyższały te, które były na zewnątrz.

Później odbywamy oczyszczający rytuał polegający na spłukaniu ze skóry soli przy pomocy wody znajdującej się w zgromadzonych baniaczkach i butelkach. Zwijamy nasze obozowisko i ruszamy wyboistą drogą w stronę asfaltu. Dwukrotnie mamy dość spore problemy z wyjechaniem, włączając w to przywalenie w spory kamień oraz buksujące na żwirku koła. Ostatecznie Marek podjeżdża do góry na wstecznym, dzięki czemu nie muszę zbiegać z powrotem na plażę w poszukiwaniu kogoś, kto by nas wyciągnął.

Pożegnanie z „naszą dziką plażą”

nasza dzika plaża

Po dotarciu do asfaltu postanawiamy odwiedzić skalne okno w miejscowości Dhermi, do którego nie dotarliśmy podczas wczorajszego spaceru. Gdy docieramy nad samo morze okazuje się, że kłębią się tam spore tłumy turystów. Droga wiodąca wzdłuż plaży kończy się pod samym skalnym oknem, obok którego, od zeszłego roku powstał barek oraz domki letniskowe sztuk dwa, bo pozostałe dwa są nadal w budowie (edit: pewnie w 2014 roku są już dokończone). Jemy śniadanie na skalnym oknie, a później Marek idzie ponownie popluskać się w wodzie. Ja z racji mych cudownych poparzeń staram się jak najlepiej schować przed słońcem, co nie jest wcale takie proste.

Skalne okno

skalne oknoSkalne okno z knajpą

skalne oknoWidok ze skalnego okna

DhermiW międzyczasie zadecydowaliśmy, że naszym kolejnym punktem zwiedzania będzie Półwysep Rodonit. Nieopublikowany w tamtym czasie przewodnik, który mieliśmy zgrany na ebooka twierdził, że jest to piękne miejsce, idealne na nocleg, z dostępem do słodkiej wody (źródełko), plażą, cerkwią i ruinami zamku. Patrząc na mapie na samą lokalizacją półwyspu doszliśmy do wniosku, że warto się tam udać. Po tym jak Marek ostatecznie odmacza wszystkie swoje cztery kończyny, ruszamy w drogę. Najpierw przez przełęcz Llogarase docieramy do Orikum, gdzie chcemy zobaczyć ruiny antycznego miasta. Generalnie kojarzyliśmy, że znajdują się ona na terenie marynarki wojennej. Ale radosny przewodnik Wydawnictwa Rewasz twierdził, że:

Na zachód od portu, u samej nasady półwyspu Karaburun, nad niewielką laguną, znajdują się pozostałości starożytnego miasta Oricum. Aby tam dojechać, należy skręcić w prawo na skrzyżowaniu zaraz za mostem. Boczna droga wraca nad brzeg morza, po czym wiedzie wzdłuż plaż na zachód, doprowadzając po ok.3km do terenu wykopalisk. (Figiel, S., Albania, Wydawnictwo Rewasz 2013, s. 165)

Hmm autor zapomniał wspomnieć o tej nieszczęsnej jednostce marynarki wojennej, no chyba że opanował umiejętność bycia niewidzialnym i dzięki temu udało mi się przedostać do ruin niezauważonym. Od żołnierza pełniącego wachtę przy bramie dowiadujemy się, że w poniedziałki nie ma archeologa oprowadzającego po ruinach, że aby wejść do ruiny należy u niego zostawić paszporty itd. Cóż… innym razem.

Kiankowy tatuaż czyli gdzie już zawitaliśmy

kiankaŻegnamy się zatem w Orikum i jedziemy do Vlory. Tam na naszej zakupowej uliczce (Rruga Kosova) uzupełniamy zapasy. Korzystam również z nowo otwartego Rossmana, w którym usiłuję znaleźć cokolwiek na poparzeni słoneczne. Niestety w tym pachnącym świeżością sklepie znajdowało się  jeszcze mało kosmetyków (część regałów stało pustych), a z rzeczy do opalania były głównie olejki przyspieszające opalanie, kremy z filtrem i kremy nawilżające. Skorzystałam z tych ostatnich i wzięłam mleczko, które miałam nadzieję da mi odrobinę wytchnienia. Po zakupach ruszamy wzdłuż Rruga Kosova w stronę miejsca, w którym wydobywana jest ropa naftowa, a po okolicy kręcą się liczne cysterny. Dalej jedziemy przez dość gęsty las, który rozbrzmiewa cykadami. Po chwili ostatecznie docieramy do Zverneca, który nasz niewydany jeszcze przewodnik rekomendował jako „interesujące miejsce obok Vlory – wysepka połączona z lądem za pomocą długiego mostku, na której znajduje się monastyr”. Rzeczywiście – wysepka, mostek oraz monastyr są na swoim miejscu. Woda w zatoce natomiast jest dość płytka, brudna i z lekka śmierdząca. Mostkiem docieramy na wysepkę, na której znajduje się malutka cerkiew z dobrze zachowanym ikonostasem. Choć jej wnętrze jest malutkie, to bardzo zadbane. Następnie ścieżką obok cerkwi ruszamy wgłąb lasu, nieco pod górę, licząc na jakieś widoki z drugiej strony. Widoki owszem są, ale niezbyt powalające.

Mój osobisty idol czyli rowerzysta we Vlorze. MISTRZ!!

VloraMost do Monastyru Zvernec

ZvernecPrzed cerkwią

ZvernecPrzecudnej urody ikonostas

ikonostasRuszamy w dalsza drogę ku Półwyspowi Rodonit. Kierujemy się w stronę Durresu. Gdy w jego okolicy wyjeżdżamy na autostradę, usiłujemy połapać się, gdzie znajduje się nasz zjazd na miejscowość Mamminas. Na szczęście jakoś udaje nam się go odnaleźć. Jedziemy przez liczne miejscowości, mając wrażenie, że wszyscy nadciągający z naprzeciwka kierowcy chcą nas staranować. Niestety nie siłujemy się z nimi na zasadzie „nie ustąpimy wam drogi”, bo małą Kianką mieliśmy nie wielkie szanse na wygraną w starciu z terenówkami czy innymi suvami.

Według naszego nieopublikowanego przewodnika na Półwysep Rodonit wiedzie droga, która nadaje się tylko dla samochodów 4×4 oraz, że czas podróży wynosi kilka godzin. Nie zniechęciliśmy się tym opisem uznając, że najwyżej przenocujemy w innym miejscu. Jedziemy i jedziemy i ciągle pod kołami mamy asfalt. Kiedy docieramy do znaków kierujących na Półwysep Rodonit okazuje się, że od czasu kiedy osoba pisząca ten przewodnik do momentu naszego pojawienia się w tym miejscu, Albańczycy wybudowali nowiuteńką drogę. Dodam oczywiście, że przewodnik został z tym błędem wydany i nadal możecie natknąć się na informację, że na Rodonit jedzie się kilka godzin po piaszczystej i wyboistej drodze. My cieszymy się pięknym asfaltem, wiodącym po pagórkowatym i urokliwym terenie. W pewnym momencie, przed jednym ze wzniesień mówię do Marka by zatrąbił, aby jadący ewentualnie z naprzeciwka kierowca, mógł w porę zorientować się, że nadciągamy. Marek trąbi, my wyjeżdżamy zza górki i naszym oczom ukazuje się rozpędzone białe Punto jadące prosto na nas (dodam tylko, że droga na Rodonit jest wąska, tak na jeden samochód i tylko co jakiś czas są zatoczki pozwalające bezpiecznie się wyminąć). Kierowca białego Punto odbija kierownicą w prawo, dzięki czemu nas wyminął, ale równocześnie wpadł do rowu i wbił się w znak wskazujący zakręt. Obojgu nam robi się na zmianę zimno i gorąco. Wysiadamy z samochodu by sprawdzić, czy nikomu nic się nie stało. Z Punto, cali i zdrowi wysypują się mama, dwójka synów, dziadek oraz głowa rodziny vel kierowca. Co ciekawe nikt nie miał zapiętych pasów. Na szczęście pasażerom, jak i autu nic się nie stało. Problemem jednak okazało się wygrzebanie samochodu z rowu, co utrudniał fakt jego zawiśnięcia na znaku drogowym. Na szczęście obok nas zatrzymuje się motocyklista oraz ekipa kilku gości, którzy pomagają nam praktycznie wynieść Punto z rowu. Wszyscy nawzajem sobie dziękują, pozdrawiają i każdy jedzie w swoją stronę. Nie powiem, trochę nam ta sytuacja podniosła ciśnienie, ale dobrze, że wszystko szczęśliwie się zakończyło.

Piękna droga na Półwysep Rodonit

półwysep rodonit

półwysep rodonitAsfaltem docieramy do jakiejś budki ze szlabanem, który jest podniesiony i jedziemy dalej. Podjeżdżamy kawałek pod górę, później zjeżdżamy nieco niżej, gdzie asfalt się kończy i po jakiś 200-300 metrach docieramy na opisywaną przez przewodnik polankę z cerkwią i źródełkiem z wodą. Na polance swoje obozowisko ma jakaś ekipa z Polski,  hałaśliwa grupa Słowaków lub Czechów oraz kilkoro Albańczyków. Rozbijamy obozowisko, po czym Marek idzie popływać w morzu a ja pędem udaję się do źródełka z wodą by moje poparzenia schłodzić nieco w słodkiej wodzie. Zasypiamy chwilę po 21, gdyż intensywny dzień pełen nieoczekiwanych zdarzeń dał nam obojgu nieco w kość.

Post Bałkany 2013. Część 9 – Zvernec, wyciąganie auta z rowu i Półwysep Rodonit pojawił się poraz pierwszy w Bałkany według Rudej.

]]>
http://balkany.ateamit.pl/balkany-2013-czesc-9-zvernec-wyciaganie-auta-z-rowu-i-polwysep-rodonit/feed/ 10 1535